* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

sobota, 23 października 2010

Elizabeth Strout: Okruchy codzienności

WNK, Warszawa 2010.

Codzienność rozproszona

Seria Kontrapunkt „dorosłego” odgałęzienia wydawnictwa Nasza Księgarnia ma prezentować dzieła „nagradzane, wysmakowane literacko i skłaniające do refleksji”. Poza tym jednak czynnikiem przykuwającym w nich uwagę może być zmienność punktów widzenia w kreowaniu obrazów głównych postaci. W powieści Elizabeth Strout „Okruchy codzienności” ów zabieg widać doskonale – bohaterka jest tu definiowana przez szereg wydarzeń, w których uczestniczy jakby mimochodem, stając się częścią czyjegoś życia. Przez większą część opowieści pozostaje na drugim planie, nieznacznie wpływając na losy znajomych – a przecież nie ma wątpliwości, że to właśnie ją Strout próbuje tak naprawdę przedstawić.

Olive Kitteridge nie jest bohaterką, którą łatwo byłoby polubić. To kobieta, która sprawia wrażenie oschłej i wyniosłej, poważna i dystyngowana, nieskora do szaleństw czy nieprzewidywalnych reakcji, a także – co chyba najbardziej uderzy odbiorców – niemal niezdolna do okazywania głębszych uczuć. Surowa i momentami nieprzyjemna dla bliskich Olive wydaje się nie doceniać tego, co ma – nie zależy jej na pielęgnowaniu miłości do kochającego męża (nie interesuje jej także wizja zdrady), w wychowaniu syna popełnia błędy, które zaważą na jego przyszłości i przyczynią się do nawarstwiania się niechęci i wzajemnych pretensji. Ale Olive Kitteridge staje się niespodzianką dla siebie samej, nie może do końca sterować własnymi poczynaniami. Pozorna obojętność na otaczający bohaterkę świat, irytujący wręcz spokój, z jakim przyjmuje ona kolejne prezenty oraz ciosy od losu to tylko maska, którą w pewnym momencie trzeba będzie zrzucić.

Elizabeth Strout kreśli sylwetkę Olive z różnych perspektyw. Każdy obszerny rozdział wiąże się z wprowadzeniem nowych bohaterów - zwykle są to mieszkańcy niewielkiego miasteczka. Każdą z postaci łączy z Olive przynajmniej drobiazg, tak, by przez pryzmat charakterów z zewnątrz można było ocenić postępowanie Olive. Sama bohaterka pozostaje na uboczu, staje się dodatkowym (żeby nie powiedzieć, że zbędnym) świadkiem rozmaitych historii, lecz zwykle nie angażuje się emocjonalnie w sprawy innych. Elizabeth Strout podjęła się trudnego zadania – sięgnęła po wyeksploatowaną już scenerię i mentalność mieszkańców po to, by całkowicie odejść od stereotypowego jej przedstawiania. Chociaż mogła autorka wykorzystać mechanizm plotki, wścibstwa, komentowania cudzych postaw czy roztrząsania dramatów zza ściany, nie zrobiła tego, wkraczając od razu głębiej, dążąc do pełnego ukazania psychologicznych aspektów opowieści.

Miejsce akcji i umieszczenie jej w konkretnym punkcie czasowym przestaje mieć znaczenie. Czas jest zresztą traktowany tu z pewną wyniosłością, liczy się raczej definiowanie go przez odniesienia do wydarzeń istotnych dla poszczególnych osób niż odniesienia do pozaliterackiej rzeczywistości. Bardziej cykliczność niż moment, bardziej rytm niż liniowość. Elizabeth Strout celowo zresztą stosuje zabiegi achronologizacyjne, by ukazać jedynie strzępki biografii Olive, skazać ją na brak możliwości odnalezienia się w gąszczu mało ważnych spraw, a przy tym – narzucić tego typu charakterystykę jako jedyne rozwiązanie. Niezwykle trafnie został dobrany tytuł polskiego przekładu – oryginał „Olive Kitteridge”, choć równie dosłowny (to jest wskazujący sedno opowieści), nie pozwala tak idealnie oddać zasad kompozycji i tematyki tomu. Rzeczy ważne przeplatają się tu z błahostkami, przeszłość bez uprzedzenia odwraca uwagę od teraźniejszości. Manipulacje przestrzenno-czasowe są w „Okruchach codzienności” sygnałem rozproszenia istoty egzystencji w ogromnej liczbie zwyczajnych, niezasługujących na uwagę wydarzeń, pokazują też bezradność człowieka, który nie może obronić się przed chaosem zwykłego życia.
Strout proponuje lekturę niełatwą, ale nabierającą tempa, niezwykłą przez odejście od klasycznych reguł kompozycyjnych, zwodniczą i niebezpieczną. Nic dziwnego, że książka została nagrodzona Pulitzerem w roku 2009.

2 komentarze:

  1. Mnie natomiast poza kunsztem literackim ujęła tematyka książki. To opowieść o nas samych przecież. O naszych lękach, pragnieniach, o tym jakie maski przyjmujemy w momentach kiedy chcemy skryć swoje prawdziwe ja. Autorka przecież porusza tak prawdziwe i zawsze aktualne tematy jak starość, śmierć, samotność. I co zaskakujące ujmuje to wszystko tak bardzo celnie w tych kilkunastu niepozornych opowiadaniach.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam tę książkę. Strona za stroną coraz bardziej mnie wciągała. Aż w końcu nie mogłam się od niej oderwać. A po przeczytaniu czułam swojego rodzaju pustkę. Chyba właśnie o to chodzi w dobrej lekturze.

    OdpowiedzUsuń