* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

poniedziałek, 23 lutego 2015

Lucjan i Maciej: Make Life Harder

Prószyński i S-ka, Warszawa 2015.

Życie na języku

Lucjan i Maciej robią to samo, co od lat uprawiają niemal wszyscy felietoniści pragnący chwały i poklasku: opisują codzienność, zaprzęgając do tego satyrę i ironię. Ich atutem dzisiaj jest język oraz dobre uchwycenie mód społecznych. To dzięki zmysłowi obserwacji „Make Life Harder” przybiera formę poradnika (czy też antyporadnika). Młodsze pokolenie błaznów bez pretensji do wielkiej literatury może zwrócić na siebie uwagę w prześmiewczej i bezkompromisowej publikacji. Dlaczego „Make Life Harder” może oglądać światło dzienne (co dziwi w narracji i samych autorów)? Bo dobrze imituje prawdziwość. Takim językiem jeszcze przez chwilę będą się posługiwać młodzi zbuntowani, tak będą podważać dawne autorytety i obecne trendy. Jeszcze przez chwilę, bo następni wykreują sobie nowych idoli i o „Make Life Harder” zapomną tak samo jak ci, których „poradnikowe” wygłupy nie przekonają. „Make Life Harder” to wyraz buntu, a może bunciku, próba wykreowania własnej rzeczywistości, a przynajmniej naprawiania tej zastanej bez wiary w powodzenie.

Od początku uderza tu gra formą. Autorzy decydują się na kalendarzowy rytm (to przecież blog uklasyczniony, czyli znowu przełamywanie konwencji i dyktatu mediów). Proponują zbliżone do „W oparach absurdu” prześmiewcze opisy kolejnych miesięcy (warto zaznaczyć, że nie powielają tu swoich dowcipów) i… wprowadzają horoskopy dla urodzonych w danym miesiącu. Horoskopy, oczywiście, satyryczne – ze szczegółowym określeniem sposobu poczęcia i charakterystykami rodziców zainteresowanego. Dalej przychodzi czas na analizę kilku wybranych tematów. Lucjan i Maciej wyśmiewają się ze wszystkiego. Piszą o kacu, „świętach”, służbie zdrowia, kibicowaniu, modzie, kinematografii, patriotyzmie czy hejcie – wachlarz zagadnień jest naprawdę szeroki, a uogólnienia pozwalają wskazywać słabe punkty kolejnych motywów. Lucjan i Maciej z zasady nie chwalą, a wyszydzają. Rodzajem pochwały, czy szacunku, jest w ich oczach poziom „zajebistości” – więc tak do końca nie wiadomo, czy to uznanie, czy zawoalowany hejt. Wszystko, co w odczuciu autorów zajebiste nie jest, doczeka się wydrwienia. Największego – na poziomie retoryki.

Znakiem rozpoznawczym autorów są porównania. Czasem zabawne, czasem kontrowersyjne, czasem wykraczające poza granice dobrego smaku. Bez nich „Make Life Harder” nie miałoby wewnętrznego ognia, siły przebicia ani mocy. Do porównań dochodzą obrazowe i absurdalne przepisy na dostosowanie się do panujących mód (oczywiście to wskazówki a rebours). Ostry język potęguje jeszcze prześmiewczy charakter tomu – „Make Life Harder” to częściej humor z „Mistrzów” niż z Goscinny’ego. Lucjan i Maciej to w tym wypadku bardziej zjawisko kulturowe, znak czasów (i internetów) niż klasyczni publicyści. Oni nie walczą o poprawę istniejącego stanu rzeczy – oni dokonują dekonstrukcji fałszywych idei i narzucanych poglądów. Uderzają w obyczajowość dla funu, nikomu nie stawiają pomnika. Prezentują typowy dla buntowników rytm negacji – tyle że nie negują wartości, obnażają za to płytkość i bezwartościowość skomercjalizowanego świata. A tak naprawdę wcale nie zależy im na zwycięstwie w tej dziwnej walce. Próbują tylko zostać zauważeni, zyskać sławę i w ten sposób podłączyć się do rzeczywistości medialnej, którą krytykują. „Make Life Harder” to typowy obrazek naszych czasów – wyzywający i prześmiewczy, na pierwszy rzut oka rozrywkowy i płytki, a przecież wszechobecna tu ironia to inteligentna forma rozrywki. Można taką książkę czytać dla śmiechu – albo żeby sprawdzić, co bezkompromisowi autorzy (nie – autorytety) mają do powiedzenia na temat codzienności. I, najważniejsze, w jaki sposób to mówią – bo nawet gdy posiłkują się banałami, język uprzyjemnia lekturę oraz gromadzenie doświadczeń.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz