* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

niedziela, 17 października 2010

Agieszka Frączek: Rymobranie

Wilga, Warszawa 2010.

Rymobraki

Tym razem Agnieszka Frączek mnie nie zachwyciła. Jedna z ciekawszych współczesnych rymopisarek, kontynuująca najlepsze tradycje wierszy dla dzieci Brzechwy czy Tuwima w „Rymobraniu” stanowi cień samej siebie. Wydaje się, że książka została stworzona na szybko, a jeden słowotwórczy pomysł jako motyw przewodni całej serii rymowanek niezbyt imponuje, w konsekwencji „Rymobranie” może w pewnej chwili nieoczekiwanie zacząć nużyć małych odbiorców – a na pewno zmęczy ich rodziców, mimo że przecież publikacja jest poprawna i na tle wielu produkowanych dziś książek z wierszykami dla najmłodszych prezentuje się nieźle.

Jaki pomysł zapewnia istnienie „Rymobraniu”? Przekształcanie wyrazów tak, by w zmodyfikowanej wersji pojawiło się nowe znaczenie, z którego wyprowadzi się zaraz całą fabułę krótkiej opowiastki. W związku z tym dinożarł to dinozaur, który wiele żarł (notabene powtórzenie tego jeszcze w rymie nie budzi pozytywnych doznań estetycznych), poszczekalnia to poczekalnia, w której siedzą psy, rysiopis – rysopis rysia, a przeprowracka – przeprowadzka z powrotem na dawne miejsce. Nie ma w tym tak charakterystycznej przecież dla Frączek finezji, lingwistycznej lekkości i pomysłowości. Słowotwórcze przeobrażenia nie pozwalają wymknąć się wyobraźni poza ramy wyznaczone przez semantykę – przez to absurd kończy się w pomyśle na tytuł wierszyka, a dalej nic już małych czytelników nie zaskoczy. W okładkowym komentarzu pisze autorka „można się chyba trzymać słownika?! / Rymować grzecznie? Figli unikać? / Pewnie, że można! Lecz ja tam wolę / psoty i dzikie słowoswawole”. I właśnie dzikich słowoswawoli w „Rymobraniu zabrakło – te, które są, są ugrzecznione i przewidywalne, pokazują, owszem, że można dokonywać ciekawych operacji na wyrazach – lecz pozostawiają ogromny niedosyt. U innego autora wszystko byłoby w porządku – ale Agnieszkę Frączek stać na dużo więcej.

Skoro już w tytule podkreślony został fakt rymowania, kolejne zastrzeżenie dotyczyć będzie współbrzmień. Frączek sprawia wrażenie, jakby co pewien czas na moment traciła z oczu odbiorców tekstu i pozwala sobie na coś, co w wierszach dla maluchów nie ma prawa bytu, mianowicie zrównywanie fonetyczne głosek r i l. Dzieciom, które są na etapie uczenia się, jak wymawiać r (a wśród odbiorców tej książeczki wiele takich się znajdzie) nie wolno pod żadnym pozorem sugerować, że między r i l zachodzi brzmieniowe upodobnienie. Maluchy są bardzo wyczulone na punkcie zabaw słownych i echowych i pseudorymowanie „zbiera – ziela” niepotrzebnie namiesza im w głowach. To pierwszy błąd. Drugi jest taki, że autorka zniża poziom tekstów i dostosowuje się do mizerii większości rymujących przez stosowanie – znienawidzonych na przykład przez Brzechwę – zdrobnień, które nie są w utworze niczym uzasadnione. Już „spotkanko-ubranko” jest ciężkie do strawienia, „brzuszek-paluszek” po prostu mdli u autorki tej klasy zwłaszcza. W związku z tymi wykroczeniami nie ma już sensu wracać do rymów gramatycznych i powtarzanych, a także do banalnych – nie tym razem.

W krótkich wierszykach opowiada Agnieszka Frączek rozmaite historie. Z rytmem radzi sobie nieźle, opowieści wyznaczają słowotwórcze zabawy. Ale czegoś mi tu brakuje. Iskry? Natchnienia? Odwagi? Być może „Rymobranie” powstało na szybko, może było zbiorkiem wymuszonym. To tomik dobry na chwilę, ale niewiele znajdzie się tu tekstów, do których chce się wracać. Najlepszy – bo lekki i bez wrażenia sztuczności – jest według mnie „Grubelek”, czyli wierszyk o grubym wróbelku. Resztą Agnieszka Frączek nie zachwyca.

Publikacja została przepięknie wydana, zawiera bardzo kolorowe ilustracje, które przykują uwagę maluchów, chociaż momentami sprawiają nieco demoniczne wrażenie. Imitacja trójwymiarowości nie idzie w parze z urealnianiem postaci – zresztą to przy absurdalnych historyjkach nie miałoby sensu. Maciej Szymanowicz postawił na uatrakcyjnianie dwuwymiarowości – jednym spodobają się jego propozycje, innym nie – ale na pewno wpadają w oko.
Wiem, że oceniam autorkę tego tomu surowo, ale uważam, że potrafi ona dużo więcej niż zaproponowała w tej książeczce.

1 komentarz:

  1. Przeczytałam książkę, przeczytałam recenzję. I jestem niezmiernie zaskoczona taką Pani opinią! Brak iskry! Odwagi? Czy Pani na pewno pisze o TYM Rymobraniu? Zupełnie nie rozumiem tych zarzutów!
    Fonetyczne zrównanie głosek R i L? Ale któż powiedział, że w poezji dziecięcej wszystkie rymy muszą być idealne? Moim skromnym zdaniem Pani teoria o szkodliwości takich rymów jest lekko naciągana.
    Zdrobnienia? Moim zdaniem byk, udający się na SPOTKANKO jest zabawniejszy niż ten, który wybiera się - banalnie - na spotkanie. Proszę też zwrócić uwagę, że spotkanie i ubranie rymują się tak samo jak ich zdrobnienia, więc założę się, że nie o poszukiwanie rymu tu chodziło, a właśnie o zderzenie wielkiego byka z tym zdrobnieniem.
    Pani Izo, przy okazji: dziękuję za tę stronę, i za Pani teksty w Guliwerze. Czytam je z uwagą, w pewnym sensie jestem Pani koleżanką po fachu :-) I zwykle się z Panią zgadzam.
    Pozdrawiam,
    Ania

    OdpowiedzUsuń