* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

środa, 29 października 2025

Gram z zespołem. Rozmowa z Dawidem Murkiem

wywiad przeprowadzony 29.10.2025

Izabela Mikrut: Zacznę od pytania, na co Panu, jako zawodnikowi, na boisku nie pozwalali trenerzy?

Dawid Murek: Zaskakujące pytanie, jeszcze takiego nie dostałem… (śmiech).

IM: To wyjaśniam, skąd mi się to wzięło. Dla mnie zawsze, od lat 90., Dawid Murek to był ten filar drużyny, zawodnik, który nie zawiedzie, wyciągnie każdą trudną piłkę w obronie, nawet z trybun, zaatakuje, kiedy inni by tylko przebijali i zdobywa tym punkty… I dlatego zastanawiam się, czy musiał Pan czasami po prostu realizować taktykę, czy miał Pan wolną rękę w trudnych akcjach.

DM: Byłem zawodnikiem, który podejmował w większości sytuacji ryzyko. Trenerzy przeważnie od tego ryzyka stronili, zwłaszcza w tych trudnych momentach, mówili, żeby piłkę dostarczyć na drugą stronę, żeby nie popełnić błędu. Ja z kolei podejmowałem tym większe ryzyko, im trudniejsza była piłka. Czasami to ryzyko się opłacało, czasami kończyło się niezbyt dobrze. Ale – tak, byłem chyba zawodnikiem, który szedł na przekór zasadom wprowadzanym przez trenerów. Zwłaszcza tych trenerów, którzy mówili zawodnikom, żeby w trudnych sytuacjach bardziej szanować piłkę i dostarczać ją przeciwnikowi, niż podejmować takie ryzyko, jak ja podejmowałem.

IM: Ale to wtedy bardzo budowało drużynę…

DM: Możliwe, że tak. Możliwe, że to dawało takiego pozytywnego kopa. Takich sytuacji jest sporo w trakcie meczu, ale ryzyko podejmowane przez zawodników przeważnie nie jest aż tak duże jak to moje. Może rzeczywiście te akcje podnosiły zespół w takich momentach, w których potrzebowaliśmy wsparcia, może to był taki impuls do lepszej gry…

IM: To jak Pan dzisiaj, jako trener MCKiS Jaworzno, może podnosić morale zespołu w trudnych momentach?

DM: Staram się przekazywać to, co kiedyś sam robiłem na boisku. Nie zmieniam się jako człowiek, będąc teraz trenerem. Nie będę udawał nikogo innego, przenoszę to, co robiłem jako zawodnik, na swoją drużynę. Nie mówię im o tym, żeby nie podejmowali ryzyka, wręcz przeciwnie, staram się do tego nakłaniać. Siatkówka cały czas się rozwija i myślę, że takie ryzyko czasami może się opłacić, poniesie drużynę, zachęci do jeszcze lepszego działania na boisku.

IM: Zauważyłam na meczach jedną rzecz: Dawid Murek cały czas jest zawodnikiem. Pan jako trener, kiedy przeciwna drużyna serwuje, ustawia się za boczną linią jak do przyjęcia piłki. Co najbardziej rzuca się Panu w oczy, kiedy ogląda Pan mecz?

DM: Kiedy prowadzę zespół? Staram się, jak pani tu wspomniała, cały czas żyć z tym zespołem i grać z nim. Taka jest moja natura i od początku, odkąd zacząłem pracę jako trener, tak to wygląda. Tak się zachowuję w trakcie meczu, co może wyglądać z zewnątrz trochę dziwnie, bo większość trenerów raczej swoje emocje dusi w sobie i nie reaguje jak ja. Dla mnie to jednak naturalne: będąc zawodnikiem, tak właśnie reagowałem, żyłem grą i tym, co działo się na boisku. Teraz nie mogę ustać w miejscu jako trener, w tym temacie raczej nic się nie zmieni, taki po prostu jestem. To jest różnie odbierane, wiadomo. Ale wydaje mi się, że kiedy zespół widzi, że trener jest cały czas z nim, że energia jest cały czas przekazywana, to jest to fajne. Zespół czuje, że ma wsparcie trenera, że gramy razem, chociaż wiadomo, że trener nie ma dużego wpływu na akcje, może tylko swoją postawą i energią przekazywać emocje na drużynę. Staram się to robić i mam nadzieję, że jest to, jak na ten moment, nieźle odbierane. Zobaczymy, co będzie dalej.

IM: A co Pan mówi zawodnikom w trudnych momentach?

DM: Na czasie w trakcie meczu można przekazać bardzo niewiele informacji, bo w grę wchodzą tu też silne emocje. W trudnych chwilach czas bierze się niekiedy po to, żeby zespół ochłonął, żeby przetrzymać moment lepszej gry przeciwnika albo przerwać nasz słabszy. Czas jest brany po to, żeby uspokoić emocje, więc to bardziej rozmowa o tym, jak możemy sobie ustawić następną akcję. Jest po to, żeby nie myśleć o sytuacjach, które już były, bo to niepotrzebnie zaprząta głowę, nie można się przez to skupić na kolejnej akcji. Czas jest często brany po to, żeby zwolnić tempo gry, akcji, w której przeciwnik się napędził. Musimy przerwać jego dobrą passę. Przeszkodzić w tym, żeby gra nie wyglądała dobrze po tamtej stronie siatki i sprawić, żeby u nas się poprawiła. Oczywiście są momenty, w których przekazuje się więcej wskazówek związanych z taktyką i tym, co mamy robić na boisku, żeby maksymalnie utrudnić zadanie przeciwnikowi, ale to są już bardziej szczegółowe informacje.

IM: Zdarza się w takich momentach, że Pan ma skojarzenia z własnymi doświadczeniami i myśli, że zrobiłby coś lepiej, czy jest rozgraniczenie Dawid Murek – zawodnik i Dawid Murek – trener?

DM: Zespół jest dojrzały. Mam w nim oczywiście mieszankę: jest młodzież, ale są też zawodnicy doświadczeni. Na czasie kieruję do nich kilka słów i to wystarcza, oni to szybko przerabiają w głowach i wiedzą, co mają robić. To zespół doświadczony, wskazówki są przez niego bardzo dobrze przyswajane i zawodnicy na bieżąco wykonują wszystko na boisku.

IM: A są jakieś sztuczki, żeby z dobrego zawodnika zrobić jeszcze lepszego?

DM: Myślę, że nie ma żadnych sztuczek. Jeżeli dobry zawodnik chce być jeszcze lepszy, to musimy się po prostu skupić na pracy, na treningu. To oczywista oczywistość, ale żeby być jeszcze lepszym zawodnikiem, trzeba dużo temu poświęcić, dużo czasu spędzać na hali nad szlifowaniem swoich siatkarskich umiejętności. Im więcej powtórzeń na treningu, tym lepiej przekłada się to na boisko. Jak wiemy, na treningu czasami wygląda to wszystko inaczej niż na meczu, kiedy dochodzą emocje i kiedy walczymy o punkty. Wtedy inaczej działa głowa, ciało inaczej się zachowuje.

IM: Jest element, który naszej drużynie sprawia specjalne kłopoty?

DM: Pracujemy nad tym, żeby lepiej wchodzić w mecz. Czasami nasze początki nie wyglądają za dobrze i to jest związane z emocjami, z tym, że mecz jest ważny. A przecież teraz, w naszej lidze, każdy mecz jest istotny i może być trudny dla nas. Stąd duża praca nad podejściem i nastawieniem: żeby zaczynać mecze dużo lepiej niż do tej pory.

IM: MCKiS Jaworzno to jest klub stabilny ale z tradycjami. Czego Pan po nim oczekuje?

DM: Chciałbym z tymi ludźmi przepracować naprawdę spokojny, fajny czas, bez turbulencji po drodze. Chciałbym z tym zespołem osiągnąć jak najwięcej, ile się da. Poprzeczka po ostatnim sezonie została ustawiona wysoko, Jaworzno zdobyło czwarte miejsce, a zdajemy sobie sprawę z tego, że liga jest w tym sezonie jeszcze trudniejsza i jeszcze bardziej wyrównana. Będzie bardzo trudno dorównać do wyniku z tamtego sezonu, a tym bardziej go poprawić, zdajemy sobie z tego sprawę. Wiem, że to będzie trudne, bo jest wiele zespołów, które o tym samym marzą, ale będziemy robić wszystko, żeby znaleźć się w pierwszej ósemce. To mój cel osobisty, ale też cel zespołu: po to pracujemy, żeby wygrywać i zdobywać jak najwięcej, ale patrzymy realnie na to, jak wygląda liga. Oczywiście każdy zawodnik wchodzi na boisko po to, żeby wygrywać, a najlepiej zdobyć mistrzostwo ligi, awansować do najwyższej, do PlusLigi, ale zdajemy sobie sprawę z tego, że inne zespoły też o tym marzą. Są zespoły, które mają swoje cele, a są drużyny z wielkimi budżetami, które są budowane po to, żeby awansować do PlusLigi, wszyscy o tym pamiętamy. Moim wyznacznikiem w tym sezonie jest to, żeby poprawiać się w każdym meczu, cały czas pracować nad elementami, które mamy do poprawy, a przede wszystkim nad tym, żeby plan minimum, który ustaliliśmy sobie przed sezonem, został zrealizowany.

IM: Jak z Waszej, boiskowej, perspektywy, wygląda doping w Jaworznie?

DM: Ludzie są stęsknieni za siatkówką i widać po ostatnich meczach, że dużo jest kibiców na hali. To jest fajne: jeśli jest doping, jeśli widać zainteresowanie siatkówką, to zespół dużo lepiej funkcjonuje, bo czujemy to wsparcie. Patrząc na naszą reprezentację i na to, jak to wszystko się rozwija, ludzie chcą przychodzić na siatkówkę, bo jednak poziom cały czas się podnosi, a nasza liga to przecież zaplecze PlusLigi, jednej z najlepszych na świecie. Można się cieszyć, że siatkówka tak bardzo poszła do przodu. Kiedy ja grałem, nie było aż tylu sukcesów i aż takiego zainteresowania…

IM: Zainteresowanie siatkówką to właśnie Wy zapoczątkowaliście…

DM: Można powiedzieć, że troszkę tak. Liga Światowa, która zaczęła wtedy pomału startować, my, jako zawodnicy, którzy przechodzili z juniorów do seniorskiej siatkówki, zaczęliśmy to nakręcać, wszystko zaczęło funkcjonować, wypełnione sale, Spodek zawsze pełny po brzegi… to było coś niesamowitego, chociaż wtedy nie mieliśmy przecież sukcesów, jeśli chodzi o seniorską siatkówkę. Ludzie mimo wszystko przychodzili i kibicowali nam, wierzyli w nas mimo porażek.

IM: Przestaliśmy wtedy żyć wspomnieniem drużyny Wagnera, zaczęliśmy mieć na boisku własnych bohaterów. A czego kibicom dzisiaj się nie mówi?

DM: Nie wiem, szczerze mówiąc (śmiech). Mamy swoje rzeczy: to, co dzieje się w szatni, na boisku i na treningu, jeśli musimy odreagować, tego nie wynosimy. Kibic powinien wiedzieć, że ten zespół podchodzi do swojej pracy profesjonalnie. My też jesteśmy ludźmi, chociaż kibice często myślą, że ci siatkarze i trenerzy są inni, bo więcej ich pokazują w telewizji, bo jednego określają gwiazdą, drugiego legendą… Na nas, sportowców, nie powinno się tak patrzeć, jesteśmy przecież normalnymi ludźmi. Gdyby tak każdy z kibiców podszedł i porozmawiał z każdym z nas z osobna, to by zobaczył, że rzeczywiście jesteśmy zwyczajni.

IM: Jak z Pana perspektywy wyglądało przejście od grania do trenowania? Wiadomo, że były tam dramatyczne momenty, przejście na pozycję libero i tak dalej – ale jak Pan to odbierał?

DM: To był trudny czas. Starałem się za każdym razem z końcem sezonu nie myśleć o tym, że już za chwilę koniec mojej przygody z siatkówką. Za każdym razem odkładałem moment, w którym powiem, że w następnym sezonie dam sobie spokój. Trwało to kilka lat i ciągle okazywało się, że granie sprawia mi cały czas przyjemność i nie chcę się jeszcze rozstawać z siatkówką. Powiedziałem sobie, że będę grał, dopóki mi zdrowie pozwoli i tak rzeczywiście zrobiłem. Po drodze ta nieszczęsna kontuzja mnie wyeliminowała na ponad rok z grania i wtedy przeszła mi przez głowę myśl, że może to już koniec mojego grania. Nawet sami lekarze stwierdzili, że może być ciężko. Zapytali, czy chcę jeszcze wracać do zawodowego sportu… Ja wtedy, leżąc w szpitalu, stwierdziłem, że tak, chcę jeszcze wrócić. W tamtym momencie dostałem dużo wsparcia: od rodziny, ale też od kibiców, którzy wysyłali czy to smsy czy… dostałem księgę wpisów od kibiców, że czekają i żebym wracał. To było budujące i to mi dało kopa tak, że powiedziałem, że jeszcze się zbieram i będziemy walczyć. Lekarze stanęli na wysokości zadania, poskładali mi kostkę i jeszcze przez kilka ładnych lat próbowałem swoich sił na parkiecie, może to już nie było to samo, ale nadal sprawiało mi to przyjemność.

IM: Jaki moment kariery zapamiętał Pan na zawsze?

DM: Najlepsze są zawsze zwycięstwa, one zostają w głowie. Tych zwycięstw było sporo, chociaż porażek też na pewno przydarzyło się wiele, z porażek najwięcej się wyciąga i to one są najlepszą lekcją. Ale zwycięstwa najbardziej się pamięta. Zwłaszcza cały czas będę przywoływał Spodek, niesamowitą atmosferę tam. Wygrywanie w pięknej hali, w której kibice żyli meczami, zwycięstwo z taką Brazylią, ciarki jak był śpiewany hymn… to chwile niezapomniane i to zostaje do końca życia.

IM: Ja należę do tych kibiców, którzy wybaczą przegrany mecz, pod warunkiem, że ten mecz jest malowniczy, fajny do oglądania, a jak to wygląda z perspektywy boiskowej?

DM: Tu się zgadzam. Rzeczywiście: jeżeli uważamy, że sportowo jesteśmy słabsi, jeżeli przeciwnik jest silniejszy, ale na boisku będzie z naszej strony walka, to jest to budujące. Wtedy nawet jeśli przegrywamy, to są detale, które przypominają, że gdyby trochę inaczej potoczyła się sytuacja, to kto wie, czy byśmy tego nie wygrali. Te mecze się pamięta, jest wtedy duży niedosyt, bo przegrywa się o małe akcje, dwie-trzy piłki, które przeciwnik lepiej rozegrał. Nie chce się pamiętać takich spotkań, które przegrywa się gładko i rzeczywiście styl w nich nie jest fajny, o takich meczach staramy się jak najszybciej zapomnieć.

IM: Zawodnikom u Pana czego nie wolno?

DM: Pracujemy nad tym, żeby być zespołem walecznym, który będzie wychodził na boisko i za każdym razem będzie serducho na tym boisku zostawiać. Tak, żeby wieczorem spojrzeć w lustro i powiedzieć: po tym meczu czuję się spełniony, nawet mimo porażki dałem z siebie wszystko. Chcemy, żeby tak to właśnie na boisku wyglądało. Mieliśmy w tym sezonie już takie mecze, że walczyliśmy z przeciwnikami w teorii lepszymi od nas, ale na boisku nie do końca to było widać, graliśmy jak równy z równym i wtedy brakowało naprawdę niewiele, żeby wynik wyglądał inaczej. Dlatego cały czas powtarzamy sobie, że jesteśmy drużyną waleczną, która nie będzie się poddawała nawet na chwilę. Przecież w meczach są momenty, że idzie seria piłek przegranych. Nie możemy wtedy zwieszać głów, musimy być z zespołem razem i w tych momentach właśnie się trzymać. Łatwiej jest grać, kiedy się wygrywa, zdobywa się punkty i wszystko pięknie idzie, a kibice są z nami. Trudniej podnieść się w sytuacjach, gdzie, niestety, przeciwnik jest dużo lepszy. Wtedy trzeba być zespołem i wtedy kibice muszą być z nami. Nie tylko w tych fajnych chwilach, kiedy się zdobywa punkty i wygrywa, ale w tych trudnych też, wtedy czujemy, że możemy więcej zdziałać.

IM: Na przestrzeni tych wszystkich lat, kiedy Pan grał w siatkówkę, ta siatkówka cały czas się zmieniała. A to mordercza dziesięciominutowa przerwa na reklamy po drugim secie, a to dyskusje, co jest boiskiem, a co autem, videoweryfikacje i tak dalej. Czy była jakaś charakterystyczna zmiana, która bardzo na Pana wpłynęła?

DM: Myślę, że te mecze w starym systemie, trwające po trzy godziny, mogły być trochę nużące dla kibiców: pięciosetowe spotkania mogły się naprawdę dłużyć. To jest teraz przyspieszone i na pewno jest charakterystyczną zmianą, która dała więcej możliwości telewizji. Poza tym doszedł challenge, bardzo istotny. Wcześniej, kiedy grałem w meczach bez niego, wiele sytuacji można było przepuścić, to było trudne, ale musieliśmy sobie jakoś radzić. Dzięki challengowi możemy zobaczyć akcję na powtórce i sędziowie mają szansę zmienić swoją decyzję. To pomaga w sytuacjach spornych, kiedy na przykład ważą się losy mistrzostwa Polski: mamy piłkę po bloku, a sędzia nie może zdecydować, że tego bloku nie było i zamykamy temat. Da się wrócić do akcji i zobaczyć sytuację na ekranie. Wcześniej, kiedy my graliśmy, tego nie było, więc mogło pojawiać się więcej wyników wypaczonych i niesprawiedliwych. To jest też fajne dla kibiców: ci, którzy nie mogą być obecni na hali, w telewizji mogą sobie zobaczyć powtórkę. To się rozwija w dobrym kierunku, fajnie jest pokazywane. Wcześniej kibice mogli się nudzić, teraz ogląda się mecze krócej, ale bardziej intensywnie i przyjemnie.

IM: Jakiego wyzwania trenerskiego się Pan nie spodziewał, a jakie już się zdarzyło?

DM: W naszym zawodzie jest naprawdę ciężko. Trener jest niestety rozliczany cały czas za wynik, za to, jak zespół wygląda na koniec sezonu. To trener jest wskazywany jako odpowiedzialny. Myślę, że najważniejsze to znaleźć wspólny język z drużyną, którą się prowadzi i starać się cały czas nad tym pracować. Czasami jest różnie: kiedy się przegrywa, pojawiają się nerwowe ruchy, trenerzy są zwalniani, żeby dać nowy impuls dla zespołu. Ten zawód jest niewdzięczny, ciężko mówić o wyzwaniach, bo nigdy tak naprawdę nie wiesz, czy twoja praca się nie skończy po roku albo nawet po kilku miesiącach. Jeśli gra nie wygląda tak, jak chcieliby ludzie zarządzający klubem, to potem wiadomo, jak to się kończy. Dlatego w moich wyzwaniach trenerskich będę ostrożny. Dopiero zaczynam swoją przygodę z tym zawodem i już się na własnej skórze przekonałem, że nie jest on łatwy. Szczerze mówiąc dalej wolałbym być zawodnikiem, grać w siatkówkę, bo wtedy mniej się denerwowałem, mniej przeżywałem, mniej się stresowałem meczem niż teraz, będąc trenerem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz