* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

sobota, 8 maja 2010

Susanne Schürmann: Mam przyjaciela budowniczego

Media Rodzina, Poznań 2010.

Jak powstaje dom



Zwykle w serii „Mam przyjaciela…” kilkuletni chłopcy podczas jednego spędzonego pod okiem dorosłych w wybranym zakładzie pracy dnia mają szansę poznać tajniki wybranych zawodów. Susanne Schürmann nieco modyfikuje podstawowe założenia cyklu, koncentrując się nie na przeżyciach młodych bohaterów, a na wiadomościach, które musi w tekście zamieścić. W tomiku „Mam przyjaciela budowniczego” ta właśnie autorka rezygnuje także z fabularnej konwencji, przyspiesza akcję, w zamian za to pozwalając dzieciom przyjrzeć się, jak powstaje dom. Tu bohater nie może wejść na plac budowy, wolno mu jedynie przyglądać się zza barierki pracy budowlańców – a dom rośnie ze strony na stronę.

Budowlaniec Rysiek pełni natomiast rolę przewodnika. Tłumaczy, dlaczego pracownicy noszą rękawice, kaski i buty ochronne – i opowiada o zadaniach, jakie do wykonania mają członkowie ekipy. Chłopiec dziwi się, że tam, gdzie był jeszcze niedawno pusty plac, wkrótce stanie budynek – ogląda wylewanie fundamentów, stawianie ścian, sprawdzanie, czy otwory na okna i drzwi zostały wykonane prawidłowo – po świętowanie wiechy, prace wykończeniowe i doprowadzanie mediów. Autorka porusza nawet kwestie natury fizjologicznej, wyjaśniając, co zrobić, kiedy budowlańcowi zachce się siusiu.

Susanne Schürmann nie decyduje się na uwiarygodnienie czytankowej historii. Obecność małego bohatera wynika tu jedynie z wymogów serii – tak naprawdę nie jest on do niczego potrzebny: niby relacjonuje wydarzenia, ale nieco po dorosłemu, niby obserwuje, ale nie uczestniczy. Na planie narracji słychać chłopca jeszcze w emocjonalnych, nietonowanych komentarzach – ale już nie w leksyce i definicjach (mówi między innymi o więźbie dachowej, lecz próżno by szukać wyjaśnienia słowa). Niby wiadomo, że maluch przekazuje informacje uzyskane od dorosłego przyjaciela, ale przekazuje je bez własnej interpretacji. Nie jest to błąd czy słaby punkt książki - Susanne Schürmann ma po prostu taki właśnie styl pisania. Zachowuje przy tym rytm, który musi budzić ciekawość małych odbiorców – bez przerwy coś się tu dzieje, czytelnicy są bombardowani atrakcyjnymi wiadomościami.

Żeby natomiast nie zmęczyć dzieci poważną treścią, Ralf Butschkow mocniej niż zwykle bawi się ilustracjami. Już na okładce widać zapowiedź dowcipów rysunkowych: postać budowlańca Ryśka została tu zdublowana przez dumnego z siebie kreta. Kilku rysunkowych bohaterów sportretował Butschkow w sytuacjach komicznych – dlatego też warto prześledzić wszystkie obrazki dość dokładnie. Zresztą dla chłopców – a do nich przede wszystkim kierowana jest książeczka – będzie to sama przyjemność: obserwowanie ciężkiego sprzętu budowlanego, pojazdów i maszyn jest czystą rozrywką.

Chodzi w serii o to, by przedstawiać typowo męskie zawody w atrakcyjny dla dzieci sposób. Ralf Butschkow w swoich historyjkach zwraca uwagę na człowieka, na rolę pracownika. Susanne Schürmann – na efekt jego pracy. Te dwa różne ujęcia spotkają się zapewne z uznaniem małych czytelników – budują bowiem dynamikę opowieści i nie pozostają bez znaczenia dla wiedzy dzieci.

Z części „Mam przyjaciela budowniczego” maluchy wyczytają (bądź usłyszą, w końcu to seria dla dzieci od lat trzech), jak powstają domy. Wiadomości w ten sposób uzyskane będą oczywiście ogólnikowe, choć wzbogacą świadomość kilkulatków. Przyda się dzieciom ta publikacja – nie w wyborze zawodu (choć może małym pasjonatom budownictwa – owszem), ale jako dziecięcy poradnik typu know-how. To w końcu przepustka w świat dorosłych, a przy tym urozmaicenie zabaw. Lektura książeczki „Mam przyjaciela budowniczego” przyniesie sporo korzyści – warto więc zadbać, by pozycja ta znalazła się na półce każdego małego chłopca.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz