Egmont, Świat Komiksu, Warszawa 2025.
Koronacja
Świętowanie tysiąca lat od koronacji Bolesława Chrobrego na pierwszego króla Polski to doskonała okazja do lekcji historii dla wszystkich. Maciej Kur i Piotr Bednarczyk tworzą z tej okazji komiks „Chrobry” – krótki przegląd wydarzeń sprzed roku 1025, prowadzących do wykreowania władcy.
Na początku Bolesław Chrobry – chociaż jeszcze bez przydomka – jest młodzieńcem z zadatkami na superbohatera. Wprawdzie przebywa z kolegami w karczmie i chętnie buduje własną legendę, ale jest przystojny i może dać się lubić. Przynajmniej zanim nie uwierzy we własną doskonałość. Z czasem Bolesław zaczyna zachowywać się coraz gorzej, nie tylko w stosunku do swoich wrogów. Sojusze, intrygi, próby podkreślania władzy, mocne decyzje – wszystko, co może złożyć się na obraz charakteru postaci, powraca tutaj w formie migawek z przeszłości. Migawek związanych z odpowiedzialnością za kraj, z poszukiwaniem drogi do władzy i z pokonywaniem przeciwników i wrogów. Bolesław robi też użytek ze swojego wyglądu, uwodzi kolejne napotkane na drodze niewiasty, ale ponieważ jeszcze wygląda dobrze, wiele można mu darować: nie wypada obleśnie i strasznie. Wszystko zmienia się już przed samą koronacją: metamorfoza Bolesława jest przerażająca, autorzy kreują potężnego mężczyznę z ogromną tuszą – tu już nie ma czym się zachwycać. A jednak bohater, który nie ma już wizerunku adonisa, obiecuje rządzić uczciwie i, co ciekawe, dotrzymuje słowa. Chociaż nie może zbyt długo nacieszyć się koroną.
Autorzy zdecydowali się na wybranie kilku zaledwie motywów, które będą mogły pomóc w nakreśleniu portretu charakterologicznego bohatera. Nie interesuje ich prowadzenie narracji historycznej, wyjaśnianie przyczyn i skutków konkretnych zagrań na scenie politycznej – to nie ma znaczenia, najbardziej chodzi o przedstawienie samego Bolesława od młodości po śmierć. Być może ktoś poczuje się zaintrygowany prezentowanymi treściami na tyle, żeby zgłębiać wiedzę na temat Chrobrego – wtedy komiks spełni swoją rolę. Innym przyniesie po prostu rozrywkę, wytchnienie od opieranych na wyobraźni publikacji. Żeby poszerzyć krąg odbiorców o młodzież (czy ewentualnie starszych amatorów historii w utworach rozrywkowych) twórcy wybrali stonowane kolory i wyraziste kadry – to nie kreskówkowe czy przesłodzone obrazki, raczej dynamiczne i nieco mroczne scenki. Kadry są jednak większe niż zazwyczaj w komiksach, tu wyraźnie ważniejsza niż intryga fabularna jest rocznica – przypomnienie o historii. Składa się ta opowieść z wielu wątków, żeby zasygnalizować etap przygotowań do rządzenia – Bolesław Chrobry w ostatnim kadrze powraca jeszcze we wszystkim dzisiaj znanej wersji. Taki komiks jest sympatycznym nawiązaniem do rocznicy – wpisuje się w obchody narodowe. „Chrobry” to rodzaj prezentacji, ale też sposób na uzupełnienie wiadomości z podręczników. Zawsze to przyjemniejsza metoda zdobywania wiedzy – bazująca na gatunku kojarzonym z rozrywką.
Recenzje, wywiady, omówienia krytyczne, komentarze.
Codziennie aktualizowana strona Izabeli Mikrut
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.
Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.
Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.
Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com
Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.
Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.
Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Piotr Bednarczyk. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Piotr Bednarczyk. Pokaż wszystkie posty
środa, 23 lipca 2025
sobota, 26 sierpnia 2017
Piotr Bednarczyk, Sławomir Kiełbus, Maciej Kur, Tomasz Samojlik: Kajko i Kokosz. Nowe przygody. Łamignat Straszliwy
Egmont, Warszawa 2017.
Powrót
Triumfalny powrót Kajka i Kokosza ucieszy tych fanów Janusza Christy, którzy odważą się sięgnąć po dzieło jego kontynuatorów. „Łamignat Straszliwy” to pierwsza propozycja zespołu młodych i utalentowanych komiksiarzy – nie odbiegająca zbyt daleko od idei pierwowzoru, komiczna i złożona z kilku prostych przygód.
Świat Christy był swojski i przepełniony humorem. Do tego wszyscy twórcy nawiązują, sięgając i po charakterystyczne powiedzonka (orchidee na grobie Mirmiła), i po sylwetki (Hegemon czy Jaga). Z rzadka zdarza się nieprzyjemny zgrzyt, gdy w warstwę tekstu wpada słówko nie z tej rzeczywistości (i nie chodzi tu o język Emotki w jednej z bajek) – „ban na piwo”, wprawdzie zrozumiały dla odbiorców dzisiaj, w ustach zbójcerzy nie wypada zbyt dobrze. Takich potknięć jest jednak niewiele, a kultowi bohaterowie inspirują i dają szansę snucia zabawnych opowieści. Hegemon potrzebuje słonia bojowego, Łamignat porywa młode niewiasty (na zlecenie), Kajko chroni smoka Milusia przed groźnym inspektorem, a Mirmiła odwiedza brat, który upomina się o pamiątkę po ojcu. Za każdym razem scenariusz wymyślony jest jak żart z wyraźną puentą, a do tego zdobiony licznymi pobocznymi dowcipami. Fani Christy mogą poczuć się mile zaskoczeni, gdy dostrzegą kolejne niewymuszone żarty. Pastiszowo to lektura udana, utrzymane zostały charaktery postaci, sytuacje, a i pojedyncze elementy budujące specyfikę świata (żubry mają inne ogony).
Twórcy pracują w duetach, tylko Tomasz Samojlik wymyśla i realizuje scenariusz solo. Najlepszy zespół tworzą Maciej Kur i Sławomir Kiełbus. Tu najwięcej jest dowcipów w stylu Christy, a i ilustracje nie odbiegają zbyt daleko od oryginału, co wcażne w przypadku kontynuacji przy zmianie autora. Sławomir Kiełbus nie próbuje nadawać rysunkom swojego stylu, trzyma się rozwiązań Christy. Owszem, wprowadza mniej szczegółów, ale z zadania wywiązuje się znakomicie. Piotr Bednarczyk jest w rysowaniu nieco słabszy, jego postacie są trochę bardziej mimowolnie karykaturalne, widać już więcej różnic – to, co dzieciom przeszkadzać nie powinno, dorośli wyłapią od razu. Najsłabiej w podobieństwie rysunkowymi tekstowym wypada Tomasz Samojlik – też prezentuje ciekawą historyjkę, ale przy realizacji pomysłu nie trzyma się stylu Janusza Christy. O ile normalne naśladownictwo jest tępione, o tyle w tym wypadku stanowi wartość. Samojlik w tekście zbyt daleko odchodzi od tego, co proponował Christa, a w warstwie graficznej zwyczajnie mu nie dorównuje. Czy nie chce, czy nie potrafi – nie ma to znaczenia, odbiorcy, którzy sięgają po dalsze przygody Kajka i Kokosza, oczekują jednak jak najwierniejszego odwzorowywania stylistyk.
Nie trzeba bać się tego tomiku: został starannie przygotowany i spodoba się tym, którzy na komiksach Christy się wychowywali. To zestaw udanych historyjek, które nie wywracają świata Kajka i Kokosza do góry nogami, raczej podkreślają kolejne jego właściwości. Autorzy potrafią posługiwać się pastiszowymi chwytami, na rynku wydawniczym zresztą nie są anonimowi. Mogą zaproponować kontynuację wartościowej serii bez obaw, że zostaną odrzuceni. „Łamignat Straszliwy” staje się w związku z tym tomikiem, który połączy pokolenia fanów twórczości Christy: młodsi zaaprobują go bez zastrzeżeń, starsi docenią za trafność i jakość wykonania.
Powrót
Triumfalny powrót Kajka i Kokosza ucieszy tych fanów Janusza Christy, którzy odważą się sięgnąć po dzieło jego kontynuatorów. „Łamignat Straszliwy” to pierwsza propozycja zespołu młodych i utalentowanych komiksiarzy – nie odbiegająca zbyt daleko od idei pierwowzoru, komiczna i złożona z kilku prostych przygód.
Świat Christy był swojski i przepełniony humorem. Do tego wszyscy twórcy nawiązują, sięgając i po charakterystyczne powiedzonka (orchidee na grobie Mirmiła), i po sylwetki (Hegemon czy Jaga). Z rzadka zdarza się nieprzyjemny zgrzyt, gdy w warstwę tekstu wpada słówko nie z tej rzeczywistości (i nie chodzi tu o język Emotki w jednej z bajek) – „ban na piwo”, wprawdzie zrozumiały dla odbiorców dzisiaj, w ustach zbójcerzy nie wypada zbyt dobrze. Takich potknięć jest jednak niewiele, a kultowi bohaterowie inspirują i dają szansę snucia zabawnych opowieści. Hegemon potrzebuje słonia bojowego, Łamignat porywa młode niewiasty (na zlecenie), Kajko chroni smoka Milusia przed groźnym inspektorem, a Mirmiła odwiedza brat, który upomina się o pamiątkę po ojcu. Za każdym razem scenariusz wymyślony jest jak żart z wyraźną puentą, a do tego zdobiony licznymi pobocznymi dowcipami. Fani Christy mogą poczuć się mile zaskoczeni, gdy dostrzegą kolejne niewymuszone żarty. Pastiszowo to lektura udana, utrzymane zostały charaktery postaci, sytuacje, a i pojedyncze elementy budujące specyfikę świata (żubry mają inne ogony).
Twórcy pracują w duetach, tylko Tomasz Samojlik wymyśla i realizuje scenariusz solo. Najlepszy zespół tworzą Maciej Kur i Sławomir Kiełbus. Tu najwięcej jest dowcipów w stylu Christy, a i ilustracje nie odbiegają zbyt daleko od oryginału, co wcażne w przypadku kontynuacji przy zmianie autora. Sławomir Kiełbus nie próbuje nadawać rysunkom swojego stylu, trzyma się rozwiązań Christy. Owszem, wprowadza mniej szczegółów, ale z zadania wywiązuje się znakomicie. Piotr Bednarczyk jest w rysowaniu nieco słabszy, jego postacie są trochę bardziej mimowolnie karykaturalne, widać już więcej różnic – to, co dzieciom przeszkadzać nie powinno, dorośli wyłapią od razu. Najsłabiej w podobieństwie rysunkowymi tekstowym wypada Tomasz Samojlik – też prezentuje ciekawą historyjkę, ale przy realizacji pomysłu nie trzyma się stylu Janusza Christy. O ile normalne naśladownictwo jest tępione, o tyle w tym wypadku stanowi wartość. Samojlik w tekście zbyt daleko odchodzi od tego, co proponował Christa, a w warstwie graficznej zwyczajnie mu nie dorównuje. Czy nie chce, czy nie potrafi – nie ma to znaczenia, odbiorcy, którzy sięgają po dalsze przygody Kajka i Kokosza, oczekują jednak jak najwierniejszego odwzorowywania stylistyk.
Nie trzeba bać się tego tomiku: został starannie przygotowany i spodoba się tym, którzy na komiksach Christy się wychowywali. To zestaw udanych historyjek, które nie wywracają świata Kajka i Kokosza do góry nogami, raczej podkreślają kolejne jego właściwości. Autorzy potrafią posługiwać się pastiszowymi chwytami, na rynku wydawniczym zresztą nie są anonimowi. Mogą zaproponować kontynuację wartościowej serii bez obaw, że zostaną odrzuceni. „Łamignat Straszliwy” staje się w związku z tym tomikiem, który połączy pokolenia fanów twórczości Christy: młodsi zaaprobują go bez zastrzeżeń, starsi docenią za trafność i jakość wykonania.
sobota, 1 lipca 2017
Piotr Bednarczyk, Maciej Kur: Lil i Put. Czarująca panna młoda
Egmont, Warszawa 2017.
Ślub z bajki
Kirki ma sporą szansę na wygraną w konkursie jako… maskotka maga. Jednak jego pani, Miksja, wplątuje się w niemałe tarapaty, z których zresztą niewiele pamięta. Ma zostać żoną Iwana Siwego, którego ratuje spod katowskiego topora. Ratuje, bo takie rozwiązanie obmyślili Lil i Put. Z kolei Lil i Put chcą się uwolnić od podstępnego Gerswina, który wygląda jak skrzyżowanie Frankensteina i Drakuli. Wszyscy są tu wybitnie interesowni i każdy próbuje osiągnąć własny cel, nie oglądając się na innych. Tak się jednak nie da, poszczególne wątki zaczepiają się o siebie i coraz bardziej plączą. Miksja musi stanąć na ślubnym kobiercu – ale przecież Lil i Put nie naraziliby się na gniew kolejnej władającej magią istoty. Wszystko jest kwestią dobrego planu. I szeregu zbiegów okoliczności. Wielkie szaleństwo w „Czarującej pannie młodej” wiąże się też ze sporą dawką satyry – nie tylko na świat fantasy. U krasnoludów i małoludów dzieje się sporo rzeczy, które bezpośrednio odnoszą do znanej odbiorcom rzeczywistości. A że akcja przez pewien czas zatrzymuje się w domu wariatów… nie można mieć pretensji o fikcję, prawda?
Na drugim planie rozgrywa się zabawa motywami przeniesionymi z życia lub wyostrzanymi. Jest tu między innymi profesor wietrzący wszędzie spiski, jest też esencja urzędniczych absurdów w postaci kolejek na poczcie. Przy tym nawarstwieniu nonsensu nawet czarodzieje są bezsilni. Jakby tego było mało, w krainie panuje nepotyzm, a wójt wsi Miniatury Wielkie ze wszystkimi chce rozliczać się co do grosza. Krytycy jego rządów znikają w niewyjaśnionych okolicznościach. Piotr Bednarczyk i Maciej Kur używają sobie jako prześmiewcy, dodając do przygód Lila i Puta sporo dwuznaczności czy aluzji do znanych dorosłym odbiorcom motywów. W „Czarującej pannie młodej” dodatkowo grają konwencją- sięgają po postacie ze świata magii po to, by uruchomić kolejne płaszczyzny śmiechu. W końcu nie o samą fabułę im tu chodzi – ta jest stricte rozrywkowa. Komizm tkwi w detalach, w rozwiązywaniu poszczególnych motywów, którymi twórcy zarzucają historię.
Lil i Put nie są kreowani na superbohaterów, bardziej pasuje do nich rola drobnych cwaniaczków, kombinatorów, którzy zadziwiająco dobrze odnajdują się w małoludzkiej codzienności. To postacie stworzone dla śmiechu, nie mogłyby nawet funkcjonować w oderwaniu od niego. Sami autorzy bawią się najlepiej absurdami z Miniatur Wielkich – ale włączają do tego jeszcze intertekstualia nie tylko w zakresie tekstu. Ilustracje bywają wariacjami na tematy z różnych komiksowych odmian, tu wszystko wolno, jeśli tylko staje się parodią. „Czarująca panna młoda” już samym tytułem pokazuje pomysłowość i nastawienie na żarty – w środku jest tylko lepiej. Rozkręcili się twórcy, odnaleźli w klimacie i to, co proponują odbiorcom, robi się coraz ciekawsze. Przesuwają też grupę docelową z dzieci na młodzież – im starsi czytelnicy, tym więcej zabaw i gier z konwencją dostrzegą i docenią. Autorzy szukaj stylu, który wyróżni ich na rynku – dzięki Konkursowi im. Janusza Christy na komiks dla dzieci dostali szansę na zaprezentowanie się szerokiej publiczności – i z kolejnymi częściami cyklu stają się coraz lepsi i coraz bardziej pewni siebie. Lil i Put tym razem przekonują do siebie bez zastrzeżeń – rozbawią każdego fana nonsensu i parodii. Warto też zaznaczyć zabawę niedomówieniami, którą autorzy opanowują perfekcyjnie.
Ślub z bajki
Kirki ma sporą szansę na wygraną w konkursie jako… maskotka maga. Jednak jego pani, Miksja, wplątuje się w niemałe tarapaty, z których zresztą niewiele pamięta. Ma zostać żoną Iwana Siwego, którego ratuje spod katowskiego topora. Ratuje, bo takie rozwiązanie obmyślili Lil i Put. Z kolei Lil i Put chcą się uwolnić od podstępnego Gerswina, który wygląda jak skrzyżowanie Frankensteina i Drakuli. Wszyscy są tu wybitnie interesowni i każdy próbuje osiągnąć własny cel, nie oglądając się na innych. Tak się jednak nie da, poszczególne wątki zaczepiają się o siebie i coraz bardziej plączą. Miksja musi stanąć na ślubnym kobiercu – ale przecież Lil i Put nie naraziliby się na gniew kolejnej władającej magią istoty. Wszystko jest kwestią dobrego planu. I szeregu zbiegów okoliczności. Wielkie szaleństwo w „Czarującej pannie młodej” wiąże się też ze sporą dawką satyry – nie tylko na świat fantasy. U krasnoludów i małoludów dzieje się sporo rzeczy, które bezpośrednio odnoszą do znanej odbiorcom rzeczywistości. A że akcja przez pewien czas zatrzymuje się w domu wariatów… nie można mieć pretensji o fikcję, prawda?
Na drugim planie rozgrywa się zabawa motywami przeniesionymi z życia lub wyostrzanymi. Jest tu między innymi profesor wietrzący wszędzie spiski, jest też esencja urzędniczych absurdów w postaci kolejek na poczcie. Przy tym nawarstwieniu nonsensu nawet czarodzieje są bezsilni. Jakby tego było mało, w krainie panuje nepotyzm, a wójt wsi Miniatury Wielkie ze wszystkimi chce rozliczać się co do grosza. Krytycy jego rządów znikają w niewyjaśnionych okolicznościach. Piotr Bednarczyk i Maciej Kur używają sobie jako prześmiewcy, dodając do przygód Lila i Puta sporo dwuznaczności czy aluzji do znanych dorosłym odbiorcom motywów. W „Czarującej pannie młodej” dodatkowo grają konwencją- sięgają po postacie ze świata magii po to, by uruchomić kolejne płaszczyzny śmiechu. W końcu nie o samą fabułę im tu chodzi – ta jest stricte rozrywkowa. Komizm tkwi w detalach, w rozwiązywaniu poszczególnych motywów, którymi twórcy zarzucają historię.
Lil i Put nie są kreowani na superbohaterów, bardziej pasuje do nich rola drobnych cwaniaczków, kombinatorów, którzy zadziwiająco dobrze odnajdują się w małoludzkiej codzienności. To postacie stworzone dla śmiechu, nie mogłyby nawet funkcjonować w oderwaniu od niego. Sami autorzy bawią się najlepiej absurdami z Miniatur Wielkich – ale włączają do tego jeszcze intertekstualia nie tylko w zakresie tekstu. Ilustracje bywają wariacjami na tematy z różnych komiksowych odmian, tu wszystko wolno, jeśli tylko staje się parodią. „Czarująca panna młoda” już samym tytułem pokazuje pomysłowość i nastawienie na żarty – w środku jest tylko lepiej. Rozkręcili się twórcy, odnaleźli w klimacie i to, co proponują odbiorcom, robi się coraz ciekawsze. Przesuwają też grupę docelową z dzieci na młodzież – im starsi czytelnicy, tym więcej zabaw i gier z konwencją dostrzegą i docenią. Autorzy szukaj stylu, który wyróżni ich na rynku – dzięki Konkursowi im. Janusza Christy na komiks dla dzieci dostali szansę na zaprezentowanie się szerokiej publiczności – i z kolejnymi częściami cyklu stają się coraz lepsi i coraz bardziej pewni siebie. Lil i Put tym razem przekonują do siebie bez zastrzeżeń – rozbawią każdego fana nonsensu i parodii. Warto też zaznaczyć zabawę niedomówieniami, którą autorzy opanowują perfekcyjnie.
piątek, 8 stycznia 2016
Piotr Bednarczyk, Maciej Kur: Lil i Put. Chodu!!!
Egmont, Warszawa 2015.
Zjawisko
Lil i Put, przedstawiciele małoludów, bez przerwy wpadają w tarapaty. Piotr Bednarczyk i Maciej Kur próbują stworzyć komiks dla młodszych nastolatków – zestaw krótkich, kilkustronicowych historyjek o sporej dynamice i dość niskim, rubasznym humorze. Tu króluje zło albo jego parodia – to jest odwrotność baśniowego szczęścia. Siostra jednego z bohaterów siedzi w więzieniu, Lil i Put, gdy czegoś potrzebują, potrafią zostawić po sobie zgliszcza. Jest tu jak zwykle u krasnoludów z książek fantasy: pojawiają się sceny w karczmach, bijatyki, dziwne czary… Jest ludowa wiara w utopce i nimfy wabiące swoim śpiewem nieszczęśników. Są ożywiane baśniowe drzewa. Sporo pościgów i konfliktów, magia i śmiech. Ten ostatni – raczej dla młodszych, Lil i Put nie posługują się wyrafinowanymi żartami, tu ma się za to do czynienia z porażającą dosłownością w miejsce finezji. Ale też do Lila i Puta finezja nie pasuje – te wielkostope skrzaty bez przerwy dokuczają sobie lub komuś. Już w pierwszej historii z tomiku „Chodu!!!” trafiają na cmentarz, do dwóch rywalizujących ze sobą przedsiębiorców pogrzebowych. Czasem wpadają w łapy zbirów (na szczęście – uczciwych), żeby zarobić polują na szczury lub opiekują się nastolatką wzorowaną na Emily the Strange. Nie zawsze zachowują się dobrze – to wpisane w ich naturę. Lil i Put są postaciami, które polubić można ze względu na ich dystans do świata i skłonność do wybryków. Jednak humor sytuacyjny okazuje się tu bardzo przewidywalny, a inne rodzaje dowcipu pojawiają się bardzo rzadko i nieregularnie. „Chodu” przypomina trochę historyjki wymyślane przez nastolatków na nudnych lekcjach, chociaż jest tomikiem o wiele bardziej dopracowanym graficznie. Autorzy – nagrodzeni w I edycji konkursu im. Janusza Christy starają się znaleźć dla siebie niszę na rynku komiksowym. Rezygnują z przesłodzonych opowiastek dla kilkulatków, ale i z dowcipu, który przyciągnąłby do książki dorosłych. Ich grupę docelową stanowią nastolatki wychowane już na grach komputerowych i odczytujące wszelkie intertekstualia z zakresu fantasy. Na takie grono czytelników wskazują nawet rozwiązania fabularne, tempo akcji i brak odgałęzień w pojedynczych opowiastkach. Autorzy wybierają proste skojarzenia, jeśli chcą imponować – to bardziej rysunkami niż treścią.
Bohaterowie mają tu charakterystyczne sylwetki i rozpoznawalne, kanciaste i ostre rysy. Nie przypominają ani dziecięcych bohaterów, ani postaci z „dorosłych” komiksów. Trochę ilustracje nawiązują tu do Christy, chociaż są dużo prostsze i bardziej karykaturalne. Zawsze natomiast wzrok przyciągać będą nasycone kolory. Lil i Put nie muszą na pierwszy rzut oka budzić sympatii, wystarczy, że złośliwie zaintrygują, to lepiej wpasowuje się w ich profil. Ten komiks jest prosty w odbiorze, dostarcza rozrywki i tylko do tego celu został przygotowany.
Lil i Put zachowują się jak jedna postać i służą wzbudzaniu śmiechu. Ich kolejne przygody to przejścia od zawiązania akcji do puenty, nie mają przedstawiać rozwoju charakterów czy interpersonalnych kontaktów – ten aspekt został przez autorów całkowicie zarzucony. Komiksy z tomiku przypominają trochę rozłożone w czasie (to jest – rozbite na kilkustronicowe opowieści) dowcipy rysunkowe. Nikomu nie zależy na prawdopodobieństwie ani na ciągłości przygód: każda historia to oddzielny i zamknięty temat. „Lil i Put. Chodu!!!” to próba znalezienia czytelników, którym znudziły się mainstreamowe, albo zbyt dorosłe, albo zbyt dziecinne wątki w popularnych stripach i opowiastkach. To również ucieczka od prozaicznych tematów do wyobraźni i świata wolnego od spraw aktualnych czy codziennych.
Zjawisko
Lil i Put, przedstawiciele małoludów, bez przerwy wpadają w tarapaty. Piotr Bednarczyk i Maciej Kur próbują stworzyć komiks dla młodszych nastolatków – zestaw krótkich, kilkustronicowych historyjek o sporej dynamice i dość niskim, rubasznym humorze. Tu króluje zło albo jego parodia – to jest odwrotność baśniowego szczęścia. Siostra jednego z bohaterów siedzi w więzieniu, Lil i Put, gdy czegoś potrzebują, potrafią zostawić po sobie zgliszcza. Jest tu jak zwykle u krasnoludów z książek fantasy: pojawiają się sceny w karczmach, bijatyki, dziwne czary… Jest ludowa wiara w utopce i nimfy wabiące swoim śpiewem nieszczęśników. Są ożywiane baśniowe drzewa. Sporo pościgów i konfliktów, magia i śmiech. Ten ostatni – raczej dla młodszych, Lil i Put nie posługują się wyrafinowanymi żartami, tu ma się za to do czynienia z porażającą dosłownością w miejsce finezji. Ale też do Lila i Puta finezja nie pasuje – te wielkostope skrzaty bez przerwy dokuczają sobie lub komuś. Już w pierwszej historii z tomiku „Chodu!!!” trafiają na cmentarz, do dwóch rywalizujących ze sobą przedsiębiorców pogrzebowych. Czasem wpadają w łapy zbirów (na szczęście – uczciwych), żeby zarobić polują na szczury lub opiekują się nastolatką wzorowaną na Emily the Strange. Nie zawsze zachowują się dobrze – to wpisane w ich naturę. Lil i Put są postaciami, które polubić można ze względu na ich dystans do świata i skłonność do wybryków. Jednak humor sytuacyjny okazuje się tu bardzo przewidywalny, a inne rodzaje dowcipu pojawiają się bardzo rzadko i nieregularnie. „Chodu” przypomina trochę historyjki wymyślane przez nastolatków na nudnych lekcjach, chociaż jest tomikiem o wiele bardziej dopracowanym graficznie. Autorzy – nagrodzeni w I edycji konkursu im. Janusza Christy starają się znaleźć dla siebie niszę na rynku komiksowym. Rezygnują z przesłodzonych opowiastek dla kilkulatków, ale i z dowcipu, który przyciągnąłby do książki dorosłych. Ich grupę docelową stanowią nastolatki wychowane już na grach komputerowych i odczytujące wszelkie intertekstualia z zakresu fantasy. Na takie grono czytelników wskazują nawet rozwiązania fabularne, tempo akcji i brak odgałęzień w pojedynczych opowiastkach. Autorzy wybierają proste skojarzenia, jeśli chcą imponować – to bardziej rysunkami niż treścią.
Bohaterowie mają tu charakterystyczne sylwetki i rozpoznawalne, kanciaste i ostre rysy. Nie przypominają ani dziecięcych bohaterów, ani postaci z „dorosłych” komiksów. Trochę ilustracje nawiązują tu do Christy, chociaż są dużo prostsze i bardziej karykaturalne. Zawsze natomiast wzrok przyciągać będą nasycone kolory. Lil i Put nie muszą na pierwszy rzut oka budzić sympatii, wystarczy, że złośliwie zaintrygują, to lepiej wpasowuje się w ich profil. Ten komiks jest prosty w odbiorze, dostarcza rozrywki i tylko do tego celu został przygotowany.
Lil i Put zachowują się jak jedna postać i służą wzbudzaniu śmiechu. Ich kolejne przygody to przejścia od zawiązania akcji do puenty, nie mają przedstawiać rozwoju charakterów czy interpersonalnych kontaktów – ten aspekt został przez autorów całkowicie zarzucony. Komiksy z tomiku przypominają trochę rozłożone w czasie (to jest – rozbite na kilkustronicowe opowieści) dowcipy rysunkowe. Nikomu nie zależy na prawdopodobieństwie ani na ciągłości przygód: każda historia to oddzielny i zamknięty temat. „Lil i Put. Chodu!!!” to próba znalezienia czytelników, którym znudziły się mainstreamowe, albo zbyt dorosłe, albo zbyt dziecinne wątki w popularnych stripach i opowiastkach. To również ucieczka od prozaicznych tematów do wyobraźni i świata wolnego od spraw aktualnych czy codziennych.

Subskrybuj:
Posty (Atom)