* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

piątek, 7 marca 2014

Jonathan Lee: Joy

Muza, Warszawa 2014.

Korporacyjna śmierć

Korporacyjna codzienność trafia do powieści obyczajowych raczej rzadko – i przede wszystkim, jako punkt wyjścia do zmian w życiu bohaterów. W tomie „Joy” do końca istnieje w roli tła dla egzystencji postaci – chociaż to nie firma ma tu znaczenie a psychika Joy, prawniczki, która nie wytrzymała tempa życia i spróbowała właśnie popełnić samobójstwo.

Narracja jest tutaj dwutorowa. Odbiorcy przyglądają się ostatnim godzinom z życia Joy – od momentu nakrycia przez nią męża z prostytutką przez coraz bardziej absurdalne wypadki i doświadczenia. Towarzyszą Joy w kolejnych decyzjach – mimo że ta najważniejsza, o rozstaniu z życiem, została już podjęta. Bohaterka lawiruje między próbami zachowywania się zgodnie z rytmem codzienności i świadomością bliskiego końca. Część rozwiązań ocenia przez pryzmat własnej rychłej śmierci, inne stają się pretekstem do powracania do koszmarnej momentami przeszłości. Joy nie tylko godziła się na upokorzenia ze strony najbliższych, ale obwiniała się też o rodzinne tragedie. Problemy nawarstwiały się i wydawały się kłopotami nie do przejścia. Tylko że Joy nie liczy się już jako postać zdolna do podejmowania decyzji czy działań. Samobójcza próba rzutuje nawet na ocenianie jej dawnych postaw: Joy to niemal marionetka, bohaterka bezwolna i niezbyt aktywna. Takie jej odczytywanie narzuca rytm powieści.

Jeśli jedną warstwę narracji zapewnia obserwowanie dnia Joy, drugą stanowią monologi jej znajomych. Mąż i koledzy z pracy zwierzają się terapeucie ze swoich relacji z Joy, próbują poradzić sobie z traumą, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że każda z przesłuchiwanych osób o Joy zapomina szybko i woli skupiać się na własnych problemach. W tych opowieściach zamykają się pojedyncze i ekscentryczne doświadczenia, lekko tylko powiązane z Joy. Prywatne opowieści stają się też mimowolnymi portretami postaci – styl wpływa na kreowanie wizerunku i pozwala autorowi unikać pośrednich ocen. Nagle okazuje się przerażająco oczywista samotność Joy i droga do tragedii. Bohaterka, wielka nieobecna zwierzeń, zaczyna budzić współczucie.

Jonathan Lee nie zajmuje się typowymi aspektami korporacyjnego życia, właściwie do końca interesują go tryby machiny wielkich firm. Zamiast koncentrować się na zewnętrznych przejawach organizacji struktur pracowniczych, stara się poznać typy pracowników – i stereotypowe sytuacje, w jakie ci są włączani. Czy chodzi o romans w pracy, czy o bufonadę, czy o lęk przed utratą stanowiska – Lee zachowuje bezlitosną ostrość spojrzenia. Dokładnie oddaje charaktery ludzi – służalczość czy zarozumialstwo, Joy portretuje dopiero, gdy rozprawi się z bezdusznością w jej otoczeniu. Przez obojętność wobec bohaterki w narracji unika obojętności wśród odbiorców. W rozrywkowej formie porusza poważny temat – i zostanie wysłuchany.

Książkę przesyca trudny humor. Przede wszystkim Jonathan Lee odwołuje się do żartów poniżających, typowych dla amerykańskiego stand-upu i put-down humoru. Rubaszność i seksualne skojarzenia chce przysłaniać ironią, igra z czarnym humorem i wcale nie próbuje wzbudzać śmiechu. Dość dokładnie widać momenty, w których autor zamierza rozbawić szeroką publiczność – ale że nie przestrzega przy tym zasady oddalania współczucia, będzie mu trudno uruchomić komizm. Zresztą „Joy” nie jest książką o radości – to przewrotna ocena aktualnych czasów i problemów, prezentowana w nieco przewrotny sposób. Autor przesadza, ale taki styl pisania jest mu potrzebny do celnego puentowania faktów. Oddala się od optymistycznych fabuł, ale też nie pozwala na jednoznaczną ocenę przedstawianych wydarzeń. Akcja w „Joy” jest bezlitosna i przypomina o samotności współczesnego człowieka wśród innych, którzy dbają tylko o własne interesy i za nic mają szczęście czy choćby zadowolenie bliskich.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz