* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

niedziela, 30 maja 2010

Ewa Ostrowska: Grześ, tatuś i dalekie wędrówki

Skrzat, Kraków 2010.

Przydomowe odkrycia

Ewa Ostrowska ma pomysły na fabułki dla najmłodszych, tego jej odmówić nie można. Ale ma też przyzwyczajenia, od których dorośli czytelnicy zaczną zgrzytać zębami i przestaną zwracać uwagę na treść przekazywanych dziecku bajek, całkowicie zajęci śledzeniem potknięć stylistycznych.
Będę o tym pisać tak długo, jak długo będzie istniał problem. Czyli pewnie już nigdy nie odczepię się od tematu. Do kilkulatków nie trzeba zwracać się jak do imbecyli. Szczebiotanie do niemowlaków nad łóżeczkiem nie może przenosić się na szczebiotanie do dzieci w wieku przedszkolnym. Maluchy naprawdę poradzą sobie ze zrozumieniem wyrazów o niezdrobniałej formie. Wbrew pozorom nadużywanie deminutiwów i spieszczanie (dodam, że nieuzasadnione) stylu to nie jest dobry sposób na snucie opowieści, zwłaszcza opowieści przygodowych, a takie miały się składać na tomik „Grześ, tatuś i dalekie wędrówki”. Zgoda na określenia „tatuś” i „mamusia”, chociaż do matki bohatera, o czym zaraz, nie pasuje to w najmniejszym stopniu. Ale, litości – w lesie mogą być polany i trawy zamiast polanek i trawek, w ZOO bywają zwierzęta, a nie tylko zwierzątka, a już na pewno mały rozsądny chłopiec nie powie o swoich spodniach „spodenki”, a o zębach „ząbki”. Tendencja do zdrabniania wszystkiego wokół sprawia, że odbiorców zwyczajnie zemdli.

Drugim irytującym składnikiem stylu są monotonne sygnały emocjonalności. Ostrowska lubuje się w zdaniach rozpoczynanych od „ojej” lub „o rany”, zwykle łączy je w pary, a w wypowiedziach chłopca wykorzystuje niemal bez przerwy. Z inteligentnego dzieciaka robi w ten sposób… zresztą nieważne. Dziwić się światu można na wiele sposobów, autorka wybrała akurat najgorszy.

Ostrowska nie potrafi przekonująco zaprezentować Grzesia, który w pierwszej historii jest czterolatkiem. Nie potrafi – bo w wypowiedziach bohatera przenikają się dorosłe spostrzeżenia i frazy z dziecinnym paplaniem. Wypada to sztucznie i mało atrakcyjnie, niekonsekwencja w kreowaniu postaci odbija się na jej recepcji. W ogóle dziwna jest rodzina Grzesia: tatuś to wykładowca akademicki, uczy matematyki i chodzi z głową w chmurach, co oznacza w tej książce po prostu – że myśli. Mamusia natomiast… cóż, mamusia jest karykaturą macoch z baśni i współczesnych pań domu. Despotyczna, zrzędliwa i „praktyczna” (inni powiedzieliby, że zwyczajnie bez wyobraźni) – interesuje ją tylko karanie własnego dziecka, krytykowanie męża i oglądanie telenowel, przy których płacze. Odbiera synowi zabawki, zabrania odkrywania świata – i okazuje się bardzo, ale to bardzo toksyczna. Mogłaby śmieszyć, ale nie wiem, czy dzieci raczej nie przerazi.

Książka „Grześ, tatuś i dalekie wędrówki” składa się z serii krótkich, powiązanych ze sobą opowiadań o przygodach, jakie można przeżyć w najbliższym otoczeniu. Dzięki prezentom urodzinowym od taty (które mama konfiskuje po pewnym czasie) Grześ nauczy się, że świat jest fascynujący i skrywa wiele tajemnic. Autorka pozwala sobie na odrobinę przyjemnego absurdu tylko przy przedstawianiu siedmiu cioć i siedmiu wujków oraz ich prezentów – szkoda, gdyby zdecydowała się na więcej takich akcentów, publikacja byłaby żywsza.

Duży druk sprawia, że na „Grzesiu, tatusiu i dalekich wędrówkach” maluchy mogą się uczyć czytania. Obrazki Agnieszki Kłos – jednej z lepszych ilustratorek Skrzata – jak zwykle cieszą oko i znakomicie komponują się z tekstem, to dzięki nim książka budzi ciekawość i przyciąga uwagę.
Ewa Ostrowska nie jest przecież debiutantką w pisaniu dla najmłodszych – tym bardziej szkoda, że ciągle powtarza rozwiązania, które – nawet jeśli w życiu naturalne – w publikacjach dla dzieci brzmią źle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz