* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

poniedziałek, 18 grudnia 2017

Matylda Man: Trzeba marzyć

Prószyński i S-ka, Warszawa 2017.

Antysielanka

Nie tyle trzeba marzyć, jak głosi tytuł powieści Matyldy Man, co uważać na to, o czym się marzy – bo kiedy się spełni, może zaprzeczyć bajkowej wizji. Tym razem wszystko sprowadza się do ośmieszania kobiet, przedstawicielek różnych pokoleń, które bez mężczyzn nie wyobrażają sobie codzienności, nie radzą sobie ani z własnym życiem, ani z uczuciami wobec bliskich. Malina zażera się ćwiartkami kurczaka z rożna po tym, jak mąż zdradził ją z sekretarką – sprzedawca kurczaków to jedyny mężczyzna, któremu chciałaby się zwierzać ze swoich dramatów. Częściej jednak wylewa żale przez telefon, do siostry, w środku nocy. Także siostrzenicę chce uchronić przed trudnym losem kobiety porzuconej. Ale przecież Jagoda to jeszcze dziecko, na razie ma tylko trzydzieści cztery lata, mieszka z matką, która jej dogadza – po co jej mężczyzna? Matka, nawiasem mówiąc, też trafia na chłopa z odzysku i nawet przy tym nie wybrzydza, bo wie, że na nic lepszego nie ma szans. Z czasem i ona zaczyna wygłaszać do słuchawki szereg sekretów i przemyśleń. Jagoda zalicza różne nieudane związki i próbuje usidlić jakiegoś mężczyznę coraz bardziej desperacko. To wszystko nie przypomina wcale historii jak z bajki. Autorce zależy za to na tym, żeby jak najmocniej wynaturzyć bohaterów, skarykaturalizować ich tak, by – mimo odnośników do rzeczywistości – sami się bezustannie ośmieszali. Gubi ją jednak jednokierunkowość wysiłków, brak jakiegokolwiek cieniowania charakterów. Ironia zastępowana jest rubasznością, a postacie zostały tak mocno zafiksowane na celu – znalezieniu męża – że nie potrafią już sprawdzić się w żadnej innej dziedzinie życia. Komiczne to do czasu, potem źle sklejona fabuła zaczyna się rozsypywać i nie zapewni już satysfakcji ani przyjemności. „Trzeba marzyć” to oczywiście parodia ciepłych obyczajówek z wielką miłością w tle, tu małżeństwo staje się więzieniem – upragnionym, ale i destrukcyjnym, czego bohaterki starają się nie dostrzegać nawet wtedy, gdy dla ukochanego muszą poświęcać się coraz bardziej. Gorzki to obrazek, odwrotność sielanki – tyle że miejscami bardziej życiowy niż optymistyczne czytadło.

Matylda Man nie wie za bardzo, czemu się poświęcać: fabułę odsuwa na dalszy plan, próbuje zatem dopieszczać narrację. Od początku pokazuje, że ta opowieść transparentna nie będzie. Język pełni tu ważną rolę, nie jako nośnik treści – a nośnik drwiny. Autorka odmalowuje bohaterki tak, by nikt ich nie polubił, rezygnuje z sentymentów. Przymierza się za to do wprowadzanych co pewien czas wyliczeń w stylu wczesnej Grocholi, ujawniając własny stosunek do akcji i do postaci. „Trzeba marzyć”, na przekór tytułowi, jest próbą sił, wyzwaniem dla bestsellerów. Czasami ten rytm przez autorkę przyjęty się załamuje – i wtedy nie ma Man zbyt wiele do zaoferowania czytelniczkom.

Kluczem do tego tomu jest gadanie. Kobiety z różnych pokoleń gadają, gderają, budują ze słów świat, w który potem wierzą – i którzy przyczynia im trosk. Nie da się wyrwać z tego kręgu, bo kiedy cokolwiek się wydarzy, straci swoją rangę, gdy zostanie przegadane. Sprawnie konstruuje autorka drobne telefoniczne monologi, ale znów przekreśla je tendencyjnością i przewidywalnością samych żartów. Niepotrzebnie próbuje zasugerować własny dystans do historii – sięganie do Proppa czy satyryczne streszczanie baśni to raczej nie droga do sukcesu na rynku literatury dla kobiet – ten rynek radykalnych rozwiązań nie lubi, rzadko wybacza też jawne wyśmiewanie się z powszechnych, choćby tylko baśniowych rojeń o wielkiej miłości. U Matyldy Man przyziemność wygrywa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz