* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

piątek, 12 lipca 2013

Anna Ficner-Ogonowska: Zgoda na szczęście

Znak, Kraków 2013.

Oczekiwania i płacze

Pierwsza powieść Anny Ficner-Ogonowskiej była bestsellerem. Druga powtarzała część jej rozwiązań. Trzecia niebezpiecznie zbliża się do karykatury, bo chociaż autorka pracuje nad stylem i wykorzystuje uwagi do ulepszania narracji, nie zmienia wizji fabuły, a tu nieco przesadza. W „Zgodzie na szczęście” rytm wyznaczają przeplatające się ze sobą wprowadzenia do seksu bohaterów i sceny płaczu. I to na dłuższą metę trudno będzie znieść czytelniczkom niezaznajomionym z bohaterami. Mikołaj i Hanka nadrabiają łóżkowe zaległości bardzo ochoczo, a autorka wycofuje się zawsze na krok przed sypialnią, pozostawiając sceny wyobraźni odbiorczyń. Żeby zrównoważyć nadmiar niedopowiedzianych erotycznych przygód, wplata Ficner-Ogonowska w opowieść kolejne powody do zmartwień.

Dominika w opiece nad dzieckiem zaczyna zachowywać się dziwnie. W trosce o zdrowie psychiczne siostry Hanka musi zachować zimną krew, poszukać ratunku i… poczekać z ujawnieniem rodzinnych tajemnic. Tymczasem kolejne dramaty dotykają jej bliskich. Mikołaj zdaje sobie sprawę z tego, że ukochana nie zniosłaby powtórnych przygotowań do ślubu, próbuje więc zaplanować uroczystość w sekrecie przed Hanką. Codzienność nie pozwala na sielankę, ale Hanka nie jest już sama – w wielu osobach może znaleźć oparcie. Szkoda tylko, że zanim znajdzie, zalewa się łzami co drugi dzień. Zupełnie jak by Ficner-Ogonowska nie wiedziała, czy zależy jej na portrecie mimozy czy silnej kobiety – i nie miała innego pomysłu na puentowanie rozdziałów.

Na korzyść w narracji zmienia się ograniczenie jarmarcznych rymów w wypowiedziach Aldonki – szkoda, że nie można z tego pomysłu zrezygnować całkiem, grafomania w wyznaniach tej postaci nie jest książce do niczego potrzebna. Mniej jest też szczebiotliwych smsów oraz belferskich poprawek językowych ze strony Hanki (chociaż autorka i tak nie jest pewna prawa do słowotwórstwa bohaterów i ma się wrażenie, że czuje się winna, gdy w dialog wkradają się indywidualne słownikowe popisy). Został natomiast – już jako cecha stylu – brak precyzowania podmiotów zdań, kiedy chodzi o Hankę lub Mikołaja. Bywa, że prowadzi to do komicznych nieporozumień, ale stali odbiorcy zdążyli się już na pewno przyzwyczaić do tego zabiegu i mogą przymknąć na niego oko.

Ficner-Ogonowska po raz trzeci długo chce odwlekać bezwarunkowe szczęście bohaterów. Nie pozwala im znaleźć czasu dla siebie, zarzuca problemami z zewnątrz, ale sama fabuła tym razem okazuje się bardzo statyczna. Najprawdopodobniej dlatego, że do wszystkich rozwiązań odbiorczynie się przyzwyczaiły, więc ani zmiany otoczenia, ani sytuacje stresotwórcze dla Hanki nie będą zaskoczeniem dla nikogo. Tu liczą się, przynajmniej dla autorki, intensywne uczucia i wiara w wielką miłość, której nic nie przeszkodzi. W dalszym ciągu to Mikołaj walczy o kobietę swojego serca, Hanka może pozostać bierna, płakać i czekać na pocieszenie. O ile w pierwszym tomie ta postawa była oryginalna, przynajmniej w obliczu innych czytadeł, o tyle teraz zaczyna się przejadać.

Najlepiej Ficner-Ogonowska czuje się w scenach świątecznych – i w „Zgodzie na szczęście” tak manipuluje czasem, by zwalniać go na uroczystości. Powoli ucieka od zwyczajnego życia, nadmiar wstrząsów, jakie funduje postaciom, próbuje złagodzić lub zrównoważyć rodzinną i pełną wzruszeń atmosferą. W efekcie przekarmia tymi wzruszeniami – owszem, chce się wiedzieć, co słychać u sympatycznych bohaterów, ale już bez tego patosu, który autorka dokłada do wydarzeń. To już powieść dla fanek cyklu, nie można od niej zaczynać spotkania z Ficner-Ogonowską. Nie wolno jednak zapominać o tym, że „Zgoda na szczęście” to powieść rozrywkowa kierowana zwłaszcza do idealistek i lubujących się w romantycznych gestach odbiorczyń.

5 komentarzy:

  1. Raczej nie przeczytam. Nie cierpię takiego stylu i takiego niesprecyzowanego portretu psychologicznego głównej bohaterki.

    OdpowiedzUsuń
  2. akurat portret psychologiczny głównej bohaterki jest mocno sprecyzowany, tyle że wokół dwóch sprzecznych postaw.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam ostatnio dwie pierwsze części i ciężko mi było przez nie przebrnąć. Ta wiecznie nieszczęśliwa, zapłakana Hanka, której cały świat na przekór robi, nie znoszę takich bohaterek, już bardziej mi się Dominika podobała. Dlatego po trzecią część nie sięgnę, nie dałabym rady kolejnym sześciuset stronom jęków.

    OdpowiedzUsuń
  4. na jeden raz to faktycznie trochę ciężkie, ale z drugiej strony wielu czytelniczkom właśnie taka lekturowa odskocznia od własnych problemów się przyda...

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciężko mi się zgodzić z tą recenzją. Ma Pani typowo naukowe podejście do tematu, a przecież większość czytelników po prostu czyta i chce mieć przy tym dawkę jakichś emocji i historię która ich zainteresuje. Może właśnie na tym polega sukces tych powieści, na cieple z nich płynącym i uczuciach, których brakuje nam w życiu?

    OdpowiedzUsuń