* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

czwartek, 7 lipca 2011

Michał Kruszona: Uganda. Jak się masz, muzungu?

Zysk i S-ka, Poznań 2011.

Podróż własna

Kto ma ochotę na nietypową lekturową podróż do Afryki, może sięgnąć po tom Michała Kruszony „Uganda”. Nie znajdzie tu egzotyki typowej dla publikacji i utworów opiewających życie na Czarnym Lądzie, a zestaw zapisków zindywidualizowanych, prywatnych wrażeń i obserwacji jednego z dwóch przyjaciół, którzy na wyprawę do Ugandy wybrali się dwukrotnie. Michał Kruszona wyraźnie nie chce zanudzać czytelników zbiorem ogólnodostępnych encyklopedycznych informacji – jeśli przytacza dane historyczno-polityczne, to na prawach sensacji, nie zależy mu też na wyjaśnianiu i przybliżaniu wszystkich zwyczajów zarejestrowanych na obcej ziemi. Jeśli dodać do tego, że nie jest Kruszona łowcą ciekawostek, ale skrupulatnym archiwistą własnych doświadczeń – wyjdzie z tego przepis na książkę podróżniczą odmienną od znanych pozycji tego gatunku.

Jest tu dużo miejsca na prywatność: Kruszona subtelnie nakreśla własną sytuację uczuciową, by skonfrontować ją z postawą Roberta – który od początku chętnie wiąże się z czarnoskórą „narzeczoną”, opowiada na marginesie o namiętności towarzysza do palenia marihuany oraz o alkoholu, który obaj sączą z upodobaniem. Ale nie nadaje to lekturze posmaku skandalu czy awanturniczej opowieści, stanowi za to dobre wprowadzenie do relacji o obyczajowości Ugandy. Opisuje Kruszona strukturę społeczną w Ugandzie, przedstawia miejsca i potrawy, którymi bohaterowie są częstowani (bywa, że to opisy dla czytelników o mocnych nerwach), czasem skupia się na organizacji życia, znacznie częściej natomiast na prywatnej, własnej podróży i na samodzielnym odkrywaniu tajemnic kraju. Liczy się dla niego podejście autochtonów do białych przybyszy; Kruszona zgrabnie odnotowuje kolejne przejawy gościnności i propozycje matrymonialne od napotkanych miejscowych piękności. Nie pomija spotkań z ludźmi, którzy się tu osiedlili, wyrusza też do szkoły, by kilkunastu uczniom wręczyć aparaty fotograficzne (kilka prac powstałych w tym eksperymencie publikuje w książce – aż żal, że tylko kilka).

Druga równoległa opowieść rozgrywa się w zdjęciach. Tom „Uganda” to zestaw fotografii wcinających się w tekst, pojawiających się co kilka akapitów. Obrazy mówią to, czego nie dopowiada się w słowach, przedstawiają Ugandę z różnych punktów widzenia. To zdjęcia w pełni oddają klimat Afryki, raz kolorowe i tętniące energią, raz ukazujące biedę i zniszczenie.

Wydaje się, że Kruszona nie ma konkretnego celu pisania książki – poza tym, by zarejestrować swoje przemyślenia i doświadczenia. Nie wybiera sobie też jednego, powtarzalnego motywu, który mógłby się stać osią opowieści. Po prostu – jedzie i opisuje, gdzieniegdzie wrzucając garść informacji ogólnodostępnych, opatrzonych autorskim komentarzem bądź przefiltrowanych przez zastaną rzeczywistość. Pozwala sytuacjom biec swoim trybem, nie przypisuje sobie demiurgicznej mocy, a to sprawia, że historia zamienia się dla czytelników we współuczestniczenie w przygodzie o nieznanym finale.

„Uganda” nie ma szans zmęczyć: to lektura wartka i dobra, chociaż miejscami zaskakująca i nieprzewidywalna, a przynajmniej nie do końca zgodna z oczekiwaniami odbiorców. Stawia wiele pytań i pozostawia sporo wątpliwości, ale też wciąga i cieszy. A ponieważ Kruszona nie sięga po stereotypowe wyobrażenia Czarnego Lądu i nie porusza się po wytyczonych szlakach – po „Ugandę” można spokojnie sięgnąć.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz