* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

niedziela, 14 lutego 2010

Meg Harper: Moja mama i zielonooki potwór

Akapit Press, Łódź 2010.


Złośnica

Meg Harper w tytułach serii „Moja mama i…” stawia na tajemniczość oraz wrażenie przenikania się codzienności ze światem fantazji – lecz proponuje młodym odbiorczyniom nieschematyczne powieści obyczajowe, w których zwykłe problemy wysuwają się na pierwszy plan. Po „psie z piekła rodem” przyszedł czas na „zielonookiego potwora” – i chociaż kandydatów do tej roli będzie w historii dość sporo, rozwiązanie do oczywistych nie należy. W tomie „Moja mama i zielonooki potwór” Meg Harper mnoży wątki i komplikuje fabułę po to, by pokazać trudy i kłopoty wieku dojrzewania.

Kate, główna bohaterka i narratorka, to dziewczyna impulsywna. Najpierw działa, potem zastanawia się nad sobą, w atakach wściekłości najpierw krzyczy, potem myśli – takie zachowanie nie pomaga jej w rozwiązywaniu problemów, sprawia za to, że nastolatka oddala się od bliskich. W podły nastrój wprawia ją seria konfliktów: nowa opiekunka do dzieci nie wywiązuje się dobrze ze swoich obowiązków, mama po urodzeniu bliźniaczek wpada w depresję, a Chas, najlepszy przyjaciel, przyłącza się do grupy skejtów i całymi dniami jeździ na deskorolce. Na domiar złego umiera babcia Kate, a rodzice Chasa zmagają się z jakimś tajemniczym problemem. Kate nie umie poradzić sobie z codziennymi smutkami, nie ma się też komu zwierzyć ze swych zmartwień – kolejne przykrości traktuje więc jako okazję do awantur.

Nowa powieść Meg Harper jest aż gęsta od emocji – przede wszystkim autorka podkreśla gniew, zazdrość i rozczarowanie. Uchwyciła swoją bohaterkę w fazie buntu: przeczulona na punkcie sprawiedliwości Kate traci zdolność rzeczowego oceniania sytuacji, a to pcha ją do wydawania pospiesznych i krzywdzących sądów. Harper pokazuje, jak brak cierpliwości i wyrozumiałości może zrujnować międzyludzkie relacje, udowadnia, że gniew nie pozwoli odbudować przyjaźni – i nie jest dobrym argumentem w dyskusjach. Kate wylewa swoje żale w dzienniku internetowym (lecz tak naprawdę jedynym sygnałem diariuszowości staje się pierwszoosobowa narracja, rozdziały są tu bowiem zupełnie klasyczne i pozbawione dat, nie ma też innych elementów charakterystycznych dla gatunku). Dziewczyna, wzorem nastolatek, reaguje na wszystko przesadnie, a momentami histerycznie – wydaje się więc, że powieść „Moja mama i zielonooki potwór” będzie swoistą prośbą o opamiętanie. Autorka pokazuje w niej, jak wiele można stracić przez bezsensowne kłótnie i jak złość zaślepia.

Tym razem więc to warstwa psychologiczna dominuje – ale przecież Meg Harper dba również o to, by nasycić fabułę barwnymi wydarzeniami. Pojawia się zatem impreza, która nie dla wszystkich uczestników kończy się dobrze, bójka (w jej trakcie mama-pastor będzie miała szansę udowodnić przydatność kursów samoobrony), będzie niechciany i narzucający się chłopak, będą krótkie chwile porozumienia z au pair i różne spojrzenia na życie nastolatków. Meg Harper postarała się, by jej książka była dynamiczna i by czytelniczki znalazły w niej odbicie swoich doświadczeń.

Tematem, na który warto – po raz kolejny – zwrócić uwagę jest kwestia przyjaźni z Chasem. Autorka w poprzednim tomie nakreśliła bardzo silną więź pomiędzy Kate i synem pani Uroczej Peterson – tym razem zmieniła jednak sytuację, przedstawiając Chasa obcego i dalekiego – i jednocześnie zaskoczenie Kate, która nie spodziewała się, że przegra konkurencję z deskorolką i kilkoma nieciekawymi nastolatkami. Chas-opoka sam potrzebuje pomocy, ale jako introwertyk, nie potrafi wyjaśnić dziewczynie przyczyn swojego zachowania. Meg Harper świetnie nakreśliła w tej powieści zmieniające się bez przerwy stosunki między bohaterami: choć odnosi się do poważnych – i stresujących także dorosłych – spraw, specyfikę zależności na linii Kate-Chas szkicuje bardzo subtelnie. Innym tematem wartym zauważenia jest kwestia żalu i emocji po śmierci babci – autorka stara się trochę pomóc młodym ludziom, zagubionym w procesie żałoby, pokazuje odejście od schematów i wyjaśnia uczucie odrętwienia, które często prowadzi do wyrzutów sumienia jako niezgodne z funeralnymi konwencjami. Śmierć bliskiej osoby nie została tu potraktowana zdawkowo a z należytą uwagą. Stara się więc Meg Harper być pomocna dla odbiorczyń.

Po raz kolejny Emilia Kiereś sprawdza się tu jako tłumaczka. Zwykle seryjne i „szybkie” powieści dla młodzieży mają maksymalnie uproszczoną narrację – w książce „Moja mama i zielonooki potwór” mimo ekspresywnego charakteru historii i mimo dużej ilości rozbudowanych dialogów zwraca uwagę ładny język i styl opisów. Kolokwialne zwroty, wplatane od czasu do czasu w relację, uwiarygodnią tę opowieść, lecz do rytmu tej prozy nie można mieć zastrzeżeń. Czytelniczki otrzymają nie produkt – a ładnie napisaną (przełożoną) książkę. Jedyne, co mnie zastanawia, to konsekwentna forma „chłopacy” – ale w ustach nastolatki (bo to przede wszystkim Kate się nią posługuje) nie brzmi ona zbyt dziwnie.
Meg Harper uczy nastoletnie odbiorczynie, że warto czasem stłumić gniew i poczucie krzywdy i dać dojść do głosu drugiej stronie. Nakłania do wyrozumiałości i spokoju – w książce o żywej, szybko zmieniającej się akcji i bogatej galerii postaci.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz