* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

wtorek, 25 października 2016

Ola Woldańska-Płocińska: Rekordziści

Czerwony Konik, Kraków 2016.

Osiągnięcia absurdalne

Takich ciekawostek nigdy zbyt wiele. Chociaż dla Oli Woldańskiej-Płocińskiej są one pretekstem do graficznych popisów, to jednak wywołają też śmiech dzieci i zachęcą małych odbiorców do czytania. „Rekordziści” to tomik rozbudzający wyobraźnię, a do tego zawierający kilka bardzo absurdalnych rekordowych dokonań. Nie będzie tu mowy o typowych „naj” autorka wyszukuje w Księdze Rekordów Guinnessa fakty, których zwykle się nie szuka i nie potrzebuje. Jak na przykład ten o wyścigu ludzi przebranych za indyki, o ustawianiu jajek pionowo czy o mieszczeniu się w autobusie. Pojawiają się tu ciekawostki z różnych dziedzin: futro najbardziej kudłatej owcy świata i rozmiary bałwana. A zaczyna autorka od… największej kuli z gum do żucia. Ważne, żeby znaleźć informacje niebanalne, interesujące dla dzieci, a i bardzo dziwne. To przepis na sukces – i na „Rekordzistów” przy okazji. Ola Woldańska-Płocińska zamierza udowodnić dzieciom, że czytanie – i dowiadywanie się o różnych rzeczach – nie jest związane tylko ze szkolnymi lekturami i obowiązkami. Absurd z „Rekordzistów” musi się podobać tym bardziej, że w tomiku pojawiają się przecież prawdziwe osiągnięcia.

„Rekordziści” to mała kartonowa książeczka z zaokrąglonymi rogami. Taki rodzaj wydania jeszcze do niedawna sugerował najmłodszych jako grupę docelową odbiorców – obecnie to rozwiązanie stosowane coraz częściej po prostu w picture bookach, które zresztą przechodzą podobną drogę: nie są już adresowane do nieumiejących czytać maluchów, a coraz częściej i do starszych. Tutaj kartonowe strony nikogo nie wykluczają, więcej nawet: poszerzają krąg potencjalnych odbiorców o dzieci młodsze, te, które preferują obrazkowe historyjki. Równie dobrze sprawdzi się ta pozycja u samodzielnie czytających pociech, które będą w stanie podzielić się zdobytymi ciekawostkami z rówieśnikami. Ponieważ te z kolei mogłyby poczuć się urażone „dziecinnym” sposobem wydania, warto zaznaczyć dojrzałą formę graficzną. Ola Woldańska-Płocińska nie należy do autorek, które bawiłyby się w kreskówkowe obrazki. Serwuje odbiorcom grafiki a nie rysuneczki i miejsca dla siebie upatruje wśród ilustratorów właśnie przez ucieczkę od typowo dziecięcych rysunków. Nie daje się zaszufladkować jako ilustratorka dla najmłodszych – jej prace w zasadzie nie mają jasno określonego wieku odbiorcy. Woldańska-Płocińska bawi się kształtami (nie stosuje kreskówkowych konturów), zarzuca proporcje. Postaciom z tomiku maluje na czerwono uszy, nosy i policzki – akcentując w ten sposób nieco związek z dziecięcymi rysunkami – ale nie stara się tych obrazków infantylizować. Bywa, że posługuje się komizmem w ilustracjach (przerysowana owca) i wyolbrzymieniami, ale częściej odnosi się do samego tekstu, w ilustracjach po prostu powiela to, co zostało właśnie opowiedziane. Do tego używa tylko pastelowych kolorów i barw złamanych, czym również przekracza schemat typowych książeczek dla maluchów. Poza rysunkami dla autorki również „nagłówki” poszczególnych rekordów stają się plastycznym tworzywem. Tu Woldańska-Płocińska bawi się liternictwem i pokazuje, jak tekst przemienia się w ozdobę bez utraty podstawowego zadania.

Zadziwiająco dużo tu tekstu jak na kartonowy picture book, ale autorka poza przytaczaniem rekordowych ciekawostek zajmuje się też stosowaniem obrazowych dla dzieci porównań. Coś waży tyle, ile tata po śniadaniu, a włosy w uszach rekordzista ma długości ołówka. Nie są to zbyt precyzyjne porównania, ale dla dzieci na pewno wartościowe, dają bowiem choćby zbliżone pojęcie na dany temat, pozwalają użyć wyobraźni i przerabiają abstrakcyjne miary na coś konkretnego, bliskiego dziecku. Czasami Woldańska-Płocińska zalicza stylistyczne wpadki (wzrostu się przecież nie oblicza a mierzy!), ale i tak „Rekordziści” znajdą uznanie odbiorców. To tomik pomysłowy i zabawny, przypominający o tym, że nauki nie trzeba traktować serio – i że nie wszystkie wiadomości muszą być pożyteczne czy przydatne w codziennym życiu. To tomik dla znudzonych edukacyjnymi lekturami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz