* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

czwartek, 11 lutego 2016

Lin Stepp: Nad rzeką marzeń

Jaguar, Warszawa 2016.

Pożądanie i eter

„Nad rzeką marzeń” to klasyczny romans o dość przewidywalnym (ze względu na gatunkowe ograniczenia) przebiegu fabuły, ale też z próbą nawiązania do typowych amerykańskich obyczajówek i mód w literaturze rozrywkowej. Lin Stepp bez prób budowania napięcia i tajemnic splata w tej książce trzy wątki. Pierwszy dotyczy miłości Grace. Bohaterka nie ma jeszcze pięćdziesięciu lat, ale jest wdową, która do niedawna wyłącznie usługiwała mężowi i dorosłym już dzieciom. Teraz Grace walczy o własne marzenia – chce otworzyć pensjonat, mimo sprzeciwów ze strony rodziny. Tyle że dla samej fabuły pensjonat większego znaczenia nie ma, ale za jego sprawą Grace pozna przystojnego bawidamka, Jacka. Od pierwszego spotkania wiadomo, że między tymi postaciami zaiskrzy. Jednak Stepp próbuje odwrócić uwagę czytelniczek od oczywistości i kieruje się w stronę… Boga. Na początku to wątek niewidoczny, z czasem całe strony zamienia w kaznodziejskie sceny. Ludzie nie tylko modlą się i mówią o wierze, również przekonują wszystkich wokół, że Bóg wysyła im znaki. To dość ryzykowne posunięcie, lecz Stepp wykorzystuje je w jednym ważnym celu: łatwiej jej zobrazować atmosferę małego miasteczka i mentalności prostodusznych w gruncie rzeczy mieszkańców. Tu wciąż panują proste zasady, wszyscy kierują się jednym kodeksem wartości i tworzą zgodną społeczność. Stąd bierze się trzeci motyw ważny dla książki: obecność tajemniczego szaleńca, który z ukrycia śledzi zachowania sąsiadów i zostawia im liściki z ostrzeżeniami. Sama w sobie sytuacja brzmiałaby mocno infantylnie, ale tu w grę wchodzi bezpieczeństwo dzieci: szaleniec komentuje również pomysły kilkuletnich dziewczynek.

I tu zaczyna się wiara w amerykańskie psychologizmy i próby kodyfikowania codzienności. Bohaterowie przerzucają się kwestiami, które brzmią jak z podręczników poprawności politycznej. Nikt nie pozwala sobie na odejście od wskazanych emocji, nikt nie powie nic niestosownego, jakby w obawie, że sam stanie się osobą źle widzianą w towarzystwie. Z czasem to ugrzecznienie zaczyna razić, zwłaszcza że równolegle Stepp wyprowadza szereg ingerencji Boga w egzystencję. Naiwny jest też kierunek uczucia Grace i Jacka, miłość pozbawiona uzasadnień – przez większą część narracji oparta na zmysłowości i erotyzmie, nagle ma zamienić się w idealną i piękną – bez konkretnego powodu. Jack czuje przypływ pożądania, po czym nagle zmienia reakcje i zaczyna wzdychać do Grace – tu przydałoby się „Nad rzeką marzeń” dopracować, bo chociaż po romansach nikt nie oczekuje odzwierciedlania prawdziwego życia, psychologicznie nie wszystko da się uzasadnić.

Autorka usiłuje być poprawna i literacka w sferze stylu, co robi się chwilami komiczne – nie tylko w scenach, gdy bohaterowie wyznają sobie różne uczucia, jakby czytali z książek, ale też w momentach, kiedy buduje całe dialogowe sytuacje i wplata w nie informacje z przeszłości dla odbiorczyń. Dodatkowo „Nad rzeką marzeń” ma boleśnie słabą korektę – liczne literówki i rozsiewane niepotrzebnie przecinki każą pytać, czy korektor i redaktor nie zasypiał nad standardową akcją. Lin Stepp bardzo chciała napisać romans z wyższej niż harlequiny półki, widać to w kolejnych „książkowych” fragmentach. Nie potrafi jednak (lub też nie chce, w trosce o wymogi gatunku) zadbać o jakość samej fabuły, o niespodzianki dla czytelniczek czy oryginalne rozwiązania. Pisze dla tych pań, które spodziewają się romansu w klasycznym stylu, takiego, w którym bohaterowie nie pójdą do łóżka po pierwszym spotkaniu, za to mogą się dla siebie zmieniać i ulepszać. Nie ma to wiele wspólnego z realizmem i scenami z prawdziwego życia, ale przecież nie oczekuje się tego od romansów. „Nad rzeką marzeń” wykorzystuje dodatkowo zagadnienie walki o własne prawa i nadzieje – sam pensjonat, ciche nawiązanie do literackiej mody, dla Stepp ma inne niż zwykle znaczenia i pokazuje, że trzeba brać sprawy w swoje ręce, nigdy się nie poddawać i nie słuchać pesymistycznych głosów, nawet jeśli pochodzą od najbliższych. Stepp naświetla domową walkę Grace i sugeruje odbiorczyniom, że powinny zająć się sobą, zanim będzie na to za późno. Poza rozrywką próbuje więc przekonać czytelniczki do działania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz