czwartek, 28 lipca 2022

Lucy Maud Montgomery: Anne z Avonlea

Marginesy, Warszawa 2022.

Dojrzewanie

Dla czytelników wychowywanych na starych przekładach Ania z Zielonego Wzgórza pozostanie Anią (bez względu na podejście do tłumaczenia imion, tak samo jak pani Linde będzie Małgorzatą a nie Rachel), a Zielone Wzgórze nie zamieni się na element architektoniczny. Anna Bańkowska postanawia przywrócić właściwe nazewnictwo, jednak raczej bezskutecznie będzie walczyć z przyzwyczajeniami odbiorców. Zwłaszcza że swojska Ania budzi znacznie większą sympatię niż bezosobowa Anne.

Niezależnie od podejścia - można uzupełnić sobie biblioteczkę i pozbyć się części archaicznych komentarzy w narracji. "Anne z Avonlea" to drugi tom przygód rudowłosej bohaterki, która zaczyna wkraczać w dorosłość. Podejmuje pierwszą pracę: jest nauczycielką w miejscowej szkole. Zarzeka się, że nigdy nie uderzy żadnego dziecka i będzie starała się zrozumieć swoich podopiecznych, zwłaszcza tych o nazbyt bujnej wyobraźni. Wolne chwile spędza z przyjaciółmi - między innymi z Dianą, ale powracają też Gilbert (coraz częściej autorka sugeruje, że między tytułową bohaterką i tym przystojnym młodzieńcem nawiąże się coś różnego od przyjaźni) czy Jane i Ruby. Anne opiekuje się Marillą, ale tym razem bardziej skupia się na bliźniętach, które trafiają do Zielonych Szczytów: dwoje osieroconych dzieci podbija błyskawicznie serca kobiet. Dziewczynka jest spokojna i nie zwraca na siebie uwagi, za to chłopiec bez przerwy wpada w tarapaty albo budzi podziw dla swojej logiki. Nawet jeśli nie chce być niegrzeczny, wciąż łamie reguły narzucane przez opiekunki: później próbuje się wymigać od konsekwencji. To Davy ma być czynnikiem przyciągającym odbiorców do książki: bo przecież nie Koło Entuzjastów Avonlea, zryw społeczny, dzięki któremu miejscowość ma stać się piękniejsza. Lucy Maud Montgomery w tym temacie staje się dość moralizatorska i przewidywalna - za to przy prezentowaniu psot chłopca dobrze się bawi.

Zdarza się, że Anna Bańkowska zastępuje jedne archaizmy innymi (są tu "bonie dydy", są określenia żargonowe nie tylko w przypadku monologów niewyedukowanego dziecka, gdzie mają swoje uzasadnienie, ale w pozornie obiektywnych opisach: zabrakło w redakcji książki zwrócenia uwagi na nieprzejrzystość takich określeń). Raczej "Anne z Avonlea" nie wywoła tak wielkich kontrowersji jak pierwszy tom - bo też i jest to historia mniej znana, a bardziej wymuszana przez oczekiwania czytelników. Mniejsza liczba fanów rudowłosej dziewczyny zna na pamięć tę historię, więc też i mniej będzie rozczarowań ze względu na zmiany w ulubionych cytatach i fragmentach powieści. W "Anne z Avonlea" widać dość mocno moralizatorski charakter opowieści i nastawienie na lekcje dla dorastających czytelniczek: dzisiaj taka wersja nie zrobiłaby dobrego wrażenia - a jednak ponadczasowość przygód Ani polega również na sile prawdziwych uczuć. Bez względu na przemiany obyczajowe reakcje bohaterek będą szczere i prawdziwe - i to nie zmienia się w żadnym z tłumaczeń.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz