* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

czwartek, 11 listopada 2010

Sławomir Mrożek: Sztuki odnalezione. Małe i mniejsze

Noir sur Blanc, Warszawa 2010.


Śmiech tkwiący w drobiazgach

Zachwalanie tej książki nie ma większego sensu: wiadomo przecież, że wielbiciele twórczości Sławomira Mrożka nie przegapią „Sztuk odnalezionych” i pochłoną ten tom w tempie błyskawicznym. Sześć utworów – wśród nich przeważnie małe formy sceniczne, poza rozbudowanym do rozmiaru pełnoprawnego przedstawienia „Tercetem” – czasem zaskakuje stosowanymi rozwiązaniami i pomysłami, często śmieszy. Teksty różnią się od siebie nie tylko tematyką i formą – da się tu wyodrębnić skecz, bajkę, jednoaktówkę czy pełnowartościowy dramat – ale także rodzajem stosowanego dowcipu. Poszukiwania humoru, satyry i komizmu mogą stać się kluczem lekturowym „Sztuk odnalezionych”, a już na pewno dopełnieniem rozbudowanej analizy tomiku, jakiej w posłowiu dokonuje Tadeusz Nyczek.

W „Sztukach odnalezionych” żart pełni istotną rolę, jednak nie zawsze – a właściwie prawie nigdy – przybiera wymiar śmiechu beztroskiego. Mrożek umiejętnie łączy w swoich dziełach wyczucie absurdu i wyostrzony zmysł obserwacji, talent do mówienia ezopowowego i zamiłowanie do zabawy. Dzięki temu publikacja oficyny Noir sur Blanc skrzy się od dowcipu wysokiej próby, utwory są wysmakowane literacko, a do tego umożliwiają szybką adaptację i wystawienie ich na scenie. Mrożek chwilami zamienia się w reżysera, podpowiadając, jakimi środkami uzyskać najłatwiej opisany przez niego efekt, reguluje grę świateł i potrafi obrazowo przedstawić nieskomplikowane w technicznej realizacji autorskie wizje. Ale najważniejsze w tomie będą pomysły i sytuacje z pogranicza realności i oniryzmu, odsyłające do świata wyobraźni, proste (to jest czerpiące z wyrazistych i nieskomplikowanych skojarzeń), a przy tym nieodmiennie zaskakujące. Co ze śmiechem „Sztuk odnalezionych”? Zawsze przefiltrowany jest przez absurd i zderzenia z codziennością oraz polityką. Książkę otwiera króciutki utwór „Imieniny”, w którym najlepiej zarysowuje się istota Mrożkowego spojrzenia na otoczenie i konteksty polityczno-społeczne. Mechanizm literackiego dowcipu jest wręcz banalny: małżonka mecenasa trzyma w domu w klatce mężczyznę – i traktuje go jak kanarka. Wypuszczenie człowieka z klatki wiąże się z przerażeniem obecnych na przyjęciu gości. Umowne krainy z tekstów Mrożka przepełnione są tego rodzaju zabiegami, a komizm powierzchniowej warstwy utworów nie przesłania przecież jego głębszych znaczeń. W „Plombie hrabiego” autor stawia na absurd w stanie czystym, komplikuje treść i powiązania między bohaterami, by uwypuklić nonsens scenki. „Racket Baby” to już teatralny skecz, który urodził się z chęci satyrycznego skomentowania prasowych doniesień: widać tu typowo kabaretowe zabiegi i dążenie do rozbawienia odbiorców. Konwencja bajki sprawia, że „Bruno Sznajder” wydaje się najcięższy do przeniesienia na scenę – lecz pozwala też na odważne rozwiązania literackie, nie ma tu mowy o idei śmiechu dla śmiechu. „Jeleń” jest tekstem mocno satyrycznym, a przy tym niepozbawionym pierwiastków łagodnego dowcipu – i to zestawienie dwóch skrajności szczególnie może przypaść do gustu koneserom Mrożkowej twórczości. W „Tercecie” za to korzysta autor z najszerszego wachlarza możliwości komizmotwórczych, operuje symbolami i stereotypami, buduje sytuacje wieloznaczne i podatne na interpretacje, a poza tym daje potencjalnym aktorom szansę na wywoływanie śmiechu publiczności – choć śmiech ten będzie, rzecz jasna, podbarwiony goryczą.

Tadeusz Nyczek w posłowiu dokładnie przedstawia konteksty i daty powstawania utworów, ich losy (w przypadku „Tercetu”), powiązania z innymi dziełami Mrożka. Komentuje, interpretuje i przytacza oceny innych, by na koniec zapytać o stosunek badaczy i czytelników do tomu złożonego z literackich drobiazgów, niekoniecznie – jak cały czas sugerował – wybitnych. I przyznaje, że sztuki z tej książki mogą spodobać się odbiorcom. Ja po lekturze „Sztuk…” jestem tego pewna. Mrożek nie zawodzi.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz