niedziela, 31 lipca 2022

Anita Głowińska: Kicia Kocia i Nunuś. Kto mieszka w zagrodzie?

Media Rodzina, Poznań 2022.

Niespodzianki

Mali odbiorcy zyskują zabawkę - książkę interaktywną, wymuszającą samodzielne działania i testowanie wyobraźni. Kicia Kocia i Nunuś - czyli bohaterowie z bardzo popularnej i lubianej przez najmłodszych serii - wybierają się na wieś. To okazja do poznawania elementów przyrody, ale też - charakterystycznych cech wiejskiego pejzażu. Opisy zredukowane są do minimum i opierają się na rozmowie Kici Koci z Nunusiem (a w domyśle - autorki z małymi odbiorcami). Zwykle pada pytanie, gdzie znajduje się coś, co należy wskazać - a wcześniej znaleźć. Nie jest to łatwe, bo Anita Głowińska nie proponuje zwyczajnej wyszukiwanki. Zamiast tego ma dla dzieci zabawę - kartonowy picture book z okienkami. Spora część odpowiedzi kryje się pod otwieranymi elementami stron. Ale zanim się na nie trafi...

Zabawa opiera się tutaj na połączeniu niespodzianki i logicznego myślenia. Jeśli ktoś wie, czym charakteryzuje się poszukiwany motyw, będzie mógł z dużym prawdopodobieństwem wskazać odpowiednie okienko (wówczas radość z rozwiązania zagadki będzie automatycznie też nagrodą dla odbiorców). Jeśli ktoś nie ma pojęcia, albo chce się bawić, może wykorzystywać zestaw okienek do odkrywania pomysłów autorki. Pod każdym okienkiem pojawia się drobiazg, który ucieszy maluchy: czasem to jakiś przedmiot charakterystyczny dla wiejskiego otoczenia, częściej - zwierzę (które, w dodatku, wydaje dźwięki, co zapewnia możliwość dźwiękonaśladowczej zabawy). W ten sposób najmłodsi odbiorcy mogą między innymi ćwiczyć zapamiętywanie nazw, albo trenować pamięć. Spróbują swoich sił w narracji (i w udzielaniu odpowiedzi na pytania dorosłych). Poczują się też jak bohaterowie tomu - bo przecież uczestniczą w poszukiwaniach na równi z Kicią Kocią i Nunusiem (zwłaszcza z Nunusiem - to postać najbardziej tu eksponowana). Anita Głowińska wprowadza ilustracje proste i duże, takie, by nie zamęczać dzieci szczegółami, ale żeby zapewnić im rozrywkę. Kicia Kocia jest postacią uroczą, ale nie przesłodzoną - to bohaterka budząca ciekawość i najlepiej oprowadzająca odbiorców po rzeczywistym świecie. Jest też zatem przewodniczką po wiejskim krajobrazie. Na wsi dzieje się dużo, ale przede wszystkim można zaglądać do kolejnych gospodarskich zwierząt - to coś, czym autorka może przyciągnąć dzieci do książki. Tomik przyciąga uwagę kolorami i samym motywem otwieranych okienek - to rozrywka, którą najmłodsi bardzo lubią. Anita Głowińska umiejętnie wykorzystuje motyw cenionych przez maluchy postaci i - okienek zapewniających interaktywność i ćwiczenie sprawności manualnej. To wyzwanie intelektualne, ale też przełamanie zwyczajności książeczek: kolejna lektura, która zamienia się w zabawkę i prowadzi najmłodszych przez elementy edukacyjne. "Kto mieszka w zagrodzie" to propozycja, która zachęca dzieci do działania i do ćwiczenia słownictwa. Fakt, że można zarzeć do kurnika, do stawu, na drzewo czy za krzak przekonuje, że warto bawić się tomikiem - a liczne niespodzianki (ślimak w ulu!) rozśmieszą maluchy.

sobota, 30 lipca 2022

Łukasz Łuczaj: Dziki ogród

Nasza Księgarnia, Warszawa 2022.

Energia przyrody

Łukasz Łuczaj jest jednym z lepszych rodzimych autorów, którzy mogą podpowiedzieć odbiorcom, jak żyć w zgodzie z naturą. Znany czytelnikom z rozmaitych tematycznie publikacji okołoroślinnych, teraz proponuje imponujący objętością i treścią album "Dziki ogród". To podpowiedź dla wszystkich tych, którzy chcą pozwolić przyrodzie rozwijać się według własnych zasad. Zbiór uwag dla tych, którzy rezygnują z wypielęgnowanych i często koszonych trawników na rzecz własnej łąki przy domu. Takie rozwiązania, jakie proponuje Łukasz Łuczaj, są coraz ważniejsze - zwłaszcza w perspektywie ochrony środowiska. Autor dzieli się z czytelnikami własnymi doświadczeniami i własnymi przemyśleniami na temat zakładania dzikiego ogrodu. Opowiada o tym, co się u niego sprawdziło i co go zaskoczyło, wspomina najciekawsze albo najbardziej nietypowe decyzje, których efekty mógł zaobserwować po latach. Przekonuje, że warto zdecydować się na założenie dzikiego ogrodu - a całą książką to uzasadnia. Koncentruje się na dzikich kwiatach, na roślinach, które można znaleźć na łące lub polanie: i podpowiada, jak zaprosić je do siebie. Nie zawsze wiązać się to będzie z kosztami: czasem wystarczy pozbierać nasiona i wysiać w pobliżu - innym razem można oddać inicjatywę samej przyrodzie. Łukasz Łuczaj podpowiada, jak sadzić drzewa (i na jakie gatunki się zdecydować), co robić, żeby odnieść sukces i cieszyć się harmonią z naturą. Uczy, jak rozpoznawać kwiaty i - do czego je wykorzystywać. Przypomina o owadach, które trafią do dzikiego ogrodu dzięki rozsądnym zachowaniom ogrodnika. Przede wszystkim jednak rozwiewa mit o tym, że dziki ogród stworzy się sam. Jeśli ktoś jest zainteresowany wysiłkiem, którego efekty nie będą widoczne na pierwszy rzut oka (i które nie przyjdą błyskawicznie), może wykorzystać tom Łuczaja jak poradnik. Wszyscy inni zyskają atrakcyjną lekturę.

Łukasz Łuczaj wprowadza w kolejne tematy za sprawą wyznań. Konfesyjność, której niewielu spodziewa się po literaturze użytkowej sprawdza się tu idealnie: autor działa jak autorytet dla czytelników, zwłaszcza zajmujących się ogrodnictwem. Jeśli przedstawia swoje dokonania, to zwykle z nutą ciepłego humoru (warto też śledzić podpisy pod zdjęciami, bo i tu znajduje się część komentarzy). Tym na pewno przekona do siebie - i zachęci też do śledzenia tekstu (który, momentami, zamienia się przecież w miniencyklopedię roślin). Sporo wiadomości będzie można dzięki tej książce zdobyć, a autor pozwoli zwrócić uwagę na ignorowane przeważnie (lub traktowane jak chwasty) rośliny i na nowo wydobyć ich piękno. Przekona czytelników do tego, że warto przyglądać się łące i wręcz zanurzyć we wspomnieniach z dzieciństwa - mnóstwo gatunków odbiorcy znają, chociaż niekoniecznie z nazw. Łukasz Łuczaj poprowadzi zatem przez możliwości zaproszenia do własnego ogrodu łąki - podzieli się wskazówkami i cennymi radami, sprawiając, że ogrodnictwo usatysfakcjonuje nawet początkujących.

Tom został ozdobiony mnóstwem zdjęć, co przydaje się zwłaszcza przy identyfikowaniu gatunków dzikich roślin (znacznie mniej inspirujące będą sesje zdjęciowe autora, Łukasz Łuczaj słabo sprawdza się jako model). Daje odbiorcom szansę na poznawanie tajników przyrody i na przekonywanie się do stylu życia w zgodzie z naturą. Stara się stworzyć nową modę - i wielu czytelników będzie chciało go naśladować.

piątek, 29 lipca 2022

Susanne Orosz: Woda. Chlupiące historie, które bawią i uczą

To tamto (Czarna Owca), Warszawa 2022.

Spod kranu

Susanne Orosz sprawdziła się jako autorka edukacyjnych historyjek dla najmłodszych: jest w stanie zbudować atrakcyjną fabułę, w którą wplata wyjaśnienia - i dzięki temu tłumaczy dzieciom, co dzieje się w ich najbliższym otoczeniu - i gdzie w nauce szukać komentarzy na temat zaobserwowanych zjawisk. Teraz proponuje ważną publikację poruszającą kwestię oszczędzania wody. "Woda. Chlupiące historie, które bawią i uczą" to zestaw opowiadań dydaktycznych dla maluchów. Autorka przedstawia tu kolejnych małych bohaterów, którzy angażują się w różne zadania i zdobywają informacje na temat wody. Jedni podlewają grządki i uczą się, dlaczego należy gromadzić deszczówkę i jak piją pomidory (skoro nie mają ust). Inni w deszczu korzystają z uroków parasoli z okienkiem i przekonują się, na czym polega obieg wody w przyrodzie. Jeszcze inni pomagają przy układaniu worków z piaskiem na wałach przeciwpowodziowych (i dowiadują się, dlaczego woda występuje z brzegów rzek. Ktoś bierze udział w biegu charytatywnym, żeby wykopać studnię w Afryce, ktoś inny zyskuje wiadomości na temat plastiku i jego szkodliwego działania dla stworzeń wodnych. Czasami woda oznacza zabawę lub wyzwania: na basenie można do niej skakać (i sprawdzać, czy uderzenie o wodę całym ciałem boli), w domu - brać niekończące się kąpiele (i przy okazji poznawać sekret działania wodociągów). Woda to także łzy lub śnieg, z którego można zbudować igloo. Ciekawe dla najmłodszych będzie istnienie "wody wirtualnej" - opowiadanie o wymiankach ubraniowych przypomina, jak dużo wody trzeba, by wyprodukować koszulkę lub sukienkę. Są tu tematy różne: woda na pustyni i ubikacja bez wody, nurkowanie, tama i... chrzest. Niespodzianek zatem nie zabraknie: "Woda" to tomik także dla ambitnych czytelników. Dzieci zyskają tu przegląd przygód rówieśników - i dostęp do wielokulturowości (co ważne, inny kolor skóry widać tylko na obrazkach, a nie w tekstach, pochodzenie dzieci można odgadywać po imionach - ale autorka dba o to, żeby nikogo nie wyróżniać i nie podkreślać odmienności, dla wszystkich znajdzie się miejsce). Zawsze konstrukcja historyjki wygląda podobnie, chociaż schematu raczej nie wychwycą najmłodsi: autorka zaczyna od wstrzelenia od razu w sedno sytuacji: pokazuje bohaterów zaangażowanych w wybraną akcję, podekscytowanych czekającymi ich działaniami i zainteresowanych najbliższym otoczeniem. Następnie wprowadza motyw wody - w wielu dostępnych postaciach - żeby dzieci przekonały się, jak dużo zagadnień wiąże się z tematem wiodącym książki. Później zapewnia element emocjonujący: nie wszystko zawsze od razu się układa, dziecko musi często modyfikować plany i dostosowywać się do sytuacji. Znajduje też w pobliżu kogoś, kto zna się na wodzie i może wprowadzić informacje rzeczowe, przystosowane do wieku dzieci, ale nie infantylizowane. Tak przygotowane opowiadania nie będą dzieci męczyć, a zachęcą je do poznawania kolejnych faktów i ciekawostek na temat wody. Oczywiście fabułki zapadną maluchom w pamięć i przyczynią się do chęci oszczędzania wody czy dbania o środowisko - dzięki temu Susanne Orosz trafi do szerokiej grupy odbiorców i zbuduje świadomość ekologiczną. Za sprawą cowieczornego czytania będzie mogła też uświadamiać rodzicom, jak ważne są odpowiednio przekazywane wiadomości - i kształtowanie odpowiedzialności już u najmłodszych. Przyjemność lekturową podbiją też dowcipne obrazki, którymi zapełniane są strony.

czwartek, 28 lipca 2022

Lucy Maud Montgomery: Anne z Avonlea

Marginesy, Warszawa 2022.

Dojrzewanie

Dla czytelników wychowywanych na starych przekładach Ania z Zielonego Wzgórza pozostanie Anią (bez względu na podejście do tłumaczenia imion, tak samo jak pani Linde będzie Małgorzatą a nie Rachel), a Zielone Wzgórze nie zamieni się na element architektoniczny. Anna Bańkowska postanawia przywrócić właściwe nazewnictwo, jednak raczej bezskutecznie będzie walczyć z przyzwyczajeniami odbiorców. Zwłaszcza że swojska Ania budzi znacznie większą sympatię niż bezosobowa Anne.

Niezależnie od podejścia - można uzupełnić sobie biblioteczkę i pozbyć się części archaicznych komentarzy w narracji. "Anne z Avonlea" to drugi tom przygód rudowłosej bohaterki, która zaczyna wkraczać w dorosłość. Podejmuje pierwszą pracę: jest nauczycielką w miejscowej szkole. Zarzeka się, że nigdy nie uderzy żadnego dziecka i będzie starała się zrozumieć swoich podopiecznych, zwłaszcza tych o nazbyt bujnej wyobraźni. Wolne chwile spędza z przyjaciółmi - między innymi z Dianą, ale powracają też Gilbert (coraz częściej autorka sugeruje, że między tytułową bohaterką i tym przystojnym młodzieńcem nawiąże się coś różnego od przyjaźni) czy Jane i Ruby. Anne opiekuje się Marillą, ale tym razem bardziej skupia się na bliźniętach, które trafiają do Zielonych Szczytów: dwoje osieroconych dzieci podbija błyskawicznie serca kobiet. Dziewczynka jest spokojna i nie zwraca na siebie uwagi, za to chłopiec bez przerwy wpada w tarapaty albo budzi podziw dla swojej logiki. Nawet jeśli nie chce być niegrzeczny, wciąż łamie reguły narzucane przez opiekunki: później próbuje się wymigać od konsekwencji. To Davy ma być czynnikiem przyciągającym odbiorców do książki: bo przecież nie Koło Entuzjastów Avonlea, zryw społeczny, dzięki któremu miejscowość ma stać się piękniejsza. Lucy Maud Montgomery w tym temacie staje się dość moralizatorska i przewidywalna - za to przy prezentowaniu psot chłopca dobrze się bawi.

Zdarza się, że Anna Bańkowska zastępuje jedne archaizmy innymi (są tu "bonie dydy", są określenia żargonowe nie tylko w przypadku monologów niewyedukowanego dziecka, gdzie mają swoje uzasadnienie, ale w pozornie obiektywnych opisach: zabrakło w redakcji książki zwrócenia uwagi na nieprzejrzystość takich określeń). Raczej "Anne z Avonlea" nie wywoła tak wielkich kontrowersji jak pierwszy tom - bo też i jest to historia mniej znana, a bardziej wymuszana przez oczekiwania czytelników. Mniejsza liczba fanów rudowłosej dziewczyny zna na pamięć tę historię, więc też i mniej będzie rozczarowań ze względu na zmiany w ulubionych cytatach i fragmentach powieści. W "Anne z Avonlea" widać dość mocno moralizatorski charakter opowieści i nastawienie na lekcje dla dorastających czytelniczek: dzisiaj taka wersja nie zrobiłaby dobrego wrażenia - a jednak ponadczasowość przygód Ani polega również na sile prawdziwych uczuć. Bez względu na przemiany obyczajowe reakcje bohaterek będą szczere i prawdziwe - i to nie zmienia się w żadnym z tłumaczeń.

środa, 27 lipca 2022

Dorota Łoskot-Cichocka: Fafik i kogut

Harperkids, Warszawa 2022.

Wakacyjna przygoda

Dorota Łoskot-Cichocka nie sili się na wymyślne fabuły. Stawia na coś, co wydaje się sprawdzone i ponadczasowe: na wakacyjną obyczajową historyjkę, którą przeżyć może każde dziecko wyjeżdżające na wieś do rodziny. Nelka i Stefek - bohaterowie już znani z poprzednich książek tej autorki - oraz pies Fafik wybierają się do ciotki Jagi za miasto. Ciotka Jaga na szczęście nie przypomina Baby Jagi (chociaż w dzieciach budzi konsternację fakt, że mieszka w lesie i lubi słodycze), podobna jest do mamy i ma mnóstwo smakowitych owoców, w sam raz na wakacyjny upał. Ma też sporo zwierząt - i z nimi chce się zaprzyjaźnić Fafik. Dopóki nie trafi na rywala, który może go przegonić z podwórka. Stawia autorka na zabawną opowiastkę, która rozbudza ciekawość: niby nic się tu dla dzieci nie dzieje, nie przeżywają przygód rodem z książek awanturniczych, nic im nie zagraża, nie mają czasu na nudzenie się. Bohaterowie cieszą się chwilą i doceniają to, co zwykle bardziej przekonuje dorosłych: uroki wypoczynku w spokoju. Nie oznacza to, że na wsi nic się nie dzieje, co więcej: odbiorców autorka przyciągnie właśnie nieoczekiwaną innością, odmiennością od normalnych zachowań.

Wszystko po to, żeby dzieci, które uczą się czytać, mogły ćwiczyć na drugim poziomie obchodzącej już dekadę serii. "Fafik i kogut" to propozycja zabawna, kolorowa i atrakcyjna dla kilkulatków dzisiaj - pozwala na połączenie wakacyjnego relaksu i ćwiczenia czytania, maskuje konieczność podjęcia wysiłku lekturowego. Duży druk ułatwi dzieciom śledzenie liter (co ważne, bo tekstu jest tu dość sporo, w porównaniu z tomikami z pierwszego poziomu: to już nie dwulinijkowe podpisy pod obrazkami, a całe akapity zamieszczane na kolejnych stronach. Dorota Łoskot-Cichocka proponuje też barwne ilustracje do kolejnych wątków, sprawia, że łatwiej będzie zaprzyjaźnić się z bohaterami i poczuć klimat letniego wypoczynku. "Fafik i kogut" to książka, w której humor sytuacyjny zostaje przełożony na opowieść, nie ma tu zbyt skomplikowanych wątków ani nienaturalności, co zdarza się autorom przestrzegającym rygorystycznych zasad obowiązujących w cyklu. Dzieci mogą na tej publikacji uczyć się czytać, ale mogą też znaleźć tu swój azyl, historię, która urzeka prostotą i wciąga przez zwierzęcych bohaterów. Co ważne, Dorota Łoskot-Cichocka trzyma się narracji dziecka, ale nie infantylizuje tekstu (nie sięga też po mało zrozumiałe synonimy). Udaje jej się naśladować relację rówieśników odbiorców - tak, by historyjka wydawała się wszystkim prawdopodobna i dostępna. Jest to tomik drobny, ale ładnie wymyślony, starannie dopracowany w szczegółach - i spodoba się kilkulatkom oraz ich rodzicom, bo może być potraktowany również jako kojąca lektura przed snem.

wtorek, 26 lipca 2022

Katarzyna Ryrych: Czarna Walizka. Dalej niż daleko

Prószyński i S-ka, Warszawa 2022.

Przeprowadzki

Drugi tom sagi Czarna Walizka można spokojnie czytać w oderwaniu od pierwszego, bo chociaż Katarzyna Ryrych na początku nie sili się na prezentowanie znanych fanom bohaterów, sprawia, że błyskawicznie staną się bliscy także tym przypadkowym odbiorcom. "Dalej niż daleko" to historia, w której autorka podprowadza aż do czasów drugiej wojny światowej: niby jest w stanie zaangażować w losy bohaterów, ale już wiadomo, że na horyzoncie majaczy zło w najczystszej postaci - i trudniej uwierzyć w plany, jakie snują ludzie z kart powieści. Ten zresztą mechanizm jest do znudzenia wykorzystywany przez twórców sag historycznych: zupełnie jakby druga wojna światowa była jedynym możliwym czynnikiem przekreślającym najbardziej nawet śmiałe pomysły. W "Dalej niż daleko" na początku pojawia się motyw opętania: Maria, żona Mikołaja, rzekomo zwraca się ku Bogu: w praktyce zaczyna słyszeć głos Gabriela i z nim rozmawia, porzucając ziemskie sprawy. Nie opiekuje się dzieckiem, zresztą wszyscy boją się o Ewelinkę: nie chcą, żeby udzieliło się jej obłąkanie matki. Sam Mikołaj być może by się poddał, gdyby nie Ewelina. Kochanka daje mu nadzieję na normalność i zwyczajne życie. Żona trafia w końcu do zakładu dla psychicznie chorych - to najlepsze dla niej miejsce. Konstanty zyskuje możliwość ułożenia sobie egzystencji po swojemu. Chociaż nie może poślubić ukochanej (ani rozstać się z chorą), ma cichą zgodę bliskich na niekonwencjonalne rozwiązanie. Szczęścia szuka przy boku mądrej i wrażliwej partnerki. Ale to zaledwie jedna rodzina, którą Katarzyna Ryrych portretuje - w innej wysyła kogoś za ocean do pracy, żeby móc powiązać losy pozornie przypadkowych postaci w nieoczekiwanych momentach. Równie ważni są tu przedstawiciele starszego pokolenia. Każdy ma swoje punkty oparcia i każdy potrzebuje towarzystwa, żeby zachować zdrowe zmysły w coraz bardziej skomplikowanym świecie. Od czasu do czasu Katarzyna Ryrych przypomina o Ewelince - najmłodszej bohaterce historii, która w końcu będzie chciała także znaleźć swoje miejsce na ziemi. Tymczasem los miota ludzi po świecie i sprawia, że wszelkie nadzieje mogą błyskawicznie ulec zniszczeniu. Bohaterowie muszą dostosowywać się do panujących warunków i często rezygnować z marzeń - ale też uczą się, jak znajdować pocieszenie w drobnych sprawach, uciekają od zmartwień i od nadmiernego strachu.

Katarzyna Ryrych wykorzystuje tu niewielkie wątki kryminalne, stawia też mocno na obyczajowość i na minioną obyczajowość - na zwyczaje czy zasady, które obecnie wydają się mocno przebrzmiałe i niekoniecznie nadawałyby się do wprowadzenia w życie. Może tak zrobić dzięki temu, że wybiera uniwersalne uczucia - zrozumiałe bez względu na czasy. Dzięki temu buduje więź z bohaterami i przekonuje do nich. Wykorzystuje przy tym dość ascetyczną stylistykę w narracji: często sięga po urywane frazy, zupełnie jakby zapominała o czasownikach w komentarzach - albo jakby przez te pozorne braki chciała podkreślać refleksje bohaterów. Sprawia to w lekturze dość dziwne wrażenie, chociaż w pewnym momencie czytelnicy przyzwyczają się do szarpanych uwag i przestaną się nimi przejmować. Tu i tak najbardziej przyciągające mają być wydarzenia - szarpiące nerwy postaci i stwarzające liczne problemy w codzienności. Katarzyna Ryrych radzi sobie z tym tematem, a dzięki unikaniu przesady w opisach - zyskuje szansę na pokazanie świata z międzywojnia bez szczegółowych kwerend.

poniedziałek, 25 lipca 2022

John Hooper: Włosi

W.A.B., Warszawa 2022.

Zrozumienie

Nie jest to tom dla wakacyjnych podróżników, a dla tych, którzy chcą dogłębnie poznać specyfikę Włochów i przygotować się na kulturowe różnice. John Hooper tworzy swoją książkę w opozycji do popularnych przewodników i zwierzeń blogerów: stawia na rzetelną wiedzę i dobrze udokumentowane fakty z przeszłości. Przeprowadza odbiorców przez złożoną historię (kraju, narodu, ale też powiązanych z nim motywów, na przykład kwestii Watykanu) - nie na zasadzie streszczania podręczników do historii, a wysnuwania wniosków i przekładania ich na praktyczną wiedzę. Przygląda się działaniom politycznym i ich konsekwencjom, tak, żeby zrozumieć Włochów mogli wszyscy czytelnicy chcący podjąć wysiłek lekturowy. Nie jest to bowiem książka, którą pochłania się błyskawicznie na leżaku na plaży, a opowieść, którą trzeba powoli odkrywać, rozsmakowywać się w niej i przyswajać kolejne wiadomości. John Hooper nie szuka przepisu na zawładnięcie wyobraźnią odbiorców: zamiast zwracać uwagę na siebie, jak często czynią to dzisiaj autorzy potrzebujący rozgłosu, kieruje całe zainteresowanie na temat książki - czyli na Włochów. Bardzo długo zajmuje się tematami, które pozornie nie mają znaczenia w codzienności (i dla turystów!), pozwala za to skoncentrować się na włoskiej mentalności kształtowanej przez całe wieki. Dopiero kiedy zaprezentuje czytelnikom cały zestaw decyzji politycznych i ich skutków (także w historii), będzie mógł przejść do wynotowywania co ciekawszych zjawisk charakterystycznych dla Włochów. Przyjmuje perspektywę socjologa i badacza kultury jednocześnie, interesuje go społeczeństwo i próbuje przy tym odejść nieco od stereotypowego spojrzenia - tak, żeby uchwycić specyfikę włoskiego życia, a jednocześnie nie tworzyć zbioru hiperbolizowanych charakterystyk. Pojawią się tu ciekawe z perspektywy psychologicznej zagadnienia, między innymi motyw budowania relacji (i seksistowskich zachowań, które we Włoszech nie dziwią i nie szokują), spojrzenia na płeć piękną i na modę. John Hooper sprawdza, dlaczego Włosi lubią oglądać telewizję i czego w niej szukają, jak wygląda kultura pracy i dlaczego fast foody nie zyskały tu wielkiej popularności. Zastanawia się nad tym, kiedy młodzi Włosi chcą zacząć samodzielne życie i jakie przyzwyczajenia są niezależne od rytmu świąt, a porządkują codzienność. Jest tu mowa o religijności i o życiu seksualnym, o rodzinie i o tytularności. Znajdzie się miejsce na pokazanie mrocznej strony Italii - za sprawą opowieści o głośnych zbrodniach. Nie ma jednoznacznego obrazu włoskiej egzystencji i mentalności: to rodzaj mozaiki, zestawiania coraz to innych tematów i rozwiązań niespotykanych na tak wielką skalę nigdzie indziej. John Hooper chce pokazać Włochów przez pryzmat człowieka z zewnątrz, ale bez zaskoczenia, raczej z próbą uchwycenia sensów i połączenia ich z osobistymi wrażeniami. Stawia na narrację rzeczową, esencjonalną i wypełnioną ciekawostkami - nie da się przy tej książce nudzić. Nie jest to lekka i wakacyjna lektura, a rzetelna relacja, która na długo pozostanie z czytelnikami. "Włosi" to książka dla tych, którzy lubią dogłębne analizy i wyjaśnienia, a nie tylko spostrzeżenia na temat życia gdzie indziej.

niedziela, 24 lipca 2022

Ulrich Hub: Kulawa kaczka i ślepa kura

Dwie Siostry, Warszawa 2022.

Marzenie

Ulrich Hub to autor, który swoimi pomysłami przyciąga dzieci i dorosłych. "Kulawa kaczka i ślepa kura" to jego kolejna propozycja budowana na bazie stereotypu - i mówiąca całkiem sporo o ludziach i ich marzeniach. Ślepa kura i kulawa kaczka to bohaterki, między którymi rodzi się niezwykłe uczucie. Kulawa kaczka mieszka na podwórku i nie wie nawet o tym, jak wygląda świat poza wyobrażonymi przez nią murami. Pewnego dnia trafia do niej ślepa kura - i zarządza wielką wyprawę. Ślepa kura potrzebuje przewodnika, w zamian może wesprzeć nową znajomą, gdy ta zgubi swoją kulę. Kura ma nadzieję na ogromną przygodę. Kaczka przygód się boi - jednak skoro podjęła się ważnego zadania, nie może zawieść. I tak dwie bohaterki o różnych spojrzeniach na życie wyruszają w świat. Kura nie widzi, co się dzieje, może tylko zaufać kaczce i postępować tak, jak ta jej każe. Kaczka wykorzystuje fakt, że kura nie widzi - obiecuje spełnić jej marzenie, a przy okazji - nie przełamywać własnych lęków.

W tej historii nieustannie uruchamiane jest napięcie między postaciami. Kura należy do tych bardzo śmiałych, przełamuje bariery i robi rzeczy, których nikt by się po niej nie spodziewał. Sięga po swoje, nie przejmuje się konwenansami ani własnymi słabościami. Chce przeżyć jak najwięcej i wie, jak to osiągnąć. "Kulawa kaczka i ślepa kura" to z jednej strony opowieść o spełnianiu marzeń, z drugiej - o lęku przed bardziej zdecydowanym działaniem. Kulawa kaczka jest sprytna, chociaż nie zdawałaby sobie sprawy ze swoich talentów, gdyby nie została wyrzucona ze strefy komfortu. Ślepa kura z kolei chce się podporządkować nowej znajomej, oddaje jej władzę nad sobą. I tu pojawia się miejsce na wyobraźnię.

Wyprawa rozgrywa się przede wszystkim w głowach postaci. Kulawa kaczka wiedzie ślepą kurę tam, gdzie nikt jeszcze nie dotarł, jest coraz śmielsza w kolejnych propozycjach. Obie bohaterki prowadzą ze sobą grę, która szybciej zostanie rozszyfrowana przez odbiorców niż przez nie same - rodzi się więc pytanie, jak ujawnienie prawdy wpłynie na nową relację. Co ciekawe, na ilustracjach nie ma takich wskazówek - same bohaterki w dynamicznych pozycjach ubarwiają historię. Historię, co należy dodać, pełną humoru. Ulrich Hub funduje bowiem odbiorcom niekończącą się zabawę. Rozśmiesza w inteligentny sposób, dostarcza mnóstwa żartów, raz budowanych na bazie powiedzenia (wiódł ślepy kulawego - to przepis na tę relację, może niepoprawny politycznie, ale cała bajka jest taka), raz na bazie charakterów. Kulawa kaczka i ślepa kura potrzebują siebie nawzajem, ale ich znajomość to ciągła próba sił. Nie jest powiedziane, że ktoś uzyska przewagę, że pojawi się jednoznaczna ocena postaci. Ulrich Hub wie, jak zadziwić odbiorców i przynosi im sporo ironicznych scen. "Kulawa kaczka i ślepa kura" to książka, która spodoba się zarówno młodym czytelnikom, jak i dorosłym. Wielopoziomowe żarty i przesłania przenikają tę publikację - można je docenić.

Coś dla Taty / Doktor Bing

Harperkids, Warszawa 2022.

Podpowiedzi

Królik Bing może stać się inspiracją dla maluchów. Bohater z kreskówki przeżywa wydarzenia, które dotyczą codzienności kilkulatków i przynoszą sporo zabawy, a także lekcji. "Coś dla taty" to podpowiedź dla najmłodszych - co zrobić, żeby sprawić przyjemność dorosłym. Bing postanawia własnoręcznie przygotować specjalny prezent. Gromadzi przedmioty, które pomogą mu w stworzeniu wyklejanki: brokat, piórka, a także powycinany w różne kształty kolorowy błyszczący papier. I mnóstwo kleju - Bing wie, że bez kleju nie uda mu się stworzyć dzieła. Tata na pewno będzie zachwycony. Mały bohater wraz ze swoją przytulanką i opiekunem, Flopem, zabiera się do pracy: jego czynności odbiorcy mogą powtarzać. Chodzi przecież o to, żeby każdy spróbował swoich sił w artystycznych dokonaniach i wręcz konkurował z bajkowym bohaterem w przygotowaniu mozaiki dla rodzica. Bing wie, że wyklejanka dla taty musi być najpiękniejsza na świecie - i każde dziecko z tego samego założenia wyjdzie, znajdując w ten sposób wspólny język z bohaterem. Oczywiście sama wyliczanka przedstawiająca kolejne działania nie zachęciłaby odbiorców do śledzenia akcji, więc Ted Dewan dokłada tu jeszcze niespodziankę, która rozbawi kilkulatki. Druga książeczka w serii to "Doktor Bing": tutaj mały bohater idzie do lekarza, bo ma zostać zaszczepiony. Szybko przekonuje się, że nie ma się czego bać: może zresztą poćwiczyć szczepienie na Flopie. W poczekalni spotykają się wszyscy przyjaciele: Bing, Sula i Pando, wszyscy - chociaż nie chcą się do tego przyznać - czują lekki niepokój i na nic zdają się zapewnienia, że ewentualnie może troszkę szczypać. Muszą przekonać się na własnej skórze, że rzeczywiście nie ma się czego bać - i do tego przekonają małych odbiorców. "Doktor Bing" to zatem publikacja, która pomaga dorosłym w wytłumaczeniu dzieciom, na czym polega szczepienie. Jest tu więcej tekstu niż w "Coś dla taty" (to publikacja dla nieco starszych dzieci, zdolnych do śledzenia fabuły).

Dwie kartonowe książeczki dostarczą dzieciom sporo zabawy, ale też i pouczeń. "Coś dla taty" to tekst nakierowany na rozrywkę: tu liczy się możliwość naśladowania bohatera w przygotowywaniu prezentu (i w uruchamianiu kreatywności). "Doktor Bing" to z kolei zestaw przesłań, które maluchy powinny sobie przyswoić, na których powinny się skoncentrować przed szczepieniem w przychodni - tak, żeby zminimalizować stres. W obu przypadkach kartonowe strony zapełnione są przede wszystkim ilustracjami: u Teda Dewana to obrazki kreskówkowe, proste i nastawione na duże kształty (czasami całą stronę wypełnia jeden przedmiot, w dużym zbliżeniu). W "Doktorze Bingu" są już ilustracje imitujące kadry z bajki telewizyjnej - tak, żeby przyciągnąć do książki małych fanów królika. Jest w obu przypadkach duży druk - i zwiększana czcionka w przypadku niektórych haseł, tak, żeby bez zbędnych wyjaśnień podkreślać emocje postaci. To propozycje dla dzieci, które lubią królika Binga i chcą się przekonać, jak ten bohater spędza czas. Inspirujące, pouczające, ale też czysto rozrywkowe.

sobota, 23 lipca 2022

Marta Matyszczak: Sopot w trzech aktach

Dolnośląskie, Wrocław 2022.

Trup nad morzem

Marta Matyszczak powraca do relacji Gucia i wysyła bohaterów uwielbianych przez wszystkich na wakacje nad morze. W Sopocie czas mają mile spędzić Róża z mężem, Szymonem Solańskim, ale też... Brygida Buchta oraz aspirant Barański ze swoją nową partnerką, Potomek-Chojarską. Gucio obserwuje wszystkich i wynotowuje co ciekawsze informacje, dzieli się nimi z czytelnikami i jak zwykle - serwuje mnóstwo sarkazmu w swoich wyznaniach. Wszystko zaczyna się z chwilą, gdy wzięta za topielca Róża faktycznie znajduje przy brzegu zwłoki - wiadomo, że wakacje nie będą wyglądały normalnie, bo trzeba zaangażować się w śledztwo. Sam Barański, nawet jeśli wspierany przez lokalne służby, nie da rady poznać prawdy. Róża i Szymon mają za to wprawę w rozwiązywaniu detektywistycznych zagadek - i tym razem nie będą bezczynnie czekać na wykrycie sprawcy.

Kryminały pod psem biegną zwykle dwutorowo: teraźniejszość przeplatana jest scenkami z przeszłości, nie inaczej jest i tym razem. Marta Matyszczak zabiera odbiorców do Sopotu z czasów międzywojnia, przyglądając się przyjaźni czterech dziewczyn, przedstawicielek czterech różnych narodowości (trudno o lepsze zarysowanie wielokulturowości). Wychodzi na to, że w Sopocie przez cały czas coś się dzieje: amatorzy mocnych wrażeń mogą tu przybywać niezależnie od czasów. W "Józefinie", całkiem przyjemnym pensjonacie, chwilowo trudno o sielankę. A jednak perypetie Gucia, Róży i Szymona sprawiają, że odbiorcy będą się z lektury bardzo cieszyć. Marta Matyszczak jak zwykle intrygę kryminalną obudowuje mnóstwem humorystycznych i obyczajowych scenek - wie, jak podkreślać charaktery postaci i co robić, żeby opowieść nikomu się nie dłużyła. Proponuje śledztwo, które rozgrywa się niejako mimochodem, na marginesie wydarzeń - tak, żeby nie fundować odbiorcom papierowych rozmów i kolejnych kadrów z procesu zdobywania informacji. Czego nie wykryją Róża i Szymon - często przypadkiem i w oderwaniu od siebie - tego dowie się Gucio. Czytelnikom pozostanie łączenie faktów i sprawdzanie, jak przeszłość przenika się z teraźniejszością. Autorka starannie wybiera miejsce akcji: w pierwowzorze "Józefiny" lubi wypoczywać, a o dawnych czasach dowiaduje się z odpowiednich publikacji. Tym samym nie tylko zapewnia odbiorcom garść wiadomości - może bardziej przekonująco prowadzić narrację. "Sopot w trzech aktach" to nie tylko spotkanie ze znanymi i lubianymi bohaterami: autorka wie, jak odchodzić od schematów w kryminałach, tworzy historię, która wciąga. Proponuje zestaw przygód komicznych - ale połączonych z dramatami dalszoplanowych postaci. Róża zwykle popełnia rozmaite gafy, Gucio tęskni za kiełbasą śląską, a Szymon wreszcie zyskuje spokój ducha. Trio uwielbiane przez publiczność literacką może spełniać swoje marzenia. Nawet to o przerobieniu mieszkań na ekskluzywny apartament (w czym wydatnie pomagajądwie matki...). Każdy, kto chce się dowiedzieć, co słychać u Solańskich, może tu znaleźć sporo dla siebie: dobrze, że Marta Matyszczak do swojego pierwszego cyklu powieściowego dodaje kolejne historie. Nie traci przy tym pomysłów i po "żyli długo i szczęśliwie" potrafi poprowadzić niezwykłą parę przez szereg następnych niespodzianek. Rozśmiesza, zapewnia rozrywkę i do tego nie męczy: "Sopot w trzech aktach" to dowód na to, że powieściami kryminalnymi można się nieźle bawić.

piątek, 22 lipca 2022

Sarah Dessen: Bezsenność we dwoje

Feeria, Poznań 2022.

Przyzwyczajenia

Auden to dziewczyna, która nie sypia nocami. Zaczęło się od kłótni rodziców: chciała uniknąć uczestniczenia w domowych dramatach i oduczyła się spać w zwyczajnych porach. Teraz nie potrafi już przywrócić naturalnego dla większości ludzi cyklu związanego z nocnym wypoczynkiem: śpi po śniadaniu, a najlepiej funkcjonuje nocami. Nikt nie przejmuje się jej przypadłością: matka Auden to kobieta wyzwolona, pracuje na uczelni i problemy z samotnością rozwiązuje przez nieznaczące romanse ze studentami. Ojciec wyprowadził się do kochanki i teraz przychodzi na świat jego dziecko, przyrodnia siostra Auden. Bohaterka postanawia spędzić wakacje w nowym domu ojca i szybko przekonuje się, że nie dzieje się tu najlepiej. Heidi cierpi na depresję poporodową, nie może sobie poradzić z odpowiedzialnością i z opieką nad noworodkiem, a nie potrafi też wyegzekwować pomocy od męża. Auden postanawia pomóc: zwłaszcza że nie ma nic ciekawszego do zrobienia. Ale podczas jednej ze swoich eskapad w nowym miejscu trafia na Elia, chłopaka, który wydaje się inny niż wszyscy. I także nie sypia nocami.

"Bezsenność we dwoje" to obyczajówka dla nastolatków - poruszająca wprawdzie dość typowe tematy i schematy fabularne, ale w nieco bardziej odświeżającym stylu. Nie ma tu oczywistych romansów i naturalnego dla nastolatków środowiska: Sarah Dessen celowo wyodrębnia bohaterów, oddziela ich od rówieśników. Jedyne towarzystwo Elia to jego koledzy, których akceptuje po traumatycznym wydarzeniu w swoim życiu, z kolei Auden siłą rzeczy zawiera nowe znajomości w sklepie, w którym pomaga w prowadzeniu księgowości. Nie ma tu mowy o prawdziwych przyjaźniach i o poświęceniu dla drugiego człowieka: hałaśliwe towarzystwo podkreśla jedynie samotność i niezrozumienie. Auden w domu nie znajduje wsparcia, za to zaczyna rozumieć mechanizmy, które w nim funkcjonowały: teraz, jako świadoma osoba, dostrzega kolejne błędy ojca i w naturalny sposób spodziewa się określonych konsekwencji. Wkracza do akcji, żeby ratować ten związek, chociaż niewiele może zrobić. Zyskuje jednak dzięki temu doświadczenie i dowiaduje się, jakich błędów nie powinna popełniać w relacjach z drugą osobą. Stopniowo dociera do Eliego - jedyna dziewczyna, którą on akceptuje i której może pomóc. Żeby wypełnić noce, bohaterowie postanawiają wypełnić swoistą misję, przekonać się, co do tej pory tracili, nie podejmując rozmaitych wyzwań. I tak Sarah Dessen odrzuca oklepane rozwiązania fabularne, a proponuje w zamian przygodę w ciekawym stylu. Unika mówienia o uczuciach: bohaterowie mają z tym problemy, Auden za sprawą wychowania, Eli - tragedii, która wydarzyła się w jego życiu. Ale rozmowy nie są potrzebne, gdy w grę wchodzą czyny i to najlepsze, co dla fabuły może zrobić autorka. "Bezsenność we dwoje" to książka, w której nie ma tłumaczeń dla zachowań nastolatków - Sarah Dessen woli przygotować odbiorców na dorosłość i naświetlić im charakterystyczne a toksyczne zachowania i działania, które nie przyniosą szczęścia. Bohaterowie dowiadują się, jaką cenę można zapłacić za niewłaściwe wybory i zrozumieją też, do czego potrzebny jest drugi człowiek. W tej powieści sporo miejsca poświęca się na budowanie wartościowych znajomości: dzięki temu akcja wydaje się bardziej wciągająca (i mniej przewidywalna), łatwiej też będzie przekonać do lektury młodych czytelników.

czwartek, 21 lipca 2022

Faridah Àbíké-Íyímídé: As Pik

Media Rodzina, Poznań 2022.

Prześladowanie

Faridah Àbíké-Íyímídé zaskoczyła wszystkich. Zamiast banalnego, rozpisanego na dwa głosy romansu wśród młodych ludzi, postawiła na sensację ocierającą się o poważny kryminał, zamiast lekkich obyczajowych wątków wybrała zło w najczystszej postaci - doprowadzone niemal na skraj absurdu. I chociaż przez długi czas udaje jej się przekonywać do siebie czytelników, wprowadzone rozwiązania w klauzuli tomu oddalają prawdopodobieństwo i sprawiają, że znacznie trudniej będzie przyswajać sobie przedstawiane treści. Akcja toczy się w szkole średniej. Bohaterowie przygotowują się już do studiów, każdy ma swoje plany, każdy też chce pokazać się w jak najlepszym świetle, żeby zdobyć potrzebne do dalszej edukacji punkty i nie zamykać żadnej możliwości na rozwój. Chiamaka nie ma z tym problemu: od lat pracuje na miano najlepszej uczennicy, zostaje nawet wybrana na najwyższe stanowisko, jakie można w jej wieku i w jej szkole zdobyć. Devon za nic ma naukę, interesuje go wyłącznie muzyka i temu się poświęca. O ile Chiamaka to dziewczyna z dobrego domu, mająca bogatych rodziców i ściśle nakreśloną drogę kariery, o tyle Devon pochodzi ze złej dzielnicy i musi zawsze walczyć o swoje. Jego matka ciężko pracuje na kilku etatach, żeby zapewnić synowi wykształcenie. Sam Devon zarabia na swoje potrzeby w nielegalny sposób, jednak stara się zachowywać kodeks moralny i pewnych zasad przestrzega. Nie ma w szkole dwóch bardziej różnych uczniów - a jednak pewnego dnia oboje stają się ofiarą kogoś, kto podpisuje się jako As Pik. As Pik rozsyła do szkolnej społeczności informacje i kompromitujące Devona lub Chiamakę filmiki. Wszyscy poznają brudne sekrety i problemy w związkach obojga, wszyscy też mogą dowiedzieć się, co Chiamaka i Devon najchętniej usunęliby z własnych wspomnień. As Pik jest bardzo niebezpieczny, bo ma dostęp nawet do spraw dawno zamkniętych i - spoza szkoły. Prześladuje uczniów i wydaje się bezkarny, nikt nie może go powstrzymać. W takim przypadku najlepiej szukać wsparcia - Chiamaka i Devon próbują zwrócić się do swoich rówieśników (jednak przez Asa Pik czują się coraz bardziej zagrożeni i w końcu nie wiedzą, komu mogą ufać), a także do nauczycieli. Jednak jeszcze nie wiedzą, w jak poważnym niebezpieczeństwie się znaleźli.

Autorka koncentruje się na wyobcowaniu i bezradności osób prześladowanych ze względu na kolor skóry - stopniowo będzie pokazywać czytelnikom, dlaczego Chiamaka i Devon padli ofiarą Asa Pik. Jest w stanie przekonująco przedstawić motyw rosnącego zagrożenia i poczucia bezradności, informuje odbiorców, jak działa zastraszanie i jakie mechanizmy utrudniają zdecydowane działania wobec prześladowcy. Gdyby zdecydowała się na przekonujący (a nie filmowy) finał, trafiłaby do znacznie szerszego grona czytelników i przekonała do siebie znacznie więcej osób. Na razie zwraca uwagę na problem (który nie powinien już istnieć w świecie stale walczącym o tolerancję). Wprowadza do książki nie tylko temat innego koloru skóry, ale też - upodobań seksualnych. Bohaterowie wchodzą przecież w związki i próbują znaleźć oparcie w bliskich - nie wszystkim mogą podzielić się z rodzicami, zresztą - to akurat czynnik charakterystyczny dla nastolatków bez względu na pochodzenie i czasy. Autorka dobrze wie, jak zapędzić ich w pułapkę i pod kątem psychologicznym w większości książki wszystko się zgadza. Dopiero brak pomysłu na rozwiązanie arcytrudnej sytuacji w fabule psuje efekt. A jednak "Asa Pik" czytać się będzie do końca z zainteresowaniem - nawet mimo moralizatorskich komentarzy w ramach walki o równość.

środa, 20 lipca 2022

Moja pachnąca książeczka z kolorami. Ogród

Harperkids, Warszawa 2022.

Pachnące kolory

"Moja pachnąca książeczka z kolorami. Ogród" to kolejna interaktywna publikacja zachęcająca dzieci do odkrywania świata i przekonująca, że czytanie jest ciekawą przygodą. To picture book w Akademii Mądrego Dziecka, książka z kartonowymi stronami i okienkami do otwierania. W środku mieści się siedem zapachów (sześć rozkładówek i jeden na okładce). Każda rozkładówka to propozycja zagadek dla dzieci. Na lewej stronie pojawia się zestaw przedmiotów w wybranym kolorze (bywa, że zaskakujących dla maluchów: fioletowy może być jeżowiec, różowy - papier toaletowy, a pomarańczowy - orangutan). Na prawej stronie mieści się tylko otwierane okienko z napisem "Mam kolor... jak" - pod spodem mieści się obrazek z dodatkową zagadką. Należy potrzeć stronę, żeby uzyskać zapach - ale w odgadywaniu pomocne będzie też zdjęcie. W ten sposób dzieci poszerzą słownictwo i wiedzę, przekonają się też, jak ważne są zmysły w odbieraniu świata. Gdyby ktoś miał problemy z rozszyfrowaniem zapachu lub ilustracji - może skorzystać z podpowiedzi na końcu tomiku.

"Ogród" to publikacja bardzo kolorowa, ale żeby nie przytłaczać najmłodszych nadmiarem barw, przyjęta została reguła ich tonowania: każda rozkładówka ma jakiś dominujący kolor. Ten kolor stanowi tło stron oraz... temat poszczególnych drobnych rysunków. Dzieci mogą tutaj ćwiczyć nazywanie przedmiotów, mówić, co jest na obrazkach (albo czytać podpisy i w ten sposób uczyć się liter). To pomysł na dodatkowe zgadywanki i wprowadzanie malucha w lekturę - każdy kilkulatek da sobie radę z tymi wyzwaniami. Zapachy stanowią dopingujący dodatek: więcej uwagi poświęca się jednak stronom. Pachnąca książeczka to rozwiązanie nietypowe, w dużym stopniu - próba zaintrygowania znudzonych zwyczajnymi bajkami kilkulatków. Nie ma tu żadnej fabuły, całość opiera się na dialogu, jaki rodzice podejmą z małym odbiorcą: trzeba wskazywać dziecku kolejne obrazki i pytać, co się na nich znajduje, można też poszerzać zabawę i wyszukiwać przedmioty o określonym kolorze w najbliższym otoczeniu. Zapachy w tym wszystkim uruchamiają kolejny zmysł. Nie bez znaczenia jest też rozwiązanie, które zostało zastosowane, żeby aromaty zbyt szybko się nie ulotniły - ale ma wpływ na docenienie tomiku przez dorosłych. Otwierane okienka wymagają od dzieci precyzji i ćwiczenia zdolności manualnych: nie da się wprost dostać do odpowiedniego miejsca w książce (ani, tym bardziej, przez istniejące okienko odgadnąć, co się pod okienkiem kryje): kartonowe otwierane elementy stron to zachęta do działania, do uczestniczenia w lekturze i do podejmowania wysiłku, który ma na celu zaangażowanie dzieci w temat książek. Tu można nauczyć się zapachów i kolorów, ale też rozwinąć wyobraźnię dzięki prostym wyliczeniom i nazywaniu kolejnych motywów przedstawianych na rozkładówkach.

wtorek, 19 lipca 2022

Kristin Hannah: Cudowna moc miłości

Świat Książki, Warszawa 2022.

Przebudzenie

Kristin Hannah tworzy bardzo papierowy i przewidywalny romans dla szerokiego grona odbiorczyń spragnionych łzawych historii. "Cudowna moc miłości" to książka, która w żadnym aspekcie nie zaskoczy czytelniczek - a jednak spotka się z uznaniem, zwłaszcza że realizowane są tu kolejne baśniowe scenariusze, rodem z najprostszych marzeń. Autorka zarzuca prawdopodobieństwo, oddala konieczność wprowadzania fachowych wyjaśnień: liczą się czyste emocje. Sytuacja jest dość oczywista i w założeniu szarpiąca nerwy: oto Mike, szczęśliwa żona i matka, opiekunka koni, wybiera się na przejażdżkę. Podczas pokonywania jednej z przeszkód, spada z konia i uderza głową w słupek, traci przytomność (na oczach kilkuletniego syna) i po pewnym czasie zapada w śpiączkę. Nie może jej uratować mąż-lekarz, ani najlepsi specjaliści, jakich udaje się poprosić o pomoc. Cierpi Liam - który nagle musi odnaleźć się w rzeczywistości bez ukochanej żony, cierpi Rosa - matka Mike, cierpią jej dzieci: nastoletnia Jacey i mały Bret. Każdy na swój sposób radzi sobie z sytuacją, każdy też szuka metody na obudzenie Mike. Kristin Hannah zderza dwie postawy: racjonalizm i prostą wiarę. Liam jest lekarzem, wie, że medycyna może pomóc w powrocie Mike do życia. Rosa inaczej: liczy na to, że modlitwa przywróci jej córce zdrowie. Nikt nie zastanawia się nad ewentualnymi konsekwencjami wypadku: chodzi tylko o to, żeby uniknąć ostateczności.

I dalej autorka podąża zero-jedynkowym scenariuszem: Mike odzyska przytomność, albo nie odzyska. Przy jej łóżku czuwają dwaj mężczyźni jej życia, bo śpiączka wyzwala kolejne tajemnice z przeszłości. Wielka miłość młodej kobiety obecnie jest powszechnie rozpoznawaną gwiazdą filmową. Z takim rywalem Liam nie może stawać w szranki, co gorsza, dowiedział się o jego istnieniu dopiero teraz, gdy pogrążona w śpiączce ukochana reaguje wyłącznie na imię byłego. Rozczarowanie jest ogromne, a to dopiero początek kłopotów. Liam zrobi wiele dla dobra żony - pytanie jednak, czy powinien w tym poświęcać dobro dzieci.

Kristin Hannah z wyczuciem układa kolejne dylematy i pozwala postaciom decydować o tym, co dla nich najlepsze. Umożliwia całkowitą zmianę każdemu, przyzwyczaja do wizji takich transformacji i zapewnia zgodę każdej ze stron na dowolne działania. Gdy w grę wchodzą wielkie uczucia, nie ma co liczyć na logikę i rozsądek, a autorka próbuje zwodzić czytelniczki i przekonywać je, że obecność księcia z bajki to wstęp do wielkiej życiowej przygody. "Cudowna moc miłości" to książka, która nie zaskoczy nikogo kierunkiem akcji. Mogą męczyć w niej moralizatorskie wstawki dotyczące boskich interwencji i przewidywalność scenariuszowa, ale przynajmniej Kristin Hannah wie, jak pisać, od strony warsztatowej ma sporo do powiedzenia. Funduje odbiorczyniom mnóstwo emocji - widać wprawdzie założenia i chęć przyciągnięcia mas konkretnymi rozwiązaniami, ale realizacja nie jest zła. Naiwność w samym scenariuszu nie przekłada się na narrację - Kristin Hannah wie, jak pisać, a że kieruje się do jasno określonej grupy czytelniczek, może sobie pozwolić na rozwiązania proste i sentymentalne.

poniedziałek, 18 lipca 2022

Anna Szczypczyńska: Dziewczyna mojego męża

Luna, Warszawa 2022.

Rozstanie

Rzadko się zdarza, żeby małżonkowie, którzy podjęli decyzję o rozstaniu, pozostawali w obyczajówkach w zasięgu odbiorców: przeważnie autorki skupiają się tylko na obserwowaniu jednej ze stron. Anna Szczypczyńska postanawia przełamać tę tendencję i postawić na mniej oczywiste rozwiązanie. Lucyna i Tomasz to małżeństwo, które po dwóch wspólnych dekadach podejmuje decyzję o rozstaniu. Oboje mają już nowych partnerów: sytuacja jest przesądzona, nie wrócą do siebie, ale mają zamiar żyć w zgodzie. Krucha równowaga jest możliwa między innymi dzięki ograniczaniu momentów stresu i niepotrzebnych wyzwań. Tyle tylko, że sielanka nie może trwać wiecznie: pewnego dnia oboje zostają zaproszeni na ślub wspólnego znajomego. We Włoszech będą musieli trochę poudawać - niby wszystko można wyjaśnić, a rozstania nie należą do wstydliwych tematów, jednak na miejscu pojawia się też dorosła córka pary: Ida studiuje i nie ma pojęcia o zmianach w domu. Nikt nie chce jej wtajemniczać w problemy, a przegapienie najlepszej chwili na rozmowę oznacza, że trzeba brnąć w kłamstwa.

Nie do końca Anna Szczypczyńska wie, czego chce od swojej powieści. Na pewno szuka pomysłu na lekkie wakacyjne czytadło - ale brakuje jej odwagi na wzbogacenie akcji o wydarzenia mniej statyczne niż relacje międzyludzkie. Trzyma się wizji portretowania małżeństwa z nowymi ukochanymi - i imprezy, która wiele może zmienić. Nie zależy jej na wychodzenie z zaplanowanego rytmu: skupia się na codzienności postaci i na niezręcznej dla wszystkich próbie zaakceptowania "tych drugich". Każdy stara się być wyrozumiały, każdy chce zaprezentować się jak najlepiej - i rezygnuje tym samym z ujawniania prawdziwych intencji. Rodzi to nieco komizmu, ale niezbyt wiele - bo też i łatwo przewidzieć, jakie szpile spróbują powbijać sobie panie i na czym skupią się panowie. W pewnym momencie Anna Szczypczyńska przestaje dobrze uzasadniać stosunki między bohaterami: kiedy w grę wchodzi powiedzenie prawdy córce, całkowicie traci z oczu prawdopodobieństwo - pozwala bohaterom grać w kiepskiej komedii, przerysowuje obawy i reakcje. I to może czytelnikom przeszkadzać. Drugi problem, jaki w "Dziewczynie mojego męża" się pojawia, to kwestia erotyki. Lucyna zajmuje się tłumaczeniem czytadeł dla pań - zwłaszcza powieści erotycznych. I ubolewa nad jakością przedstawianych w nich scen: z reguły są to nieudane i grafomańskie opisy, które wzbudzają tylko śmiech. Tymczasem w tej powieści również można się pośmiać z wizji, jakie podczas łóżkowych igraszek postaci wprowadza autorka. Nie ma tu ani tak upragnionej przez Lucynę finezji, ani nawet trafności w komentarzach - pozostaje tylko pikanteria, chociaż niekoniecznie w wymiarze, który byłby potrzebny w dobrej historii dla kobiet. Można by spokojnie ze scen łóżkowych zrezygnować - nie dość, że wypadają blado i niezamierzenie śmiesznie, to jeszcze nie pasują do odrobinę psychologizującej opowieści o decyzjach dorosłych ludzi. "Dziewczyna mojego męża" to książka dla mniej wymagających czytelniczek, tych, którym niestraszne są proste opisy i niezbyt wyszukane dylematy. Za mało tu pomysłów na fabułę i na interakcje.

niedziela, 17 lipca 2022

Joe Harkness: Ptakoterapia. Jak przyroda uratowała mi życie

bo.wiem, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2022.

Spokój

Joe Harkness nie zamierza szukać uzasadnień naukowych dla swoich odkryć. Postanawia podzielić się z czytelnikami własną historią, bardzo osobistą i trudną, a jednocześnie - optymistyczną. Jako człowiek, który chciał ze sobą skończyć i który znalazł sens istnienia dzięki kontaktowi z przyrodą postanawia podpowiedzieć odbiorcom, co przyniesie im ukojenie i pozwoli na nowo uwierzyć w siebie. "Ptakoterapia. Jak przyroda uratowała mi życie" to wyznanie podzielone na części dość umownie - nie ma tu popularnonaukowych wyjaśnień ani wstawek edukacyjnych, chociaż autor podpowiada czasami, czym charakteryzują się różne gatunki ptaków. Interesuje go przede wszystkim proces przemiany, to, co dzieje się z człowiekiem, który postanawia zająć się obserwowaniem ptaków. Sprawdza, jak funkcjonuje środowisko amatorów takich działań - i wprowadza w temat wszystkich tych, którzy zechcą coś zmienić w swoim życiu.

W zasadzie do takiego hobby nie potrzeba wiele. Wystarczy lornetka i atlas ptaków - który zamieni się w biblię obserwatorów. Ale na dobrą sprawę można zupełnie zrezygnować z nakładów finansowych i po prostu podczas spacerów wypatrywać skrzydlatych piękności. Autor pokazuje kilka różnych dróg i informuje o tej, którą sam wybrał, tak, żeby czytelnicy mogli szybko zdecydować, jak rozwijać nowe hobby. Przypomina o możliwości dołączania do programów naukowych: pomagać uczonym w zbieraniu danych. O szansie płynącej z rozbudowywania karmnika w ogródku. O wycieczkach i o sieci kontaktów, jaką buduje się z innymi obserwatorami ptaków. Co ważne, Joe Harkness nie obiecuje, że dzięki temu zajęciu odbiorcy znajdą przyjaciół, ale sugeruje, że zadanie to jednoczy ludzi - nie ma znaczenia zawód, wiek czy stopień zamożności, kiedy pojawia się interesujący okaz, wszyscy są równi. "Ptakoterapia" to również krytyka pewnych zachowań: kiedy fotografowie i ci, którzy za wszelką cenę chcą zobaczyć wybrany gatunek, niszczą środowisko albo zakłócają spokój amatorom podglądania przyrody. Wprawdzie kontakt z naturą wycisza i koi, jednak sytuacje, które szarpią nerwy, także się zdarzają: autor jest w stanie wyznaczyć przestrogi i uwagi dla tych, którzy nie chcą niszczyć innym przyjemności. Opowiada o prowadzeniu notatek i o poszukiwaniu wiadomości na temat ptaków, uczy, jak czerpać najwięcej z codziennego relaksu. Pozwala na trenowanie uważności, szuka wskazówek dla zwykłych czytelników, którym porada "obserwuj ptaki" nie wystarczy. Oczywiście do tego można by sprowadzić książkę - gdyby nie fakt, że autor decyduje się na dzielenie się z odbiorcami szczegółami z własnej egzystencji. Nie zamierza przygnębiać albo zasmucać, nie chce przypominać o traumach, jednak zależy mu na tym, żeby podkreślać, jak wyjść z kryzysu psychicznego dzięki przyrodzie. I znów: unika konkretów i moralizowania, zajmuje się bardziej nieuchwytnymi aspektami zajęcia, podkreśla, kiedy spełni ono swoją terapeutyczną funkcję. W dobie mody na poradniki z zakresu slow-life ten sprawdzi się bardzo dobrze: dostarcza czytelnikom możliwości podejrzenia sposobu na życie i na problemy, a ponadto zawiera przydatne podsumowania i wyliczenia uwag, tak, żeby odbiorcy mogli szybko wprowadzić we własną codzienność podpowiedzi. Same ptaki zajmują tu mniej miejsca niż autor - bo Joe Harkness zdaje sobie sprawę, że w różnych miejscach spotka się różne gatunki - przekonuje, że warto sprawdzić, jakie ptaki pojawiają się w okolicy i gdzie są najlepsze miejsca do obserwowania. Opowiada o czymś, co powinno wydawać się oczywiste - a jednak wielu ludzi zainspiruje.

Wodne czary-mary. My Little Pony

Harperkids, Warszawa 2022.

Przedstawianie

Wodne czary-mary to seria, która zachwyca najmłodsze dzieci i podoba się ich rodzicom, chociaż ci wcale nie należą do targetu i nawet gdyby chcieli, nie uda im się wzbudzić entuzjazmu na widok drobnych prezentacji bohaterów znanych z kreskówek. Dzieci jednak zastosowane w serii rozwiązania powinny olśnić - a zabawa wodnym pisakiem pozwoli im odkryć w sobie artystów. Maluchy nie nabałaganią (i to właśnie wzbudzi zachwyt dorosłych), a będą mogły we własnym mniemaniu "tworzyć" kolorowe ilustracje.

W cyklu My Little Pony pojawia się tomik prezentujący niezwykłe kucyki i jednorożce. Zasada działania dla najmłodszych jest prosta: trzeba nalać wody do dołączonego do książeczki pisaka (w tym najlepiej pomogą rodzice), a następnie zamalowywać wodą białe plamy w tomiku. Dorośli mogą jeszcze ewentualnie pomóc w odczytywaniu wiadomości na temat kolejnych postaci - bo żeby nie zamieniła się ta książka w picture book a la album ze zdjęciami bohaterów, na obrazkach widnieją też akapitowe wyjaśnienia i polecenia dla maluchów. Czasami to zagadki, czasami informacje o tym, co pojawi się po zamalowaniu fragmentu strony: drobiazgi, bez których można działać, ale które mają za zadanie podtrzymać uwagę dzieci. Dzięki podpisom można się dowiedzieć, kto jest kim w świecie My Little Pony i czym charakteryzują się kolejne kucyki albo jednorożce - to rodzaj zapoznawania się z postaciami z kreskówki i zapamiętywania ich imion lub cech.

Na każdej stronie lub rozkładówce pojawia się biała plama. To papier naklejony na właściwą - zadrukowaną - kartonową stronę. Po pomalowaniu wodnym pisakiem, papier staje się przezroczysty i przepuszcza rysunek znajdujący się pod spodem: drobiazg, który bardzo ucieszy kilkulatki, które będą miały wrażenie, że same stworzyły piękny obrazek. Zabawa może trwać długo, bo po wyschnięciu strona z powrotem zrobi się biała. Warto zatem, chociaż papier kusi, by go zamalowywać kredkami, wykorzystać dołączony do książki "magiczny pisak" - i do malowania używać tylko czystej wody. Dzięki temu dzieci nie nabrudzą, tomik nadaje się też jako rozrywka w podróży i do uspokojenia malucha. "Wodne czary-mary. My Little Pony" to propozycja dla małych fanów kreskówki i dla tych dzieci, które muszą poćwiczyć sprawność manualną (czasami na stronach pojawiają się też pozaklejane detale, drobne gwiazdki czy kwiatki: na nich można trenować koordynację wzrokowo-ruchową bez obaw, że coś ulegnie zniszczeniu). Tomik został przygotowany tak, żeby przyciągać dzieci i zachęcać je do działania - nie trzeba wielkich umiejętności plastycznych, nie trzeba też precyzji w malowaniu - woda nie narobi szkód w książeczce. To zatem propozycja dla dzieci niecierpliwych i dla tych, które dopiero uczą się operować pisakami czy kredkami i potrzebują dopingu w postaci niespodzianek bajkowych.

sobota, 16 lipca 2022

Agnieszka Jeż: W cieniu góry

Luna, Warszawa 2022.

Samotność

Posługuje się Agnieszka Jeż kliszami charakterystycznymi dla kryminałów, które powstają w ostatnich latach. Zależy jej na znalezieniu równowagi między brutalnością i obyczajowością, sensacją i wyciszeniem (to ostatnie uzyskuje za sprawą przejścia do miejsca zapomnianego; nikt nie wybiera się w Beskid Niski). "W cieniu góry" to książka, w której liczy się zagadka - to jej podporządkowane są kolejne działania, bohaterowie zajmują się szukaniem odpowiedzi na pytanie, dlaczego Karolina została znaleziona martwa. Może i nie zachęciłoby to śledczych do wytężonych działań, ale kobieta była brutalnie okaleczona. Wygląda na to, że morderca chce się popisać: na ciele ofiary wycina literę Z.

Jest zatem odosobnienie - miejsce, które automatycznie zawęża krąg podejrzanych: tu nikt nie pojawia się bez powodu. Marcin przyjeżdża z Karoliną do domu swoich teściów, a właściwie do chyży, drewnianej wakacyjnej chatki. W chyży chce spędzić upojne chwile z kochanką. Jego fantazje nie dotyczą już żony: Marta wszystkiego zabrania, nie jest spontaniczna, nie zamierza czerpać radości z seksu. Karolina przy Marcie jest seksbombą, wyzwoloną i pomysłową, kuszącą i niebywale atrakcyjną. Zresztą sama Karolina czuje, że rozkwita przy mężczyźnie, który nigdy nie będzie należał do niej. Ta relacja jest oczywista, wręcz podręcznikowa: i nikogo nie dziwi, że Karolina ginie śmiercią okrutną, tak samo jak nie dziwi, że Marta pojawiła się na miejscu zbrodni. Agnieszka Jeż zdaje sobie sprawę z tego, że nie może od razu sprzedawać czytelnikom wszystkiego, co pozwoli im rozwiązać intrygę: stopniowo dodaje kolejne wątki i próbuje z nich stworzyć osnowę historii prawdopodobnej. Sięga jednak po standardy kryminalne: podąża za śledczymi i sprawdza, jak wygląda proces gromadzenia informacji. Wprowadza kolejne motywy rzucające nowe światło na sprawę (raz będzie to telefon od patologa, raz - smsy w telefonie): tutaj nie ma miejsca na poszukiwanie nowych dróg w gatunku. "W cieniu góry" przynosi zatem rzetelne śledztwo - i w zasadzie tyle. Na początku tylko autorka wykorzystuje motywy obyczajowe, buduje relację między bohaterami i nakreśla wizję ich codzienności na kilku zaledwie stronach. Później już z tego rezygnuje, oddala możliwość portretowania rzeczywistości, skupia się na wymianie informacji. Trochę szkoda: znacznie lepiej sprawdza się w kreśleniu charakterystyk i relacji międzyludzkich niż w suchym śledztwie. Jeśli ktoś poszukuje kryminału nastawionego na rozwiązanie zagadki - może "W cieniu góry" przeczytać. Jednak trochę mało tu dodatków ubarwiających scenariusz i odwracających uwagę od wykorzystywanych schematów: raczej trudno znaleźć w książce coś, co wyróżniłoby ją spośród masowo produkowanych powieści. Pozostawia ta autorka pewien niedosyt, mogłaby bardziej zdecydowanie tworzyć, zwłaszcza gdyby zastanowiła się nad mocnymi punktami swojej wyobraźni i warsztatu: proponuje powieść zachowawczą i nie pomoże tu nawet poszukiwanie okrucieństw.

piątek, 15 lipca 2022

Jacek Pałkiewicz: Dubaj. Prawdziwe oblicze

Świat Książki, Warszawa 2022.

Przepych

Jacek Pałkiewicz dostrzega ironię sytuacji, zresztą nie bez powodu postanawia odwiedzić Dubaj - jako kontrast wobec swoich "zwykłych" wypraw. Chce się dowiedzieć czegoś o mieście, które w opinii wielu jawi się jako spełnienie największych marzeń o bogactwie - i przekonać się, czy to miejsce zapewnia wolność. Wybiera się z żoną na wakacje życia - przynajmniej w ocenie tych, którzy na podobną eskapadę nie będą sobie mogli pozwolić ze względów finansowych. I przybliża czytelnikom tajemnice Zjednoczonych Emiratów Arabskich czy odkrycia, które w Dubaju nie szokują. Dubaj sto lat wcześniej był miejscem zasypanym piaskiem, bez możliwości rozwoju i bez szans na przyciągnięcie ludzi. Błyskawicznie zamienił się w raj - jednak jego rajskość równie szybko zaczęła budzić wątpliwości. Jacek Pałkiewicz kontaktuje się z Izmirem - reportażowym przewodnikiem po Dubaju. To Izmir będzie zapewniać kolejnych rozmówców, to Izmir wprowadzi w bardziej mroczne klimaty. Izmir służy wyjaśnieniami i pozwala lepiej zrozumieć Dubaj, żyje tu i w pewien sposób usprawiedliwia kolejne dziwne rozwiązania - tak, żeby czytelnicy zrozumieli perspektywę miejscowych. Ale chociaż Izmir to w wydaniu książkowym chodząca encyklopedia - jest w stanie sypać danymi jak z rękawa, wiadomo, że to postać wykreowana na potrzeby przekazywania informacji odbiorcom i do zdynamizowania treści, które inaczej wypadałyby bardziej papierowo. Czasami też tę rolę - rolę edukowania czytelników - powierza Jacek Pałkiewicz Lindzie, kiedy rozmawia z nią dla zabicia czasu. Niezależnie jednak od sposobu wplatania informacji w tekst, proponuje odbiorcom wyrazistą opowieść z wielkimi pieniędzmi w tle.

Pyta Jacek Pałkiewicz o organizację życia codziennego w Dubaju, wskazuje pułapki i problemy natury społecznej: rozwiązania, które tu się stosuje, na dłuższą metę mogą zaszkodzić i uniemożliwić mieszkańcom rozwój. Przypomina, w jakich okolicznościach Dubaj może stać się katastrofą - czym rozwiewa mit miejsca idealnego. Wkracza w świat rozrywek i dostępnych na wyciągnięcie ręki niekoniecznie legalnych sposobów na relaks, opowiada o prostytucji i rozbojach, żeby trochę przybliżyć czytelnikom zasady funkcjonowania tutaj i popularność miejsca. Zajmuje się mentalnością szejków i taksówkarzy. Sprawdza, jak na życie wpływa religia i jaka jest pozycja kobiet w tym świecie. Dochodzi do wniosków, które mogą odbiorców zaskoczyć albo które zmienią postrzeganie Dubaju - tu idylliczne obrazki mocno się oddalają. Jednocześnie nie słabnie podziw dla myśli urbanistycznej i dla rozwiązań pozwalających człowiekowi wygrać z naturą: autor zastanawia się nad systemami dostarczania wody do wysokich budynków i nad ochroną przed klęskami żywiołowymi. Oprowadza po sztucznie stworzonych wyspach i wyjaśnia, co oznaczają ich kształty. Jest w tym wszystkim cień fascynacji, ale raczej dla pomysłowości człowieka niż dla samej realizacji odważnych marzeń. "Dubaj. Prawdziwe oblicze" to książka, w której nie ma zachwytów nad intrygującym miejscem - krytyczne spojrzenie pozwala na stworzenie wielowymiarowego pejzażu Dubaju. Jacek Pałkiewicz wie, jak przyciągać czytelników i co im serwować, żeby chcieli pozostać przy lekturze - jego rozwiązania, nawet te wymuszone przez formę tekstu, dobrze się sprawdzają. "Dubaj. Prawdziwe oblicze" to także tom, w którym pojawia się wiele fotografii podkreślających imponujący charakter miejsca.

czwartek, 14 lipca 2022

Rafał Pacześ: Ostatni śnieg. Powieść

Agora, Warszawa 2022.

Kariera

Nie wszystko w życiu da się zaplanować. Robert Pajączkowski przekonuje się o tym każdego dnia - i wydaje się, że będzie kolejnym spisanym na straty człowiekiem, przeciętniakiem, który niczym się nie wybije. Nie ma na to szans: pracuje w Łodzi jako pizzerman, zresztą ciągle podpada przełożonym, bo też i nie dba o własny wizerunek, jest impulsywny i nie zamierza się nikomu podporządkowywać. Robi więcej, niż do niego należy, jednak nie dla niego codzienny kierat. Nie ma co liczyć na bliskich: ojciec znajduje się w zakładzie psychiatrycznym i prawie nie ma z nim kontaktu, matka nie żyje, babcią trzeba się opiekować - nawet sprawy sercowe nie idą po myśli bohatera, rozstanie z ukochaną przynosi sporo bólu. Rafał Pacześ nie oszczędza Pająka - i nie będzie go oszczędzał aż do końca, wydaje się, że ta postać służy mu do przerzucania wszelkich frustracji i zawiedzionych nadziei, staje się workiem treningowym dla autora. Robert Pajączkowski skazany jest na przegrane życie - choćby nie wiadomo jak się starał. I właśnie on pewnego dnia odkrywa w sobie talent do występowania na scenie. Wśród znajomych słynie z umiejętności opowiadania ciekawych historii, ale to nie przynosi mu dochodów. Aż do wieczoru open mic - Robert podczas imprezy w Warszawie ma szansę wyjść na scenę i zaprezentować kilka minut żartów zmęczonej komikami-amatorami publiczności. Nie zwraca uwagi na upływ czasu, monologuje znacznie dłużej niż wszyscy pozostali - ale też spotyka się ze znakomitym przyjęciem. Próbuje zatem swoich sił w stand-upie i odkrywa tajniki tej pracy. Szybko zdobywa popularność i staje się rozchwytywanym artystą - jest w stanie sam zapełnić cały katowicki Spodek i dać tam dwugodzinny występ.

"Ostatni śnieg" to powieść, którą Rafał Pacześ przedstawia możliwości i problemy kariery komika. Przerysowuje sytuacje i wprowadza bohatera w wyjątkowo trudne wydarzenia - sprawdza, czy poczucie humoru poprawi jakość życia, czy wizja wielkich pieniędzy zarobionych na umiejętnościach może zniszczyć człowieka i czy można w ogóle być szczęśliwym. Gra z czytelnikami: wyposażając bohatera we własny zawód sugeruje, że mógłby przedstawiać kulisy pracy na scenie - a jednocześnie potężnie hiperbolizuje kolejne zjawiska i motywy, tak, by zatrzeć wrażenie prawdopodobieństwa akcji. Dużo czasu spędza razem z Robertem Pajączkowskim w klubach, w garderobach i na spotkaniach biznesowych - to jest mu potrzebne dla uwiarygodnienia postaci, ale niekoniecznie dla wyjaśniania, co dzieje się poza sceną naprawdę. Jest tu autor precyzyjny, ale niekoniecznie przekonujący, bo też i nie skupia się na charakterach postaci, raczej na używkach i konsekwencjach ich stosowania - i na wizji wielkiej kariery przychodzącej nieoczekiwanie. To baśń, ale baśń a rebours, Pająk daje się nieść rzeczywistości, a wydarzenia niekoniecznie przyniosą mu spełnienie marzeń. Sporo w tej historii goryczy i dramatów - nie zawsze płynących z bogactwa. Rafał Pacześ nie próbuje nikogo rozśmieszać (nawet fragmenty monologów stand-upowych nie zawsze będą wywoływać choćby uśmiech), stawia bardziej na nieszczęścia i powody do kryzysów. Dość długo się rozkręca, żeby zaprezentować postać w całym jej zagubieniu. I w pewnym momencie jednak wciąga czytelników w świat, do którego normalnie nie mają dostępu. Jednak "poliki" uporczywie powtarzane jako nazwa części twarzy trochę zmęczą.

środa, 13 lipca 2022

Monika Utnik, Małgosia Piątkowska: W deszczu, czyli co się dzieje, kiedy pada

Nasza Księgarnia, Warszawa 2022.

Na nudę

Olbrzymia książka z obrazkami stworzona przez Monikę Utnik i Małgosię Piątkowską świetnie nadaje się na deszczowe dni do zabicia nudy. "W deszczu, czyli co się dzieje, kiedy pada" to publikacja edukacyjna a jednocześnie rozrywkowa. Na wielkoformatowych ilustracjach pojawiają się rozmaite scenki rodzajowe - zogniskowane na temacie deszczu i, szerzej, opadów atmosferycznych - a autorki tłumaczą rozmaite spostrzeżenia i obserwacje ze spacerów, przekładając je na wiadomości naukowe (w stylu, który bez trudu przyswoją dzieci).

Najpierw - wyjaśnienie, czym jest deszcz, skąd się bierze, co można wyczytać z chmur. Później uruchomienie zmysłów (deszcz pachnie - i dzieci dowiedzą się, dlaczego i czym). To początki tomiku, później pojawiają się coraz bardziej zaawansowane tematy - między innymi kwestia burzy (i zasad bezpieczeństwa), opadów śniegu, sztormów i susz. Deszcz to temat idealny dla małych ekologów: dzieci przekonają się, że należy zbierać deszczówkę i będą mogły podpowiedzieć rodzicom, jak się do tego zabrać. Powodzie, zapory wodne, rekordy związane z deszczami - to wszystko znajdzie się na kolejnych rozkładówkach. Autorki opowiedzą o kaloszach i o deszczach tropikalnych, o groźnych kwaśnych deszczach oraz... o opadach w kosmosie. Przedstawią dzieciom historię samochodu (i jego związku z deszczem), sprawdzą, jak przez obserwowanie zachowań owadów czy zwierząt oraz roślin przepowiadać pogodę (co zachęci dzieci do uważnego rozglądania się na spacerach). Szukają deszczu w sztuce i w różnych kulturach, sprawdzają, co się stanie, kiedy na komara spadnie kropla deszczu. Jest to zatem zestaw informacji powiązanych z deszczem - niekoniecznie z tym deszczem przez dzieci kojarzonych. Książka została uporządkowana tematycznie: każda rozkładówka to inne zagadnienie, rozbijane na pojedyncze akapity. Te akapity - z różnicowanymi wiadomościami - są porozrzucane po stronach, tak, żeby dzieci mogły znajdować różne ciekawostki nie podczas linearnej lektury, a trochę przypadkiem, przy okazji oglądania obrazków. To metoda zachęcająca do lektury nawet te dzieci, które nie czytają jeszcze zbyt dobrze i potrzebują zachęt do podejmowania takiego wysiłku. "W deszczu, czyli co się dzieje, kiedy pada" to książka w całości poświęcona deszczowi - i zaskakująco dużo ciekawych zagadnień autorki tu znalazły. Przedstawiają odbiorcom propozycje zabaw i pomysły na odkrywanie świata, umożliwiają urozmaicenie spacerów. Przekonują, że deszcz nie oznacza nudy, że można znaleźć powody do wyjścia z domu w każdą pogodę. Cieszy tu realizacja: to pozycja bardzo kolorowa i przyjemna, dobrze przemyślana. W sam raz dla dzieci, które lubią wiedzieć i dowiadywać się nowych rzeczy. Monika Utnik i Małgosia Piątkowska kierują się do dzieci w różnym wieku, podają im powód zajrzenia do lektury w deszczowe dni - tak, żeby docenić uroki złej pogody. Przekonają do siebie najmłodszych i zaproszą ich do zajmowania się pogodą. "W deszczu" to tomik bardzo udany i wypełniony ciekawostkami, których czasami nawet rodzice nie są w stanie przedstawiać pociechom.

wtorek, 12 lipca 2022

Elżbieta Sieradzińska: Wanda Rutkiewicz. Jeszcze tylko jeden szczyt

Marginesy, Warszawa 2022.

Upór

Ta biografia powraca na rynek - z książką Elżbiety Sieradzińskiej musieli zetknąć się wszyscy, którzy pasjonują się wspinaczką wysokogórską i himalaistami. "Wanda Rutkiewicz. Jeszcze tylko jeden szczyt" to bardzo szczegółowa i wypełniona ciekawostkami, a do tego - rzeczowa i dobrze napisana książka poświęcona niezwykłej postaci. Elżbieta Sieradzińska pisze o Wandzie Rutkiewicz przez pryzmat zdobywanych przez nią szczytów i górskich znajomości - ale nie zapomina o życiu prywatnym swojej bohaterki. Stara się przemierzać świat i oglądać góry oczami Wandy, tak, żeby czytelnikom uświadomić bez moralizowania, dlaczego niektórzy wybierają niebezpieczne wyprawy i wyzwania zamiast zwyczajnej codzienności. Sieradzińska szuka przepisu na najlepszą charakterystykę Wandy Rutkiewicz, dopuszcza do głosu rozmaite postacie ze wspinaczkowego świata. Każdy ma inne spojrzenie na Wandę Rutkiewicz i każdy wykorzystuje inne aspekty znajomości, żeby przedstawić himalaistkę. Oczywiście nie zabraknie głosu matki - która do końca nie wierzyła, że jej córka zginęła w górach - i komentarzy na temat dyskusji wśród wspinaczy.

"Jeszcze tylko jeden szczyt" to opowieść mocno zanurzona w temacie gór i wspinaczki. Autorka wręcz zabiera czytelników na wyprawy, przedstawia im wyzwania związane z kolejnymi zadaniami i z biciem rekordów w górach. Pokazuje, ile wyrzeczeń kosztuje wspinaczka, kiedy przechodzi się największe kryzysy i jak rozwiązuje się problemy płynące z różnic płci: co prawda w wersji szczątkowej, ale i tak zaspokoi to ciekawość czytelników. Wanda Rutkiewicz jednak nie należy do osobowości, które dadzą się wpasować w schematy biografii. Elżbieta Sieradzińska pokazuje jej relacje z innymi wspinaczami, zmieniające się z czasem: odnotowuje, kto Wandę darzył szacunkiem, a kto nie chciał się z nią wspinać, komu ufała, a kogo odstraszała sposobem bycia. Wychwytuje sedno kontaktów interpersonalnych w chwilach największych triumfów i wtedy, gdy Wanda zaczęła tracić zdrowie, ale nie ambicje. Przedstawia też pomysły wizerunkowe, Wandę, jaka w powszechnej świadomości nie istnieje: kokietującą i uwodzicielską. Dzięki temu książka może być bardziej intrygująca i - na pewno - zyskuje na dynamice. Rejestruje autorka związki i partnerów życiowych Wandy Rutkiewicz, zajmuje się także dodatkowymi sposobami na promocję i zarabianie bohaterki książki. Wanda Rutkiewicz, która kręci filmy, wygłasza prelekcje i spotyka się z fanami to niezbędne uzupełnienie opowieści.

Przede wszystkim jednak "Wanda Rutkiewicz. Jeszcze tylko jeden szczyt" to książka bardzo dobrze napisana. Elżbieta Sieradzińska rezygnuje z mozaikowości, jeśli wprowadza cytaty i komentarze osób z zewnątrz - to na prawach reportażu, a nie zastępowania całych fragmentów rozdziałów, sama potrafi bez problemu poprowadzić opowieść tak, żeby była spójna, zwarta i ciekawa dla odbiorców. Porządkuje wiadomości i dba o to, żeby odbiorcy zyskali kompletne informacje. Unika własnych ocen, stawia na obiektywizm (i dokłada do tego opinie znajomych Wandy Rutkiewicz). Jest to sposób, który idealnie się sprawdza: ta książka stoi w opozycji do tworzonych na szybko (w związku z boomem na literaturę górską) biografii dzisiejszych himalaistów. Jest pełna, a do tego bardzo udana.

poniedziałek, 11 lipca 2022

Ralf Butschkow: Mam przyjaciółkę nauczycielkę

Media Rodzina, Poznań 2022.

W szkole

Bolek to przedszkolak, który nie może doczekać się pójścia do szkoły. Na szczęście jego sąsiadka Konstancja jest nauczycielką nauczania początkowego i ma możliwość zabrania małego przyjaciela na swoje lekcje. W serii Mam przyjaciela... w cyklu Mądra Mysz dzieci przekonują się, na czym polega praca w różnych zawodach. Do tej pory były to przeważnie zawody dość nietypowe, atrakcyjne dla maluchów przez niedostępność i tajemniczość (piłkarz, opiekun zwierząt, kierowca śmieciarki), tym razem jednak zawód wydaje się bardziej swojski i obecny w zabawach przynajmniej części kilkulatków. Mniej chodzi tu być może o pokazanie tajników pracy nauczyciela, a bardziej - o oswojenie przedszkolaków z myślą o pójściu do szkoły. Na lekcji matematyki przyczepia się znaczki z krokodylem (żeby wskazać, która liczba jest większa), na muzyce wszyscy wybierają instrumenty, na jakich chcą grać. Jest też plastyka i wuef, a na lekcjach polskiego dzieci przygotowują plakaty na przedstawienie teatralne. Bolek dochodzi do wniosku, że w szkole cały czas coś się dzieje, nie można się tu nudzić - a każda lekcja wiąże się z czymś interesującym. Ponieważ sam może uczestniczyć w zajęciach, dobrze się bawi (i zaczyna nawet współczuć tacie, który siedzi w biurze i u którego nic się nie dzieje). Konstancja tłumaczy chłopcu również, co dzieje się na przerwach, a co w stołówce. Bolek dochodzi do wniosku, że szkoła ma do zaoferowania bardzo dużo - i z tym wrażeniem pozostawi też odbiorców.

Ralf Butschkow przygotował tutaj tekst i ilustracje. Niewielki tomik ma zaintrygować dzieci i dostarczyć im sporo ciekawostek. Praca nauczycielki nauczania początkowego wiąże się z wieloma wyzwaniami: Konstancja musi znać się na różnych przedmiotach, żeby wiedzę przekazywać dzieciom. Do tego powinna też mieć mnóstwo pomysłów na rozrywki i wiedzieć, kiedy zareagować, gdy pojawią się niesnaski. Doskonale opanowuje swoją grupę, zresztą Bolek nie skupia się na dzieciach, a na działaniach. Zamiast nawiązywać nowe przyjaźnie i odwracać uwagę od zawodu, uczestniczy w tym, co dzieje się w szkole - nawet jeśli sam jeszcze jest za mały na udzielanie poprawnych odpowiedzi na niektóre pytania, wie, że poradzi sobie dzięki swojej przyjaciółce. "Mam przyjaciółkę nauczycielkę" to sposób na przedstawienie kolejnego pomysłu na dorosłość - być może taki właśnie tomik zainspiruje dzieci i pokaże im, czym warto zająć się w przyszłości. Dla wielu maluchów będzie to też przygotowanie do pójścia do szkoły: Ralf Butschkow nie ustaje w wysiłkach, aby pokazać tę placówkę jako miejsce przyjazne dzieciom, przekonuje, że tu można znakomicie spędzać czas - sporo się bawić i stale dowiadywać czegoś nowego. To książeczka o wielu funkcjach, dostarczy też rozrywki dziecięcym czytelnikom. Ralf Butschkow - dzięki Bolkowi - oprowadza odbiorców po szkole i nawet jeśli nie wszystkie z zaproponowanych tutaj rozwiązań dzieci w swoich szkołach odkryją, to jednak ciekawość zostanie rozbudzona i maluchy przestaną się bać zmiany.

niedziela, 10 lipca 2022

Sylvie Misslin: Hop! Hop! Książę z bajki!

Kropka, Warszawa 2022.

Decyzje

Dwie zabawne dziewczynki, królewny, które przypominają zwykłe dzieci (bo też i są zwykłymi dziećmi, tyle że w niezwykłych - bo bajkowych - okolicznościach) poprowadzą odbiorców przez drobną historyjkę w modnym ostatnio trybie "zdecyduj, co stanie się dalej". "Hop! Hop! Książę z bajki!" to prosta opowieść, w której najmłodsi postanawiają, jak pokierować bohaterki. Dwie księżniczki to Róża i Józefina. Obie są znużone wyczekiwaniem na księcia z bajki i w związku z tym wymyślają, że wyruszą w drogę z zamku do księcia. Wybór drogi przypisany jest do odpowiedniego obrazka - a obrazek pojawia się na wyciętej części strony, tak, żeby bez dodatkowego rozpraszania się na czytanie, można było od razu przejść do odpowiedniego fragmentu historii.

Nie można oczywiście snuć tu wielkich fabuł, droga zamienia się w spotkania i wyzwania, czasami tylko wydarza się coś niespodziewanego i dziwnego z perspektywy bohaterek. Dziewczynki szukają swojego księcia z bajki, a ponieważ są dwie - każda może wskazać inne rozwiązanie. To od odbiorców zależeć będzie podążanie za wskazówkami, więc książeczka automatycznie bardziej zaangażuje. Interaktywność sprawdza się jako zachęta do czytania - a wybieranie obrazków z kolejnymi etapami historii przypomina komputerowe gry - jest na tyle zaskakujące (jeszcze), że dzieci z pewnością zechcą z tego korzystać. Każda rozkładówka, na jaką odsyłani są odbiorcy, wiąże się z krótkim - przeważnie jednoakapitowym - komentarzem na temat dalszych wydarzeń. Królewny, które opuściły zamek i szukają swojego księcia, nie muszą przeżywać wielkich przygód: wystarczy, że mają misję do wypełnienia - i w tej misji muszą pomóc im mali odbiorcy.

Sylvie Misslin rezygnuje tutaj z wyszukanych tematów czy pouczeń. Wykorzystuje nawiązanie do czytelnych klasycznych motywów - ale unika skojarzeń z konkretnymi bajkami czy baśniami. Dzięki temu może wyzwolić zainteresowanie najmłodszych i przekonać ich, że warto czytać. Z kolei Amandine Piu proponuje komiksowe rysunki. Postacie są na nich komiczne, wyglądają zabawnie za sprawą ciekawych, nieidealnych min, a poza tym - karykaturalnych sylwetek. Warto zatem prześledzić obrazki i skupić się na warstwie graficznej - to nie tylko uzupełnienie tekstu, ale dodatkowe miejsce na rozbawianie maluchów. Dzięki ilustracjom w duchu rysunków satyrycznych (ale niepozbawionych bajkowości) lektura przebiegać będzie sprawniej. "Hop! Hop! Książę z bajki!" to propozycja dla najmłodszych, którzy lubią samodzielnie decydować o tym, co powinno zdarzyć się w bajce - autorka zaprasza do świata, który trzeba sobie dopiero stworzyć, oddaje inicjatywę maluchom i udowadnia im, że mogą kierować bohaterami. Sylvie Misslin nie proponuje książki wyjątkowej - bo moda na interaktywne lektury już funkcjonuje - ale wciąż wie, jak zachęcić dzieci do zabawy książkami.

Świerszczyk Reporter nr 3/2022, Świerszczyk. Krzyżówki i łamigłówki nr 3/2022, Świerszczyk nr 7/2022.

Wakacyjne rozrywki

Walenie i delfiny pluskają się radośnie w najnowszym numerze "Świerszczyka Reportera": świerszcz Bajetan rozmawia z płetwalem błękitnym, dowiadując się między innymi, czym te stworzenia się żywią. Ciekawostki o waleniach i o delfinach pojawiają się też w krótkich, jednoakapitowych wyjaśnieniach: to porcje wiedzy w sam raz, żeby dzieci zapamiętały dane i mogły je porównywać. Walenie zajmują nawet grę planszową, jaka zawsze w magazynie się pojawia. Odbiorcy zetkną się też z informacjami o plemionach, które mieszkają na wodzie - czy o sposobach oddychania pod wodą. Znalazło się oczywiście miejsce na przypomnienie, jak dbać o środowisko: delfinaria nie są najlepszym pomysłem, a kiedy wybiera się ryby na obiad, warto sprawdzić, w jaki sposób zostały złowione - w ten sposób autorzy magazynu wychowują świadome pokolenie - sprawiają, że w przyszłości łatwiej będzie przekonać wszystkich do konieczności dokonywania odpowiednich wyborów. "Świerszczyk Reporter" to jednak nie tylko lekcja przyrody. Widnieje tu całe mnóstwo zadań i łamigłówek powiązanych z tematem podwodnych zwierząt. Dzieci nauczą się rysować orkę i wieloryba, albo rozwiązywać krzyżówki, będą też szukać określonych elementów na stronach. Jest tu naturalnie wiele zdjęć - im bardziej kolorowo, tym lepiej dla odbiorców, bo łatwiej będzie ich przyciągnąć do pisma. "Świerszczyk. Krzyżówki i łamigłówki" nr 3/2022 to to, co oznajmia tytuł. Rebusy, krzyżówki, łamigłówki, wykreślanki literowe, liczenie, ale też drobne sprawdzanie wiedzy. Z tym magazynem nie można się nudzić: każdy będzie mógł się tu sprawdzić i spróbować swoich sił w zagadkach o różnym stopniu trudności. Jest to pismo, które na dłuższy czas zajmie odbiorców, nawet tych najbardziej ambitnych: jego zaletą staje się różnorodność gatunkowa zagadek. To prosty sposób na przekonanie dzieci do wysiłku umysłowego, zabawa zamieniona w wyzwanie - Bajetan Hops towarzyszy odbiorcom i przypomina, dlaczego dobrze jest spędzać czas na takich rozrywkach. Tu nie istnieje temat wiodący, chodzi też o to, żeby dzieci nie znudziły się zadaniami. "Świerszczyk" nr 7/2022 jest wakacyjny. Można tu spotkać łyskę i konika morskiego (do wypatrzenia podczas odpoczynku nad wodą). Wakacje to szukanie skarbów (nie tylko w wyszukiwankach), albo skomplikowane łamigłówki - do rozwiązywania w chwilach nudy. W "Świerszczyku" jest gra planszowa, jest trochę zagadek dla dzieci, sporo literatury: opowiadania, wierszyki, historie matematyczne i komiksy - tak, żeby każde dziecko przekonało się samodzielnie, jaki rodzaj rozrywek najbardziej mu pasuje i później dokonywało świadomych wyborów. Jest "Świerszczyk" magazynem, na który warto zwrócić uwagę - to coś dla ambitnych dzieci.

sobota, 9 lipca 2022

Julia Donaldson: Superrobak

Nasza Księgarnia, Warszawa 2022.

Z ogródka

Julia Donaldson nie zawodzi. Tym razem powołuje do bajkowego istnienia superrobaka, dżdżownicę, która przyczynia się do uprzyjemniania życia wszystkim w ogrodzie. Superrobak - kiedy trzeba - zamienia się w skakankę, innym razem ratuje ropuchę z opresji, wyciąga żuka ze studni (może być wędką). Ale ten idealny bohater znajdzie się w tarapatach, gdy na rozkaz jaszczura do jego niecnych celów porwie go wroniec. Superrobak przestaje zatem pomagać wszystkim z grządek - teraz sam potrzebuje pomocy. I tu nie zawiodą przyjaciele, wszyscy, którzy wcześniej korzystali z umiejętności superrobaka: wyruszają oni na ratunek i wykorzystują swoje umiejętności oraz współpracę - razem mogą znacznie więcej, talentami i skutecznością dorównują jednemu superbohaterowi. Muszą obmyślić plan działania i zareagować tak, by nie wpaść w poważne tarapaty - przecież jaszczur i wroniec to wrogowie potężni i mogą bardzo szybko rozprawić się z najeźdźcami. Oczywiście historyjka nie może skończyć się źle dla superrobaka i jego przyjaciół - a że będzie w niej mnóstwo humoru (obok dreszczyku emocji) - ubawią się przy lekturze i dzieci, i ich rodzice.

Julia Donaldson pisze historyjki, które są logiczne w warstwie fabularnej, starannie dopracowane pod kątem formy (i konsekwencji wydarzeń), a do tego bardzo dowcipne. Łączy klasyczne rozwiązania z nietypowymi postaciami, proponuje dzieciom nową jakość - wartościowe i komiczne bajki tworzone dla rozrywki (ale z pewnymi nienachalnymi morałami). Książki Julii Donaldson są atrakcyjne i pomysłowe, wpływają na wyobraźnię dzieci i wprowadzają do zbiorowej świadomości nietypowych bohaterów - superrobak to tylko próbka możliwości tej autorki. "Superrobak" to książka, która przypadnie do gustu całym pokoleniom i na długo będzie mogła pozostać w literaturze czwartej.

Co ciekawe, cała historyjka napisana jest wierszem - rymowankę tłumaczy Joanna Wajs, która ma wyczucie komizmu i wie, jak unikać wpadek z banalnymi współbrzmieniami - można jej zaufać i wiadomo, że otrzyma się tekst wysokiej jakości. To ważne, bo dobre tłumaczenie w tym wypadku podkreśla jeszcze pomysłowość całej książeczki. Rymy wpływają na dowcip, uwypuklają go i umożliwiają cieszenie się błyskotliwie stworzoną akcją. "Superrobak" to picture book - Axel Scheffler proponuje strony bardzo kolorowe i bardzo zabawne, stawia na komiksowe postacie i nasycone barwy. W świecie superrobaka nic nie może być nudne czy mdłe, to przestrzeń, która wciąga dzieci i zachęca do lektury. Tomik rzuca się w oczy (i wpisuje w cały cykl książek Julii Donaldson, łatwo zauważyć je na półkach): to obietnica dobrej zabawy, a odbiorcy nie zawiodą się podczas czytania. Robak w roli superbohatera to rozwiązanie odważne, a jednocześnie urocze, bajkowe i intrygujące - nie tylko dzieci będą chciały sprawdzić, czym wsławi się tytułowa postać. Julia Donaldson przyzwyczaiła już czytelników do oryginalnych pomysłów i prowadzenia akcji w nietypowych kierunkach - i tym razem nie rozczaruje.

piątek, 8 lipca 2022

Kamil Baleja: Tato, no weź. Kupa i inne radości tacierzyństwa

Agora, Warszawa 2022.

Odkrycia rodzica

Przed laty to Wawrzyniec Prusky przyciągał czytelników do opowieści o perypetiach związanych z rodzicielstwem: w dobie mody na parentingowe wyznania coraz trudniej przebić się z prostymi spostrzeżeniami na temat zmian w życiu świeżo upieczonych rodziców. Kamil Baleja próbuje: w tomie "Tato, no weź" zwierza się czytelnikom ze swoich - przerysowanych i odpowiednio puentowanych doświadczeń. Nie szuka udziwnionych tematów, skupia się na tym, co najbardziej zwyczajne i często przyziemne, opowiada o kolkach i kupkach, o nauce korzystania z nocnika, o chorobach dziecka wysłanego do żłobka. Zamierza przekonać odbiorców, że życie rodzica to pasmo wyzwań, na które nie można się przygotować - to materiał w sam raz na satyryczne eksperymenty. Jest przy tym sarkastyczny i stara się być dowcipny - czasami problemem jest to, że wykorzystuje obiegowe żarty, przekuwając je w rzekome rozmowy z domu: to najsłabszy element historii. Na szczęście zdarza się to dość rzadko, a Kamil Baleja raczej dba o lekki ton i wypełnienie scenek żartami. Nie do końca wie, jak doszlifować puenty, żeby wybrzmiewały jeszcze lepiej - jednak nie przygotowuje przecież tekstów na estradę, a przyjemną rozrywkową lekturę. Trafi nie tylko do rodziców, chociaż im akurat może coś podpowiedzieć - przekona do siebie fanów optymistycznego spojrzenia na świat, tych, którzy w każdej porażce widzą źródło śmiechu. "Tato, no weź" to książka, w której pojawi się też motyw rozliczania innych z zachowań wobec małego dziecka: cały sztab cioć, lekarzy i niań, babć i przypadkowych przechodniów może zostać zaskoczony pomysłowością malucha nie mniej niż ojciec. Kamil Baleja śmieje się z własnych przygód, a także ze stereotypów związanych z wychowywaniem dziecka. Zabiera odbiorców na plac zabaw i do sklepu, do łazienki i na plażę. Przy okazji portretuje też rodaków w najbardziej żenujących momentach. Bawi się wizją kolegów i sąsiadów, którzy na każde wezwanie (a czasami też i bez wezwania) przybędą z odsieczą, odpowiednio zaopatrzeni. Tłumaczy, dlaczego malucha nie wolno spuszczać z oczu i przygotowuje na wyzwania w przychodni.

Każdy rozdział z "Tato, no weź" to osobne zagadnienie przekute na felieton czy też wyznanie. Kamil Baleja stawia na pokazanie rodzicielstwa z nutą ironii, na wesoło - bez nadęcia czy przestróg. Wystarcza mu, że może utrwalać czas spędzany z dzieckiem i uzupełniać go o komiczne komentarze, dzięki czemu uświadamia czytelnikom, z jakimi wydarzeniami i dylematami mogą się spotkać, kiedy staną się rodzicami. Jest w tym czułość, jest zabawa. Autor nie wprowadza żadnych innowacji, nawet w doborze tematów nie zaskoczy - a jednak pozwala się trochę odprężyć i pośmiać, zapewniając sympatyczne rodzinne scenki. Pisze bezpiecznie, dla szerokiego grona odbiorców. To idealna książka na relaks, zestaw drobnych powodów do radości i codzienność w krzywym zwierciadle. Kamil Baleja przekona zwłaszcza młodych rodziców - ale nie tylko do nich się kieruje. Na marginesie walczy z rzeczami, które go irytują: całym rynkiem produktów dla dzieci, idiotycznymi kreskówkami czy manierą zdrabniania i dziubdziania w mówieniu do maluchów - przemyca takie wstawki dla własnej higieny psychicznej. Codzienność z dzieckiem bywa inspirująca - i łatwo się o tym przekonać.

czwartek, 7 lipca 2022

Justyna Suchecka: Nie powiem ci, że wszystko będzie dobrze

W.A.B., Warszawa 2022.

Problemy młodych

Jest to książka, która ma młodym ludziom uświadomić, że mają gdzie szukać pomocy i nie pozostaną sami ze swoimi psychologicznymi dylematami. "Nie powiem ci, że wszystko będzie dobrze" to zestaw wyjaśnień, adresów i wywiadów z ludźmi, którzy przeżyli rozmaite kryzysy i zajęli się pomaganiem innym. W dobie ograniczania opieki psychologicznej i psychiatrycznej nad dziećmi i młodzieżą, Justyna Suchecka przypomina, że to element niezbędny w zapobieganiu tragediom: fachowa pomoc przyda się wielu nastolatkom, a książka ma im pomóc w nawigacji, wyjaśnić, kiedy zwrócić się do innych i - co czeka za drzwiami gabinetów specjalistów. Zwraca się również do tych młodych ludzi, którzy chcą wesprzeć swoich bliskich i zapewnić im ratunek w kryzysie - przypomina, co zrobić, żeby nie pogorszyć sytuacji i żeby samemu nie ucierpieć. Każdy rozdział to inne zagadnienie - specjalnie zostały dobrane tak, żeby jak najwięcej młodych czytelników mogło odnaleźć tu swoje problemy. Pojawią się zatem i kwestie związane z depresją, i zaburzenia odżywiania, "zwykłe" kryzysy, które mogą przerodzić się w coś poważniejszego, ataki paniki, samookaleczanie, myśli samobójcze - wszystko to, co uniemożliwia normalne funkcjonowanie i z reguły przeraża i przerasta otoczenie. Bohaterowie opowieści albo wstydzą się szukać pomocy, albo ukrywają swoje działania, z różnych powodów. Docierają do nich często obcy ludzie - i to oni są w stanie przekonać do podjęcia określonych kroków, żeby pokonać choroby. Justyna Suchecka dąży do tego, żeby przypomnieć młodym odbiorcom, że o psychikę trzeba dbać tak samo jak o ciało - i że korzystanie z pomocy psychologów czy psychiatrów to nic wstydliwego. Przytacza historie ludzi, którzy w młodości cierpieli z powodu własnej psychiki i którzy pokonali problemy - także dzięki wsparciu bliskich, ale przede wszystkim - po uzyskaniu fachowej pomocy. Daje nadzieję, chociaż - zgodnie z tytułową zapowiedzią - nie pociesza w prosty sposób. Każdy rozdział to wyjaśnienia - zgrabnie powiązane wypowiedzi specjalistów "od głowy" wypełnione także autobiograficznymi wstawkami - z dodatkowymi komentarzami na temat choroby. Całość uzupełniają porady i wskazówki dla młodzieży, zresztą wszyscy prowadzą tu swoje narracje z nastawieniem na młodych czytelników: chodzi o upraszczanie stylu, o podawanie konkretnych rozwiązań i uzasadnianie tego, co nastolatkom wydaje się nie do przejścia. Krótkie i reportażowe rozdziały dzielone są na drobniejsze części, a na koniec rozdziału pojawia się jeszcze skrótowe przypomnienie najważniejszych wiadomości (w różnej formie: czasami wywiadu, czasami - notatek, wyliczeń, definicji i skryptów). Dzięki temu odbiorcy nie tylko mogą zapamiętać informacje, ale też wczuć się w temat, znaleźć w nim coś dla siebie i przekonać się, że nie są sami. Justyna Suchecka celowo nie pogłębia wiadomości i nie proponuje sposobów na autodiagnozy - wie, jak dotrzeć do czytelników, żeby zasygnalizować im, kiedy mają szukać pomocy. Wie też, jak przedstawić pracę psychologów i psychiatrów, rozwiewa wątpliwości, podaje odpowiedzi na najczęściej pojawiające się pytania oraz... nie stroni od emocji. W komentarzach zaproszonych do książki gości przewijają się motywy trudnych rozmów z bliskimi, płaczu i ratunku - to coś, na co można się lepiej przygotować dzięki lekturze. "Nie powiem ci, że wszystko będzie dobrze" to książka dla wszystkich nastolatków. Część znajdzie tutaj ślady własnych doświadczeń i drogi postępowania, część dowie się, jak nieść pomoc przyjaciołom i o czym porozmawiać z tymi, którzy zachowują się inaczej niż ogół. Nade wszystko - autorka pokazuje, że nie wolno piętnować chorych i to przesłanie pozostawia czytelnikom.

środa, 6 lipca 2022

Juan Gabriel Vasquez: Kształt ruin

Echa, Warszawa 2020.

Adrenalina

Jest "Kształt ruin" Juana Gabriela Vasqueza powieścią potężną i - oczywiście - mocno zakorzenioną w kolumbijskich realiach, więc tylko dla części czytelników jasne będą pozaliterackie nawiązania i pomysły - większość dostrzeże tu jedynie egzotykę, zwłaszcza w pierwszej lub naiwnej lekturze. Bardzo trudno będzie nakreślić fabułę: autorowi zależy na przeplataniu wątków onirycznych i realistycznych, na myleniu tropów i na oszukiwaniu odbiorców: tu nic nie jest takie, jakie się wydaje. Autor nawet w obrębie gatunków stara się zmieniać przesłanki i sprawiać, że odbiorcy zaczną się zastanawiać, czy mają do czynienia z fikcją, czy z dokumentem. Umiejętne operowanie genologicznymi zabiegami zamienia tom w lekturową przygodę dla bardziej ambitnych poszukiwaczy mocnych wrażeń. Charakterystyczna jest tu narracja w klimacie retro, bohater przedstawia szczegóły śledztwa i odkrycia, jakich dokonywał, próbując rozwiązać zagadkę dawnego morderstwa. Wydarzenia odtwarza się tu mozolnie i z drobnych komentarzy. Autor wykorzystuje przeszłość do scharakteryzowania okrucieństwa panującego na ulicy - miasto staje się areną thrillerowych wydarzeń. Jakby tego było mało, Vasquez posługuje się na przykład fotografiami (których omówienia wprowadza do rozłożystej narracji), żeby uprawdopodobnić akcję i jeszcze bardziej zdezorientować czytelników.

Akcja ma charakter labiryntowy, przemierza się z bohaterem kolejne korytarze, nigdy nie mając pewności, że uda się dotrzeć do celu - a przynajmniej pokonać przeszkody po drodze. Mnóstwo tu zła, epatowania drobnymi dramatami i naturalistycznymi scenkami. Autor ma skłonność do analizowania wszystkiego bardzo dokładnie, popada w kolejne dygresje lub daje się ponieść wybranym obserwacjom: wie, że po gruntownym wyjaśnieniu konkretnego faktu będzie mógł bez trudu wrócić na poprzednio porzuconą ścieżkę. Rozbija to możliwość śledzenia osi fabularnej, mocno komplikuje też szansę zaangażowania się w akcję - ale pozwala też docenić jakość prozy. Co ciekawe, "Kształt ruin" to tom, któremu z pozoru bliżej jest do literatury faktu i do reportażu niż do beletrystyki: nawet jeśli kanwą powieści staje się sensacja, w realizacji tego nie widać - troska o czytelników przejawia się przede wszystkim w poszukiwaniu jak najbardziej precyzyjnych środków wyrazu. Wydaje się, że w ten sposób autor znów gra z odbiorcami, zmusza ich do zastanowienia się nad prawdopodobieństwem i nad autentycznością przeżyć postaci. Retardacyjna opowieść robi spore wrażenie, zwłaszcza kiedy autorowi udaje się zachęcić do śledzenia szczegółowych opisów. Tu mniej niż fakty liczy się sposób ich przedstawiania - umiejętność skupiania się na detalach, które skrywają sens wydarzeń. "Kształt ruin" to powieść zwracająca uwagę na samą siebie. Coś dla koneserów literatury nieoczywistej, dla poszukiwaczy migotliwych zabaw narracyjnych. Temat wyklucza humor, jednak autor umiejętnie operuje całym zestawem ważnych emocji. Potrafi rozbudzać strach, ale i ciekawość - za sprawą udawanego podglądania przeżyć bohatera.

wtorek, 5 lipca 2022

Jules Howard (tekst), Jarom Vogel (ilustracje): Zwierzęta od A do Z

Kropka, Warszawa 2022.

Zoociekawostki

Jules Howard zwraca się do wszystkich dzieci zainteresowanych odkrywaniem świata fauny. "Zwierzęta od A do Z" to książka na wzór ilustrowanych encyklopedii, pozbawiona walorów bajkowości - stworzona na poważnie i dla podsycenia zaangażowania najmłodszych w sprawy przyrody. Nie ma tu alfabetycznego układu: książka podzielona została na części (bezkręowce, ryby, płazy, gady, ptaki i ssaki) i w obrębie każdej z tych części pojawia się kilkadziesiąt prezentowanych gatunków. Najpierw jednak wprowadzenie - z wiadomościami rodem z lekcji biologii. To dane, których mali czytelnicy nie mogliby się spodziewać: fachowe informacje, które można przyswoić przed lekturą całej części - żeby dowiedzieć się czegoś o charakterystycznych cechach kolejnych gatunków. To między innymi metoda na przygotowanie dzieci do porządkowania wiadomości, więc i do procesu uczenia się - pełni też funkcję wprowadzenia do wyliczeń.

Na stronie znajdują się zwykle opisy dwóch gatunków, co oznacza, że mieści się tu jednoakapitowy zwarty tekst i ilustracja prezentująca przedstawiciela gatunku (zdarza się, że symboliczne rysunki mogą dzieci zdziwić, na przykład w przypadku biedronki azjatyckiej, która na obrazku nie przypomina tego stworzenia, jakie spotyka się na spacerze). Liczy się tu raczej ogólne nakreślenie sylwetki stworzenia i zasugerowanie wyglądu - Jarom Vogel proponuje komputerowe ilustracje i kształty oparte na prostych figurach geometrycznych - zamienia warstwę graficzną w artystyczny popis, oddala też przez to skojarzenia z twórczością dla najmłodszych. Warto w tym miejscu także zaznaczyć, że Jules Howard nie kieruje się popularnością lub funkcjonowaniem gatunku w świadomości dzieci, przygląda się także zwierzętom, które należą do bardziej egzotycznych, niewykorzystywanych w bajkach i wypadających "dziwnie": chodzi tu o przedstawienie różnorodności przyrody: i te wybory dobrze korespondują z ilustracjami rodem z albumów artystycznych. Takie rozwiązanie umożliwia jednak również zaintrygowanie maluchów i przypomnienie im, jak wiele wiadomości czeka na odkrycie - trudno o lepszą zachętę do nauki. W pojedynczych akapitach pojawiają się oczywiście wybrane informacje, autorowi zależy na tym, żeby przyciągnąć uwagę i wpisać wybrane gatunki w pamięć dzieci: oddziałuje na wyobraźnię i przynosi obrazowe porównania. Wykorzystuje gatunki mniej kojarzone, ale porządkuje je trochę tematycznie: poświęca rozkładówki jaszczurkom, wijom czy nielotom. Nie wyróżnia żadnego z gatunków, każdemu poświęca mniej więcej tyle samo miejsca (o oddzieleniu niektórych decyduje rozmiar obrazka). Każdy krótki opis wyposażony jest jeszcze w metryczkę, obowiązkowe jej punkty to wielkość przedstawiciela gatunku, dieta i występowanie - żeby dzieci mogły porównywać poszczególne stworzenia i dowiadywać się, gdzie występują.

Książka w takiej formie idealnie nadaje się na prezent i na niespodziankę dla dzieci, które lubią się uczyć. Trudno jednak przeczytać ją jak opowieści z fabułą - najczęściej odbiorcy będą zatem z niej korzystać jak z encyklopedii, sprawdzać poszczególne gatunki lub wybierać losowo teksty do czytania - dzięki czemu lepiej zapamiętają przedstawiane tu wiadomości.

poniedziałek, 4 lipca 2022

Katarzyna Kozłowska: Feluś i Gucio świętują

Nasza Księgarnia, Warszawa 2022.

Kalendarz

Feluś i jego przyjaciel Gucio pokazują dzieciom, jak wygląda codzienność przedszkolaka. Nie ma w tym zbyt wyszukanych opowieści: Katarzyna Kozłowska wykorzystuje proste narracje, żeby uświadamiać i tłumaczyć maluchom, co dzieje się wokół nich. Picture booki (z ilustracjami przygotowywanymi przez Mariannę Schoett) są kartonowe, zatem nawet najmłodsze dzieci mogą samodzielnie je kartkować i oglądać kolejne obrazki. Oczywiście lektura będzie pełniejsza, jeśli zostanie uzupełniona o tekst - ale tym razem nie ma tu dużo do czytania czy opowiadania. Autorka rozpoczyna książkę od wskazówek dla rodziców, tak, żeby wszyscy chętni wiedzieli, jak najpełniej korzystać z tej publikacji. Można jednak postawić też wyłącznie na klasyczną lekturę - czytanie i oglądanie ilustracji z pociechą. "Feluś i Gucio świętują" to książka, która przedstawia odbiorcom powody do świętowania. Każda strona to osobny temat, dzień w kalendarzu. Składa się z dużego rysunku (na którym bohaterowie - wraz z kolegami z przedszkola lub rodzinami - przeżywają jakieś święto), z drobnego "kalendarza" - wskazania, o jakiej porze roku jest mowa oraz z krótkiego opisu wyjaśniającego samo święto albo zachowania przypisane do danego dnia. Data (jeśli da się podać konkretną) pojawia się na początku opisu i jest wyróżniona. To może zachęcić dzieci do lekcji korzystania z kalendarza - ale przypomni im też, ile różnych świąt czeka w roku. Katarzyna Kozłowska posługuje się tymi, które zapewniają dzień wolny dorosłym (na przykład święta na początku maja), świętami o religijnej genezie (jest tu Wigilia Bożego Narodzenia i Wielkanoc), świętami związanymi z bardzo wyraźnymi zachowaniami i zwyczajami (Dzień Wszystkich Świętych). Są tu święta, o których dzieci zapomnieć nie mogą: Dzień Matki, Dzień Babci czy Dzień Dziadka. Są święta, które wiążą się z miłymi zachowaniami (dzień chłopaka albo walentynki). Są też święta mniej znane - Dzień Kota czy Dzień Książki. Poza tym Katarzyna Kozłowska wykorzystuje jeszcze święta pozwalające na urozmaicanie przedszkolnego życia - dzień kropki lub święto dyni - to szansa na wprowadzanie ciekawych zajęć w przedszkolu. Przegląd kalendarzowych rozrywek kończy się urodzinami - bohater urodziny ma w sierpniu (to najbardziej pasowało autorce do wypełnienia terminarza). Każde dziecko może dzięki temu zainteresować się "specjalnymi" dniami, na które warto czekać. Każde uświadomi sobie, jak dużo jest powodów do radości i do dzielenia się z innymi prezentami czy uśmiechami. "Feluś i Gucio świętują" to publikacja przygotowana z myślą o maluchach - tych, które potrzebują lektury przed snem, tych, które chcą porządkowania świata i tych, które właśnie uczą się czytać i chciałyby spędzić czas ze swoim ulubionym bohaterem. Katarzyna Kozłowska zachęca dzieci do wertowania książki obietnicą wielu rozrywek i zabaw. Z kolei Marianna Schoett proponuje bardzo udane ilustracje: wypełnione uśmiechniętymi postaciami i czynnościami, które aż chce się naśladować. Jest to picture book pozbawiony fabuły, oparty na wyliczeniu - ale sprawdzający się w biblioteczkach najmłodszych. Każdy może sam wybrać sobie ulubione święta albo wynaleźć (czy wymyślić) zupełnie inne. Katarzyna Kozłowska zapewnia wstęp do celebrowaniwa dni wyjątkowych i do cieszenia się każdą chwilą. Zaprasza przedszkolaki do udziału w kolejnych ciekawych wydarzeniach. I tym nakłoni odbiorców do czytania.

niedziela, 3 lipca 2022

Liane Schneider: Zuziu, która godzina

Media Rodzina, Poznań 2022.

Zabawa czasem

Zuzia to jedna z bardziej znanych bohaterek serii edukacyjnych: tym razem ta bohaterka - której przygody tworzone są przez różnych autorów - uczy się posługiwać klasycznym zegarkiem. I chociaż tata ma zegarek elektroniczny, Zuzię o wiele bardziej bawi odczytywanie godzin z tradycyjnego cyferblatu, z położenia wskazówek. To ma dać dobry przykład dzieciom, tak, żeby wszystkie maluchy chciały równie szybko i skutecznie nauczyć się sprawdzania czasu jak Zuzia. Zuzia dokładnie sprawdza to, co powie jej mama, obserwuje wskazówki na budziku i na zegarze ściennym: wszystko po to, żeby zaimponować dorosłym nowo nabytymi umiejętnościami. Nie zawsze jej się to udaje, ale Zuzia nie przejmuje się ewentualnymi porażkami. Przekonuje się szybko, że odczytywanie godzin to przydatna w życiu sztuka. Najpierw Zuzia dowie się, o której godzinie trzeba wstać, później - kiedy trafia się do przedszkola, a wreszcie - kiedy po dziewczynkę przyjdzie mama (to wiadomość, której nie da się przecenić). Zuzia znajdzie zastosowanie dla zegara także przy innych częściach dnia: na niektóre warto czekać, na przykład na cowieczorne wspólne czytanie. Zuzia już wie, że dzień ma ustalony porządek i rytm - a zegar pozwala się zorientować w tym, na co przychodzi czas.

Liane Schneider ma już wprawę w portretowaniu Zuzi podczas jej codziennych przygód i doświadczeń zapożyczanych od najmłodszych. Radzi sobie i tym razem, chociaż na początku wydaje się, że informowanie o tym, która wskazówka ma pokazywać którą cyfrę będzie bardzo żmudne i nieciekawe w lekturze. Jednak czytelnicy - mali odbiorcy - zyskują wgląd w codzienność Zuzi, a to już wiadomości nie do pominięcia. Możliwość wstąpienia w bajkowy świat - który jest do złudzenia podobny do świata zwyczajnego, znanego każdemu dziecku. To przedłużenie lekturowej przyjemności i zamaskowanie konieczności nauki. Odbiorcy mogą od razu zacząć naśladować Zuzię - i poćwiczyć rozpoznawanie godzin, przez zapamiętywanie wiadomości z książki. Przydaje się tutaj miniaturowy zegar, pojawiający się na kolejnych stronach czy rozkładówkach - w narracji z kolei zawsze ktoś wyjaśnia bohaterce, która jest godzina i po czym to można rozpoznać.

Temat korzystania z zegara nie należy może do najbardziej podstawowych (najpierw dziecko musi opanować rozpoznawanie samych cyfr, żeby poradzić sobie z odczytywaniem godzin, później - jak Zuzia - będzie przekonywać się, że wskazóówki poruszają się "dziwnie": mała prawie wcale się nie rusza, ruch większej da się zaobserwować - ale w zależności od sytuacji będzie szybszy lub wolniejszy). Jeśli jakiś kilkulatek będzie twierdzić, że przy wszechobecnych zegarach elektronicznych nie potrzebuje takich lekcji, Zuzia przekona go, że jest inaczej.

Książeczka o Zuzi to zeszytowy picture book, ale ilustracje - tym razem tworzone przez Janinę Gorrissen - nie odbiegają od innych w cyklu.