* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

sobota, 30 grudnia 2017

Zbigniew Dmitroca: Baba Jaga w Ameryce

Egmont, Warszawa 2017.

Utrudnienia

Chociaż bardzo kibicuję serii Czytam sobie, nie mogę się przekonać do propozycji Zbigniewa Dmitrocy, i to nie ze względu na fabułki czy konstruowanie postaci. W tym autor się całkiem dobrze sprawdza. Ale kompletnie nie panuje nad warstwą językową i to po raz kolejny pokazuje. Ograniczenia formalne serii stają się dla tego autora pretekstem do wydumanych słownych rozwiązań, które mogą szybko zniechęcić do wysiłku dzieci uczące się czytać. Dmitroca pisze jak dla wrobionych czytelników, a przecież jego tomik „Baba Jaga w Ameryce” to propozycja dla maluchów. Ale jeśli w pewnym momencie starowinka „ze znawstwem skonstatowała”, to już oznacza, że autor nie ma pojęcia o pisaniu dla dzieci i robić tego nie powinien, dopóki nie pojmie podstawowych zasad. Być może ujawnia tym samym słabość założeń serii – skoro trzeba rezygnować z dwuznaków oraz zmiękczeń, należy szukać synonimów bądź zmienić kierunek opowieści. Mało kto w pisaniu potrafi zapamiętać regułę omijania dwuznaków, w efekcie więc wpada na miny wytykane przez redaktorów – i wtedy jest już za późno na podporządkowywanie fabuły nowym pomysłom, trzeba szukać słownych zamienników. W tym Zbigniew Dmitroca jest koszmarnie wręcz słaby.

W drugim poziomie serii Czytam sobie dzieci powinny zacząć odkrywać przyjemność samodzielnej lektury: dowiedzieć się, że istnieje czytanie dla własnej satysfakcji, jako rodzaj rozrywki. To dlatego podsuwa im się zróżnicowane historie i coraz bogatsze fabuły. U Zbigniewa Dmitrocy jest pomysł na akcję, i to akcję niemal sensacyjną, bo Baba Jaga dzięki swojej miotle udaremnia niecne plany „zamaskowanego bruneta z rewolwerem”, a rzecz dzieje się w sercu Nowego Jorku. To motyw, który budzi ciekawość – maluchy będą chciały podążać za bohaterką i śledzić jej przygody, zwłaszcza że czasami Baba Jaga natyka się na niespodziewane przeszkody. Niewiele brakuje, by przegrała – a przecież to ona tym razem stoi po stronie dobra oraz sprawiedliwości i zgodnie z regułami bajek nie powinna ponosić porażek, ale przecież w opowieściach może się zdarzyć wszystko. „Baba Jaga w Ameryce” fabularnie cieszy. Realizacja jednak kuleje tu bardzo mocno.

Wiadomo, że w warstwie słownej jest trudno, bo rabuś i przestępca odpadają ze względu na wymogi poziomu. Ale „brunet z rewolwerem” to składanka trudna do wymówienia nie tylko dla dzieci, które przeważnie mają dość logopedycznych pułapek o mniejszym stopniu trudności. Niezależnie od znalezionych synonimów, odbiorcy nie powinni męczyć się lekturą z powodu nieznajomości nie tylko znaczeń, ale w ogóle samego brzmienia słów. Jeśli nigdy nie usłyszeli danego wyrazu (a tak może być nie tylko z nieszczęsnym „konstatowaniem”), będzie im ciężko. Ponadto Baba Jaga to na zmianę „starowinka”, „babula”, nie wiadomo bliżej, dlaczego. Założenia serii nie obejmują związków frazeologicznych, ale Dmitroca wyraźnie takie lubi, nie zwracając uwagi na to, że dzieci będą miały problem z ich zrozumieniem. Przy tych zarzutach już używanie motywów archaicznych (telegram) czy potocznych („stara ale jara”) stanowi najmniejszy problem. Największy – czyli kłopot ze zrozumieniem treści na poziomie lektury – pozostaje.

Joanna Furgalińska może w tomiku spokojnie bawić się satyrą, a do tego zderzać rozmaite style (są tu na przykład stare fotografie połączone z karykaturalnym wizerunkiem Baby Jagi – z niepełnym uzębieniem i wielkim nosem. Furgalińska chce rozbawiać dzieci i przynajmniej trochę wynagrodzić im trudy lektury. Rysunki są tu bardziej młodzieżowe, wdaje się, że Furgalińska zamierza traktować najmłodszych poważnie, ale nie zapomina, że mają się przede wszystkim bawić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz