* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

poniedziałek, 15 września 2025

Gillian Anderson: Pragnę

Marginesy, Warszawa 2025.

Fantazje

Wiele już pojawiło się na rynku książek o kobiecej seksualności i pomagających w odkrywaniu siebie przez płeć piękną. „Pragnę” to publikacja daleka od porad seksuologów – to zestaw zwierzeń odpowiednio skomponowanych i zaprezentowanych bez zbędnych komentarzy. Anonimowe panie w odpowiedzi na apel aktorki Gillian Anderson zdecydowały się podzielić własnymi fantazjami łóżkowymi, tymi do realizacji i tymi, które nigdy się nie ziszczą.

Jedyne wiadomości, jakie czytelniczki uzyskają o autorkach listów, płyną z prostych ankiet – można poznać rasę lub narodowość, podejście do religii, stan cywilny, orientację seksualną i liczbę posiadanych dzieci. Czasami niektóre uczestniczki ankiet chcą podzielić się informacjami o wieku czy doświadczeniu – ale wprowadzają to już do własnych wyznań. Na końcu każdego listu pojawia się stopka – maksymalnie dwuwersowy zestaw lakonicznych danych. Dzięki anonimowości uczestniczki mogą zwierzyć się z najbardziej skrywanych pragnień, nawet tych, których same się czasami wstydzą – bywa, że czują obowiązek, żeby się usprawiedliwić przed prezentowanymi treściami. Oczywiście w książce nie ma fantazji wiążących się z łamaniem prawa – a te dotyczące niebezpiecznych praktyk zyskują odpowiednie wprowadzenie. Autorki listów czasami tylko chcą, żeby fantazje udało się zrealizować – częściej piszą, że to tylko wyobrażenia, które nie wiadomo skąd się wzięły.

Gillian Anderson dzieli wybrane wyznania w zależności od tematu – żałuje, że nie może zaprezentować wszystkich nadesłanych opowieści. Decyduje się na zaprezentowanie jak największej liczby maksymalnie różniących się od siebie fantazji, żeby uświadomić czytelniczkom, że każda potrzebuje czegoś innego i żadna nie powinna się wstydzić swoich pragnień. Wyznania są tak różne, jak różne są ich autorki. Jedne to dwuzdaniowe komentarze pozbawione narracyjnych ciągot, inne – to rozbudowane literacko opowieści. Gillian Anderson wie, że wiele kobiet mocno przeżywało opisywanie swoich pomysłów. Zapewniła im bezpieczną przestrzeń do podzielenia się własnymi odczuciami i marzeniami. Nie ma tu reguły co do przeżywanych emocji – niektóre autorki listów podchodzą do siebie samych z czułością, inne wolą pewien stopień wulgarności, jedne decydują się na dystans, jakby tak mogły uprzedzić negatywne oceny, inne przez lata rozwijają fantazję, która sprawiła im najwięcej radości. Zdarza się, że osoby queerowe fantazjują o klasycznym damsko-męskim waniliowym seksie, a szczęśliwe żony i matki marzą o związku z kobietą – w tej sferze dozwolone jest wszystko.

„Pragnę” to książka, którą część odbiorców może potraktować jak pornosensację (chociaż nie pojawiają się tu realne wydarzenia), ale znacznie bardziej liczy się możliwość oddania głosu kobietom, pokazanie, że są istotami seksualnymi i ich potrzeby i łóżkowe fantazje niekoniecznie wpisują się w schematy czy oczekiwania. Gillian Anderson chce odbiorczyniom zapewnić możliwość poznawania własnych potrzeb i ciał, cieszenia się seksualnością i eksperymentowania lub rozwijania wyobraźni – bez oceniania i bez lęku przed wyśmianiem. Sama Gillian Anderson funkcjonuje tu tylko we wprowadzeniach do kolejnych rozdziałów tematycznych - chociaż zamieszcza w tomie również własny list, anonimowo. Przekonuje odbiorczynie, że do tego głosu można się przyłączyć.

niedziela, 14 września 2025

Nicki Greenberg: Detektywka w podróży. Powrót do Nowego Jorku

Kropka, Warszawa 2025.

Kariera

Do tych młodych czytelników, którzy zmęczeni są naiwnością w publikacjach detektywistycznych kieruje się Nicki Greenberg w powieści „Powrót do Nowego Jorku”, drugiej części cyklu Detektywka w podróży. Wielki świat i życie wyższych sfer to to, co nieczęsto gości w literaturze czwartej – tym razem będzie tego aż w nadmiarze. Wszystko zaczyna się od przybycia Pepper Stark do Wielkiego Jabłka – to tu już niedługo Nora, najlepsza przyjaciółka Pepper, ma wystąpić na Boadwayu – i to ona zamieni się w przewodnika po otoczeniu gwiazd. Nora świetnie wie, z kim warto się zadawać i czyją uwagę na siebie zwrócić, jest gotowa złapać każdą okazję, jaka tylko się pojawi – żeby tylko zrobić karierę. Na razie jednak jej podekscytowanie schodzi na dalszy plan ze względów towarzyskich i nie tylko.

Pepper ogniskuje na sobie uwagę, gdzie tylko się pojawi. Ale teraz boryka się z zazdrością wobec Emmy – najprawdopodobniej swojej przyszłej macochy. Emma świetnie dogaduje się z Kapitanem, ojcem Pepper (do tej pory Kapitan nie miał dla córki zbyt wiele czasu, a kiedy szansa na lepsze wzajemne poznanie się zaczyna się rysować na horyzoncie, pojawia się też rywalka do wolnego czasu), a poza tym da się lubić do tego stopnia, że można ją znienawidzić za urok osobisty. Dodatkowo Pepper powinna zajmować się budowaniem relacji z Elliottem – chłopak jest zdecydowanie dziwny, nie pasuje do reszty znajomych, ale ma parę skrywanych talentów, między innymi świetnie dopasowuje ubrania i ma wyczucie stylu. Do towarzystwa dochodzi jeszcze Sol, najlepszy przyjaciel Pepper – czeladnik cukiernictwa. Sol potrafi przyrządzać znakomite desery i również może zrobić wielką karierę, jeśli zostanie dostrzeżony. A na Broadwayu przecież o to nietrudno. Wszystko jednak zmienia się, gdy krytyk kulinarny, Anthony Sharkey – człowiek, przed którym drżą wszyscy kucharze i szefowie kuchni oraz pomocnicy – trafia do restauracji, w której pracuje Sol, spożywa przyrządzony przez niego deser i… prawie rozstaje się ze światem. Dla Sola to początek poważnych kłopotów. Dla Pepper i jej towarzystwa – konieczność ratowania przyjaciela z tarapatów. Żeby oczyścić Sola z zarzutów, trzeba będzie złapać potencjalnego mordercę i udowodnić, że Sol ma talent kulinarny, a nie – do trucia ludzi. Prowadzenie śledztwa wiąże się z przebywaniem w wyższych sferach, tu normą są wizyty w przybytkach sztuki i drogich restauracjach, wiele rozmów pchających śledztwo do przodu odbywać się będzie przy stole wśród nienagannych manier. Nie zabraknie momentów sensacyjnych, ale przez długi czas książka rozgrywa się w świecie kompletnie obcym dla odbiorców. Nie będzie tu dylematów charakterystycznych dla młodych ludzi – chyba że za takie przyjąć szczątkowe oznaki zazdrości lub docieranie się przez towarzystwo. Kiedy w grę wchodzi usiłowanie morderstwa, nie ma mowy o pobłażliwości – sprawca powinien zostać schwytany. W tym wypadku jednak najważniejszy jest ratunek, jaki trzeba nieść Solowi. „Powrót do Nowego Jorku” to jednocześnie powrót do świata, który już nie istnieje – w sam raz dla miłośników retro.

sobota, 13 września 2025

Beau Donelly, Nick Toscano: Kobieta, która oszukała świat. Historia Belle Gibson i największego skandalu wellness

Filia, Warszawa 2025.

Zdrowienie

W dwóch kierunkach toczy się ta opowieść. Z jednej strony to zapis efektów dziennikarskiego śledztwa – działań, które oddolnie miały spowodować wymierzenie sprawiedliwości i zahamowanie niebezpiecznego procederu. Z drugiej to historia zakrojona na szeroką skalę – dotycząca nieweryfikowanych wiadomości znajdowanych w internecie. „Kobieta, która oszukała świat. Historia Belle Gibson i największego skandalu wellness” to książka wciąż wstrząsająca, chociaż od jej powstania minęło już sporo czasu. Jednak za sprawą rozlicznych teorii spiskowych – także związanych z branżą zdrowia – warto nagłaśniać podobne przypadki i nie dopuścić do ich rozprzestrzeniania się. Nie ze względów finansowych a etycznych.

Niechlubną bohaterką tej książki jest Belle Gibson, młoda Australijka, która podbija internet. Dzieli się ze swoimi followersami przykrą informacją: lekarze wykryli u niej raka mózgu, ale Belle postanowiła porzucić medycynę konwencjonalną i wyleczyć się na własną rękę dzięki zdrowemu trybowi życia i odpowiedniej diecie. Od czasu do czasu kobieta umiejętnie podtrzymuje zainteresowanie sobą, wyznając między innymi, że pojawiły się liczne przerzuty do wielu narządów – i że zostało jej tylko kilka miesięcy życia, które planuje jak najlepiej wykorzystać. Belle na zdjęciach publikowanych w mediach społecznościowych wygląda zdrowo i zachwycająco, stanowi inspirację dla wielu chorych – daje im nadzieję i zachęca do podążania trudną, ale satysfakcjonującą drogą. Staje się przewodnikiem po branży wellness, tworzy książkę z przepisami kulinarnymi oraz aplikację – do jej drzwi puka między innymi Apple. W tym wszystkim jest tylko jeden problem: Belle Gibson nigdy nie chorowała na raka, wymyśliła sobie chorobę, a założoną przez siebie fundację wykorzystuje do zdobywania pieniędzy, które teoretycznie ma przekazywać potrzebującym.

Wątpliwości długo się nie pojawiają, dopiero po pewnym czasie przyjaciele zaczynają się zastanawiać nad prawdomównością Belle, a kiedy dochodzą do wniosku, że coś jest nie tak – a konfrontacje nie pozwalają na uzyskanie odpowiedzi – powiadamiają media. I tak skandal zaczyna wychodzić na światło dzienne. Beau Donelly i Nick Toscano próbują dojść do prawdy i odkrywają przerażające wiadomości. Historia samej Belle Gibson pełna jest wątpliwości i pytań. Ale o wiele ważniejsze staje się tutaj spojrzenie na społeczność ludzi chorych i ich bliskich. Autorzy (oraz ich rozmówcy, specjaliści z onkologii) świetnie zdają sobie sprawę z tego, że ludzie chwycą się każdej, nawet absurdalnej nadziei na wyzdrowienie. Jeśli polega to na zmianie trybu życia na zdrowszy – nie zaszkodzą sobie. Ale jeśli uwierzą w nietypowe terapie, mogą stracić majątek, czas (którego i tak mają za mało), a także życie. I to właśnie przed oszustami żerującymi na naiwności i nadziei ludzi chorych na raka przestrzega ta książka. Sprawnie napisany reportaż trzyma w napięciu i przygnębia – zwłaszcza kiedy odbiorcy zdają sobie sprawę z powszechności problemu. Internetowi oszuści bez trudu znajdą drogę do ludzi gotowych zapłacić za zdrowie – i nie ma znaczenia fakt, że owi oszuści nie zaoferują faktycznie żadnych przełomowych terapii ani leków.

I dlatego „Kobieta, która oszukała świat” to publikacja, która powinna dotrzeć do jak najszerszego grona czytelników – jako przestroga i zwrócenie uwagi na niepokojące trendy – w internecie każdy może przybrać dowolną rolę, warto zatem wyćwiczyć w sobie nieufność i krytycyzm wobec kolejnych głoszonych rewelacji, a nie czekać na uregulowania prawne. Dobrze jest ta książka napisana.

piątek, 12 września 2025

Hannah Bonam-Young: Jesteś moim jutrem

Gorzka Czekolada, Media Rodzina, Poznań 2025.

Spotkanie

Winnifred próbowała kiedyś stworzyć związek, jednak trafiła na człowieka, który sukcesywnie podkopywał jej poczucie pewności siebie i niemal doprowadził do ruiny psychiki. Teraz bohaterka tomu „Jesteś moim jutrem” odrzuca propozycje randek w ciemno. W zasadzie uporała się już z przeszłością, ale wyleczyła się z romansów. Kiedy na imprezie u najlepszej przyjaciółki spotyka mężczyznę w podobnym jak ona przebraniu, postanawia pójść z nim do łóżka – i nigdy więcej nie zobaczyć. Takie okazje nie zdarzają się często, Win ma niedorozwiniętą lewą dłoń i nie może przestać o tym myśleć. Ale nieznajomy – tak jak ona, w kostiumie pirata – nie ma jednej nogi, więc cielesne niedoskonałości i kompleksy się zerują. Win nie ma jeszcze pojęcia, jak ważne w jej życiu będzie to zdarzenie.

Zwykle w romansach young adult droga do baśniowego finału jest wyboista – ale Hannah Bonam-Young z różnych powodów (także tych, do których przyznaje się we wprowadzeniu) kibicuje swojej bohaterce i nie chce jej nadmiernie doświadczać. Wszystkie problemy należą do przeszłości, teraz wystarczy po prostu podejmować świadome i rozważne decyzje. Czytelniczki od początku będą wiedziały, że z przeznaczeniem nie ma co walczyć – a Bo, partner na jedną noc, sprawdzi się w zupełnie nowej roli. Win musi uporać się z własnymi uprzedzeniami, przykrymi doświadczeniami w przeszłości i lękami, które nie mają jeszcze podstaw, bo wynikają wyłącznie z wyobrażeń na temat przyszłości. Ale nie jest to książka wyłącznie o rodzącym się związku i uczuciu wbrew wszystkiemu. „Jesteś moim jutrem” to powieść, w której wielką rolę odgrywa temat przyjaźni. Win nie może liczyć na swoją matkę – rzadko w ogóle się z nią kontaktuje. Ale ma oparcie w Sarah i jej mężu, Calebie. Tu nie ma miejsca na uprzejmości i konwencjonalne zachowania – Sarah i Win są sobie bliskie, wiedzą o sobie wszystko i nie zawodzą. I właśnie ten wątek stanowi element najciekawszy w fabule, dodaje jej odrobinę komizmu, mnóstwo serdeczności i ciepła. W związku z tak rozrysowanym drugim planem Hannah Bonam-Young nie musi już komplikować losów Win. Uczy ją stopniowo, jak spełniać marzenia i jak realizować plany, nawet te najbardziej śmiałe. Bohaterka musi się przekonać, że większość ograniczeń istnieje tylko w jej głowie – z niewielką pomocą czy impulsem z zewnątrz jest w stanie poradzić sobie z każdym wyzwaniem. Hannah Bonam-Young chce też trafić do odbiorczyń, które borykają się z jakimiś niepełnosprawnościami lub rozbudowanymi kompleksami – pokazuje im, jak wiele zależy od nastawienia i jak ważne jest wsparcie bliskich – chociaż to oczywiste, że najpierw trzeba samodzielnie uporać się z psychiką, a później podbudowywać się życzliwą obecnością i przyjaźnią. „Jesteś moim jutrem” to romans, który nie realizuje schematów charakterystycznych dla gatunku – owszem, ma elementy, które da się znaleźć w różnych tego typu powieściach, ale w ramach fabuły z części kroków autorka rezygnuje. Dzięki temu może zaoferować czytelniczkom relację ciepłą i optymistyczną, podnoszącą na duchu.

czwartek, 11 września 2025

Antoine Compagnon: Lato z Baudelaire'em

Noir sur Blanc, Warszawa 2025.

Czytanie buntownika

Różni się ta publikacja od typowych popularnonaukowych lub akademickich opracowań, różni się też od interpretacyjnych komentarzy – to opowieść popularyzatorska, którą można spokojnie potraktować jako wprowadzenie do lektury Baudelaire’a dla początkujących. Nieprzypadkowo w tytule pojawia się „lato” – to nawiązanie do nieszkolnej, a też i nieprzeintelektualizowanej relacji dla zainteresowanych laików. Antoine Compagnon decyduje się na przeprowadzenie czytelników przez najciekawsze motywy, elementy twórczości i charakterystyczne skojarzenia – sporo przy tym cytuje i niewiele analizuje. Nie ma zatem obaw, że odbiorcy znudzą się takim podejściem – za to istnieje szansa, że zostaną zaintrygowani, że zechcą samodzielnie przyjrzeć się tej twórczości i wykorzystywać „Lato z Baudelaire’em” jako przewodnik w takim czytaniu.

To jest książka nastawiona na szerokie grono odbiorców – co jest o tyle karkołomnym założeniem, że większość masowych czytelników nie ma ochoty sięgać po klasykę literatury w rodzaju twórczości Baudelaire’a, a jeśli cokolwiek o tym artyście w szkole słyszała – to i tak nie na tyle, żeby wciągnąć się w czytanie. Jednak zdarzają się ludzie, którzy chcą pogłębić wiedzę albo z ciekawości sprawdzić, co poza programem szkolnym oferuje im świat literatury – i ci mogą tu poczuć się zrozumiani. Antoine Compagnon bowiem pisze w sposób bardzo przystępny i zachęca do samodzielnego odkrywania niespodzianek z książek i wersów. Rozdziały w tym tomie są krótkie i posegregowane tematycznie, tak, żeby wprowadzić odrobinę wiadomości biograficznych, ale bardziej nastawić się na zagadnienia i problemy z twórczości: w końcu to będzie podstawa do podejmowania decyzji o lekturze. Krótkie akapity z wyjaśnieniami lub wskazówkami dla odbiorców, plus wybrane ciekawe cytaty – dzięki temu można błyskawicznie poznać specyfikę twórczości Baudelaire’a i przygotować się na czytanie już bez przewodników. To rodzaj ciekawej publikacji także dla maturzystów lub uczniów – uzupełnienie podręcznika, pozbawione jednak hermetycznego stylu i dłużyzn. Tu liczy się możliwość szybkiego wniknięcia do świata wyobraźni Baudelaire’a – a sukces wydawniczy pierwszego tomu cyklu i decyzja o przygotowaniu drugiej części pokazują, że pojawią się kolejni autorzy w ten sposób rozczytywani. „Lato z Baudelaire’em” to dowód na znaczenie klasyki – nie można jej odrzucić, nie można zapomnieć, warto za to odkrywać na nowo i uzupełniać swoją wiedzę czy doświadczenia czytelnicze. Baudelaire w pigułce – przystępny, pozbawiony irytujących zagadek, ale nieodkryty do końca, tak, żeby zostawić czytelnikom także radość samodzielnej lektury – to przepis na tę pozycję i dowód na dobrze obmyśloną serię. Nie jest to zbyt obszerna książka, więc da się ją potraktować jako bryk, w sam raz dla tych, którzy nie są zbyt cierpliwi ani wierni w wyborach czytelniczych.

środa, 10 września 2025

Marcin Baran: Awantura w śmietniku

Harperkids, Warszawa 2025.

Segregowanie śmieci

Temat, który został już na wiele sposobów zrealizowany, powraca w małym tomiku Marcina Barana, „Awantura w śmietniku”. To książeczka na pierwszym poziomie cyklu Czytam sobie – ale z pewną modyfikacją, Czytam sobie sylabami. Zasady są takie jak wcześniej na pierwszym poziomie w całej serii – czyli brak dwuznaków i znaków diakrytycznych, proste zdania i niewielka liczba słów. Co oznacza, że dzieci będą się męczyć z „kwaterowali” zamiast „mieszkali” – naprawdę pułapki płynące z sięgania po słownik synonimów bywają zabójcze dla wygody małych czytelników, a przecież czytelnicy ci dopiero uczą się czytać, poznają litery, więc nie powinno się ich zniechęcać nienaturalnymi sformułowaniami. Pozostałe opisy są już mocno uproszczone, nawet jeśli dzieje się coś, co wymagałoby zwiększenia ładunku emocjonalnego. Fabuła należy do bardzo prostych: oto Drut, Butelka, Ogryzek, Kartka i parę innych postaci przebywa razem w jednym kuble – co nie przysparza nikomu radości. Bohaterowie kłócą się i mają się nawzajem dość, każdy każdemu przeszkadza – rozwiązanie okazuje się jednak bardzo proste: osobne pojemniki na śmieci. Trudno pisać o segregowaniu śmieci, kiedy nie można użyć słowa śmieci, ale z tym Marcin Baran sobie radzi. Rytm narracji jest dość dziwny i nienaturalny – ale i tak po tomik sięgać będą dzieci, które samodzielnie jeszcze płynnie nie czytają, więc przypominanie ćwiczeń do czytania na czas z lat 90. nie odbierze przyjemności poznawania historyjki. „Awantura w śmietniku” to wyzwanie. Ale… pojawia się tu coś, co może uprzyjemnić dzieciom pracę.

Nieprzypadkowo poza tagiem „eko” widać na okładce przy nazwie serii modyfikację: przy czytaniu sylabami znacznie łatwiej będzie maluchom wypowiadać kolejne słowa (i przy okazji nauczą się, jak prawidłowo dzielić wyrazy – to dodatkowy atut). W tekście następujące po sobie sylaby są zaznaczane odmiennym kolorem, dzięki czemu można porcjować słowa, dzielić je na drobniejsze i łatwiejsze do przyswojenia fragmenty – a to oznacza, że nie będą już straszyć długie słowa (powyginany dorosłemu nie sprawi problemu, ale dziecku, które uczy się czytać – już tak, nie jest to jednak wyzwanie tego rodzaju co nieużywany synonim). Trzeba też pamiętać, że nie ma tu zbyt dużo tekstu – na każdej stronie to maksymalnie dwa wersy dużym drukiem. Justyna Frąckiewicz wypełnia resztę stron ilustracjami, wprowadzając do świadomości dzieci konieczność segregowania odpadków. „Awantura w śmietniku” to niewielka publikacja, która ma pomagać dzieciom w poznawaniu liter – i we wdrożeniu się w czytanie dla przyjemności. Szerzy wiedzę o konieczności segregowania śmieci (tak, żeby już od pierwszych lat życia wiedzieć, dlaczego jest to zadanie ważne) i lekko bawi (bo obecność skonfliktowanych śmieci wcale nie kojarzy się z nadmierną powagą). Da się tę książeczkę wykorzystywać jako pomoc w lekcjach czytania – jeden z pierwszych sposobów na zetknięcie maluchów z samodzielnymi lekturami.

wtorek, 9 września 2025

Susan Hawthorne: Biblioróżnorodność. Manifest wydawców niezależnych

Biblioteka Słów, Biblioteka Analiz, Warszawa 2025.

Na rynku

Niewielka książeczka, która niesie w sobie bardzo ważne treści, pojawia się na rynku jako niszowa publikacja – jednak warto zwrócić na nią uwagę i rozpromować ją ze względu na dobro czytelników. I to nie czytelników masowych, którzy zadowolą się literaturą rozrywkową z wyprzedaży w hipermarketach, a tych świadomych, poszukujących ambitniejszych pozycji. „Biblioróżnorodność” to stworzony przez Susan Hawthorne „Manifest wydawców niezależnych”: zestaw komentarzy i przestróg dotyczących niebezpieczeństw homogenizacji rynku wydawniczego. Susan Hawthorne pisze tu z perspektywy wydawców publikacji niezbyt popularnych – odwołuje się między innymi do wydawnictw mniejszościowych, literatury feministycznej czy kwestii politycznych, równości i wolności słowa czy do różnorodności w świecie cyfrowym. Pokazuje pułapki płynące z dostosowywania oferty do tego, co aktualnie modne lub – co się sprzedaje, tłumaczy, dlaczego nie wolno poprzestawać na komercyjnych projektach i co oznacza konieczność wprowadzania biblioróżnorodności. Tematy, jak łatwo się zorientować choćby po prostym wyliczeniu, należą do dość ciężkich – ale są konieczne, jeśli chce się odpowiednio scharakteryzować zjawiska na rynku wydawniczym i perspektywy tegoż rynku. Autorka dzieli opowieść na krótkie rozdziały wypełnione spostrzeżeniami na temat wydawnictw i wyboru publikacji – walczy o to, żeby dostrzegać małe firmy i ambitniejsze rozwiązania. Tutaj pojawiają się – bez konkretnych tytułów – opowieści o znaczeniu biblioróżnorodności: jeśli rynek dopuści do wykluczenia części gatunków lub tematów, znacznie trudniej będzie w przyszłości wywalczyć dla nich miejsce z powrotem – a ponieważ książki, o których mowa, mają już potężny wpływ na zasób wiadomości i poglądy odbiorców, nie można doprowadzić do ich usunięcia. Niezależnie od tego, który temat wyda się czytelnikom niewygodny czy niepotrzebny – tylko współistnienie wszystkich na rynku prowadzi do zdrowej konkurencji. Jednak nie o same książki tutaj chodzi: kolejne tematy prowadzą do zwrócenia uwagi na społeczne kwestie, analizy Susan Hawthorne pokazują rozłamy w społeczeństwie i globalne problemy (na przykład kwestia pornografii dla Hawthorne zawsze wiąże się z wyzyskiem i upodleniem kobiet, nie ma tu mowy o uzasadnieniu jej istnienia).

W tym wypadku nie chodzi o komercyjny zarobek i zyski wydawnictw – chodzi o miejsce na rynku, możliwość wprowadzania na niego tytułów istotnych i konieczność zmian w mentalności społeczeństw – tak, żeby były świadome znaczenia publikacji niszowych. „Biblioróżnorodność” sama w sobie nie jest lekturą wygodną, za to sporo rzeczy świadomym czytelnikom może wyjaśnić – lub przedstawić. Jest to książka, w której zmieściła się analiza świata wydawniczego, jego wyzwań i pułapek. Jednak Susan Hawthorne koncentruje się wyłącznie na literaturze niszowej, nie zajmuje się twórczością dla mas – to zasługiwałoby na osobny komentarz, co najmniej tej samej objętości.