* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

piątek, 16 maja 2025

Drew Daywalt: Dzień, w którym kredki miały dość

Kropka, Warszawa 2025.

Skargi

To opowieść ponadczasowa, w stylu, który każdy lubi. Do zwyczajności i tego, co da się zaobserwować na co dzień Drew Daywalt dodaje tylko odrobinę bajkowości: oddaje głos kredkom z pudełka. Chłopiec, który używa tych kredek bez przerwy, nawet nie przypuszcza, co mają mu do powiedzenia. Tymczasem wszystkie kredki postanawiają zabrać głos – i w listach przedstawić swoje racje i wątpliwości. Wybierają najlepszą z możliwych dróg: w przypadku listów nie trzeba wyjaśniać, w jaki sposób dogadały się z bohaterem. Pisanie to niemal ich naturalna umiejętność – i dzięki temu wyrażają siebie w sposób zwykły. Nie o głos zabierany przez kredki przecież chodzi, a o to, co mają do zaprezentowania.

I tak po kolei każda kredka zwraca się do bohatera z wyrzutami albo pochwałami. Jedne uważają, że pracują za dużo i wyliczają, co muszą codziennie kolorować, inne protestują przeciwko pomijaniu ich przy zabawach, jeszcze inne nie zgadzają się z rolą, jaka została im wyznaczona. Nagle okazuje się, że naśladowanie rzeczywistości wcale nie należy do najbardziej wymarzonych przez kredki zjawisk – każda pragnie kreatywności i indywidualnego podejścia. Kredki uświadamiają chłopcu, że wcale nie musi kierować się tym, co widzi. Przy kolorowankach i obrazkach tworzonych przez siebie może popuścić wodze fantazji i wykreować świat w inny sposób. A to z kolei daje siłę i pozwala na niekończącą się zabawę. Bunt kredek jest ważny i potrzebny. Bez podpowiedzi dziecko mogłoby się nie zorientować, że wpada w schematy – istniałoby niebezpieczeństwo, że już zawsze będzie robić to, czego się od niego oczekuje. A kredki pragną wolności i możliwości rysowania tego, co chcą, a nie zawsze tych samych przedmiotów.

W grafice Oliver Jeffers jest cudowny: wymyśla obrazki inspirowane rysunkami dzieci, specjalnie bawi się stylem tak, żeby efekt przywoływał na myśl dziecięce prace. Dodatkowo w książce stawia na listy. Te listy często zajmują całą stronę (są ładnie przygotowane graficznie, więc ogrom tekstu nie przerazi dzieci), automatycznie przypominają też o epistolografii i o kolejnej metodzie na wyrażanie siebie. Pozwalają ćwiczyć czytanie (i pisanie – kredki nie mają idealnie wyrobionego charakteru pisma, mogą w kształcie liter wyrazić wiele). Najważniejszym ich składnikiem jest jednak humor – w tej książce żart pełni ważną funkcję, pozwala zapraszać do lektury i zastanowić się nad rutyną – niekoniecznie i nie przez wszystkich pożądaną. W dodatku ten autor zachęca dzieci do eksperymentowania i do poszukiwania własnej twórczej drogi, daje im narzędzie, które pozwoli na wyrażanie siebie. Wyliczenia stosowane przez kolejne kredki przypominają najmłodszym, ile rzeczy czeka na narysowanie – po takiej historyjce nikt już nie będzie w zadumie tkwić nad pustą kartką, ta książka zachęca do rysowania. I to do rysowania oryginalnego, niezwykłego i przenoszącego do szalonych, fantastycznych światów. „Dzień, w którym kredki miały dość” to opowieść ponadczasowa i wspaniała – wielka pochwała rysowania po swojemu i przygoda, która łatwo może stać się udziałem każdego dziecka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz