* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

sobota, 24 października 2015

Konstanty Ildefons Gałczyński: Zielona Gęś. Najmniejszy teatr świata

Prószyński i S-ka, Warszawa 2015.

Zabawy absurdem

Po Gałczyńskim mniej przez odbiorców kojarzonym przyszedł czas na najbardziej chyba i do dziś znany motyw. W serii wydawnictwa Prószyński i S-ka ukazuje się tom „Zielona Gęś. Najmniejszy teatr świata” – zbiór teatralnych miniaturek z Alojzym Gżegżółką, Hermenegildą Kociubińską, Psem Fafikiem i innymi. Tom pozwala zorientować się w komicznej sile absurdu i docenić różnorodność pomysłów autora. Gałczyński zabawia się tu ostrą satyrą polityczną, łagodnym humorem, dowcipem absurdalnym i nonsensem, komizmem obyczajowym czy ironią. Sięga po rozmaite chwyty wywołujące śmiech – od najbardziej podstawowych po wyrafinowane i skomplikowane. Wybiera wyraziste puenty albo z puent rezygnuje, wcześniej budując napięcie. Gałczyński w „Zielonej Gęsi” może zrobić wszystko, a skrótowość służy tu dowcipowi. „Zielona Gęś” to dowód trafnych obserwacji i zamiłowania do purenonsensu.

„Najmniejszy teatr świata” jest logiczną, a i wyczekiwaną kontynuacją pięknej serii. Krótkim wstępem tę publikację opatrzył Tomasz Stępień, jeden z ważniejszych badaczy humoru i satyry – trudno wyobrazić sobie bardziej skondensowany i rzeczowy tekst wprowadzający do tej akurat lektury: w krótkim szkicu Stępień przygotowuje na Gałczyńskiego także zwykłych odbiorców – to ważne, skoro część utworów nie zachowała „ważności” (naturalna konsekwencja włączania spraw aktualnych do satyry). „Zielona Gęś” zwykle funkcjonuje w mniej lub bardziej obszernych wyborach (u schyłku XX wieku teksty spopularyzował zielonogórski kabaret Potem) – teraz można się przyjrzeć całej koncepcji teatrzyku.

U Gałczyńskiego czyta się wszystko. Jedną płaszczyznę żartu zapewniają dialogi bohaterów, a w ich obrębie także popisy warsztatowe, stylizacje, rymy czy parodie. Druga to komizm charakterów – mocno i celnie zarysowane sylwetki postaci. Gałczyński kreśli portrety znaczące, dzięki czemu nie musi wdawać się w zawiłe wyjaśnienia. Wystarczy kilka słów wygłaszanych przez bohatera, żeby jego intencje i – pośrednia – ocena rzeczywistości stały się natychmiast jasne dla czytelników. Krótkie historyjki z Zielonej Gęsi są zróżnicowane tematycznie. Nie brakuje tu twórców, intelektualistów, postaci z mitologii, ale i zwykłych idiotów, bezlitośnie obnażających słabość idei. Gałczyński rozbija skostniałe struktury, wyszukuje rozłamy i pęknięcia w tym, co wydawałoby się od dawna ustalone. I bezustannie drwi, niepowaga jest jego sposobem na ratowanie normalności, a i na bezpieczną krytykę. Spora część żartów przechodzi oczywiście do didaskaliów: w zredukowanej objętości tekstu autor wykorzystuje każde dostępne miejsce do popisywania się pomysłami. Samo w sobie uczynienie didaskaliów źródłem śmiechu jest zabiegiem satyrycznym – i wymusza na reżyserach oraz czytelnikach weryfikowanie podejścia do lektury. Nagle z dodatku do właściwiej historii wysuwają się te uwagi na pierwszy plan i już nie można ich ignorować. Uczy Gałczyński w „Zielonej Gęsi” innego spojrzenia.

Obok tekstów zaangażowanych mieści się w tej książce mnóstwo zabaw słownych i skojarzeń, na które pozwala humor. Konstanty Ildefons Gałczyński staje się mistrzem miniaturowych scenek, pomysłowo aranżuje kolejne spotkania. Dopiero zebranie w jednym tomie wszystkich tekstów, w dodatku pozbawionych nieplanowanych przez autora zmian (wydanie krytyczne!) pomaga zorientować się w twórczym rozmachu i wyobraźni Gałczyńskiego. „Pierwsze wydanie bez skreśleń i cenzury” głosi okładkowa zachęta – i to z pewnością ucieszy literaturoznawców. Ale „Zielona Gęś” zyskuje fanów wśród przedstawicieli różnych pokoleń i różnych zainteresowań – to po prostu tom dla miłośników absurdu, zwolniony od konieczności zachowywania powagi, zawierający już klasykę, a jeszcze wciąż wywołujący żywe reakcje. Gałczyński nie potrzebuje żadnych zachęt ani rekomendacji, sam przekonuje do siebie najlepiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz