* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

sobota, 20 kwietnia 2024

Bluey: Babunie

Harperkids, Warszawa 2024.

Taniec

Babunie dostarczają rozrywki zwłaszcza młodszym bohaterom (i przy okazji młodszym odbiorcom). Nie ma w tym niebezpiecznego śmiechu ze starości, raczej – ze stereotypów, które zresztą też zostaną zastąpione nowymi odkryciami. Bo chociaż babunie przewracają się co chwilę na drzemki i nie wiedzą, jak obsługiwać urządzenia elektroniczne, mają też sporo zalet. A kiedy uczą się nowych rzeczy, są naprawdę super. W serii o Bluey babunie tym razem mają swój moment – tomik „Babunie”. Bluey i Bingo bardzo chcą się dowiedzieć, czy ich ukochane babunie potrafią tańczyć specjalny taniec – ale żeby się o tym przekonać, trzeba będzie pokonać kilka przeszkód w drodze do informacji. „Babunie” to książeczka rozrywkowa i przeznaczona tylko i wyłącznie dla fanów serii – pozostali będą potrzebować kontekstu, żeby wstrzelić się w świat bohaterów z kreskówki. Opowieść w warstwie narracyjnej ograniczona jest do minimum: lektura polega przede wszystkim na oglądaniu obrazków i śmiechu z nieudolności tytułowych bohaterek (które jednak potrafią zaskoczyć, nie będzie to więc tak do końca drwina). Minimum słów i nawiązywanie do tego, co odbiorcy dzięki kreskówce zrozumieją – oto przepis na sukces w tym wypadku. Przez taki zabieg opowieść wypada dziwnie – wydaje się poszatkowana i nasycona przesadnymi emocjami. Te okażą się czytelne dzięki kontekstowi – dzieci, które oglądają Bluey wiedzą, o co chodzi postaciom i jak to osiągnąć. Pozostałe być może poprzestaną na płaszczyźnie ogólnodostępnej – albo wyszukają w historyjce coś dla siebie.

W „Babuniach” większą rolę odgrywają obrazki, proste jak cała kreskówka. Kwadratowe i kolorowe pieski przedstawione tu zostały niemal bez tła – tak, żeby łatwiej było dzieciom skupić się tylko i wyłącznie na nich, żeby nic nie rozpraszało kilkulatków. Wystarczy kilka detali z dalszego planu, żeby naszkicować miejsce akcji albo temat, który i tak został przedstawiony w narracji śladowo – liczą się sami bohaterowie i ich działania. Zwłaszcza że motyw tańca zapewni dynamikę, tak potrzebną w fabule. Do tego dochodzi ciekawe kadrowanie: wprawdzie w podstawowym rytmie narracji obrazkowej chodzi o przedstawianie dużych postaci w centralnym miejscu strony, jednak już w przypadku wprowadzania do opowieści zdjęć lub filmów można się pobawić planami – rysunki pokazują, jak bardzo babunie nie radzą sobie z nagrywaniem siebie (albo z przedstawianiem swojej twarzy podczas wideorozmowy), co stanowi prosty czynnik humorystyczny dla najmłodszych. Jest ta książeczka utrzymana w nieco zgaszonej kolorystyce, rozjaśniane barwy mają trochę uspokoić nadmiar wrażeń zmysłowych – chodzi o to, żeby mocne kolory nie rozpraszały dzieci (a z kolorów przecież nie da się zrezygnować, bo są wpisane w cały świat Bluey) i żeby niepotrzebnie nie odciągały uwagi od komizmu. Ta historyjka to po prostu spotkanie z bohaterami kreskówki – nie potrzeba tu niczego więcej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz