* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

niedziela, 29 listopada 2009

Olga Lipińska: Mój pamiętnik potoczny

Prószyński i S-ka, Warszawa 2005.

Codzienność szeptem


W zasadzie to aż dziwne, że „Mój pamiętnik potoczny” Olgi Lipińskiej przeszedł niemalże bez echa – o opublikowanej przed czterema laty książce pamięta dziś niewielu. Być może za sprawą zwodniczego tytułu – dość potężny tom nie należy przecież do literatury stricte memuarowej, genologicznie rzecz ujmując, to po prostu zbiór felietonów. Ich lektura jednak nakazuje zweryfikowanie poglądów i przyznanie tekstom Lipińskiej prawa do „pamiętnikowości”. Felietony zakładają subiektywny punkt widzenia – u Olgi Lipińskiej tworzywem krótkich refleksji stają się prywatne doznania, przeżycia jednostkowe i wydarzenia, których nie można przekuć na kabaretowe scenki.
Autorka wprowadza swoich czytelników – niekoniecznie wielbicieli Kabareciku – we własny świat, trochę podlany Gałczyńskim. Zdradza szczegóły codziennego życia, cytuje przekomarzania z mężem Piotrem, oraz troski o suczkę Julkę. Spowiada się ze zwykłych problemów i słabości, zwierza się i próbuje usprawiedliwiać. Rozlicza się z nierzetelnymi dziennikarzami, wystawia rachunek władzom, które już w XXI wieku zdjęły jej program z anteny. Nie ma zamiaru natomiast wykorzystywać modnego i poczytnego przecież stylu plotkarskiego, nie zdradza cudzych sekretów. Chętnie zresztą porusza się w obszarze relacji, woli opowieść niż analizę, w puentach felietonów bardzo często umieszcza dialogi, z pozoru zwyczajne, a przecież ostatnią kwestią świetnie podsumowujące także ukryty sens tekstów. W zapiskach Olga Lipińska odnosi się niemal bez przerwy do relacji z najbliższymi – portretuje wciąż niezadowoloną i narzekającą matkę, wyrozumiałego mimo że czasem nieobecnego duchem męża oraz całe grono bliższych i dalszych przyjaciół. Prywatne wymiany opinii służą właściwie w „Moim pamiętniku potocznym” do komentowania spraw społecznych – celnego, chociaż przeważnie gorzkiego.
Olga Lipińska także w tych drobnych, diariuszowo-publicystycznych utworach daje się poznać jako przenikliwa obserwatorka. Tym razem jednak nie decyduje się na ostrze satyry (co najwyżej – ironii, ale i z tej otoczki często rezygnuje), stawia raczej na retorykę przemieszaną z konfesyjnością, oddala niemal całkowicie śmiech. Więcej tu rozczarowania i zmęczenia niż anegdoty, więcej przygnębienia niż radości, a przecież książkę i tak czyta się błyskawicznie. Trudno żeby było inaczej, teksty nie liczą więcej niż po trzy strony, wykorzystują silne zaangażowanie emocjonalne, w dodatku nasycone są zwierzeniami o dość wysokim stopniu prywatności, a to zawsze stanowi wabik na część czytelników – tę część, która spragniona jest wynurzeń celebrytów.
Sporo tu będzie tematów niewygodnych, których poruszania Lipińska się nie boi – na przykład spełnienia, do którego nie jest potrzebne kobiecie macierzyństwo – ale i przyjemnych wspomnień, choćby przyjaźni z Agnieszką Osiecką. Zagadnieniom o większym stopniu ogólności nadaje autorka także rysów indywidualnych, przez doświadczanie kolejnych wydarzeń – czy chodzi o agresję i wulgarność szerzącą się wśród młodych ludzi, czy o modę na gimnastykowanie się.
Felietony zgromadzone w „Moim pamiętniku potocznym” powstawały na przestrzeni dwunastu lat, od lutego 1993 do stycznia 2005. Daje się w nich zauważyć, obok naturalnej w obliczu społeczno-politycznych przemian zmiany tematyki także zmianę stylu i języka – jedyną ostoją wobec zmieniającej się rzeczywistości okazuje się rodzina. Książkę ilustrują zdjęcia z archiwum autorki – część przypominająca zwykłe fotografie każdego z odbiorców tej publikacji, część to zdjęcia z planu, niekiedy dość humorystyczne (jak te z serii „reżyser umie pokazać wszystko” – na których autorka demonstruje aktorom, jak mają odgadywać poszczególne sceny.
A najbardziej w tym wszystkim podoba mi się krytyka nienawiści. Krytyka ponad podziałami, wolna od polityki, wyrastająca z niechęci do głupoty. Krytyka mająca swoje źródło w satyrze, tym razem nastawiona wyłącznie na likwidację nieuzasadnionych uprzedzeń i złośliwej agresji. I chociaż także tym razem głos Lipińskiej zginął w ogólnym wrzasku – miło było przekonać się, że nie wszyscy tę retorykę krzyku akceptują.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz