* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

wtorek, 17 czerwca 2025

Morris, Goscinny: Lucky Luke. Biały jeździec

Egmont, Świat Komiksu, Warszawa 2025.

Zasadzki

Nie pierwszy to raz i nie ostatni, kiedy teatr łączy się bezpośrednio z kryminałem. W warunkach Dzikiego Zachodu można też obcować ze sztuką, o czym wiedzą aktorzy wędrownej trupy. Przygotowani są świetnie, wożą ze sobą nawet klakiera, żeby zapewnić aplauz widowni. Jednak z każdą wizytą coś w okolicy ginie – i na razie nikt nie łączy faktów. Przedstawienie, w którym piękna kobieta odpiera namolne zaloty pewnego niegodziwca, ogląda między innymi dzielny samotny kowboj. Lucky Luke nie ma jednak szansy na dowiedzenie się, jak kończy się sztuka: przeważnie jest ona przerywana przez skandal – aż do następnego razu. To zawieszenie na jednym kadrze będzie dla odbiorców czynnikiem humorystycznym i w prosty sposób zaimituje spektakl. Ale przecież nie o walory artystyczne tu chodzi, a o ściganie bandytów. Miejscowi co prawda mają swoje sposoby na wymierzanie sprawiedliwości (w przypadku górników akurat to nie smoła i pierze tylko biała farba i pierze, bo smoły nie byłoby widać na czarnych postaciach), ale przestępców trzeba schwytać. I najlepiej, żeby zrobił to ktoś z zewnątrz, kto nie jest zamieszany w lokalne układy.

„Biały jeździec” to komiks bardzo klasyczny. Wydaje się momentami wręcz zachowawczy w treściach, ale chodzi przede wszystkim o rozrywkę i śmiech, a ten wywoływać można bez większego wysiłku przez grę z doskonale znaną wszystkim konwencją. Autorzy bawią się nawet finałową piosenką kojarzoną zawsze z głównym bohaterem. Jolly Jumper, dzielny rumak, pozostaje tu ironicznym obserwatorem – mniej go w całym komiksie, bo też i nie wpisuje się zbyt dobrze w realizację teatralną. Autorzy przedstawiają tu metody na spędzanie wolnego czasu w miasteczkach pozbawionych dostępu do sztuki. Odwołują się do bogatej galerii charakterów – potencjalni widzowie, którzy pojawiają się na objazdowych spektaklach, niekoniecznie wiedzą, jak powinno się zachowywać w teatrach i przenoszą do nich zwyczaje z saloonu. Trudno się im dziwić, skoro na co dzień znają właśnie takie formy. Lucky Luke jednak mocno się na ich tle wyróżnia: nie tylko zachowuje powściągliwość w swoich reakcjach, ale jeszcze doskonale potrafi odnaleźć się w każdej, nawet najbardziej absurdalnej sytuacji.

Istota teatru zostaje tu obnażona: „Biały jeździec” to oczywiście historia o przestępstwach w wymiarze komiksowym, na wesoło – ale spore znaczenie ma tu specyficzny koloryt lokalny, tematyka i znajomość poprzednich rozwiązań. To zestawienie sprawdza się jako źródło komizmu i przełamań, scena z kolei uwidacznia słabe strony zapatrzonych w siebie. Artyzm to fikcja, a poszukiwanie środków wyrazu zamienia się w prawdziwą przygodę. Jak zwykle – dynamiczne kadry i śmiech potęgowany przez zawartość obrazków to rozwiązania, które przyciągną odbiorców – tych z młodszego pokolenia i dawnych fanów serii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz