* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

środa, 21 lipca 2010

Grzegorz Sobaszek: Muszę kończyć, umieram. Komedia kryminalna

Szafa 2010.

Czarny humor

Grzegorz Sobaszek postanowił napisać książkę, która wyróżniałaby się na księgarskich ladach i cieszyła wielbicieli wyrafinowanych lektur oraz absurdalnego humoru. Postarał się o to, by w fabule nic nie było do końca jasne, a swojego bohatera wyposażył w wyraziste, ale czasem irytujące cechy. Zbudował w ten sposób książkę, która cieszy i rozczarowuje jednocześnie, znudzi wielbicieli „klasycznych” humorystycznych kryminałów, choćby spod znaku Joanny Chmielewskiej, dostarczy za to sporo rozrywki czytelnikom nastawionym na nieschematyczną akcję i odważny styl w prowadzeniu narracji. Szkoda, że dobre pomysły zabija Sobaszek motywami zwyczajnie słabymi, a do takich należy… obraz głównego bohatera.

Maksymilian jest życiowym nieudacznikiem. Ten trzydziestoparoletni mężczyzna od czternastu lat próbuje powiedzieć żonie, że chciałby od niej odejść – marzy o tym od chwili, zanim się z nią ożenił. W wolnym czasie Maksymilian planuje kolejne zbrodnie lub mierzy do siebie z pistoletu-zabawki. Rytm jego egzystencji wyznaczają rozmaite fobie, lęki i ataki paniki. I to pierwszy pomysł, który psuje ostateczną wymowę książki, zamiast nadawać jej niepowtarzalnego kształtu. Przesada w tym wypadku nie służy budzeniu śmiechu, wręcz przeciwnie – zdradza rzeczywistą bezradność autora, którego nie stać na wykreowanie zestawu działań osobnych. Powielanie jednego motywu w podobnych odsłonach, choćby i opierało się na oryginalnych źródłach strachu (a nie zawsze tak jest), psuje efekt. Tytułowe hasło „Muszę kończyć, umieram”, kiedy odnosi się do bezustannego umierania ze strachu, zaczyna nużyć – i to, niestety, dość szybko. Drugim elementem psującym całkowicie obraz lektury okazuje się puryzm językowy bohatera. Coś, co z trudem przebiłoby się w filmie (przy zwiększonym stopniu wyrozumiałości widzów), w „Muszę kończyć, umieram” przyprawia o zgrzytanie zębów. Maksymilian jest uczulony na rozmaite obiegowe powiedzenia i kolokwializmy, na błędy językowe, na gwarowe naleciałości fonetyczne i wszystko, co nie jest językiem literackim. Bez przerwy poprawia bliskich, zachowując się jak niezrealizowany polonista, nad tą obsesją rozwodzi się także narrator, rozdmuchując temat do rozmiarów, które przysłaniają całą fabułę. Żeby pokazać, jak rozpowszechniony jest problem lingwistycznej nonszalancji, a być może i ze względu na indywidualizację stylu postaci, dialogi z ulicy zapisywane są ze szczególnym naciskiem położonym na typowe i popełniane notorycznie błędy. Chyba Grzegorz Sobaszek zbyt dosłownie potraktował edukacyjną misję, jaką spełniać powinna literatura, bo w ferworze walki o czystość językową zagalopował się zbyt daleko. Miało być śmiesznie i atrakcyjnie, jest żałośnie i nudo miejscami. Przewidywalne do bólu reakcje głównego bohatera próbuje autor ratować, układając lekko absurdalną fabułę, w której rządzi nie logika ale chaos – lecz na reanimację zarżniętego bezlitośnie tekstu jest już trochę za późno. Grzegorz Sobaszek pisze bez kompleksów, co z tego, skoro kurczowe trzymanie się raz wymyślonych zjawisk odbiera narracji cały urok i odwraca uwagę od niebanalnych rozwiązań.

„Muszę kończyć, umieram” to powieść przede wszystkim dla cierpliwych, za mało w niej wewnętrznego spoiwa, za dużo przegadania i bezładu. Nie wystarczy zapisywać wszystko, co się wymyśli, przydałoby się do tego dołożyć jeszcze trochę krytycyzmu. Źle, kiedy dzieło bawi autora bardziej niż jego czytelników, a obawiam się, że w przypadku tej książki tak właśnie często będzie.

3 komentarze:

  1. Anonimowy10/3/11 09:03

    No cóż, ja też nie zgadzam się z tą recenzją. Książka jest kapitalna:) W swojej przewrotności i specyficznym poczuciu humoru przypomina mi trochę "Sprzysiężenie osłów" Johna Kennedy'ego Toole'a. Polecam obydwie książki, bo warto.

    OdpowiedzUsuń
  2. Też jak poprzednicy nie zgadzam się z tą recenzją. Jestem świeżo po lekturze i uważam ją za zabawną. Wcale nie brakuje jej spoiwa, a wręcz przeciwnie. GORĄCO POLECAM

    OdpowiedzUsuń
  3. sfrustrowany klub anonimowych wielbicieli twórczości Grzegorza Sobaszka uprzejmie proszę o to, by swoje żale i ataki personalne zamieszczał gdzie indziej. Kolejne niemerytoryczne komentarze będą kasowane.

    OdpowiedzUsuń