* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

niedziela, 28 listopada 2010

Izabela Górnicka-Zdziech: Listy miłosne Franciszka Starowieyskiego

Prószyński i S-ka, Warszawa 2010.

Na początku była chuć...

Publikowanie korespondencji, gdy od śmierci jej autora upłynęło niewiele czasu, wiąże się przeważnie z protestami: wkraczanie w prywatność twórców, mimo panujących dzisiaj voyeurystycznych tendencji, bywa krytykowane – nie zmienia to faktu, że w zestawy listów zagłębiają się czytelnicy z przyjemnością i zainteresowaniem, nawet jeśli są to przykłady epistolarnej ars amandi. Ale „Listy miłosne Franciszka Starowieyskiego” mogą budzić ciekawość nie ze względu na niesioną przez nie treść, a z uwagi na obfitość ilustracji i zmieniający się charakter pisma. Na tom składają się wybrane przez Teresę Starowieyską, adresatkę utworów, listy, pisane przez dekadę od lat 70. XX wieku. Przeważnie pozbawione dat, układają się jednak w spójną historię uwielbienia i… chuci. Izabela Górnicka-Zdziech do wybranych listów dodała komentarze żony Starowieyskiego i reprodukcje kolejnych „epistolarnych antyków”. Takie rozwiązanie (na stronach parzystych fotokopia listu, na nieparzystych – przepisany z nich tekst, zapisany kursywą i ozdobną czcionką dla utrzymania charakteru kaligraficznych popisów) sprawdza się w tym wypadku bardzo dobrze, pozwala bowiem podziwiać grafiki, jakimi Starowieyski opatrywał swoje wywody. „Jego listy stały się sztuką” – mówi w wywiadzie, otwierającym książkę, Teresa Starowieyska i ma rację, bo kontemplowanie misternych planów czy pomysłowych grafik zajmie co najmniej tyle czasu, co lektura.

I może okazać się znacznie ciekawszym doznaniem, bowiem Franciszek Starowieyski wyraźnie daleki jest od romantycznych uniesień i artystycznego wypracowywania fraz. W pierwszej fazie związku pisze bez przerwy o tęsknocie do ciała ukochanej – napady chuci z rzadka przerywając napomknieniami o działaniach jeszcze obecnej żony. Otwarcie mówi o swoich pragnieniach, marzy o otrzymaniu fotoaktów Teresy i dość często wspomina o swoim „huju” (w takim właśnie zapisie). Mało w tych listach – a w zasadzie wcale – miłości, wiele za to pożądania. Z czasem Franciszek Starowieyski przechodzi do spraw przyziemnych, zaczyna relacjonować ceny antyków i zlecać swojej wybrance kolejne zadania managerskie – i te listy również opatruje łóżkowymi obietnicami i nadziejami. Epistolarne wywody wieńczą przemycane lekcje stylu i obserwacje dotyczące ciąż, a na końcu książki mieszczą się jeszcze listy do starszego syna grafika, wśród nich uwagi utrzymane w kodzie rodzinnym, to jest w pełni możliwe do odczytania tylko przez zainteresowanych, ale i surowe oceny twórczości potomka („drzewo rysujesz jak zwyczajny głupi przedszkolak. Musisz się dokładnie przyjrzeć jak drzewo wygląda”).

Najważniejsze są jednak kwestie graficzne. Kaligraficzne, pełne ozdobnych zawijasów litery czasem przechodzą w niestaranne i trudne do odczytania bazgroły, a elementy w zamierzeniu upiększające listy, wymuszają większy wysiłek wkładany w odszyfrowanie treści. W pierwszej fazie listów pełnych tęsknoty i erotycznego napięcia pojawiają się odważne i śmiałe grafiki, niekiedy przechodzące w obscena (wulgarność niweczy tu jednak przeważnie surrealizm i metaforyka rysunków). Obok niedokończonych szkiców i pospiesznych obrazków, mających zilustrować wywód, pojawią się i precyzyjne, dopracowane i zachwycające grafiki. Kiedy siła miłosnych zapałów przygasa, Starowieyski odwzorowuje w listach antyki, które przypadły mu do gustu. W listach do syna przedstawia w uproszczony sposób rzeczywistość (jednym z ładniejszych w tym kontekście rysunków jest ten, który przedstawia straż pożarną, gaszącą pożar na wyższych piętrach wieżowca).

Teresa Starowieyska komentuje, dopowiada i wyjaśnia fragmenty mniej zrozumiałe, nie odnosi się za to do intymnych i rozerotyzowanych partii. Chwali męża i buduje jego obraz ze wspomnień zupełnie innych niż chutliwe wynurzenia z listów, stara się zachować klasę i elegancję. Jest to więc zestawienie niebanalne i kontrastowe, a przy tym – dla wielbicieli twórczości Starowieyskiego – obowiązkowe.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz