* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

wtorek, 20 sierpnia 2013

Charles Dickens: Wielkie nadzieje

Prószyński i S-ka, Warszawa 2013.

Opowieść kompletna

Dziś rzadko tworzy się historie rozbudowane tak jak dziewiętnastowieczne powieści. Otrzymujemy raczej wycinek z życia bohatera niż przejście przez kolejne etapy jego egzystencji, a wiadomości z wcześniejszych i późniejszych niż czas akcji wydarzeń dostarczane są w formie szczątkowej. A jednak wielkie powieści sprzed wieku wciąż cieszą się popularnością: między innymi ze względu na bardzo staranne analizowanie doświadczeń postaci. Ale i z uwagi na obecność wielkich namiętności i wzruszeń – silnych, a przecież pozbawionych tak modnego obecnie erotycznego wabika.

„Wielkie nadzieje” Dickensa to powieść, którą przypomina się odbiorcom ze względu na wchodzący na ekrany film. Przy okazji zainteresowania obrazem łatwiej bowiem przyciągnąć masową publiczność do lektury. A „Wielkie nadzieje” to w końcu książka gęsta i sycąca. Chociaż zmieniają się realia, język uczuć jest uniwersalny – na nim opierać się będzie związek z bohaterem.

Pip, którego odbiorcy poznają jako małego chłopca, jest sierotą skazanym na łaskę chimerycznej siostry oraz prawdziwą przyjaźń poczciwego szwagra – kowala. Wypadki z jego wolnego od sielanki z dzieciństwa rzutują na całe dorosłe życie. Pewnego dnia Pip otrzymuje szansę na poprawę własnego losu. Musi tylko opuścić niegościnny dom siostry i kształcić się na prawdziwego dżentelmena. Dobroduszny chłopak nie wie, że staje się zabawką w rękach rozkapryszonej damy, a za pozornie szczęśliwe zrządzenie losu przyjdzie mu kiedyś zapłacić. W „Wielkich nadziejach” ważne są rozmaite intrygi i doświadczenia nakazujące konkretne wybory. Od przeszłości nigdy nie da się uciec.

Tym, co charakterystyczne dawniej, a dziś nie do pomyślenia w powieściach, jest stopniowe rozwijanie się życiorysu bohatera. Dzieciństwo nie jest niezbędną migawką, zajmuje sporo miejsca i prezentowane jest bardzo szczegółowo – bo tylko szczerą opowieścią o sobie może Pip przedstawić się czytelnikom i sprawić, że właściwie zinterpretują oni późniejsze wydarzenia. Tom składa się z całej serii punktów kulminacyjnych, nie prowadzi do jednego wybuchu: uwaga czytelników wciąż jest przykuwana do fabuły raz za sprawą kryminalnych, raz sercowych wydarzeń. Dickens dobrze operuje chwytami zapewniającymi stałe zaangażowanie czytelników.

Kusi w „Wielkich nadziejach” również dopracowanie detali. Każdy obrazek, który jawi się oczom Pipa, zaprezentowany zostaje ze szczegółami, co podbija realność scenek i sprawia, że czytelnicy chętniej zagłębiają się w świat bohatera. Ów brak pośpiechu może być również dzisiaj wielkim atutem powieści, zwłaszcza dla tych odbiorców, którzy nie przepadają za uproszczeniami masowej literatury rozrywkowej. Nie ma sensu koncentrowanie się na trafnym i plastycznym języku narracji – w końcu o Dickensie każdy słyszał.

Książka wydana została jak popularne czytadła – na okładce ozdabiają ją kadry z filmu (i filmowa stopka). Druk, papier i okładka zostały dobrane tak, by publikację można było zabrać w wakacyjną podróż – to dobre rozwiązanie, „Wielkie nadzieje” tym razem nie mogą być ozdobą biblioteczek, a służyć do czytania jak najszerszemu gronu odbiorców. Miło będzie, jeśli okaże się, że zabiegi z dziedziny pop zachęcą do upowszechniania klasyki literatury pięknej i obudzą zainteresowanie dziełami Dickensa. Zwłaszcza że zatrzymane w fabule emocje i doznania nie ulegają osłabieniu pod wpływem czasu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz