* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

poniedziałek, 14 lutego 2011

Urszula Jarosz, Jerzy Gracz: Ona i on. Całkiem zwyczajna historia

Muza SA, Warszawa 2011.

Zwyczajny romans

W zasadzie na tytule tomu „Ona i on. Całkiem zwyczajna historia” można by recenzję zakończyć. Urszula Jarosz i Jerzy Gracz tworzą bowiem opowiastkę z gatunku lekkich, łatwych i przyjemnych (w dodatku w jednym miejscu wplatają w narrację cały traktat na temat wyższości czytadeł nad literaturą, która udaje ambitną) – z której nic nie wynika. To książka, po którą sięgnie się z przyjemnością dla zabicia czasu, chociaż miejscami bywa dość naiwna, a czasem – przegadana.

Czynnikiem, który tę powieść wyróżnia, jest podwójna narracja. Ciężar opowiadania spoczywa raz na niej, raz na nim, przy czym nie zawsze oboje komentują te same wydarzenia (zdarza się, że nowa partia tekstu zaczyna się od oceny zjawiska z perspektywy drugiej strony, ale na szczęście nie będzie to regułą, autorzy nie nadużywają pomysłu, za to zgrabnie wymieniają się w procesie przedstawiania całej historii. Historii utrzymanej w konwencji serialu obyczajowego: ona i on wpadają na siebie, zaczyna między nimi iskrzyć, ale sielankę raz po raz przerywają głupie problemy i trudności: a to on jest zazdrosny, bo nie wie, że ona ma syna, i przypuszcza, że kobieta traktuje go jak zabawkę, a to ona cierpi męki, bo widzi przy nim piękną asystentkę, która nie nosi stanika (co zostało w tekście podkreślone naprawdę wiele razy), a to on ma dosyć rywalizowania z jej zainteresowaniami, a to ona spotyka się z adoracją ze strony kolegi… Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że aranżowane przez Jarosz i Gracza scenki, które mają budować napięcie, są w istocie bardzo przewidywalne: już w chwili nakreślenia nowej sytuacji czytelnicy – w odróżnieniu od bohaterów – będą wiedzieli, do czego autorzy zmierzają. To dość irytujący element w książce, po którą sięga się dla przyjemności.

Nie wiem, czy autorzy podzielili się rolami tak, by oznaczyć siebie w narracji (to jest czy partie Kaśki pisała Urszula Jarosz, a partie Andrzeja – Jerzy Gracz), czy współpraca twórcza przebiegała inaczej, dość stwierdzić, że o ile on w swojej historii jest raczej stereotypowy (pomijając moment ignorowania asystentki, tu wierność wykracza poza konwencję), o tyle jej opowieści, zwłaszcza skupione wokół motywów seksu, wybrzmiewają, jakby były wyjęte z jego marzeń. W ten sposób Jarosz i Gracz tracą trochę na wiarygodności i tworzą dysonans, który powinien rzucić się w oczy odbiorczyniom. Ma się też podczas lektury wrażenie, że autorzy zbyt szybko pozwolili swoim bohaterom na nawiązanie bliskich relacji i rozpoczynają swoją książkę w punkcie, w którym każda udana baśń powinna się skończyć. Drażnią więc potem kolejnymi kłótniami, z których w szerszej perspektywie nic nie wynika, bohaterowie miotają się po świecie trochę chaotycznie, chociaż z wyraźnie akcentowanym optymizmem – nieuzasadnionym w końcu, lecz zauważalnym.

Urszula Jarosz i Jerzy Gracz próbują wzbogacić opowieść, wprowadzając do niej kreatywne pasje i zajęcia swoich postaci. On pracuje nad scenariuszami filmowymi (chociaż aktualnie raczej chałturzy przy mniej ambitnych produkcjach), ona jest fotografikiem, a w wolnych chwilach uwielbia chodzić po górach. Fragmenty, w których zamiast stanów emocjonalnych i scen sam na sam pojawiają się przebitki z tych mniej standardowych zajęć wychodzą książce na dobre, czyta się ją lepiej.

„Ona i on. Całkiem zwyczajna historia” to poprawne czytadło (bez euforycznego kwalifikatora, z jakim do tego określenia podchodzą autorzy) – dobre na nudne i długie wieczory, chociaż w niektórych fragmentach zbyt zachowawcze. Ale jak na powieść obyczajową dla pań – też całkiem znośne.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz