* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

środa, 14 września 2011

Robin U. Russin, William Missouri Downs: Jak napisać scenariusz filmowy

Wydawnictwo Wojciech Marzec, Warszawa 2011 (wydanie VI)

Sztuka pisania sztuk

Niewiele jest poradników, które czyta się z wypiekami na twarzy; mało która pozycja jest w stanie wzbudzać takie emocje jak tom „Jak napisać scenariusz filmowy”, którego już szóste wydanie pojawiło się na rynku za sprawą Wydawnictwa Wojciech Marzec. Ta czterystustronicowa książka powinna być biblią dla scenarzystów (bez względu na stopień ich zaawansowania i doświadczenie w zawodzie), przydaje się wszystkim tworzącym, bo poza tym, że porządkuje zasady konstruowania opowieści, uczy spojrzenia na fabułę, bohaterów czy dramaturgię, to jeszcze przedstawia od strony technicznej rzecz najtrudniejszą – skracanie gotowego tekstu. Autorzy, Robin U. Russin oraz William Missouri Downs, nie odnieśli wprawdzie oszałamiającego sukcesu, ale po pierwsze, jak piszą we wstępie, zarabiają scenariuszami na życie, po drugie, potrafią przekazywać wiedzę rzetelnie, nie pomijając nawet tych drobiazgów, które w innych poradnikach zostały zepchnięte na margines. Dziś popularnością cieszą się kierowane do masowego odbiorcy publikacje utrzymane w retoryce sukcesu, proponujące gotowe schematy lub zbyt ogólnikowe wskazówki, z których nic dobrego wyniknąć nie może. W tomie „Jak napisać scenariusz filmowy” nie ma obietnic fortuny łatwej do zdobycia ani szablonów pisania. Jest za to mowa o żmudnej, często zniechęcającej i bardzo ciężkiej pracy: tworzenie scenariuszy (i potem sprzedawanie ich w USA, choć dla nas to bardziej ciekawostka) wiąże się z wyrzeczeniami, cierpliwością i uporem. Po lekturze można nawet odczuć ulgę, jeśli nie ma się zamiaru wybierać tego zawodu. Dla zdecydowanych natomiast to dzieło nieocenione, kompletne i arcyciekawe.

Russin i Downs tłumaczą, jak należy formatować scenariusz (przy okazji wyjaśniając, jakie błędy zdradzają debiutantów). Nie pozwalają nawet na odrobinę swobody, określają wielkość marginesów i odległość konkretnych elementów tekstu od siebie. Ale przecież to mimo wszystko mniej istotne niż rozdziały, które następują potem. Autorzy omawiają zasady budowania filmowego świata, prawdopodobieństwa bohaterów, sprawdzania szczegółów i czerpania wiedzy na temat tworzonej rzeczywistości. Wgryzają się w każdy temat bardzo głęboko. Nie przedstawiają recepty na scenariusz idealny za to rozpracowują każdy element filmowej opowieści. Podpowiadają jak (i dlaczego) zaimponować recenzentowi. Podsuwają też rozwiązania, które pozwolą ulepszyć tekst, zwiększyć jego dynamikę i uczynić całość bardziej intrygującą. Poza uwagami do pracy twórczej czy kreatywności potencjalnych odbiorców znajdą się w tej książce i ułatwiacze codziennych zadań – choćby tablica z fiszkami, porządkująca fabułę. Co składa się na poszczególne gatunki, czym różni się dialog filmowy od realistycznego, jak tropić i eliminować wypełniacze tekstu… Czterysta stron zagęszczonych wskazówek, z których każda trafia w sedno. Nie ma tu czystej teorii, autorzy posiłkują się przykładami z prac studentów, ale też i fragmentami filmów, by dobrze zilustrować wywody. Choć książka zakorzeniona jest w realiach amerykańskiego rynku, rdzeń jej pozostaje uniwersalny.

Ta książka składa się z olśnień i porad nie do przecenienia, z przebłysków genialności i z informacji, bez których przy pisaniu obejść się nie można – ale pierwsze, co przychodzi na myśl przy ocenianiu „Jak napisać scenariusz filmowy” to rzetelność i systematyczność w analizowaniu kolejnych elementów dzieła. Nie ma tu miejsca na chaos i nieprzemyślane uwagi, tom jest skondensowany do granic możliwości i dopracowany w każdym szczególe (mimo że korekta przepuściła między innymi trochę wyrazów bez znaków diakrytycznych – nie zwraca się na to uwagi, tak absorbuje treść). Aktorzy znaleźli nawet miejsce na zaproponowanie alternatywy dla scenarzystów: przypominają o serialach telewizyjnych (i precyzyjnie wyliczają różnice między odcinkami serialu i filmami pełnometrażowymi) oraz o sztukach teatralnych.
Do ostatniej strony nie można się od tej książki oderwać: nawet kiedy rzecz dotyczy wiadomości z realiów amerykańskich, przyjemnie śledzi się konkretne podpowiedzi i sygnały przezorności autorów, cieszy wnoszony do lektury spokój i ład. A w dodatku zwyczajnie dobrze się tę pozycję czyta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz