* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

wtorek, 5 lipca 2011

Eduardo Mendoza: Niewinność zagubiona w deszczu

Znak, Kraków 2011.

Tajemnica Mendozy

Eduardo Mendoza po raz kolejny drwi sobie ze swoich czytelników, a że robi to w sposób mistrzowski, nietrudno będzie mu literacką zabawę wybaczyć. Tym razem wprawi odbiorców w niemałe osłupienie za sprawą niewielkiego objętościowo i rozrzedzonego (choćby w stosunku do pamiętnej trylogii) w narracji tomiku „Niewinność zagubiona w deszczu”. Fanów znowu zachwyci, niezorientowanych zdziwi – chociaż może i urzeknie potoczystą narracją i panowaniem nad słowami – krytycy natomiast bez końca będą się doszukiwać drugiego dna w powieści, która bezpośrednio sygnałów ironii nie przejawia. Odautorski wstęp niczego nie wyjaśni, może poza wyczytywaną między wierszami sugestią, że cała książka, łącznie z pozaliterackim wprowadzeniem, stanowi wyśmienity pastisz. Bo naprawdę trudno przypuszczać, żeby Eduardo Mendoza zadowolił się skromną historią o niezbyt skomplikowanej fabule – i traktować „Niewinność” inaczej niż udany żart literacki.

Siostra Consuelo przychodzi do pewnego ziemianina, don Augusto, z prośbą o wsparcie finansowe dla szpitala. Właściwie nic się nie dzieje, obie strony badają grunt i umacniają się w przekonaniu, że muszą jak najlepiej odgrywać swoje role przed sobą – do czasu. Siostra Consuelo staje się coraz częstszym gościem u przystojnego mężczyzny. W jej życiu pojawi się jeszcze jedna ważna postać, która wszystko skomplikuje: ranny rozbójnik, który potrzebuje pomocy. Narrator będzie towarzyszył siostrze Consuelo aż do nieuchronnego finału i dyskretnie oraz skrótowo przytaczał jej losy – niby ujęte w ramy stereotypu, a jednak miejscami zaskakujące. W końcu wyjdzie na jaw cała prawda.

Początkowo, jeśli wierzyć autorowi, miała to być sztuka teatralna. Potem powstała z tego powieść skupiona wokół trzech wyrazistych postaci, zapożyczonych z bogatego zestawu stypizowanych i kulturowo utrwalonych charakterów. Wszyscy zachowują się dokładnie tak, jak się tego od nich oczekuje, nie pozwalają sobie na – choćby drobne – odejścia od konwencji i nie burzą literackich schematów: w końcu to one decydują o bycie bohaterów: wykroczenia przeciw standardom byłyby tożsame z unicestwieniem postaci. Jest w tym perfidia i przebiegłość Mendozy, który daje swoim postaciom życie, a jednocześnie unieruchamia je w gorsecie schematów.

A walkę o uwagę czytelników wygrywa oczywiście język. Nie romansowa fabuła i nie zabawa pomysłami, a język właśnie, co zresztą u Mendozy dziwić raczej nie powinno. Rezygnacja z oznaczania granic między poszczególnymi częściami dialogu, nastawienie na teatralność gestów, zachowań i wypowiedzi, wyczuwalna sztuczność historii i postaw – to wszystko zostaje rozpuszczone w stylu opowieści, płynnym, silnie zrytmizowanym. Mendoza z lubością traktuje kolejne zdania, rozbudowuje je o coraz to nowe dopowiedzenia, komentarze, dodatki i piętra – ale nie traci przy tym swobody wprawnego narratora i maestrii pisarza świadomego. Smakuje frazy, zwielokrotnia je dla przyjemności własnej i czytelników i sprawia, że łatwo zapomnieć o banalnych w gruncie rzeczy relacjach łączących bohaterów – a dać się uwieść samej czystej prozie.

Przy tym wszystkim w tekście pojawia się jeden zaledwie żart, co w przypadku autora, który lubuje się w słownych popisach i humorystycznych zwrotach akcji podsyca jeszcze tajemniczość. Łatwo tu wpaść w pułapkę poszukiwania sensu czy ideologii – tylko po co?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz