* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

wtorek, 4 maja 2010

Marek Majewski: Pies też człowiek czyli wiersze psubrata

Zysk i S-ka, Poznań 2010.


Cztery łapy

Choć zabrzmi to może niewiarygodnie, satyrycy wystrzegają się na ogół tworzenia cykli tematycznych. Uporczywe trzymanie się jednego zagadnienia w kolejnych tekstach doprowadza zwykle do rozrzedzenia dowcipu – i do zamiany wartości artystycznych publicystyką. Niewielu autorów pozwala sobie na powroty do jednego problemu (humorolodzy zapewne bez wahania wskażą Antoniego Marianowicza i Ludwika Jerzego Kerna jako satyryków, którzy od czasu do czasu decydowali się na mikroserie). W wierszach o powtarzającym się haśle przewodnim nie chodzi bowiem o rozbawienie odbiorców – funkcja komizmotwórcza oddala się z zaskoczeniem – a o względy sentymentalne.

Ukazała się właśnie książeczka Marka Majewskiego „Pies też człowiek czyli wiersze psubrata” – na dzisiejszym rynku wydawniczym niemal ewenement, bo nowych tomików satyrycznych aktualnie się nie publikuje. Majewski postawił jednak nie na kapryśną i wybredną publiczność satyryczną, która, rozleniwiona produkcjami medialnych kabaretów, nie podjęłaby raczej wysiłku i nie zdecydowałaby się na lekturę – a na odbiorców rekrutujących się z miłośników zwierząt. Taki target musi zapewnić powodzenie publikacji – w końcu podobnych działań w polskiej satyrze do tej pory nie było (jeden Marian Hemar stworzył kilkuwierszowy cykl o psach, ale nie rozszerzyłby tematu na całą książkę), a i wielbicielom czworonogów przyda się, choćby jako sympatyczny prezent, książka inna niż wydawnictwo albumowe.

Na szczęście nie jest to zbiorek tworzony pod kątem szybkiego wydania w jednym tomie – Majewski układał swoje psie wierszyki przez kilkanaście lat, a ogłaszał je drukiem na łamach miesięcznika „Mój Pies” – to sprawiło, że czytelnicy dzisiaj otrzymają zestaw dobrych tekstów, czasem przewidywalnych, czasem melancholijnych, czasem zabawnych a czasem stanowiących głos w dyskusji na temat psów – ale zawsze dobrych. Nie ma tu upychanych na siłę, niedopracowanych czy wymuszonych tekstów (w wieloletniej karierze tekściarskiej zdarzało się przecież autorowi iść na łatwiznę, ale przyzwyczajeń estradowych pokazuje w tomiku niewiele), nie ma utworów, przez które chciałoby się odłożyć zbiorek na półkę przed zakończeniem lektury.

Oczywiście jeden temat powoduje rozmycie się żartów: Majewski zostawia sobie wybrane przesłania na puenty, do których dąży, nie ma w utworach przewrotek: kolejne wiersze są utrzymane w tonie żartobliwym i ciepłym, ale nie mogą wywoływać salw śmiechu odbiorców. Sporo tu także wpisanej w rym i rytm polemiki, dyskusje ze stereotypami czy przesądami ubiera Marek Majewski w tradycyjną satyryczną formę, tworząc rymowane traktaciki – wówczas rymotwórczy popis (nie ma tu współbrzmień wybitnych i zaskakujących, ale niewiele też jest tych oklepanych) staje się jedynym celem estetycznym książki.

Autor zmienia rytm poszczególnych wierszy, nie popada w rutynę, w zależności od potrzeb modyfikuje konstrukcję rymowanek, sposób rozmieszczenia w nich informacji o czworonogach. Fakt, że jego celem nie było napisanie książki dla publiczności satyrycznej, potwierdza się, gdy do tekstów wprowadzone zostają zwierzęta autora: Majewski nie wypiera się zaangażowania emocjonalnego, zresztą większość pomysłów właśnie z braku dystansu do tematu wyrasta: bez trudu zrozumieją to właściciele psów i kotów, dla miłośników futrzaków bowiem spostrzeżenia Majewskiego okażą się najzupełniej naturalne i oczywiste. Zresztą – czy można zdobyć się na emocjonalny chłód, gdy w grę wchodzi miłość do zwierzęcia? Autor doskonale wie, że to niemożliwe – stąd też charakterystyczny klimat jego wierszyków, w których czasem uczucia biorą górę nad troską o treść.

Nie da się ukryć, że ogromnym atutem tej publikacji, już nie tylko dla przyjaciół czworonogów, są ilustracje Edwarda Lutczyna. „Ilustracje” – czyli czasem grafiki, a czasem drobne rysunki satyryczne, które nie tylko cieszą oko, ale i dostarczają rozrywki. Dzięki Lutczynowi nawet spostrzeżenia czerpiące ze stereotypów, więc momentami banalne i znane, mogą bawić, jeśli towarzyszy im rysunek bazujący na świeżym i odkrywczym pomyśle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz