* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

poniedziałek, 8 września 2025

Lucy Maud Montgomery: Błękitny zamek

Marginesy, Warszawa 2025.

Życie

Jeśli dla dzieci lekturą obowiązkową jest od lat „Ania z Zielonego Wzgórza”, to dla dorosłych taką lekturą powinien być „Błękitny zamek” – nawet ze świadomością wszelkich archaizmów i zmian obyczajowych. Lucy Maud Montgomery obraca się tu w świecie kompletnie obcym czytelnikom – ale przesłanie, jakie wypracowuje za sprawą Valancy Stirling, jest ponadczasowe i powinno się znaleźć w świadomości każdego. Valancy to dwudziestodziewięcioletnia kobieta – uznawana przez wszystkich za starą pannę i tłamszona bezlitośnie przez całą rodzinę. Bliscy nazywają ją „Gnuś” i traktują pobłażliwie – Valancy nie może o sobie decydować, musi zawsze być posłuszna i nie ma szans na szacunek, bo też nie zdobędzie męża. W świecie, w którym o wartości kobiety decyduje małżeństwo, jakie zawarła, może to być tragedia. Ale Valancy, chociaż ma dosyć i próbuje odrobinę się buntować, nie zdziała nic. Może tylko uciekać w myślach do swojego błękitnego zamku – przestrzeni wymyślonej, która daje jej ukojenie. Przynajmniej do poważnego przełomu. Kiedy wybiera się bez obecności członków rodziny do lekarza – ma od dawna problemy z sercem i potrzebuje konsultacji medycznej – a później dowiaduje się, że został jej maksymalnie rok życia, zmienia się. Nie ma już nic do stracenia i wreszcie może zacząć funkcjonować na własnych zasadach. Zaczyna od przeciwstawienia się bliskim, mówienia, co myśli o konwenansach, a kończy na wyprowadzce i oświadczynach – to ona prosi o ślub mężczyznę wyklętego ze społeczności. I tak zaczyna się zupełnie nowe życie Valancy, a Błękitny zamek pojawia się w rzeczywistości.

Jest to powieść, która dzisiaj może momentami wybrzmiewać naiwnie – zwłaszcza że w dobie śmiałych erotyków w małżeństwie Valancy największą perwersją jest czytanie książek – ale liczy się w niej najbardziej podejście, które pokazuje, że nigdy nie jest za późno na zawalczenie o swoje marzenia. Valancy została już skreślona, jedyne, na co mogłaby liczyć, gdyby została w swojej społeczności, to ślub z o wiele starszym wdowcem. Realizowanie pomysłów krewnych wiązać się może ze zniewoleniem i brakiem szczęścia: zresztą życie, które prowadzą matka Valancy czy jej kuzynki, nie jest godne pozazdroszczenia: nic się w nim nie dzieje, liczą się tylko opinie innych. Tymczasem Valancy, która odrywa się od toksycznej społeczności, przekonuje się, że nawet za cenę potępienia przez rodzinę może być naprawdę szczęśliwa – i doświadczać rzeczy, z których wcześniej nawet nie zdawała sobie sprawy.

Valancy Stirling przypomina odbiorcom coś ważnego: nie da się żyć marzeniami innych, trzeba kształtować własną rzeczywistość – i ryzykować, nawet jeśli będzie się to wiązało z rozczarowaniami po drodze do celu. „Błękitny zamek” to powieść, która chociaż miejscami się starzeje, to jednak da się polubić i przyniesie czytelnikom kilka ważnych przemyśleń. Można spokojnie sięgnąć po tę książkę dla przyjemności i żeby przekonać się, że żadne przeszkody się nie liczą, kiedy próbuje się żyć po swojemu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz