Media Rodzina, Poznań 2016.
Senne groźby
Świadome śnienie to przyczyna nie tylko ogólnego zmęczenia, ale i problemów, które na jawie nie zawsze mają szansę wystąpić. Jednak możliwość uzyskania zupełnie nowych informacji – oraz przeprowadzania tajnych misji – jest zbyt kusząca, żeby zrezygnować z niebezpiecznej zabawy. Liv i Henry przynajmniej nie potrafią odrzucić umiejętności świadomego śnienia. Wystarczy, że zobaczą przez sen znane sobie drzwi i wyjdą przez nie na korytarz – już mogą doprowadzać do ważnych spotkań i zdobywać odpowiedzi na pytania w iście detektywistycznym stylu. Nie powstrzymuje ich ani to, że po korytarzach snuje się szalony doktor Mort posługujący się tajemniczymi anagramami, ani to, że sny obfitują w liczne niebezpieczeństwa. „Silver. Druga księga snów” autorstwa Kerstin Gier to nowe przejście do świata fantasy. Tutaj rzeczywistość w najmniejszym stopniu nie dorównuje oniryczności. Liv poszukuje stabilizacji – jej mama często się przeprowadzała, a blogerka-plotkara szkolna Secrecy prezentuje szkolnej społeczności intymne szczegóły związków rówieśników (ponieważ Liv i Henry jeszcze ze sobą nie spali, plotki są wybitnie złośliwe). Przy takiej codzienności ucieczka w sny staje się bardziej kusząca.
Kerstin Gier wprowadza do powieści sporo sekretów. Tożsamość Secrecy ma się wyjaśnić dopiero w trzeciej części. Tu jednak nie brakuje zagadek. Te najpoważniejsze wymykają się nastolatkom spod kontroli: chora psychicznie Anabel, która była czarnym charakterem w poprzednim tomie, teraz znajduje się w niebezpieczeństwie, pod władzą bezwzględnego psychiatry – z takim przeciwnikiem nie da się walczyć zwykłymi środkami. Jakby tego było mało, Mia, siostra Liv, zaczyna lunatykować. Zachowuje się tak, jakby ktoś wydawał jej we śnie rozkazy – i bardzo chciał, żeby dziewczyna zrobiła sobie krzywdę w upozorowanym wypadku. Liv przekonuje się też, że jej chłopak nie ma nic przeciwko wejściu do basenu z nagą uwodzicielką – demonem seksu. To wszystko sprawia, że sny stają się bardziej wymagające niż jawa, a na pewno w większym stopniu wyczerpujące. Dzięki przejściu do krainy onirycznej Kerstin Gier zyskuje szansę na powrót do dawnych dobrych rozwiązań fantasy. Przede wszystkim może odrzucić elektroniczne gadżety, które zawsze dają możliwość wezwania pomocy i ułatwiają ucieczkę, więc i ograniczają strach. Poza tym może odwoływać się do magii bez naiwności – nikogo nie zdziwi talent do wytwarzania pola siłowego we śnie – a to broń równie potężna jak czary. Autorka nie musi też zbytnio poświęcać się kreowaniu nowej przestrzeni – sny rządzą się swoimi prawami, nawet jeśli są mocno skomplikowane. A przeniesienie akcji do wyobrażeń oznacza pojedynek na fantazję. I to młodym odbiorcom musi się spodobać.
Jest „Druga księga snów” tomem odrzucającym naiwność i prostotę. Autorka umiejętnie splata ze sobą realne problemy i wydarzenia rzutujące na codzienność, ale będące efektem snów. Oniryczność podkreśla samym klimatem narracji – chociaż opowiadająca o przygodach Liv posługuje się kolokwializmami, tekst zostaje zagęszczony i obudowany niebanalnymi pomysłami. Sny zapewniają tajemnicę i brak ochrony z zewnątrz – nastolatki mają same poradzić sobie z problemami, które odkryją dzięki świadomemu śnieniu. Nikt nie pomoże im w działaniach, bo nikt nie wie o nocnych eskapadach. Kerstin Gier wie, jak wzbudzić grozę – a jednocześnie nie rezygnuje też z tonów właściwych powieściom obyczajowym. Przedstawia czytelnikom świat w takim samym stopniu niegościnny co kuszący. „Silver. Druga księga snów” to tom przygodowo-fantastyczny w najlepszym możliwym znaczeniu. Gier udowadniała już wcześniej, że w takim hybrydowym gatunku czuje się znakomicie. Teraz proponuje powieść dla nieco młodszych odbiorców, ale nie spuszcza z tonu, wciąż pisze tak, by przyciągnąć szeroką grupę czytelników.
Recenzje, wywiady, omówienia krytyczne, komentarze.
Codziennie aktualizowana strona Izabeli Mikrut
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.
Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.
Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.
Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com
Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.
Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.
Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kerstin Gier. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kerstin Gier. Pokaż wszystkie posty
wtorek, 20 grudnia 2016
niedziela, 1 czerwca 2014
Kerstin Gier: Zieleń szmaragdu
Egmont, Warszawa 2012.
Rozwiązania
Po raz ostatni w Trylogii czasu Kerstin Gier zabiera swoje czytelniczki w podróż w czasie. „Zieleń szmaragdu” znów przynosi serię niespodzianek, ale tym razem dla autorki oraz bohaterki ważniejsza jest teraźniejszość. Gwendolyn cierpi z powodu Gideona, wypłakuje swoje rozczarowania i tym bardziej angażuje się w sprawy poprzednich pokoleń. Odwiedza – ponownie – swojego dziadka, zajmuje się też tajemnicą kradzieży chronografu. Przy okazji przeżywa ogromny szok. Kerstin Gier odważnie prowadzi tę opowieść – pierwsze zaskoczenie związane z podróżami w czasie Gwendolyn dawno już minęło, teraz autorka musi podjąć spory wysiłek, by ponownie zaangażować odbiorczynie w lekturę. W „Zieleni szmaragdu” wiele tajemnic zyska rozwiązanie – ostatnia część Trylogii czasu jest jednocześnie najlepszym tomem cyklu. Gier ustabilizowała rzeczywistość bohaterki, wprowadziła do zwykłej egzystencji potrzebne zmiany i zaprezentowała cały kontekst opowieści – teraz może wreszcie zatrzymać się nad uczuciami postaci.
Rozczarowania miłosne to nieodłączny motyw historii o dojrzewaniu. Gwendolyn idealizuje związki – stąd bierze się jej silne rozczarowanie chłopakiem, z którym odbywa podróże w czasie. Odkrywanie jego motywacji nie będzie przyjemne dla naiwnej mimo doświadczeń dziewczyny. Tyle że Kerstin Gier wcale nie zależy na prostym romansie – znów wątek miłosny spycha na margines i przyćmiewa go ironią. Tu przydaje się jej postać zabawnego demona-gargulca oraz kilku zwyczajnych ludzi z kręgu Gwen. Każdy ma swoją rolę – a część problemów autorka przykrywa śmiechem. Decyduje się na to, bo ma do przekazania jeszcze kilka wstrząsających odkryć. Teraz już Gwendolyn ostatecznie przekroczy granicę między zwyczajnością i światem fantastyki, opuści krąg nastolatek. To rozwiązanie ułatwi rozstanie z bohaterką – zwłaszcza że Kerstin Gier robiła na początku wszystko, by czytelniczki do niej przywiązać.
Autorka wybrała tu motywy klasyczne, obecne niemal w każdej rozrywkowej fabule. Gwendolyn musi pojąć, kim naprawdę jest, zrealizować własne cele i uniezależnić się od dorosłych sterujących korzystaniem z chronografu. Ponadto uczy się radzenia sobie z kryzysami w związku. Tylko przyjaźni i miłości siostrzanej nie musi się uczyć – to wartości stale w jej życiu obecne. Tak przygotowana bohaterka poradzi już sobie z rewelacjami, które w końcu i bez żadnych zapowiedzi zostaną odkryte.
W „Zieleni szmaragdu” historia – czyli sama opowieść – i jej ładunek emocjonalny liczą się znacznie bardziej niż kolejne wynalazki z dziedziny fantastyki. Gatunek pozwala autorce na wplątanie do relacji, bez szkody dla całości, zawsze sprawdzających się zagadnień- obok spraw sercowych poruszy też Gier temat zdrady, zbrodni, poświęcenia, tęsknoty, a nawet próby przechytrzenia śmierci. Panowanie nad czasem jest tutaj obwarowane wieloma przepisami – to umiejętność dostępna jedynie wybranym, a i niosąca ze sobą spore ryzyko. Kerstin Gier zapewnia więc czytelniczkom powieść nasyconą przygodami i tajemnicami. Panuje nad przedstawianym światem i pisze z myślą o nastoletnich odbiorczyniach, którym do szczęścia potrzebne są wielkie uczucia. W „Zieleni szmaragdu” podobnie jak w całej serii uaktywnia się też ironiczne poczucie humoru autorki. Gier pozwala Gwendolyn na drobne złośliwości – to szansa na łatwiejsze pogodzenie się z niełatwymi sytuacjami, a dla czytelniczek dodatkowy argument, by po ten tom sięgnąć.
Rozwiązania
Po raz ostatni w Trylogii czasu Kerstin Gier zabiera swoje czytelniczki w podróż w czasie. „Zieleń szmaragdu” znów przynosi serię niespodzianek, ale tym razem dla autorki oraz bohaterki ważniejsza jest teraźniejszość. Gwendolyn cierpi z powodu Gideona, wypłakuje swoje rozczarowania i tym bardziej angażuje się w sprawy poprzednich pokoleń. Odwiedza – ponownie – swojego dziadka, zajmuje się też tajemnicą kradzieży chronografu. Przy okazji przeżywa ogromny szok. Kerstin Gier odważnie prowadzi tę opowieść – pierwsze zaskoczenie związane z podróżami w czasie Gwendolyn dawno już minęło, teraz autorka musi podjąć spory wysiłek, by ponownie zaangażować odbiorczynie w lekturę. W „Zieleni szmaragdu” wiele tajemnic zyska rozwiązanie – ostatnia część Trylogii czasu jest jednocześnie najlepszym tomem cyklu. Gier ustabilizowała rzeczywistość bohaterki, wprowadziła do zwykłej egzystencji potrzebne zmiany i zaprezentowała cały kontekst opowieści – teraz może wreszcie zatrzymać się nad uczuciami postaci.
Rozczarowania miłosne to nieodłączny motyw historii o dojrzewaniu. Gwendolyn idealizuje związki – stąd bierze się jej silne rozczarowanie chłopakiem, z którym odbywa podróże w czasie. Odkrywanie jego motywacji nie będzie przyjemne dla naiwnej mimo doświadczeń dziewczyny. Tyle że Kerstin Gier wcale nie zależy na prostym romansie – znów wątek miłosny spycha na margines i przyćmiewa go ironią. Tu przydaje się jej postać zabawnego demona-gargulca oraz kilku zwyczajnych ludzi z kręgu Gwen. Każdy ma swoją rolę – a część problemów autorka przykrywa śmiechem. Decyduje się na to, bo ma do przekazania jeszcze kilka wstrząsających odkryć. Teraz już Gwendolyn ostatecznie przekroczy granicę między zwyczajnością i światem fantastyki, opuści krąg nastolatek. To rozwiązanie ułatwi rozstanie z bohaterką – zwłaszcza że Kerstin Gier robiła na początku wszystko, by czytelniczki do niej przywiązać.
Autorka wybrała tu motywy klasyczne, obecne niemal w każdej rozrywkowej fabule. Gwendolyn musi pojąć, kim naprawdę jest, zrealizować własne cele i uniezależnić się od dorosłych sterujących korzystaniem z chronografu. Ponadto uczy się radzenia sobie z kryzysami w związku. Tylko przyjaźni i miłości siostrzanej nie musi się uczyć – to wartości stale w jej życiu obecne. Tak przygotowana bohaterka poradzi już sobie z rewelacjami, które w końcu i bez żadnych zapowiedzi zostaną odkryte.
W „Zieleni szmaragdu” historia – czyli sama opowieść – i jej ładunek emocjonalny liczą się znacznie bardziej niż kolejne wynalazki z dziedziny fantastyki. Gatunek pozwala autorce na wplątanie do relacji, bez szkody dla całości, zawsze sprawdzających się zagadnień- obok spraw sercowych poruszy też Gier temat zdrady, zbrodni, poświęcenia, tęsknoty, a nawet próby przechytrzenia śmierci. Panowanie nad czasem jest tutaj obwarowane wieloma przepisami – to umiejętność dostępna jedynie wybranym, a i niosąca ze sobą spore ryzyko. Kerstin Gier zapewnia więc czytelniczkom powieść nasyconą przygodami i tajemnicami. Panuje nad przedstawianym światem i pisze z myślą o nastoletnich odbiorczyniach, którym do szczęścia potrzebne są wielkie uczucia. W „Zieleni szmaragdu” podobnie jak w całej serii uaktywnia się też ironiczne poczucie humoru autorki. Gier pozwala Gwendolyn na drobne złośliwości – to szansa na łatwiejsze pogodzenie się z niełatwymi sytuacjami, a dla czytelniczek dodatkowy argument, by po ten tom sięgnąć.
czwartek, 1 maja 2014
Kerstin Gier: Błękit szafiru
Egmont, Warszawa 2011.
Tajemnice
W „Błękicie szafiru”, drugim tomie Trylogii czasu, sytuacja komplikuje się nieco bardziej. Kerstin Gier nie musi już wyważać proporcji między zwyczajnością a podróżami w przeszłość, więc w zasadzie jedynym łącznikiem między rzeczywistością bohaterki i czytelniczek stają się silne uczucia. Do głosu także po raz kolejny dochodzi tajemnica: zuchwała kradzież chronografu wiąże się z wiadomościami, których strażnicy najwyraźniej nie posiadają. Tu przydać się może buntowniczy charakter Gwendolyn oraz upór Gideona. Nastolatki, które nie potrafią funkcjonować razem – ani bez siebie – angażują się w niezbyt bezpieczne przygody. Gwendolyn biegnie za przygodami, a Gideon próbuje ochronić tę nieprzewidywalną dziewczynę. Bohaterka zresztą cały czas uczy się życia, na jakie nie była przygotowana. Chociaż jej opiekunowie robią, co mogą, by zapewnić Gwendolyn bezpieczeństwo, nastolatka nie potrafi biernie czekać na rozwój wydarzeń. W dodatku w przeszłości spotyka własnego dziadka, któremu nie wszystko może wyjawić. Trzeba do tego dodać jeszcze sekretną magię i zagrożenia, by pojąć, że Kerstin Gier zdecydowała się na fabułę w dawnym awanturniczym stylu.
Kolejne rozdziały przetykane są między innymi wyimkami z „Kronik Strażników” – to materiały, których znajomość pozwala lepiej zorientować się w codzienności Gwendolyn – składają się również na obraz świata przedstawionego i reguł nim rządzących – są sposobem na przypomnienie o nietypowych przygodach. Gwendolyn ma do wykonania ważną misję – i w dalszym ciągu poświęca się temu zadaniu, nie wie jednak, że prawda została przed nim ukryta. W „Błękicie szafiru” determinacja nastolatki miesza się z powagą problemów z krainy fantasy, akcja nabiera tempa, a autorka świadomie rezygnuje z obyczajowych klisz. W tej części dużo mniej jest zwykłego życia, jakby odwołania do szkolnych przyjaźni i rodzinnych niesnasek nie były już potrzebne w konstruowaniu dramaturgii. Gwendolyn poznała zasady podróżowania w czasie, jej opiekunowie robią wszystko, by przeskoki nie forsowały dziewczyny nadmiernie – i by nikt nie zorientował się w tego typu podróżach. Tajemnice istnieją zatem niemal w każdej płaszczyźnie fabuły – odkrywane przed czytelnikami stają się kolejnymi punktami kulminacyjnymi opowieści.
W „Błękicie szafiru” odbiorcy otrzymają tę samą ciepłą i wygodną (mimo szeregu nieprzyjemnych zdarzeń) narrację co w poprzedniej części. Więcej tu jednak dialogów, a mniej imitowania języka młodzieży. Już tylko czasami Gwendolyn zamienia się w głupiutką nastolatkę z brakami w podstawowej edukacji – dziewczyna jako narratorka również dojrzewa. Autorka co pewien czas wtrąca do jej spostrzeżeń drobne dowcipy, pamiętając o rozrywce czytelników. Za to pozbawia opowieść egzaltowanych westchnień i typowych w powieściach dla dziewczyn zagrań – nie będzie tutaj oczywistych rozwiązań i męczących stereotypów, warstwa obyczajowa prawie wolna jest od tego typu powtórzeń. Gwendolyn stroni od łatwych zauroczeń, co trochę utrudnia zadanie Gideonowi. Dzięki temu Kerstin Gier przekonuje do siebie odbiorczynie.
Podróżowanie w czasie to motyw znany od dawna w literaturze (nie tylko rozrywkowej). U Gier jest on środkiem do celu, a nie samym celem – pomaga ożywić akcję i zapewnić zmienność wydarzeń. Jest również wymarzonym sposobem na zamaskowanie źródeł sekretów, od których w tej historii się roi. „Błękit szafiru” to próba pokazania, jak ożywiać motywy literackie i uciekać od trendów w powieściach pop.
Tajemnice
W „Błękicie szafiru”, drugim tomie Trylogii czasu, sytuacja komplikuje się nieco bardziej. Kerstin Gier nie musi już wyważać proporcji między zwyczajnością a podróżami w przeszłość, więc w zasadzie jedynym łącznikiem między rzeczywistością bohaterki i czytelniczek stają się silne uczucia. Do głosu także po raz kolejny dochodzi tajemnica: zuchwała kradzież chronografu wiąże się z wiadomościami, których strażnicy najwyraźniej nie posiadają. Tu przydać się może buntowniczy charakter Gwendolyn oraz upór Gideona. Nastolatki, które nie potrafią funkcjonować razem – ani bez siebie – angażują się w niezbyt bezpieczne przygody. Gwendolyn biegnie za przygodami, a Gideon próbuje ochronić tę nieprzewidywalną dziewczynę. Bohaterka zresztą cały czas uczy się życia, na jakie nie była przygotowana. Chociaż jej opiekunowie robią, co mogą, by zapewnić Gwendolyn bezpieczeństwo, nastolatka nie potrafi biernie czekać na rozwój wydarzeń. W dodatku w przeszłości spotyka własnego dziadka, któremu nie wszystko może wyjawić. Trzeba do tego dodać jeszcze sekretną magię i zagrożenia, by pojąć, że Kerstin Gier zdecydowała się na fabułę w dawnym awanturniczym stylu.
Kolejne rozdziały przetykane są między innymi wyimkami z „Kronik Strażników” – to materiały, których znajomość pozwala lepiej zorientować się w codzienności Gwendolyn – składają się również na obraz świata przedstawionego i reguł nim rządzących – są sposobem na przypomnienie o nietypowych przygodach. Gwendolyn ma do wykonania ważną misję – i w dalszym ciągu poświęca się temu zadaniu, nie wie jednak, że prawda została przed nim ukryta. W „Błękicie szafiru” determinacja nastolatki miesza się z powagą problemów z krainy fantasy, akcja nabiera tempa, a autorka świadomie rezygnuje z obyczajowych klisz. W tej części dużo mniej jest zwykłego życia, jakby odwołania do szkolnych przyjaźni i rodzinnych niesnasek nie były już potrzebne w konstruowaniu dramaturgii. Gwendolyn poznała zasady podróżowania w czasie, jej opiekunowie robią wszystko, by przeskoki nie forsowały dziewczyny nadmiernie – i by nikt nie zorientował się w tego typu podróżach. Tajemnice istnieją zatem niemal w każdej płaszczyźnie fabuły – odkrywane przed czytelnikami stają się kolejnymi punktami kulminacyjnymi opowieści.
W „Błękicie szafiru” odbiorcy otrzymają tę samą ciepłą i wygodną (mimo szeregu nieprzyjemnych zdarzeń) narrację co w poprzedniej części. Więcej tu jednak dialogów, a mniej imitowania języka młodzieży. Już tylko czasami Gwendolyn zamienia się w głupiutką nastolatkę z brakami w podstawowej edukacji – dziewczyna jako narratorka również dojrzewa. Autorka co pewien czas wtrąca do jej spostrzeżeń drobne dowcipy, pamiętając o rozrywce czytelników. Za to pozbawia opowieść egzaltowanych westchnień i typowych w powieściach dla dziewczyn zagrań – nie będzie tutaj oczywistych rozwiązań i męczących stereotypów, warstwa obyczajowa prawie wolna jest od tego typu powtórzeń. Gwendolyn stroni od łatwych zauroczeń, co trochę utrudnia zadanie Gideonowi. Dzięki temu Kerstin Gier przekonuje do siebie odbiorczynie.
Podróżowanie w czasie to motyw znany od dawna w literaturze (nie tylko rozrywkowej). U Gier jest on środkiem do celu, a nie samym celem – pomaga ożywić akcję i zapewnić zmienność wydarzeń. Jest również wymarzonym sposobem na zamaskowanie źródeł sekretów, od których w tej historii się roi. „Błękit szafiru” to próba pokazania, jak ożywiać motywy literackie i uciekać od trendów w powieściach pop.
poniedziałek, 14 kwietnia 2014
Kerstin Gier: Czerwień rubinu
Egmont, Warszawa 2014.
Podróże w czasie
„Czerwień rubinu” otwiera Trylogię czasu, serię fantasy dla nastolatek – i jak w wielu „pierwszych tomach”, tak i tutaj autorka musi uporać się z przedstawieniem bohaterów oraz… zasad nowego świata. Kerstin Gier dodaje do tego jeszcze spokojną narrację, która przekona do cyklu odbiorczynie. Te bowiem nie zostają od początku wrzucone w niegościnne progi, a stopniowo przeprowadzane od zwykłej (i kuszącej) codzienności młodej bohaterki do rzeczywistości podróżników w czasie. „Czerwieni rubinu” nie brakuje pomysłowości i umiejętnego podsycania ciekawości nastolatek – w końcu na horyzoncie pojawia się interesujący chłopak, niezwykle przystojny Gideon, zbyt pewny siebie i pełen poczucia wyższości w stosunku do Gwendolyn – ale niepozbawiony uroku i tak samo jak dziewczyna – skazany na wypełnienie niebezpiecznej misji.
Misji, która właściwie powinna się już zakończyć, bo dwanaście kamieni szlachetnych prawie trafiło na swoje miejsca. Tyle że ktoś ukradł chronograf i wybrał życie w odległej przeszłości, a zbieranie przedmiotów o magicznych właściwościach musi się zacząć na nowo. Gwendolyn utrzymywana jest w przekonaniu, że to jej nieznośną kuzynkę czeka los podróżniczki w czasie. Sama nie poświęca więc zjawisku zbyt wiele uwagi i nawet fakt, że widuje ducha, nikomu nie daje do myślenia. Dlatego pierwsza podróż w czasie będzie dla dziewczyny prawdziwym zaskoczeniem – i przyniesie szereg problemów. Skoro Gwendolyn będzie musiała poznać wszystko, co wiąże się z podróżami w czasie, trudami, niewygodami i celami misji, czytelniczki zyskają szansę, by razem z nią przejść kolejne etapy wtajemniczenia.
A że tłem dla fantastyki Gier tworzy zwyczajne środowisko nastolatek, błyskawicznie podbije serca czytelniczek. Gwendolyn może liczyć na swoją najlepszą przyjaciółkę (ta potrafi, kiedy trzeba, podjąć radykalne działania, jest więc prawdziwą opoką w odróżnieniu od zwykłych rozhisteryzowanych nastolatek), jej matka również wie, gdzie szukać pomocy. Ale z najtrudniejszymi sytuacjami bohaterka będzie musiała zmierzyć się sama, a obecność Gideona wcale w tym nie pomoże. Gier odnosi sukces między innymi za sprawą precyzyjnie tworzonych powieściowych realiów – zachowania postaci również są przekonujące. Sprawdziło się tutaj łagodne włączanie fantastyki w zwyczajność, kiedy już sama bohaterka zyskała uznanie i zaufanie odbiorczyń. „Czerwień rubinu” spokojnie może przekonać także nieprzekonanych do fantastyki.
Narrację prowadzi w książce sama Gwendolyn – to w pełni zrozumiałe, skoro Gier zamierza też zasugerować wyobcowanie nastolatki obdarzonej nietypowymi umiejętnościami. To również jeden ze sposobów na wkradanie się do łask odbiorczyń – bohaterka nie stroni od ironicznych komentarzy, a czasem zwierza się w duchu z własnych przeżyć, co oznacza, że może wytwarzać wrażenie silnej relacji z nastoletnimi czytelniczkami. Gier bardzo dokładnie odtwarza motywy działania postaci oraz jej reakcje na nieprzewidywalne wydarzenia – tym samym proponuje realistyczną opowieść zanurzoną w świecie wyobraźni. Łączy tu elementy powieści historycznej, literatury fantasy oraz typowej młodzieżowej obyczajówki, w takim zestawie ma spore szanse wskazać motywy, które spodobają się wielu czytelniczkom. „Czerwień rubinu” rządzi się własnymi prawami w konstruowaniu literackiej przestrzeni – a zasady gry są dobrze wyłożone. Cała powieść okazuje się zatem dość smakowitą lekturą dla spragnionych oryginalnych fabuł.
Podróże w czasie
„Czerwień rubinu” otwiera Trylogię czasu, serię fantasy dla nastolatek – i jak w wielu „pierwszych tomach”, tak i tutaj autorka musi uporać się z przedstawieniem bohaterów oraz… zasad nowego świata. Kerstin Gier dodaje do tego jeszcze spokojną narrację, która przekona do cyklu odbiorczynie. Te bowiem nie zostają od początku wrzucone w niegościnne progi, a stopniowo przeprowadzane od zwykłej (i kuszącej) codzienności młodej bohaterki do rzeczywistości podróżników w czasie. „Czerwieni rubinu” nie brakuje pomysłowości i umiejętnego podsycania ciekawości nastolatek – w końcu na horyzoncie pojawia się interesujący chłopak, niezwykle przystojny Gideon, zbyt pewny siebie i pełen poczucia wyższości w stosunku do Gwendolyn – ale niepozbawiony uroku i tak samo jak dziewczyna – skazany na wypełnienie niebezpiecznej misji.
Misji, która właściwie powinna się już zakończyć, bo dwanaście kamieni szlachetnych prawie trafiło na swoje miejsca. Tyle że ktoś ukradł chronograf i wybrał życie w odległej przeszłości, a zbieranie przedmiotów o magicznych właściwościach musi się zacząć na nowo. Gwendolyn utrzymywana jest w przekonaniu, że to jej nieznośną kuzynkę czeka los podróżniczki w czasie. Sama nie poświęca więc zjawisku zbyt wiele uwagi i nawet fakt, że widuje ducha, nikomu nie daje do myślenia. Dlatego pierwsza podróż w czasie będzie dla dziewczyny prawdziwym zaskoczeniem – i przyniesie szereg problemów. Skoro Gwendolyn będzie musiała poznać wszystko, co wiąże się z podróżami w czasie, trudami, niewygodami i celami misji, czytelniczki zyskają szansę, by razem z nią przejść kolejne etapy wtajemniczenia.
A że tłem dla fantastyki Gier tworzy zwyczajne środowisko nastolatek, błyskawicznie podbije serca czytelniczek. Gwendolyn może liczyć na swoją najlepszą przyjaciółkę (ta potrafi, kiedy trzeba, podjąć radykalne działania, jest więc prawdziwą opoką w odróżnieniu od zwykłych rozhisteryzowanych nastolatek), jej matka również wie, gdzie szukać pomocy. Ale z najtrudniejszymi sytuacjami bohaterka będzie musiała zmierzyć się sama, a obecność Gideona wcale w tym nie pomoże. Gier odnosi sukces między innymi za sprawą precyzyjnie tworzonych powieściowych realiów – zachowania postaci również są przekonujące. Sprawdziło się tutaj łagodne włączanie fantastyki w zwyczajność, kiedy już sama bohaterka zyskała uznanie i zaufanie odbiorczyń. „Czerwień rubinu” spokojnie może przekonać także nieprzekonanych do fantastyki.
Narrację prowadzi w książce sama Gwendolyn – to w pełni zrozumiałe, skoro Gier zamierza też zasugerować wyobcowanie nastolatki obdarzonej nietypowymi umiejętnościami. To również jeden ze sposobów na wkradanie się do łask odbiorczyń – bohaterka nie stroni od ironicznych komentarzy, a czasem zwierza się w duchu z własnych przeżyć, co oznacza, że może wytwarzać wrażenie silnej relacji z nastoletnimi czytelniczkami. Gier bardzo dokładnie odtwarza motywy działania postaci oraz jej reakcje na nieprzewidywalne wydarzenia – tym samym proponuje realistyczną opowieść zanurzoną w świecie wyobraźni. Łączy tu elementy powieści historycznej, literatury fantasy oraz typowej młodzieżowej obyczajówki, w takim zestawie ma spore szanse wskazać motywy, które spodobają się wielu czytelniczkom. „Czerwień rubinu” rządzi się własnymi prawami w konstruowaniu literackiej przestrzeni – a zasady gry są dobrze wyłożone. Cała powieść okazuje się zatem dość smakowitą lekturą dla spragnionych oryginalnych fabuł.
Subskrybuj:
Posty (Atom)