* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

poniedziałek, 15 lutego 2010

Rozmowa z Romkiem Pawlakiem

Bez patrzenia z góry

Izabela Mikrut: „Czapka Holmesa” to ukłon w stronę klasycznych już młodzieżowych powieści detektywistycznych. Których autorów w ramach tego gatunku cenił Pan w młodości najbardziej?
Romek Pawlak: Pewno Panią zadziwię: kryminał, czy to w wersji dla dorosłych, czy młodzieżowy, nie jest moim ulubionym gatunkiem literackim. Znam oczywiście klasykę gatunku w wersji dla dorosłych, tu najbliżej mi do nieśmiertelnego Chandlera i tych wszystkich twórców, którzy stawiają na silne tło obyczajowe. W dziale dla młodzieży nie ma wielkiego wyboru, dwa nazwiska wybijają się w sposób naturalny, kłaniają się Nienacki oraz Niziurski, chociaż w mojej powieści pewno tego nie widać. Niemniej, takie połączenie akcji z wymową wydaje się atrakcyjne dla czytelnika. Uczyć bawiąc – o ile to możliwe, chociaż to dziś niemodne hasło, prawda? Natomiast zbrodnią byłoby nie wspomnieć o detektywie Kajetanie Chrumpsie i jego przeciwniku, słynnym kocie Makawitym, chociaż mam pretensje do Macieja Wojtyszki, że nie poświęcił im całej książki. Kajetan oraz inna postać z jego książki „Bromba i inni”, Gluś, na pewno mają wpływ na to, co i w jaki sposób piszę.

IM: Powiedział mi Pan, że sporo na polskim rynku wydawniczym literatury dla dzieci i młodzieży pisanej z kobiecej perspektywy. Czym charakteryzuje się więc „męski” punkt widzenia w książkach dla młodego odbiorcy?
RP: Na polu literatury dziecięcej i młodzieżowej jestem niemal debiutantem, no i nie znam wszystkiego, co zostało opublikowane, nie odważę się więc na jakieś generalne oceny. Niemniej, daje się zauważyć fakt, że większość literatury dla dzieci i młodzieży piszą kobiety. Czasem genialnie, jednak bywa, że z pełnym niezrozumieniem młodej męskiej duszy. Mężczyźni postrzegają świat inaczej – młodzi chłopcy także. Myślę o nieco innym typie wrażliwości, o mniejszym zainteresowaniu tajnikami psychiki, za to większym nacisku na narrację, na fabularność, powiedziałbym, nieco upraszczając, że większym oczekiwaniu na zagadki oraz fajerwerki niż emocji.
Chodzi o to, że kiedy w książce dla dwunastolatków znajdzie się zajmujący stronę opis pokoju bohatera, to znacznie większe są szanse, że przeczyta go dziewczynka, chcąca sobie wyobrazić ten pokój, niż chłopak, który mruknie: – Pokój, aha. I zajrzy od razu kartkę dalej, aby sprawdzić, czy bohater coś już zrobił, zamiast wciąż się przyglądać wzorkom na tapecie.
Próbuję balansować gdzieś pośrodku, ale przyznaję, że to niełatwe. Staram się nie rezygnować z opisów, zarówno tła, jak i psychologii bohaterów, zastawiam jednak fabularne sieci na chłopców oczekujących akcji.

IM: W „Czapce Holmesa” spory nacisk kładzie Pan na problemy współczesności (emigracja zarobkowa, prowadząca do rozpadu rodziny) i uniwersalne dziecięce troski (znęcanie się starszych nad młodszymi). Jaka jest tu rola literatury? Czy przez powieści można pomóc nastoletnim odbiorcom uporać się z codziennymi kłopotami?
RP: Nie jestem idealistą, wobec tego nie wiem, czy można „aż” pomóc. Na pewno można próbować zwrócić uwagę, że ich problemy są w jakiś sposób typowe, zdarzają się innym. A więc są do pokonania. W „Czapce Holmesa” starałem się podsunąć recepty – właściwie bohaterowie dopiero w grupie, w rozmowach pomiędzy sobą i z dorosłymi, którym trochę zaufali, zaczynają sobie radzić z problemami, a więc jest to apel o szukanie pomocy, zamiast duszenia się w sobie, co rodzi jeszcze większą frustrację i depresję, czasem doprowadzając do znacznie większych problemów w szkole czy domu albo nawet do jakiejś tragedii.

IM: Jak, Pana zdaniem, literatura może dzisiaj wygrać z rozrywkami, które zapewnia telewizja czy internet?
RP: Nie może wygrać. Natomiast może być czymś równorzędnym. Alternatywą. To strasznie trudne, ale trzeba próbować. Ja dlatego nie odsądzam od czci i wiary książek Rowling czy Mayer, zdaję sobie bowiem dobrze sprawę, że literatura też się zmienia, sposób pisania podlega ewolucji. Weźmy „Anię z Zielonego Wzgórza” albo „Tajemniczy ogród”. Dziś wydają się archaicznie napisane, chociaż w sferze treści są to nadal bardzo dobre i ważne książki. Żeby jednak dzieci chciały sięgnąć po książkę, ona powinna być pisana raczej tak, jak swój cykl pisze Rafał Kosik czy Rowling. Autor nie może kurczowo trzymać się cennej, ale nieco zmurszałej formy sprzed wielu dekad.
Zresztą, ja nie jestem krytykiem internetu. To też jest medium „czytane”, dla dzieci i młodzieży ważne. Wolę wybór od przymusu. Do literatury można tylko zachęcać, właśnie ciekawie napisanymi tekstami. Zmuszanie rodzi odwrotną reakcję.

IM: Widzę w „Czapce Holmesa” pewną tęsknotę za dawnymi, być może tylko literackimi, kodeksami wartości czy honorem u młodych ludzi. Ciekawa jestem, jak wyobraża Pan sobie odbiorcę tej książki.
RP: Nie wydaje mi się, aby młodzież była dziś zupełnie pozbawiona kodeksów. Jak myślę, media przerysowują sytuację. Wszystko zależy od rodziców i nauczycieli. Od środowiska. Zdarzają się dzieci, a często np. całe klasy, w których jakiś kodeks obowiązuje. Jeśli jest łamany, to jednak ze świadomością, że to brzydkie.
Rzeczywiście, w swojej książce odwołuję się do pewnych wartości, takich jak przyjaźń, honor czy współdziałanie. Ale też obserwuję dzieci, które tych wartości szukają w życiu, przestrzegają ich. Zatem czytelnik mojej książki to wcale nie jest istota z Marsa, nie, to taki uczeń klasy czwartej, piątej czy szóstej, który może i lubi komputer, ale chciałby czasem wyjść na podwórko i mieć tam prawdziwego przyjaciela czy przyjaciółkę, z którymi można pograć w piłkę albo w klasy. Chciałby, aby jego życie było ciekawe, ale jednak nie zrobi wszystkiego, żeby je sobie uatrakcyjnić. A kiedy widzi zło, to chociaż nie zawsze będzie chciał czy umiał mu zapobiec, to przynajmniej będzie umiał nazwać je złem.
Czy to jest od razu idealizm? Nie, chyba nie. Natomiast literatura dla dzieci i młodzieży powinna jednak nieść pozytywne przesłanie i pokazywać pewne wzorce. Nie każda to robi, i ja nie ganię nikogo, kto pisze dla czystej rozrywki dzieci, ale moim wyborem jest jednak gdzieś w tle poruszać sprawy ważne. Jak to czynili moi mistrzowie, w tym nieodżałowana Marta Tomaszewska.

IM: Stara się Pan nakreślać w tej powieści wielowymiarowe charaktery postaci z drugiego planu, odchodząc od stereotypów i uproszczeń. Co w pisaniu takiej książki jest najtrudniejsze?
RP: Tak, starałem się, aby bohaterowie byli wiarygodni, mieli swoje życie. Najtrudniejsze było więc z jednej strony uzyskanie tej wiarygodności, a zarazem uniwersalności poruszanych problemów, z drugiej – uniknięcie pokusy opisywania prawdziwych osób. Tło jest tu ważne, bo uważam, że wiele problemów dzieci mieszkających we współczesnych blokowiskach wciąż czeka na poruszenie. Szczególnie dzieci mieszkających na prowincji. Mam wrażenie, że z warszawskiej perspektywy wiele rzeczy wygląda inaczej niż z mojej, autora osiadłego w mniejszym mieście.
Ale prawdę mówiąc, wszystko tu było trudne, bo to pierwsza taka moja książka dla młodego czytelnika. Niby kryminał, ale z próbą przemycenia kilku ważnych spraw. Boję się odbioru tej książki…

IM: Zadedykował Pan „Czapkę Holmesa” Marcie Tomaszewskiej. Jaki był wpływ tej autorki na Pana twórczość?
RP: Bardzo duży. I jako czytelnika, którym najpierw byłem, i jako autora. Marta Tomaszewska tak długo popychała mnie w stronę literatury dziecięcej, aż posłuchałem. Teraz żałuję, że tak późno.

IM: Co w pisaniu dla młodych ludzi jest najważniejsze?
RP: To zależy, co się chce osiągnąć. Jeśli wysoki nakład, to ważne są smoki, czarodzieje i wampiry, tak jest dziś, a nie wiadomo co jutro, bo mody się zmieniają. Natomiast jeśli chce się młodzieży coś powiedzieć, to myślę, że najważniejsza jest obserwacja. Rozmowa z nimi. Próba zrozumienia ich.
„Czapka Holmesa” wzięła się z artykułu dr Sylwii Jakubiec, który miałem okazję czytać, a który dotyczył eurosieroctwa, problemów dzieci, których rodzice wyjechali za pracą. To mi uświadomiło, że jest jakaś bolesna rana, której literatura dotąd nie dotknęła albo uczyniła to co najwyżej powierzchownie. Później zobaczyłem, jak to wygląda w praktyce. Znam dzieci, których rodzice wyjechali. Nawet jeśli dziecko nie opuszcza się w nauce, to jednak problemy emocjonalne nadal istnieją.
Zatem myślę, że w pisaniu dla młodych ludzi bardzo ważne, o ile nie najważniejsze, jest udane spojrzenie na świat ich oczyma, a nie naszymi, ludzi dorosłych, z całym tym naszym bagażem doświadczeń. Często coś bagatelizujemy, uważając, że dzieci mają małe problemy, nie takie, jakie my… Nieprawda! Z ich perspektywy problemy, przed którymi stają, potrafią być bardzo wielkie, choć my uważamy, że to są sprawy błahe, nieważne. O tym też opowiada „Czapka Holmesa”. O traktowaniu serio dzieci i ich świata.

IM: Czy napisanie „Czapki Holmesa” poprzedzały jakieś studia, poszukiwania istotnych dla dzieci zagadnień?
RP: Jak wspomniałem, pomysł napisania książki o tej problematyce podsunął mi pewien artykuł. Jego autorka była dla mnie tym cenniejszym źródłem wiedzy, że choć jest wykładowcą uniwersyteckim, to uczy także w szkole podstawowej, jej poglądy nie są konstrukcjami teoretycznymi. Sporo dowiedziałem się o prawdziwych problemach dzieci, o tym, jak naprawdę postrzegają świat.
Oczywiście, dotarłem do innych źródeł, w tym raportu Fundacji Prawo Europejskie.
A równolegle przyglądałem się dzieciom, bo mądre artykuły i książki to cenna wiedza, ale nie tylko one stanowią o jakości tekstu. Dzieci z zaprzyjaźnionej szkoły pozwoliły mi zrozumieć, jak powinien wyglądać mój bohater. A obserwacja jednego ze stworzeń, którego tu nie mogę ujawnić ze względu na zagadkę ukrytą w książce, dało mi podstawę do pisania nie tylko o ludziach.

IM: Jak zaczęła się Pana przygoda z pisaniem dla młodzieży?
RP: To dziwne, bo ta przygoda ma kilka odsłon ze szczęśliwym finałem. Od samego początku, przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, czyli odkąd zacząłem pisać fantastykę, namawiała mnie na pisanie dla dzieci Marta Tomaszewska, twórczości której byłem wielkim fanem. Przy okazji różnych jej spotkań autorskich widywaliśmy się co parę lat i nieodmiennie słyszałem pytanie, czy już coś zacząłem, a ja zawsze odpowiadałem, że nie, bo chyba nie umiem. Ale pani Marta miała przekonanie, że powinienem pisać dla dzieci - nie wiem, skąd, może trochę znając moje teksty widziała w nich odpowiedni typ wrażliwości (tak myślę)? W każdym razie opierałem się. Aż któregoś dnia moja bratanica opowiedziała mi zdarzenie z udziałem jej koleżanki. „Oho, to jest niezły motyw do wykorzystania” – pomyślałem i zanotowałem ten pomysł. Nim jednak zacząłem pisać tę pierwszą książkę, czyli „Miłka z Czarnego Lasu”, minęły jeszcze niemal dwa lata.
W końcu jednak rzecz napisałem, szybko opublikował ją Powergraph, za co jestem wydawnictwu niezmiernie wdzięczny, bo w pewnym sensie to wydarzenie zmieniło kierunek mojego pisarstwa. Bowiem ku mojej radości, po roku książka najpierw została nominowana do nagrody IBBY, a następnie zdobyła ją w kategorii literatury dla dzieci.
A na rozdaniu nagród pojawiła się pani Marta i gratulując mi, powiedziała z uśmiechem: – A nie mówiłam, panie Romku?
Można więc powiedzieć, że zawsze towarzyszyła mi jej wiara, a ja dziś próbuję nie zawieść tego zaufania, również kolejne książki starając się pisać w podobny sposób jak „Miłka…” czy tę nową powieść.
Myślę zresztą, że w „Czapce Holmesa” widać pewne podobieństwa do twórczości Marty Tomaszewskiej - nie tyle może w treści, ile w samym zamyśle, aby starać się uczynić tekst atrakcyjnym dla czytelnika, jednak nie kosztem treści, jak to dziś czasem bywa, kiedy książka dla dzieci kojarzy się tylko z przygodą, z rozrywką.
Moja przygoda z pisaniem dla dzieci i młodzieży dopiero się rozpoczyna, ale chciałbym, żeby ktoś kiedyś powiedział, że lektura moich książek coś mu dała, pozwoliła zrozumieć coś ważnego. Nie wiem, czy to się uda, ale ta wiara mnie napędza, chociaż mam świadomość, że to trochę niemodne myślenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz