* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

niedziela, 10 marca 2013

Tomasz Cichocki, współpraca Marcin Mastalerz: Zew oceanu. 312 dni samotnego rejsu dookoła świata

Carta Blanca, Warszawa 2013.

Walka z marzeniem

Pochłania się „Zew oceanu” jak najlepszą książkę przygodową. Skręca się ze śmiechu nad kolejnymi autoironicznymi komentarzami Tomasza Cichockiego. Z czasem przejmuje się też emocje autora i rzadkie chwile niezwykle silnych wzruszeń. Jednym słowem, przeżywa się rejs dookoła świata bez wychodzenia z domu. „Zew oceanu” to pozycja, o której się nie zapomina, spełnienie awanturniczych marzeń i pytanie o granice ludzkiej wytrzymałości, walka z własnymi słabościami i żywiołami, opowieść tak gęsta od ekstremalnych doświadczeń, że aż niewiarygodna. Dla czytelników – zderzenie z potęgą natury.

Kiedy Tomasz Cichocki zapragnął wyruszyć małym jachtem w samotny rejs dookoła świata, nic nie mogło go powstrzymać. Zgodę żony zdobył sprytnym sposobem, pokonał problemy finansowe, przekonał się o tym, kto jest jego prawdziwym przyjacielem, przekonał sponsorów i rozpoczął przygodę życia. Już czas sprzed wyruszenia na wyprawę budzi sporo emocji – a to przecież mało znaczący etap w kontekście późniejszych wydarzeń. Na lądzie Cichocki może korzystać z pomocy znajomych i fachowców, nie grozi mu nic (poza utratą pieniędzy) i nie jest zdany wyłącznie na własne siły. Już niedługo sytuacja się zmieni.

Rytm życia na jachcie znacząco różni się od zwykłej egzystencji – co do tego, autor nie musi nikogo przekonywać: skupia się zatem na dowcipnych analizach zaskakujących sytuacji. Z czasem do narracji wkraczają coraz bardziej niezwykłe z perspektywy zwykłego czytelnika sceny – sztormy, wypadki, utrata zapasów, zniszczenia sprzętu i awarie na pokładzie. W przerwach między pełnymi adrenaliny opisami Cichocki mówi o zwyczajności – sposobach na robienie prania, telefonach do żony, lekturach czy walce z zimnem. Szczegółowo tłumaczy, jak radził sobie z usterkami – nie po to, by chwalić się pomysłowością, lecz by podpowiadać rozwiązania innym: w końcu sam też korzystał z zapisków żeglarzy. W samotności przychodzi czas na rozpoznawanie odgłosów jachtu i na mierzenie się z filozoficznymi, niełatwymi lekturami. Z rzadka powraca autor myślami do przygód z lat młodości. Nie ma w tej książce natomiast miejsc nudnych, do pominięcia wzrokiem. Przy tworzeniu tekstu pomagał Marcin Mastalerz – prawdopodobnie jemu należą się gratulacje za znalezienie kompromisu między przeżyciami Cichockiego a oczekiwaniami czytelników.

Wyróżnikiem tomu, poza ekstremalnym stężeniem „przygodowości” jest jego szorstki humor. Cichocki z wprawą rasowego showmana nieoczekiwanie puentuje historie, czasem nawiązuje do drobiazgów tylko po to, by uruchomić komizm. Staje się mistrzem w operowaniu ironią – czemu sprzyja świadomość własnych ograniczeń i słabości. W momentach zwątpienia ratuje się autoironicznymi żartami, złośliwie komentuje sytuacje bez wyjścia i natychmiast sam odpowiada sobie jeszcze bardziej drwiąco, do końca nie pozwala czytelnikom domyślać się rozwiązania. Nigdy nie zamienia się za to w tandetnego żartownisia, humor jest w tej książce idealnie dobraną i bez zarzutu stosowaną potrawą.

„Zew oceanu” to również pokazowe stosowanie rozkładu akcentów i miejsc kulminacyjnych. Wprawdzie od czasu do czasu odbiorcy uprzedzani są o tym, czego w niedalekiej przyszłości autorowi zabraknie, ale w niczym nie umniejsza to przeżyć podczas lektury. Co ciekawe, Cichocki stawia na przedstawianie prawdziwych wyzwań, nie zajmuje się „zwykłymi” sztormami – ale potrafi też wspomnieć o nietypowych towarzyszach wyprawy – jaskółce siadającej na ramieniu czy zaplątanym w żyłkę wędki albatrosie. To sprawia, że odbiorcy jeszcze mocniej angażują się w prezentowaną historię – i przeżywają prawdziwą przygodę, o jakiej nawet nie śnili. „Zew oceanu” to książka, którą powinno się polecać wszystkim miłośnikom wyzwań oraz dobrej – nie tylko przygodowej – literatury faktu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz