* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

poniedziałek, 16 sierpnia 2010

Jaromir Nohavica: Pieśni

13.08.2010. 12. Letni Ogród Teatralny
14.08.2010. Chorzowski Teatr Ogrodowy (IV edycja)


Koncert(y) naszych oczu

Na koncert Jaromira Nohavicy, odbywający się w ramach 12. Letniego Ogrodu Teatralnego nie można było rezerwować biletów (ani kupować ich w przedsprzedaży), więc kolejka zaczęła się ustawiać już na trzy godziny przed otwarciem kasy i osiągnęła rekordową długość. Wszystkim, którzy chcieli posłuchać czeskiego barda, przypadło do gustu tradycyjne już „Jarku, witaj doma”, wygłoszone przez Mirosława Neinerta, dyrektora Teatru Korez. Dwugodzinny koncert mógł zaspokoić najwybredniejsze gusta: nie zabrakło na nim najbardziej znanych pieśni, pojawiło się też sporo utworów mniej popularnych. Jaromir Nohavica ograniczył trochę komentarze między piosenkami, chociaż nie zabrakło także padających ze sceny żartów. Artysta swobodnie rozmawiał z widzami, reagował dowcipnie na to, co się działo i proponował publiczności kolejne pieśni oraz wirtualki.

Koncert podzielił Nohavica na dwie części (nie wiem, na ile pod wpływem kilku podchmielonych słuchaczy, którzy wywrzaskiwali wybrane tytuły z godnym podziwu uporem – szkoda, że niektórym imprezy plenerowe wciąż mylą się z festynami). W pierwszej części Jarek sam dobierał repertuar i decydował, co zagra za chwilę, w drugiej natomiast oddał prawo wyboru widzom. Jak łatwo się domyślić, takie rozwiązanie sprawiło, że tylko w pierwszej godzinie koncertu można było usłyszeć nowe – lub mniej znane – kawałki. Na początek rozbrzmiała pieśń, której refren śpiewali wszyscy – „Dokud se spivá”. Zaprezentował Nohavica „Cukrarską bossanovę”, „Košilkę” czy powitaną owacjami „Cieszyńską”. Nie zabrakło dynamicznej „Ostravy” i po polsku zaśpiewanej „pieśni z rosyjskich śpiewników”, czyli „Petersburga”. W „Pochodzie zdechlaków” Nohavica jedną ze zwrotek zaśpiewał schrypniętym, schorowanym głosem, imitując bohatera piosenki – w końcu odbiorcy kochają go również za poczucie humoru i dystans. Salwy śmiechu wywołał kuplet „Lunapark w Przywozie”, zaprezentowany w dwóch wersjach, najpierw po czesku, a potem w polskim tłumaczeniu autorstwa Leszka Bergera – jak podkreślał Nohavica, „Lunapark” w wersji polskiej był światową premierą. Ciekawostką jest, że ów satyryczny tekst stworzył ojciec Jarka. Talenty komiczne Nohavicy znalazły ujście nie tylko w utworach, ale i w międzypieśniowych wyjaśnieniach czy dialogach z publicznością. Pieśniarz zaprezentował również kilka wirtualek, czyli śpiewanych felietonów (wśród nich gorąco przyjęty czesko-polski erotyk, „Českopolską”.

Widzowie wybierali najchętniej pieśni, które doskonale znają – i do których często powracają. W drugiej godzinie koncertu Nohavica zaśpiewał między innymi „Bláznivą Markétę”, „Zatímco se koupeš”, „Kometę”, „Sarajewo” czy „Gwiazdę” po polsku (bo, jak wyjaśniał potem w Chorzowie, według Czechów ta pieśń lepiej po polsku brzmi). Pojawiły się i piosenki pisane z myślą o najmłodszych – „Metro pro krtky” czy „Samuraj” (z absurdalnym refrenem „tan, tan, tan, orangutan, tan, tan, tan, na propan-butan”).


Chorzowski koncert Nohavicy na długo pozostanie w pamięci fanów (sam Jarek także zapewnił ze sceny, że będzie to wydarzenie pamiętał). Sala Magazynu Ciekłego Powietrza pękała w szwach, a organizatorzy dwoili się i troili, by znaleźć dla wszystkich miejsca. Tym razem bard zdecydował się na nieco bardziej rozbudowane łączniki między kolejnymi pieśniami. Żartował na temat mentalności Polaków i Czechów, odwołując się do przygotowywanych na 2012 rok autostrad, ale wprowadził do konferansjerki również tony poważne, odnosząc się na przykład do kwestii autotematycznych czy relacji między nim a publicznością. „Bez was moje pieśni byłyby głuche” – powiedział, rozpoczynając koncert – i nie było to przypochlebianie się odbiorcom. Nohavica nie musi przecież tanimi sztuczkami kupować chwilowego poklasku, buduje za to niezwykle silną więź z fanami, którzy zjechali się na koncert w ramach Chorzowskiego Teatru Ogrodowego nie tylko z Polski, ale i z Czech. Często brawa, zrywające się po kilku taktach rozpoznawanego natychmiast utworu, podkreślały niezwykłą relację artysty z słuchaczami. Jarek przyznał się, że stanął w kolejce oczekujących na wejście do Magazynu Ciekłego Powietrza, żeby sprawdzić, jakie to uczucie – czym po raz kolejny zaskarbił sobie sympatię odbiorców.

O koncercie, który miał rozpocząć Chorzowski Teatr Ogrodowy, a zainaugurował jego drugą połowę, Nohavica powiedział „to jest koncert waszych oczu”. Dobierał utwory w zależności od nastroju chwili, tworzył uniwersalną opowieść na miejscu, bez wcześniejszego przygotowania repertuaru. Dzięki malującym się w oczach publiczności oczekiwaniom, rozbrzmiały w MCP m.in. „Vlăstovko let’”, „Plebs blues”, „Pane prezidente” czy „Mikymauz”. Pojawiła się jedna z bardziej rozbudowanych i piękniejszych wirtualek, „Moskevská virtuálka” oraz dowcipna „Českopolská”. Nohavica wykonał „Ostravę” i „Košilkę”, po raz drugi też zaśpiewał polską wersję „Lunaparku” (ta piosenka powinna wejść do stałego koncertowego repertuaru, przyjmowana jest z ogromnym entuzjazmem). Utwór „Pro mou malou Lenku” przypomniał „Rok diabła”. Niespodzianką dla wszystkich była zaśpiewana a capella aria… Nohavica po raz kolejny udowodnił, że potrafi odbiorców zaskakiwać.

Owacje na stojąco trwały bardzo długo: na bis Nohavica zagrał to, co publiczność w Chorzowie mogła z nim wykonać – pojawił się więc skoczny „Hlidač krav” i „Pijte vodu” – nikt już nie usiadł na swoim miejscu, wszyscy słuchali ostatnich utworów na stojąco, klaszcząc i śpiewając refreny razem z artystą.

Chorzowski koncert, idealnie wyważony pod względem proporcji, sycący i kameralny (mimo kilkusetosobowej publiczności) był dowodem na to, że polscy odbiorcy kochają Jarka – z wzajemnością. Czeski bard, przemycający w prostych, folkowych utworach ważne dla każdego człowieka treści, serca słuchaczy podbił już dawno. Jest zwyczajny i skromny, to przyjaciel tych, którzy przyjmują jego pieśni. Atmosferę koncertu budowało także na Chorzowskim Teatrze Ogrodowym porozumienie z fanami, interakcja, w której wyrażała się wspólnota doświadczeń, obustronne zaufanie i radość ze spotkania. Jaromir Nohavica świetnie zrytmizował koncert, przeplatając żywe i skoczne piosenki utworami lirycznymi i wzruszającymi, a znane pieśni – nowszymi i jeszcze niezakorzenionymi w świadomości słuchaczy.

Jeden człowiek, gitara i heligonka: to zestawienie gwarantujące ogromny ładunek emocji. W tekstach Nohavicy liczą się celne spostrzeżenia i komentarze, które dotyczą całkiem normalnego życia, codziennych spraw i wielkich tematów – miłości, wiary czy śmierci. Liczą się zaskakujące i odkrywcze puenty, nowe punkty widzenia, oryginalny kąt patrzenia na świat. W muzyce – wielbicieli folku zachwyci folk – innych chociażby misternie tworzony akompaniament: tabulatury do gitarowych aranżacji Nohavicy są przecież przez fanów rozchwytywane i ciągle poszukiwane. Jarek udowadnia, że idąc pod prąd popkulturowych trendów, można podbić serca publiczności.
Trudno będzie pogodzić się z roczną przerwą Nohavicy w koncertowaniu…


Foto: Radek Ragan (ChTO)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz