* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

środa, 25 lutego 2015

Peter Brown: Dzieci to koszmarne zwierzątka domowe

Nasza Księgarnia, Warszawa 2015.

Prawda o…

Klasyczny w satyrze chwyt zamiany ról zaowocował oryginalną książką, która najmłodszych rozbawi, a dorosłym – służącym pomocą w lekturze – przyniesie miłe wytchnienie. „Dzieci to koszmarne zwierzątka domowe” to książka-dowcip, śmieszna historyjka oparta na absurdalnym pomyśle. Lusia jest małym niedźwiedziem, a czas spędza na ćwiczeniu baletowych piruetów. Kiedy znajduje w lesie małego chłopczyka, zakochuje się w nim i zabiera do domu. Prosi mamę, by mogła go zatrzymać – ale mama twierdzi, że „dzieci to koszmarne zwierzątka domowe”. Wkrótce sama Lusia będzie mogła się o tym przekonać – mimo całego zachwytu nad Piskaczem.

Młoda niedźwiedzica zachowuje się tu tak samo, jak każdy maluch, który marzy o własnym zwierzątku. Boryka się z identycznymi argumentami rodziców – sytuacja jest więc małym odbiorcom doskonale znana, chociaż przefiltrowana przez bajkowość. Komizm zapewnia odwrócenie schematu: tu dziecko ma się stać wymarzonym domowym zwierzątkiem – i jak zwierzątko jest traktowane. Przede wszystkim posługuje się niezrozumiałym dla bohaterów językiem – wydaje z siebie tylko piski. Poza tym bez przerwy broi, niszczy meble, bałagani, a co najgorsze – nie potrafi się nauczyć korzystania z kuwety. Lusia powoli przekonuje się, że dzieci to koszmarne zwierzątka domowe – nie nadają się na ulubionych pupili.

Uprzedmiotowione (czy też raczej uzwierzęcone) dziecko staje się obiektem kpin autora. Zresztą żarty dosięgają też drugiej strony – maluchów, które bardzo chcą mieć własne zwierzątka. Peter Brown wskazuje na niemożność porozumienia, a i na niezgodność intencji. Dla Lusi Piskacz jest niemal jak zabawka, nieco kłopotliwa, ale pozbawiona własnych uczuć. Być może ta prosta historyjka sprawi, że dzieci zastanowią się nad odczuciami zwierząt i powściągną nieco swoje „opiekuńcze” zapędy, zapewniając pupilom trochę spokoju. Wprawdzie Piskacz nie ma w tej książce prawa głosu (do odbiorców docierają tylko jego piski), ale analiza jego rysunkowych min nie pozostawi wątpliwości co do intencji i przemyśleń. Mimika to jedyny sygnał, jaki Brown przekazuje odbiorcom w kwestii doznań i niedźwiedziej przytulanki.

Zresztą tomik jest książeczką obrazkową. Peter Brown wybiera system komiksowych dialogów (oraz sprowadzonych do minimum opisów) – tyle że każdy kadr rozciąga na pełną stronę. Tworzy nieskomplikowane rysunki: Lusia zbudowana została prostymi kreskami, tłą pozbawione są detali, które odciągałyby uwagę dzieci od tego, co najważniejsze. Każda ilustracja stanowi potwierdzenie lub uzupełnienie jednej informacji podanej w tekście. Peter Brown sięga między innymi po wyliczenia sprawdzające się w humorystycznych opowieściach: rysunkami uzupełnia proponowane treści i pokazuje komiczny potencjał drzemiący w niecodziennym temacie. Udowadnia, że nawet przy ograniczeniu warstwy słownej można bez wątpliwości zaprezentować emocje postaci – i budzić śmiech, bo to w końcu jeden z ważniejszych aspektów tomiku.

Niezbyt urodziwy chłopczyk ukazywany jako „najpiękniejsze zwierzątko” to pomysł, który uruchomi wyobraźnię dzieci, ale też nauczy je empatii. Nie ulega wątpliwości, że publikacja „Dzieci to koszmarne zwierzątka domowe” jest dowcipem – ale dowcipem, który momentami daje do myślenia. Najmłodszym spodoba się relacja między bohaterami – tak samo jak kreacja Lusi. Oryginalne podejście do tematu wzbudza ciekawość, a rezygnacja z antropocentryzmu staje się cenną lekcją dla odbiorców. Peter Brown umiejętnie wykorzystał nietypowy pomysł. Publikacja sama w sobie stanowi świetną rozrywkę – mimo że lektura nie zabierze zbyt dużo czasu. Dla najmłodszych i dla ich rodziców będzie to zetknięcie z innym spojrzeniem na świat.

1 komentarz:

  1. Dzieci w moim otoczeniu brak, więc... książka nie dla mnie :)

    OdpowiedzUsuń