* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

czwartek, 19 listopada 2009

Obraz czy tysiąc słów?

Wiesław Fuglewicz: Słownik wyrazów obcych w obrazkach. Iskry, Warszawa 1987.


Kto widział rysunki Wiesława Fuglewicza, ten z pewnością kojarzy charakterystyczne zdeformowania ludzkich sylwetek, konturowość postaci i przedmiotów, wyrazistą i pewną kreskę jednej grubości i rezygnację z umieszczania na obrazkach szczegółów, które zaciemniałyby odbiór. Fuglewicz w swoich pracach często odwoływał się do symbolu, a jego jednoklatkowe rysunki opowiadały konkretne historie – choć na pierwszy rzut oka nie cechowały się zbyt dużym zdynamizowaniem.

Wydany w 1987 roku w rysunkowej serii „Biblioteki Stańczyka” tomik „Słownik wyrazów obcych w obrazkach” to zjawisko jak na satyrę schyłku XX wieku niezwykłe, a dziś już praktycznie niemożliwe do powtórzenia. Wymaga bowiem od odbiorców pewnego wysiłku intelektualnego, więc, co za tym idzie, wiąże się z ryzykiem niezrozumienia dowcipu. Pomysł na cały zbiorek zdominował (a być może po prostu wymusił) mechanizmy komizmotwórcze: siłą zestawu staje się więc realizacja konkretnych przykładów.

Wiesław Fuglewicz gromadzi wyrazy obce, obcobrzmiące lub po prostu – trudne – a potem komentuje je rysunkami. Tworzy ilustrowane definicje haseł, dokonując często semantycznych dekonstrukcji. Pokazuje, jak można rozumieć poszczególne terminy, uruchamiając szeroki wachlarz skojarzeń. Stosuje naiwne odczytania i bardziej skomplikowane, asocjacyjne procesy myślowe, żeby dotrzeć do znaczenia wyrazu. Konotacje humorystyczne uaktywniają się przede wszystkim wówczas, gdy odbiorca musi odkryć sieć powiązań między słownikowym wyjaśnieniem terminu, a definicją obrazkową, zaproponowaną przez Fuglewicza. W tej niewielkiej książeczce śmiech nie jest reakcją oczywistą i naturalną – poprzedza go, momentami utrudnia, konieczność zrekonstruowania idei twórcy. Odczytywanie pomysłów Fuglewicza rozkłada się na kilka etapów: po pierwsze – zrozumienie przywołanego słówka, po drugie – interpretacja rysunku, po trzecie – odkrycie płaszczyzny wspólnej dla obu kanałów przekazu, po czwarte wreszcie deszyfrowanie skojarzeń twórcy. Znajdują się w tomiku rysunki lżejsze, w których ów proces nie będzie aż tak wyraźny, lecz sporo i prac ambitnych. Te ostatnie dziś zaskakują: satyra w pierwszej dekadzie XXI wieku oceniana jest przede wszystkim przez pryzmat wątpliwej jakości dokonań kabaretów medialnych. Ocena dowcipu w takim ujęciu staje się – rzecz jasna – zniekształcona; mimo to na żart wyrafinowany nie ma ostatnio miejsca. Propozycja Wiesława Fuglewicza spotkałaby się zapewne z co najmniej nieprzychylnym odbiorem przyzwyczajonych do łatwej rozrywki odbiorców.

„Słownik wyrazów obcych w obrazkach” to propozycja kierowana przede wszystkim do czytelników myślących. Odkrywa nieznane satyrze rejony – Fuglewicz odważył się podjąć ryzyko i zaproponował tomik dla inteligentnych. Tym samym zadał kłam opiniom, jakoby satyra miała być literaturą niższą czy sztuką drugiej kategorii. Niewątpliwie zaletą książki ObWiesia (takim pseudonimem podpisywał się Wiesław Fuglewicz) jest jej uniwersalność. Zamiłowanie do symboli sprawia, że w wielu rysunkach autor nie posługuje się – poza, oczywiście, tytułem obrazka – słowami. Nie odwołuje się też raczej do frazeologizmów, źródła humoru upatruje raczej w skojarzeniach tematycznych: rysunki opiera na zestawieniach motywów, nie sięga za to po narodową „mitologię” i satyrę polityczną (w postaci nawiązań do bieżących trosk rodaków) – przez co przedłuża jeszcze egzystencję zbiorku.

Dziś odbiór „Słownika wyrazów obcych w obrazkach” wiąże się z pewnym podziwem dla twórcy. Obrazki jak spod igły, odważne przeskoki myślowe, elegancja wygrywająca z wulgarnością, a jeszcze przy tym można się czegoś nauczyć… Takich tomików w polskiej satyrze XX wieku nie było zbyt wiele – i nie zanosi się na to, by miały się wkrótce pojawić.



Izabela Mikrut

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz