* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

poniedziałek, 29 lipca 2013

Divadlo PIKI (Pezinok, Słowacja): Pies Przytulak

tekst: Daniel Pennac
scenariusz: Katka Aulitisová
reżyseria: Katka Aulitisová i L’ubo Piktor
na scenie: Katka Aulitisová i L’ubo Piktor


Tułaczka Przytulaka

Magia teatru? Działa między innymi wtedy, gdy zapomina się o aktorach na scenie, a zamiast nich widzi się tłum różnorodnych postaci. Magia teatru to możliwość przejścia od wielkiego rozbawienia do silnego wzruszenia w krótkiej chwili. Magia teatru sprawia, że po udanym przedstawieniu trudno od razu wrócić do rzeczywistości.

Słowacki teatr PIKI oferuje dzieciom (i dorosłym, którzy przyprowadzają swoje pociechy na przedstawienia) rozrywkę w najlepszym gatunku. Tym razem Katarína Aulitisová i L’ubomír Piktor zdecydowali się na klasyczną w duchu historię, ożywianą zarówno ogromem skrajnych emocji, jak i precyzją w określaniu miejsc akcji. Połączyli w jedno opowieść o niezwykłej przyjaźni, psiej wierności i oddaniu z zestawem satyrycznych i lekkich obrazków. „Pies Przytulak” zwraca uwagę na los zwierząt niechcianych i pokazuje, jak wspaniałymi towarzyszami mogą się stać przygarnięte pokraczne czworonogi. Bajka jest jednak pozbawiona tanich morałów: z inteligentnej narracji odbiorcy sami odczytają prawdę.

Pies Przytulak jest już bardzo stary i nie ma siły biegać za bańkami mydlanymi. Jest też wreszcie szczęśliwy u boku swojej pani – może zatem zagłębić się w retrospektywną opowieść o własnym losie. Jako brzydki szczeniak miał zostać utopiony (bo i tak nikt by go nie kupił), z włóczęgi po wysypiskach trafił w ręce hycla, w schronisku miał być wkrótce uśpiony. I nawet kiedy został przygarnięty przez pewną rodzinę na żądanie kilkuletniej dziewczynki, Pigwy, nie mógł zaznać upragnionego szczęścia. Skazany na długą tułaczkę ulicami Paryża, poznawał trudne często prawdy o świecie i losie nie tylko bezdomnych psów.

Sama fabuła wydaje się bardzo klasyczna: to opowieść drogi, podczas której bohater dojrzewa, a i przeżywa wiele przygód – wesołych lub smutnych. Realizacja, pomysły reżyserskie i scenograficzne sprawiają natomiast, że tekst Daniela Pennaca ożywa i zamienia scenę w ruchliwe ulice Paryża. Można tylko podziwiać aktorów za energię i tempo spektaklu: w tej bajce rytm nie zwalnia się ani na moment, a Katarína Aulitisová i L’ubomír Piktor sprawiają wrażenie, jakby świetnie się bawili. Mistrzowsko operują skrótem, precyzyjnie nakreślają kolejne sytuacje. Mało tego: w granym po polsku przedstawieniu wykorzystują lingwistyczne gry i swobodnie posługują się frazeologizmami: tej językowej swobody mogłoby się od nich uczyć wielu naszych aktorów i twórców spektakli…

Jednym z zabiegów pomysłowo przeniesionych do teatralnej bajki jest kadrowanie. Scenografia czasem zamienia się w okienko pozwalające obserwować otoczenie z perspektywy psa: raz jest klatką w schronisku, raz wagonem metra, raz przestrzenią pod stołem. Kadrowanie pozwala bez problemu skupić uwagę odbiorców na nietypowej perspektywie – a aktorom daje szansę na błyskawiczne i celne zarysowanie kontekstu opowieści. To, co jest stołem, za moment może zamienić się w samochód, sadzawkę lub… plan miasta z przesuwającymi się sylwetkami bohaterów.

Równie olśniewające jak scenografia są tu lalki. Psy to pacynki i marionetki, zdarzają się też bardzo oryginalne czworonogi – jak ten zrobiony z mopa (chwilę później L’ubo zamiata nim podłogę) czy ten, którego tułów stanowi ręka. Zachwyt budzi fakt, że Pies Przytulak (bez względu na lalkową wersję) idealnie naśladuje gesty czy reakcje prawdziwych zwierząt. A do tego macha ogonkiem. Pigwa w dziecięcej wersji długo widziana jest jako nóżki w trampkach i rajstopach w grochy – kiedy zerka do psa, wystawia głowę spomiędzy kolan. Niespodzianki czają się na każdym kroku, tu nawet jazda metrem w nie obfituje.

Na deser – gra aktorska. Katka i L’ubo we dwoje tworzą cały szereg postaci o różnych charakterach. Są jednocześnie małżeństwem, dzieckiem i psem, by stać się mieszkańcami schroniska, właścicielem sklepu i dziennikarzami, tłumem pasażerów w metrze… Potrafią opowiadać historię równocześnie w kilku planach, animować lalki i dodatkowo grać swoje „ludzkie” role. Błyskawicznie chwytają potrzebne im rekwizyty, by w tej samej sekundzie przeobrazić się w kolejnego bohatera. Przekonują wszystkich do swoich wcieleń, a przy okazji portretują niektórych z przymrużeniem oka. Stereotypami posługują się z finezją. Wykorzystują trafnie detale (co ma związek z kadrowaniem) – postać zmieni się przez perukę, gest czy zmianę obuwia (dzięki czemu Katka może być Pigwą, jej matką czy różnymi pasażerkami z metra, nie budząc zastrzeżeń bardzo spostrzegawczych dzieci). Niewiarygodne, jak same nogi do kolan mogą oddać charakter postaci… Aktorzy znakomicie naśladują różne głosy, co sprawia, że dzieci pozostają sam na sam z wieloma bohaterami przywoływanymi przez jedną osobę. A co najważniejsze – artyści z PIKI są na scenie profesjonalistami, całkowicie pochłoniętymi budowaniem własnego świata. Całym sercem angażują się w historię i cieszą się każdą sekundą gry. To musi procentować uwielbieniem ze strony publiczności, zwłaszcza tej świadomej faktu, że PIKI to najwyższa teatralna jakość.

Przeniesienie psiej historii na ludzki grunt wiązać się musi z humorem. To, co dla Przytulaka naturalne i zrozumiałe – na przykład oznaczanie znalezionego na widowni sympatycznego dziecka – z perspektywy człowieka wygląda zupełnie inaczej. PIKI dostarcza mnóstwa powodów do śmiechu. Bywa to dowcip rubaszny (kiedy pies i jego pan ze względu na identyczne potrzeby fizjologiczne muszą na moment przerwać podróż), bywa – związany z zaskoczeniem (kichnięcie w metrze). Ale w „Psie Przytulaku” znalazło się i miejsce na dowcip podbarwiony lekką goryczą: dorosła Pigwa, chcąc sprawić przyjemność staremu pupilowi, pyta go najpierw „Na które oko widzisz?”, żeby z odpowiedniej strony puszczać mu jego ulubione bańki mydlane. I ten żart najpiękniej pokazuje wzruszającą siłę opowieści. Powodów do wzruszeń (a nawet lęku) też tu nie zabraknie. Na oczach małych widzów rodzi się niezwykła więź – niełatwa, wywołująca czasem żal i rozczarowania bohaterów, ale tym cenniejsza. PIKI stroni od banału i uproszczeń, nie chce infantylizować. PIKI nie wybiera powtarzalnych i ogranych do znudzenia schematów. Dzieciom proponuje o wiele więcej niż niejeden „dorosły” teatr swoim widzom. Oglądanie „Psa Przytulaka” to ogromna przyjemność połączona z niesłabnącym podziwem.

Jak zwykle, nie zabrakło tu płaszczyzny żartu dla dorosłych odbiorców, bo aktorom zależy na tym, by rodzice nie nudzili się podczas bajki. I tak dialog dziennikarki z operatorem czy zwierzenia starej zmęczonej suki to motywy, których drugie dno odczytają tylko dorośli. W ten sposób szybko włączą się w opowieść i będą usatysfakcjonowani spektaklem tak samo jak dzieci.

Potrzeba po „Psie Przytulaku” dłuższej chwili na ochłonięcie i przepracowanie olbrzymiej dawki teatralnych oraz uczuciowych wrażeń. Fantastyczne proporcje między śmiechem i żalem, dynamika historii i dwoje aktorów, którzy potrafią wyczarować każdy świat – „Pies Przytulak” to bez wątpienia dowód na istnienie magii teatru.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz