* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

czwartek, 22 października 2015

Karolina i Tomasz Elbanowscy: Ratuj maluchy! Rodzicielska rewolucja

Zysk i S-ka, Poznań 2015.

Emocje i gra

„Ratuj maluchy” to książka o akcji społeczno-politycznej prowadzonej przez Karolinę i Tomasza Elbanowskich, a związanej z reformą, która do pierwszych klas wysyła obowiązkowo sześciolatki. Autorzy są rodzicami (pod koniec tomu już ośmiorga dzieci) i powołują się na własne obserwacje oraz na błędy polityków, żeby umożliwić dzieciom rozwój dostosowany do ich naturalnych predyspozycji. Książka „Ratuj maluchy” jest opowieścią o szeroko zakrojonej akcji – i najlepiej ją czytać jako reportaż uczestniczący, bez oceniania poglądów czy zachowań. W takiej formie sprawdza się najlepiej, a i najdłużej przetrwa – chociaż samym autorom umożliwi też jeszcze większy medialny rozgłos.

„Ratuj maluchy” to publikacja silnie bazująca na emocjach. Pisze ją wbrew okładce Karolina Elbanowska, przynajmniej tylko ona ujawnia się w narracji, do tego parę razy na kartach tomu zapewnia o swojej wielkiej miłości do męża, co ma niewiele związku z akcją przeciwko reformie, ale powinno ocieplić wizerunek walczącej matki. Karolina Elbanowska zresztą dość często przyznaje się tu do kwestii prywatnych: pokazuje, jak zawiązywały się przyjaźnie zrodzone ze społecznego wsparcia, przypomina chwile załamania i momenty szybkich kontrowersyjnych dla wielu decyzji (oddanie dziecka pod opiekę młodej funkcjonariuszce). Czasami Elbanowska wykorzystuje książkę, żeby wytłumaczyć pewne posunięcia, naświetla je wtedy jednostronnie (zabieranie ze sobą dzieci na polityczne spotkania to dla niej konieczność, wydaje się, że autorka nie rozumie wymowy takich gestów i dziwi się, gdy jej oponenci posuwają się do podobnego chwytu. W taką naiwność trudno bez zastrzeżeń wierzyć, zwłaszcza że autorom nie brakuje pomysłów na kolejne akcje).

Pisze Karolina Elbanowska o początkach „Ratuj maluchy” i o wyzwaniach, z jakimi przyszło się jej mierzyć – próbuje się pokazać jako zwyczajna mama walcząca o dobro dzieci. To jedna warstwa narracji. Drugą jest ostry polityczny spór prowadzony również tutaj: autorka wydobywa na światło dzienne wszelkie brudy i niechlubne reakcje pań z politycznego światka. Wyjaśnia, jak z mężem próbowała ośmieszać reformę – i jak rządzący mieli się ośmieszać sami, bezradni wobec zdeterminowanych rodziców. Tu autorka jest agresywna i ma jeden cel: przekonanie do siebie innych. Trzecią warstwę tomu stanowią przytaczane statystyki, liczby i dane, które mają podziałać na wyobraźnię i przekonać nieprzekonanych. Silna funkcja perswazyjna sprawia, że lektura momentami traci na jakości, zamienia się w kolejną trybunę. Kiedy reportażu uczestniczący przeradza się w agitację, trudno o obiektywne spojrzenie. Emocje w tomie „Ratuj maluchy” przetrwają – ale nawoływania polityczne przekształcić mogą tę publikację w efemerydę. Szkoda, bo Elbanowska między wierszami uczy, jak mówić, żeby być słyszaną.

W pewnym momencie zaciera się tu istota sprawy, dobro dziecka. Przestają się liczyć indywidualne predyspozycje maluchów (pozostają tylko te będące argumentem za odrzuceniem reformy), same dzieci znikają. Ich miejsce zajmuje polityczna przepychanka, próba sił lub w ogóle wojna o rząd dusz. Tom „Ratuj maluchy” traktowany jako reportaż budzi ciekawość i nie musi być do tego narzędziem politycznej walki. Elbanowska pisze z własnej perspektywy, nie ukrywa uczuć, dodaje do całości pożywkę z życia prywatnego, a to dobrze się sprzedaje – zwłaszcza gdy w grę wchodzi dobro najmłodszych. Możliwe, że części odbiorców-rodziców argumenty i opinie autorki oraz cała emocjonalna otoczka przysłonią jakość samego tekstu. Elbanowska pisze tak, by zainteresować, wciągnąć w rozgrywki jak najwięcej ludzi. Całkiem nieźle operuje gatunkowym potencjałem i lawiruje między świadomości, jak zjednać sobie innych – a programową wręcz naiwnością.

1 komentarz: