* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

czwartek, 14 października 2010

Francesc Miralles: Miłość przez małe m

WNK, Warszawa 2010.

Baśń o poszukiwaniu szczęścia

„Większość studentów filologii nie lubi myśleć samodzielnie, woli znajdować gotowe odpowiedzi w książkach” – spostrzega Samuel, wykładowca uniwersytecki. Spostrzega celnie, chociaż nie zauważa, że sam wpada w podobną pułapkę: relacjonuje swoje życie, raz po raz odwołując się do wielkich dzieł literatury. Odwołania te przybierają najprostszą formę: bohater przypominając o jakimś utworze, streszcza go w kilku zdaniach i niespecjalnie doszukuje się analogii pomiędzy losami swoimi a omawianej postaci. Taki pomysł na kreację Samuela miał Francesc Miralles – i tak naprawdę nietrudno ów pomysł zaakceptować, książka ma wszelkie znamiona czytadła, powieści rozrywkowej – zatem utrudnianie czytelnikom lektury przez sieć nierozwikłanych intertekstualiów mijałoby się z zamierzeniami autora i niepotrzebnie przydawałoby ciężaru historii naiwnej.

Naiwnej, bo Samuel to samotny trzydziestosiedmiolatek, który w zakamarkach pamięci przechowuje pocałunek motyla, jakim obdarzyła go pewna dziewczynka, Gabriela – gdy Samuel miał zaledwie kilka lat. Wspomnienie tej niezwykłej chwili odżywa, kiedy dorosły Samuel przypadkiem spotyka na ulicy Gabrielę i pragnie zdobyć jej serce, choć ona nie kwapi się do tego, by odpowiedzieć wzajemnością na jego uczucie. Historia to infantylna i mocno naciągana – ale na potrzeby czytadła można ją przyjąć. Zwłaszcza że siłą sprawczą akcji okazuje się mały sprytny kot, który pewnego dnia po prostu wprowadza się do mieszkania Samuela i pozwala bohaterowi otworzyć się na ludzi. Nagle w otoczeniu Samuela pojawiają się postacie ekscentryczne i tajemnicze, a przy tym barwne i oryginalne – i nadają zwykłej egzystencji Samuela nowy sens. A kot? Kot po prostu jest, pojawia się od czasu do czasu w tle i przypomina o swoim istnieniu, lecz nie manifestuje Samuel jego bycia nachalnie. Ten, kto oczekuje kociej opowieści, może być rozczarowany, w „Miłości przez małe m” kot katalizator akcji jest sprytnie schowany.

„Ciesz się małymi rzeczami, bo może któregoś dnia obejrzysz się za siebie i zdasz sobie sprawę, że były to rzeczy wielkie” – to idealnie dobrane do historii Samuela motto. Cała książka składa się z opowieści o drobiazgach, które w ostatecznej analizie urastają do rangi spraw najistotniejszych w życiu każdego człowieka. W egzystencji Samuela dochodzi do metamorfozy: to, czemu bohater do chwili spotkania kota poświęcał uwagę, nagle przestaje być ważne – a to, co Samuel traktował jako niewarte zastanowienia błahostki, wypełnia całe jego życie, które zdecydowanie nabiera kolorów. W książce tej liczy się nie tyle powierzchniowa fabuła poświęcona próbie zdobycia serca miłości z dzieciństwa – ale właśnie przesłanie o poszukiwaniu własnego szczęścia. Mirallesa trzeba czytać jak baśń, inaczej prostota przekazu przysłoni głębię treści.

Książkę „Miłość przez małe m” można czytać szybko, nie przywiązując się zbytnio do bohatera i jego małych codziennych trosk (trudno za wielkie kwestie uzna próbę zaszczepienia kota, przygotowanie się do zajęć czy nieudane spotkanie) – można też rozsmakowywać się w każdym z krótkich rozdziałów i śledzić przytaczane przez autora ciekawostki z wielkich dzieł. Dla zwykłych odbiorców – a z takich przede wszystkim będą się rekrutować czytelnicy „Miłości” – opowieść Mirallesa może okazać się pełna literackich smaczków i powodów do zadumy. Może też być zwyczajną powieścią rozrywkową, która specjalnie nie angażuje emocji ani umysłu. Najwygodniej jednak chyba czytać „Miłość przez małe m” jak baśń o poszukiwaniu szczęścia – wtedy wszystkie kompromisy i schematy odnajdą swój sens, a powieść dostarczy nieco przyjemności.

2 komentarze:

  1. Zachęciła mnie Twoja recenzja, książkę kupiłam i... trochę mnie rozczarowała... myślałam, że to kot odegra dużą rolę w całej historii i tego byłam ciekawa... rzeczywistość okazała się inna... trochę nużąca...

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy20/2/11 17:13

    Szybko się czyta. Mnie ta książka smuci, bo pokazuje jak samotność wypacza człowieka, tak że każda nowa osoba staje się"potencjalnym partnerem" i wszystkie myśli są podporządkowane tej osobie.

    OdpowiedzUsuń