* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

wtorek, 2 marca 2010

Kajsa Ingemarsson: Żółte cytrynki

Słowo/obraz - terytoria, Gdańsk 2009.


W poszukiwaniu księcia


Blurb z „Żółtych cytrynek” nie przynosi nic oryginalnego ani twórczego: „powieść o poszukiwaniu samej siebie, o miłości i przyjaźni, ale zwłaszcza o odwadze, która pozwala postawić wszystko na jedną kartę i podjąć w życiu właściwą decyzję” – gdyby kierować się promocyjnym tekstem z okładki, Kajsa Ingemarsson nie miałaby do zaoferowania nic ciekawego, a przynajmniej: nic ponad to, co dają czytelniczkom setki podobnych publikacji z półki literatury dla pań. Zwłaszcza że książka została wydana ze znaczkiem „komedii romantycznej”, co w pewien sposób zapowiada rozwój fabuły i obowiązkowy happy end. Ale „Żółte cytrynki” pod paroma względami zaskakują i chociaż wpisują się w konwencję powieści o wielkim, romantycznym uczuciu, nieco wyróżniają się z raczej mdłego tła. Są ożywcze i świeże, może też za sprawą tytułu.

Młoda kobieta, Agnes, pracuje w najlepszej sztokholmskiej restauracji. Właściwie: pracowała: do momentu, w którym coraz bardziej natarczywe zaloty ze strony szefa-erotomana nie przerodziły się w próbę gwałtu. Na domiar złego partner Agnes komunikuje jej, że zakochał się w chórzystce o dużych piersiach i odchodzi. Na pierwszych pięciu stronach życie Agnes wali się w gruzy – to naprawdę dobry punkt wyjścia dla komedii romantycznej. Ale, co nietypowe, dalej nie ma mowy ani o komedii, ani, tym bardziej, o romantycznej. Spotkany w pralni nowy sąsiad nie nadaje się do tego, by rzucić mu się w objęcia, a szukanie pracy nie należy do przyjemności – już wkrótce jednak do Agnes wróci odrobina szczęścia.

Czytelniczki, które będą czekać na naświetloną ze wszystkimi szczegółami historię pięknej miłości, mogą się poczuć rozczarowane: uwagę bohaterki zaprzątać mają bowiem nie sprawy sercowe a praca w nowo otwartej restauracji. Czas wolny umili Agnes przyjaciółka, siostra i rodzice – w przelotnych związkach nie ukryła autorka żadnego romansogennego potencjału. Oczywiście nie obejdzie się całkiem bez porywów namiętności, ale nie mam zamiaru zdradzać przebiegu akcji. Kajsa Ingemarsson dba o ciągłe zmiany tła, nakreśla społeczne problemy (w rodzinnym miasteczku Ages Amerykanie zamykają fabrykę, na bruk wyrzucając czterysta osób), obrazy szczęśliwej – choć wczesnej – emerytury (rodzice bohaterki zapisują się na kurs komputerowy i rozwijają wspólną pasję – ogrodnictwo), porusza problem alkoholizmu, śmierci bliskich, samotności, ale i przyjaźni. Nie ma za bardzo czasu na tendencyjne przecież i doskonale wielbicielkom gatunku znane opowieści o ziszczonym śnie kopciuszka. Ta wielość motywów nadaje książce nieprzewidywalności, jedyne, co pozostaje z dawnych schematów to happy end.

Kajsa Ingemarsson nie rozśmiesza odbiorczyń, lecz daje nadzieję. Pokazuje, że nawet z najtrudniejszych sytuacji da się znaleźć wyjście. Jej bohaterka popełnia błędy i przeżywa kolejne załamania, ale bez przesadnego i nieuzasadnionego optymizmu podnosi się po klęskach, książka jest na tyle ciepła, by nie przygnębiać. W „Żółtych cytrynkach” na świat nie patrzy się przez różowe okulary, ratunkiem tu okazuje się humor. Autorka zamiast kreować komiczne sytuacje, stawia na filozoficzny spokój, perypetie Agnes nie śmieszą – w większości przypadków nawet nie mają budzić uśmiechu (bo – na przykład – motyw tajemniczej Loli jest raczej dość przewidywalny), optymizm książki polega na tym, że mimo wszystko czeka się w niej na pozytywne, dobre wydarzenia.

Autorka kładzie w narracji nacisk na szczegółowe opisy zachowań bohaterki, która znajduje się w centrum uwagi. Choć przebieg akcji relacjonowany jest w trzeciej osobie, skoncentrowanie motywów na Agnes sprawia, że to ona wydaje się być właściwą narratorką. Trochę bardziej niż w zwykłych realizacjach tego gatunku rozbudowane opisy przenoszą „Żółte cytrynki” z prostego czytadła – wyciskacza łez w ładną powieść obyczajową. Zresztą tautologiczny nieco, ale trafny tytuł serii, „Książki do czytania”, wskazuje grupę docelową szwedzkiej opowieści. „Żółte cytrynki” to literatura rozrywkowa, a celem historii jest dodanie otuchy czytelniczkom i dostarczenie im kilku wzruszających wątków. Kajsa Ingemarsson sprytnie gra na emocjach odbiorczyń, potrafi tworzyć sugestywne i wyzwalające silne uczucia sceny – w „Żółtych cytrynkach” sprawdza się natomiast także jako kreator przestrzeni – obraz powstającej restauracji wraz z całym menu okazuje się bardzo przekonujący.
„Żółte cytrynki” to powieść obyczajowa z zapowiedzią romansu w tle. Szwedzki bestseller, który wciąga.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz