* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

czwartek, 10 listopada 2011

Dorota Roztoczyńska: Recepta na uśmiech. Wierszyki z kieszeni lekarskiego fartucha

WAM, Kraków 2011.

O własnych dzieciach

Zapowiadało się ciekawie – tomik „Recepta na uśmiech. Wierszyki z kieszeni lekarskiego fartucha” tytułem obiecywał humorystyczne rymowanki dla dzieci, które z racji choroby potrzebują pocieszenia i uśmiechu. Tymczasem – mimo sensowności tego pomysłu – tytuł wziął się z zawodu autorki, nie z zawartości książki. Dorota Roztoczyńska pisze – jak wielu rymujących z pewnym wysiłkiem autorów – przede wszystkim dla własnych dzieci i o nich, w związku z czym w części wierszy brakuje wygodnego w lekturze dystansu. Dobre pomysły czasem przez nadmiar uczuciowości rozmywa w niepotrzebnych zdrobnieniach, a do tego stawia na pedagogiczne przesłania. W „Recepcie na uśmiech” próżno by szukać dowcipnych pocieszanek z królestwa abstrakcji: utwory są mocno zakorzenione w realizmie i odnoszą się do znanych dzieciom postaw oraz pomysłów. Nie brak im też humoru – tyle że jest to również humor ściśle powiązany z drobnymi pouczeniami rodzica, który chce bajkowym morałem wychowywać swoje pociechy. Tego typu moralizatorskie zabiegi niekoniecznie będą się w dziecięcym odbiorze bezpośrednio wiązały z czystą radością: w końcu nikt nie lubi ciągłych połajanek i wytykania błędów.

Dorota Roztoczyńska występuje z pozycji dość surowej mamy, która nie przymyka oczu na wady swoich pociech. Jest tu więc brudas, stroniący od mydła i wody, są poranne kłótnie i bójki, jest stale narzekające jęczydełko, leń (leniuszek, ale dajmy już spokój tej zmorze dziecięcych bajek – zdrobnieniom), dziecko, które uwielbia słodycze, jest urwis, który wszystko niszczy, niejadek, trzęsiportek i zazdrośnica. Galeria bohaterów, którzy zachowują się źle i są prawdziwym utrapieniem przekuwa się w wychowawcze wierszyki z punktu widzenia prześmiewcy. Dzieci postrzegane jednostronnie stają się obiektem drwin i nie bardzo mają szansę bronić się przed tendencyjnymi czasem oskarżeniami. Roztoczyńska łagodzi niekiedy te pomysły, wprowadzając raz element rozczulenia i wyznania matczynej miłości, lub wręcz gloryfikując dzieci – ale nie zmienia to faktu, że spora część książki wiąże się z wyśmiewaniem negatywnych cech.

„Wierszyki z kieszeni lekarskiego fartucha” są dość naiwne, chociaż w formie tracą na jakości tylko czasem (kiedy autorka z przyczyn emocjonalnych sięga po zdrobnienia i zwykłe, wewnątrzrodzinne sformułowania, lub kiedy posługuje się rymami z obiegowych powiedzonek, popadając w pułapkę współbrzmień banalnych). To raczej rymowane (nie zawsze ładnie, chociaż widać, że autorka słuch rymowy ma) obserwacje, obrazki rodzajowe, niż konsekwentnie budowane historyjki.
Roztoczyńska sama zilustrowała wierszyki, wyposażając ich bohaterów w konkretne wizerunki. Tylko jeden obrazek – z kobietą w ciąży – wygląda nieco dziwnie – resztę oglądać będą dzieci z radością, bo rysunki są kolorowe i ciekawe. Do tomiku dołączona jest płyta CD, więc maluchy mogą także posłuchać tekstów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz