* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

środa, 7 sierpnia 2019

Aleksandra Ziółkowska-Boehm: Wokół Wańkowicza

PIW, Warszawa 2019.

Życie z pisarzem

Aleksandra Ziółkowska-Boehm napisała na temat Melchiora Wańkowicza dwie osobiste książki: pierwszą opublikowała niedługo po śmierci autora, drugą wprowadzała na rynek kilkakrotnie, za każdym razem uzupełniając o kolejne wspomnienia. Zapiski z codzienności, skojarzenia, fragmenty listów i przemyślenia na temat pracy dla sławnego pisarza, a do tego relacje z biografii, odczytania konkretnych motywów i perypetie związane z wydawcami składają się na publikacje teraz wydane w obszernym tomie „Wokół Wańkowicza”. Książka wpasowuje się w serię wznawianych przez Prószyński i S-ka pism Wańkowicza, może być ciekawym uzupełnieniem lekturowym dla tych, którzy dopiero poznają te teksty i chcieliby zanurzyć się w świat autora – ale widziany z nieco innej perspektywy. Aleksandra Ziółkowska-Boehm działa tutaj jako osoba znająca zwyczaje i rytm codzienności Wańkowicza, ale też – uwzględnia w relacji motywy bardziej osobiste. Pisze o synu, który z pisarzem stroniącym od dzieci uczył się dogadywać, ale nawet o swoim miejscu w domu. Opowiada o domownikach, daje podgląd naturalnych zajęć, rozrywek czy pomysłów: tłumaczy to, co osobom z najbliższego otoczenia Wańkowicza wydawało się oczywiste i niegodne wzmianki. W ten sposób ocala ciekawy kawałek obyczajowości, a czytelnikom funduje literacką podróż w przeszłość.

Pierwsza część – więc pierwsza książka – jest po prostu zestawem charakterystycznych skojarzeń, rozbudowanym wspomnieniem i próbą ocalenia wielkiego pisarza. Płynie ze smutku po jego śmierci, a do tego – jest też odpowiedzią na swoiste rynkowe zapotrzebowanie. Składa się z małych form, które nie układają się w dużą całość, przynajmniej nie tematycznie, bo emocjonalnie owszem. Ziółkowska-Boehm wprowadza do opowieści familiarność, której próżno by się spodziewać po tych, którzy na życie i twórczość Wańkowicza patrzyli z dystansu. Nadaje książce specyficzny klimat, sprawiając, że nawet jeśli nie opowiada o konkretach, łatwo z nią zostać i śledzić opowieści. Stawia autorka – co zrozumiałe – na anegdoty. Ocala drobiazgi, które nie miałyby szansy przejść do historii literatury, a przez biografów byłyby odrzucane jako nieistotne i pozbawione dramaturgii. Druga książka wydaje się nieco bardziej spokojna i oparta na faktach, ale i tak autorka czerpie w niej ze sprawdzonych rozwiązań: skupia się na tworzeniu małych obrazków rodzajowych, odrzuca schematy wielkich biografii. Składa tom z małych szkiców, w których dość obficie cytuje różne zachowane dokumenty.

Nie jest to lektura porządkująca temat egzystencji Wańkowicza, jeśli ktoś spodziewa się tu zestawu dat i suchych encyklopedycznych opisów, będzie bardzo rozczarowany: od wiadomości – informacji, które można bez trudu zdobyć za sprawą opracowań naukowych i ankiet – autorka stroni. Ma rację, w ogóle nie pasują one do rytmu jej wspomnień. Tu rozrywka polega na możliwości odtwarzania nietypowej atmosfery. Ziółkowska-Boehm przede wszystkim maluje słowem, zajmuje się układaniem z fraz kojących pejzaży, a kiedy już odnosi się do samej pracy – posługuje się najchętniej wypowiedziami innych. Rozwiewa wątpliwości dotyczące dalszoplanowych faktów (dlaczego ukochany pies, ważny domownik, ma na imię Dupek i jak sobie z tym poradzić podczas spacerów), ale też prezentuje dom i jego wystrój. Dba o to, żeby rytm narracji pasował do wrażenia, jakie wynosi się z domu Wańkowicza. Akcentuje swoją rolę w codziennych obowiązkach, a do tego – wpada na pomysł przedstawienia Wańkowicza przez listy, jakie otrzymywał od wielbicieli. Chociaż przytacza obszerne fragmenty korespondencji, nie będzie to odbiorcom przeszkadzać. Po pierwsze dlatego, że i tak otrzymują całkiem sporo ciekawostek z życia pisarza i na brak emocji narzekać nie będą mogli, a po drugie – listy wprowadzają elementy humoru. Nie dowcipy, a humor właśnie przesyca tę stylistykę, sprawia, że Ziółkowska-Boehm proponuje odbiorcom książkę osobistą, ciepłą i dość przyjemną. W związku z tym, że tu liczy się najbardziej przeżywanie tego, co na co dzień – nikt nie będzie mieć pretensji o brak konkretów biograficznych. To nie ma znaczenia, skoro można poznać pisarza przez pryzmat jego domowych zwyczajów. Z kolei potrzebę dotarcia do wiadomości na temat pisarza w pełni zaspokoi druga część wielkiego tomu, podróż po motywach związanych z pisarstwem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz