* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

środa, 7 sierpnia 2013

Koncert Jaromira Nohavicy (Katowice, 4 sierpnia 2013)

Przyjaciel

„Ja chcę śpiewać dla pani, a nie dla pani telefonu” – powiedział Jaromir Nohavica do nagrywającej go podczas koncertu fanki. Nie ma problemów ze znalezieniem utworów czeskiego barda na płytach czy w internecie – a atmosfery z koncertu, czyli wspólnego święta, i tak nie da się utrwalić na żadnym nośniku… poza pamięcią. Moda na Nohavicę nie przemija: ludzie spragnieni są pieśni o głębokich przesłaniach, lirycznej zadumy nad życiem i miłością oraz mądrego żartu. A może spragnieni są samego Nohavicy, swojskiego i sympatycznego Czecha. Filozoficzne refleksje i ciekawe dowcipy funkcjonują w jego tekstach, a że autor stale sięga po niebanalne (i niewyeksploatowane) skojarzenia, wciąż imponuje słuchaczom. Zestawia ulotną chwilę z życia jednostki z kosmosem i wiecznością, pokazuje przekleństwa i atuty najbardziej pożądanych emocji, w piosenkowych zwierzeniach znajduje miejsce na zaskoczenie, smutek, zabawę i szczerość uczuć. Fenomen Nohavicy trwa – a każdy fan musi sam odpowiedzieć sobie na pytanie, co najbardziej w utworach Czecha ceni.

Nohavica zdobywa rzesze wielbicieli jako artysta i jako człowiek. Na scenie umiejętnie łączy obie te role. Charyzmę podbudowuje nieprzystającym do wizerunku gwiazdy skromnym sposobem bycia. Istnieje nie jako niedostępny mistrz, a jako przyjaciel każdego widza z osobna, zwyczajny facet z sąsiedztwa, który w świetle reflektorów pozostaje sobą. Nie ma w jego postawie pozowania na idola, nie ma żadnego poczucia wyższości w stosunku do innych ludzi. Zna swoje słabości, z szacunkiem odnosi się do tradycji (część publiczności kupił między innymi wyznaniem, że jego biała koszula to ukłon w stronę dziadków, którzy w ten właśnie sposób ubierali się w święto). Prosty styl bycia dobrze koresponduje z naturalnymi przesłaniami pieśni – i porywa miliony słuchaczy. Nohavica nie kłamie, śpiewa o tym, co najważniejsze dla niego – jako człowieka, obywatela, a także małej cząstki wszechświata, może nieco bardziej niż inni świadomej przemijalności.

Ale nie jest to twórca anonimowy. Zdaje sobie sprawę z wrażenia, jakie wywołuje na odbiorcach – i bez wahania wychodzi naprzeciw oczekiwaniom. Zdarza się, że wchodzi w dialog z publicznością, rzuca autoironiczne komentarze, żartuje z fotografów. W piosenkach osiąga maksimum tonów konfesyjnych – więc w niby-konferansjerce może sobie pozwolić na każde wyznanie. Tym razem oświadczył, że chce przede wszystkim śpiewać a nie mówić: chociaż i tak nie zabrakło zabawnych łączników między piosenkami. Rzekome ograniczenie międzypiosenkowych wynurzeń spowodowane było także obecnością akompaniatora, Roberta Kuśmierskiego. Nohavica starał się nie dominować na scenie i nie przysłaniać swoją sławą znakomitego muzyka. Kuśmierski dyskretnie towarzyszył czeskiemu bardowi, jakby dla odbiorców miał być tylko dodatkiem do Nohavicy – ale gdy zaczynał grać, ujawniała się także muzyczna maestria utworów, doskonale znane wszystkim piosenki wybrzmiewały zupełnie inaczej. Dotąd bardziej interesowały słuchaczy tekstowe przesłania i uwagi wplatane w zwykłe-niezwykłe historie. Robert Kuśmierski pomaga jednak zwrócić uwagę na piękno samych kompozycji. Świetnie dopełniał pomysły Jaromira Nohavicy. Wystarczy go posłuchać, by przekonać się, że idealnie sprawdza się w tym repertuarze, jako akompaniator i przyjaciel.

Tym razem nie było zbyt wiele improwizacji w dobieraniu piosenek: Nohavica ułożył koncert z evergreenów, utworów z ostatniej płyty oraz drobnych żartów muzyczno-tekstowych, lekko tylko modyfikując założenia podczas występu. "Po czymś smutnym pora na coś mniej smutnego" - tłumaczył. - "Jak w życiu". Wiele było zatem pieśni, które publiczność zna na pamięć, kilka takich, które ma szansę poznać za sprawą mediów. Nohavica większość utworów zaśpiewał po czesku – co zupełnie nie przeszkadzało jego fanom, spragnionym raczej spotkania z artystą-przyjacielem niż konkretnych pieśni. I chociaż był to koncert bardziej oficjalny niż kameralny (w przypadku Jarka Nohavicy kameralny koncert na 700 widzów to norma), nikt nie wyszedł z niego zawiedziony.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz