* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

czwartek, 11 kwietnia 2013

Mark Beaumont: Człowiek, który objechał świat na rowerze

Pascal, Bielsko-Biała 2013.

Rowerowy rekord

Ludzie przemierzają świat na rozmaite sposoby. W brawurowych wyprawach chodzi o sprawdzenie siebie i siły charaktery, adrenalinę i przygody, a czasem i o bicie rekordów, rzucanie wyzwań innym – i mierzenie się z cudzymi osiągnięciami. Mark Beaumont cel ma wytyczony: chce poprawić rekord z księgi Guinessa i w niecałe dwieście dni objechać świat na rowerze. Tom „Człowiek, który objechał świat na rowerze” to relacja z tego przedsięwzięcia – wzbogacona o ogólne mapki kolejnych odcinków trasy, wkładkę z kilkunastoma zaledwie zdjęciami oraz krótkie spojrzenie ze strony Bazy (zadaniami logistycznymi zajęła się matka autora).

To sporych rozmiarów tom: blisko pięćset stron opowieści sportowej nierozrzedzanej fotografiami czy pozawspomnieniowymi dodatkami zdarza się rzadko. Beaumont do tego uparł się, by wrażenia opisać bez pomocy ghostwritera – książka zatem stała się kolejnym ambitnym wyzwaniem. To propozycja przede wszystkim dla tych, którzy chcieliby towarzyszyć autorowi w samotnym biciu rekordu – dość szczegółowo przedstawiane kolejne etapy wyprawy, zmagania ze sprzętem, pogodą i nawierzchnią, rejestrowanie liczby przejechanych kilometrów, wsłuchiwanie się we własny organizm… Kiedy czyta się relację Beaumonta, ma się jednak wrażenie, że dwie sprawy wybijają się na pierwszy plan – jedzenie i ludzie. Zdeklarowany wegetarianin dość szybko porzuca swój zamysł związany z niejedzeniem mięsa (być może ma na to wpływ fakt, że do zagadnienia podchodzi autor ideowo, a nie ze względów zdrowotnych, na pewno też – łatwiejszy dostęp do potraw mięsnych) i skrzętnie odnotowuje kolejne posiłki. Przejeżdżając przez różne kraje, nie stroni od kontaktów z mieszkańcami – czasem to przypadkowi kierowcy, czasem ludzie, którzy z mediów dowiedzieli się o wyprawie i przybywają wspierać śmiałka. Zwykle Beaumont przytacza krzepiące przykłady ludzkiej życzliwości i bezinteresownej dobroci, bywa jednak i tak, że relacjonuje niemiłe spotkania. Zdaje sobie sprawę, że najbardziej służy mu samotność - i tej bez przerwy poszukuje. Międzyludzkie kontakty i chwilowe przyjaźnie to przerywniki w opowieści o trasie.

Bo autor – w odróżnieniu od sportowych publikacji tworzonych przez ghostów – nie szuka w opowieści punktów kulminacyjnych czy puent. Pisze sprawozdanie – dokładnie omawia kolejne odcinki jednoosobowego wyścigu, uwzględniając i otoczenie, i własną psychikę. Czytelnicy otrzymują w miarę pełny – a na pewno bardzo rzetelny – obraz jazdy, dowiadują się, z jakimi problemami musiał walczyć autor i jak się czuł na poszczególnych etapach. Właściwie chce sprawić, by odbiorcy wyobrazili sobie jego zmagania. Nie będzie tu przeważnie ekstremalnych doświadczeń i wyraźnych klauzul rozdziałów (co nie wyklucza emocji!) – to historia tak bliska samej wyprawie, jak to tylko możliwe. Mark Beaumont nie wybrał się na wycieczkę krajoznawczą ani na studiowanie odmiennych kultur – dlatego też informacje o przemierzanych krajach ogranicza do własnych obserwacji. To często ciekawe i wnikliwe uwagi – czytelnikom może się spodobać zwłaszcza polski akcent wyprawy. Ale także amatorzy przygody wyłuskają z tej książki coś dla siebie.

Beaumont nastawia się na bicie rekordu i temu podporządkowana jest cała opowieść. W mało medialnym – zwłaszcza dla samotnika – sporcie znajduje autor temat na obszerną historię. Koncentruje się nie tyle na jeździe, co na jej celu. W grę wchodzi zatem walka z własnymi słabościami, wyzwania z tras i ciągłe kalkulacje. Utrzymaną w stałym rytmie relację przerywa kilka wydarzeń, które pod znakiem zapytania stawiają dalszą wyprawę – ale Mark Beaumont stara się odpowiedzieć na wszystkie potencjalne pytania i rozwiać wszelkie wątpliwości. Czasem posiłkuje się hasłowym dziennikiem z podróży, a na koniec przytacza opowieść mamy – cichej bohaterki, bez której wyprawa nie miałaby szans powodzenia. Gdyby jednak z tomu „Człowiek, który objechał świat na rowerze” wydobyć esencję zagadnienia bicia rowerowego rekordu, czytelnikom pozostałby niedosyt i ogrom pytań o przebieg „zwyczajnych” odcinków. Beaumont miejsca na wątpliwości nie przewiduje – a za to uczy, jak spełniać najśmielsze marzenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz