* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

niedziela, 5 lutego 2017

Simone Moro: Misja helikopter

Agora, Warszawa 2017.

W górze

Tego człowieka nie trzeba przedstawiać ani fanom alpinizmu, ani miłośnikom literatury górskiej. Simone Moro swoje doświadczenia ze zdobywania ośmiotysięczników przedstawił, pojawia się również czasem w relacjach innych wspinaczy. Góry to jego pasja, ale w tomie „Misja helikopter” wiąże je z innym, odrobinę późniejszym marzeniem. Marzeniem, które szybko staje się sposobem na życie i ucieczką od wspinaczkowej emerytury. Moro pragnie latać helikopterami i używać ich tam, gdzie są niezbędne jako element akcji ratujących życie: w wysokich partiach gór. O dążeniu do zrealizowania tego śmiałego pomysłu opowiada w niewielkiej książce.

Na pierwszym poziomie to relacja dotycząca pasji. Simone Moro niekoniecznie wstrzela się w standardowe życzenia ogółu odbiorców. Potrafi jednak zarażać entuzjazmem, pokazuje, że wszystko może się udać, wystarczy podejmować ryzyko i nie poddawać się po drobnych porażkach. Jest w stanie przekonać odbiorców, że warto realizować nawet najbardziej śmiałe marzenia – i ukazuje im to na własnym przykładzie. Dla zdeterminowanego nie ma rzeczy niemożliwych. Z tego składa się część opowieści, bez względu na zainteresowania czytelników wspólna wszystkim. Drugą płaszczyznę historii stanowią więc konkrety – uzupełnienie emocji o wiedzę na temat helikopterów i ich „technicznych” możliwości oraz całej drogi, jaką musi przejść potencjalny pilot. Simone Moro chce, by wszystko odbywało się zgodnie z prawem, pokazuje więc sposoby realizacji marzenia. Jedyne co od czasu do czasu przemilcza to koszty lekcji, lotów ćwiczeniowych czy paliwa. Trzecim elementem tej publikacji, trochę nawiązującym do literatury górskiej, są akcje ratunkowe – najpierw te, w których helikopter się przydał (lub: by się przydał, ale go zabrakło) – utwierdzające autora w przekonaniu, że jego pomysły mają sens – później te, w których Moro brał udział jako pilot czy członek załogi. Tu okazuje się, jak bezduszne bywa prawo: piloci znają możliwości swojej maszyny (i bez przerwy ją testują), wiedzą, kiedy można podjąć ryzyko i wznieść się ponad przepisową wysokość, żeby uratować komuś życie – później, w raportach, wartości te muszą zaniżać. Jest więc chęć niesienia pomocy innym i przeżywanie ekstremalnych przygód stałym lawirowaniem między tym, co uznawane i tym, co zakazane. Moro odwołuje się do wielu groźnych sytuacji, udowadniając, że w ratowaniu innych liczy się umiejętność oceny i podejmowania szybkich decyzji, a nie wiedza teoretyczna – nie da się nawet w opisie ujednolicić szeregu wypraw, każda jest inna, o czym urzędnicy najwyraźniej nie chcą wiedzieć. W tomie pojawia się jeszcze czwarty składnik: próba rozprawienia się z głosami krytyki, nieżyczliwością, czy – ogólnie – ludźmi, którzy usiłowali nie dopuścić do realizacji marzenia. Tu najbardziej przebija się gorycz. Simone Moro, świadomy, że nie wolno mu przeprowadzać personalnych ataków, ale też odwoływać się bezpośrednio do wydarzeń, co do których istniały różne punkty widzenia, próbuje dyplomatycznie mieszać z błotem przeciwników. Krytyce poddaje włoską biurokrację (sporo miejsca zabiera mu porównanie systemów w prawie włoskim i amerykańskim, ale też rejestr potrzebnych licencji czy zezwoleń i samego podejścia do lotów komercyjnych w różnych krajach), zawistników czy tych, którzy go atakowali (czasem nawet dosłownie), choć szczegółów nie chce podawać. We fragmentach rozliczeniowych bywa dość męczący – bo do tematów powraca co kilka akapitów – jakby wbrew deklaracjom nie umiał do końca pogodzić się z uciążliwościami.

Helikopter w górach to nie tylko radość związana z lataniem, ale i nowe przyjaźnie oraz możliwości (a także, niestety, nowe rozstania i pożegnania z przyjaciółmi). Przydaje się, gdy ciężko dotrzeć do czekających na ratunek, ale i do poszukiwania ciał zaginionych – w końcu przyjaciół w górach się nie zostawia. Moro opowiada o wyzwaniach powodujących przyspieszone bicie serca i o radości, gdy można przełamać kolejne bariery. W związku ze zróżnicowaniem tych zagadnień i emocji z nimi związanych nie da się utrzymać jednolitej narracji. Zresztą Moro kierunkami przemyśleń dynamizuje tom bardziej niż opracowaniem przeżyć. Żadne słowa nie oddadzą uczuć człowieka, który bez przerwy rzuca wyzwanie naturze. Moro w swoich wyczynach pozostaje mimo wszystko samotnikiem i nie przejmuje się cudzymi ograniczeniami. Prowadzi opowieść specyficzną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz