Czarna Owca, Warszawa 2023.
Prawa
Ta książka może zmienić skostniałe schematy w myśleniu o osobach świadczących usługi seksualne, pracujących na ulicy i sprzedających własne ciała - wszystko jedno, z wyboru czy z konieczności. Molly Smith i Juno Mac wiedzą doskonale, o czym piszą: same parają się prostytucją i znają to środowisko doskonale. Zdają sobie sprawę z bolączek i wyzwań wiążących się z próbami społecznego uporządkowania zjawiska. Zwracają uwagę zwłaszcza na metody, którymi chce się zlikwidować prostytucję jako zjawisko - podkreślają niebezpieczeństwa, które płyną z wprowadzanych przez władze ograniczeń. Porównują sytuację w różnych krajach, żeby uświadomić odbiorcom, do czego doprowadzą kolejne działania obciążające karami raz prostytutki, raz - ich klientów. Może to wywołać różne skutki, jednak nie pozwoli na pozbycie się zjawiska. Zwiększy za to ryzyko: zmusi kobiety (i nie tylko je) do przyjmowania klientów, których w innych warunkach uznałyby za zbyt groźnych - i narażają swoje życie i zdrowie. W końcu dla wielu pracownic seksualnych prostytucja to jedyna dostępna forma zarobkowania. I to jeden z tematów, które Molly Smith i Juno Mac podkreślają w swoich wywodach całkiem często. Walczą o prawa prostytutek do godnego życia, przypominają, że i one zasługują na ochronę oraz wsparcie. Uczą w zasadzie nowego podejścia do tematu prostytucji, oswajają z nim i wyjaśniają czytelnikom, ile zagadnień z tym się wiąże. Próbują uświadomić odbiorcom, że rynek usług seksualnych będzie możliwy do kontrolowania dopiero wtedy, gdy zrezygnuje się z systemu opresyjnego i ze ścigania zaangażowanych stron.
Seks za pieniądze to temat, który rozpala zbiorową wyobraźnię. Tymczasem "Rewolta prostytutek" to bardzo skrupulatnie przygotowywana książka wypełniona szczegółowymi analizami i danymi. Smith i Mac przedstawiają nie tylko samo zjawisko prostytucji, interesują się zwłaszcza motywami społecznymi. Dużo miejsca poświęcają kwestiom bezpieczeństwa, ale w książce znalazło się też miejsce na opowieści o - między innymi - osobach ze środowiska LGBTQ świadczących usługi seksualne, o prostytutkach o różnych kolorach skóry - przypominają, że walka nie dotyczy wyłącznie białych kobiet, one i tak mogą być uprzywilejowane. Ale w tomie nie ma zbyt dużo opinii i wrażeń. Molly Smith i Juno Mac chcą opierać się na faktach - bardzo rzadko pozwalają sobie na ujawnianie poglądów w rodzaju chęci odebrania bogactwa ludziom ze szczytów list zamożności i przekazania go biednym. Zwykle zajmują się starannym argumentowaniem swoich racji - rzeczywiście są w stanie uświadomić czytelnikom bolączki nieakceptowanego społecznie zawodu i naświetlić zagadnienia z innej niż zwykle perspektywy. Tutaj prostytucja nie jest zła jako taka - złe są nieprzemyślane działania rządzących lub samych lokalnych społeczności, złe są próby wyeliminowania prostytucji jako takiej - bo dla części ludzi to po prostu jedyna szansa na przeżycie. I o tym najczęściej zapominają ci, którym obecność ludzi zarabiających na życie seksem przeszkadza. Jest "Rewolta prostytutek" nie tylko nawoływaniem do potrzebnych zmian. Jest przede wszystkim bardzo ważnym głosem w przestrzeni publicznej. Głosem, którego nie można zignorować. Ta książka nie tylko funkcjonuje jako dokument i świadectwo czasów - ważna jest również ze względu na daleki od infantylizmu głos przedstawicieli zawodu odrzucanego i krytykowanego.
Recenzje, wywiady, omówienia krytyczne, komentarze.
Codziennie aktualizowana strona Izabeli Mikrut
niedziela, 30 kwietnia 2023
sobota, 29 kwietnia 2023
Leslie Kern: Miasto dla kobiet
Czarne, Wołowiec 2023.
Ograniczenia
Leslie Kern uważa, że dzisiejsze miasta nie są przyjazne kobietom. Nawołuje do tego, by w przestrzeni publicznej mogły rządzić panie - by to kobiety decydowały o kształcie miast i o rozwiązaniach urbanistycznych. Podkreśla oczywiście nadreprezentację mężczyzn w tej sferze, ale brakuje tu sprawdzenia, czy rzeczywiście kobiety tak bardzo garną się do projektowania miast. "Miasto dla kobiet" to książka, która ma pokazywać komplikacje i utrudnienia dla płci pięknej - rozwiązania nieprzydatne dla połowy społeczeństwa. Jednak Leslie Kern wcale nie znajduje tak wielu przeszkód: powtarza wciąż te same zarzuty, bo nie może swojego tomu oprzeć na wyliczaniu kolejnych. I tak w ramach uprzykrzania kobietom życia w miastach znajdują się tereny, na które lepiej się samotnie i po zmroku nie zapuszczać - bo można narazić się na zaczepki albo poważne niebezpieczeństwa. Kobiety potrzebują dostępu do czystych łazienek. Muszą wiedzieć, że w ciąży lub z wózkiem będą mogły liczyć na wsparcie społeczeństwa, dadzą radę samotnie podróżować komunikacją publiczną i nie spotkają się z ostracyzmem, kiedy będą chciały nakarmić dziecko piersią. Ale w całym manifeście dotyczącym miasta dla kobiet Leslie Kern nie potrafi osiągnąć jednego: nie jest w stanie przekonać czytelników, że miasta są nieprzystosowane do potrzeb kobiet, że jest w nich rzeczywiście tak źle, że trzeba radykalnych zmian. Leslie Kern domaga się feministycznego miasta przyjaznego wszystkim - ale w swoich poszukiwaniach odwołuje się do skrajności i spraw marginalnych w kontekście codziennego życia (bez względu na płeć), bo wyrazistych barier nie jest w stanie pokazać. W związku z tym bez przerwy odwołuje się do stereotypowych lub wyostrzanych sytuacji, do scenek zapożyczanych z filmów i seriali z popkultury. Ubarwia to wszystko własnymi wspomnieniami, tak, żeby budować kolejne warstwy historii i odwrócić uwagę odbiorców od codzienności - w której można sobie poradzić. W "Mieście dla kobiet" zabrakło spójności w dążeniu do zmian i w udowadnianiu konieczności wprowadzania tych zmian. Wiele razy wydaje się, że autorka przesadza, że wykorzystuje retorykę, żeby przeciągnąć odbiorców na swoją stronę, chociaż niedużo ma im do zaoferowania. Żeby wstrząsnąć czytelnikami i w ten sposób zmusić ich do działania, trzeba rzeczywistego i przekonującego uzasadnienia - a tego w książce nie da się odnaleźć. "Miasto dla kobiet" to tom, który pokazuje część spraw irytujących dla płci pięknej, ale nie wyzwala chęci natychmiastowej reakcji. Wprost przeciwnie: autorka raczej daje do zrozumienia, że nie ma się czego obawiać i czym przejmować - skoro nawet w największej determinacji nie jest w stanie zracjonalizować swoich lęków i zamienić ich w rejestr rzeczy do przeobrażenia, miasto przestaje być straszne. W efekcie "Miasto dla kobiet" to książka, którą czyta się bardziej w oczekiwaniu na wstrząs - nie do osiągnięcia - niż lektura wprowadzająca gotowość do zmian w społeczeństwie.
Ograniczenia
Leslie Kern uważa, że dzisiejsze miasta nie są przyjazne kobietom. Nawołuje do tego, by w przestrzeni publicznej mogły rządzić panie - by to kobiety decydowały o kształcie miast i o rozwiązaniach urbanistycznych. Podkreśla oczywiście nadreprezentację mężczyzn w tej sferze, ale brakuje tu sprawdzenia, czy rzeczywiście kobiety tak bardzo garną się do projektowania miast. "Miasto dla kobiet" to książka, która ma pokazywać komplikacje i utrudnienia dla płci pięknej - rozwiązania nieprzydatne dla połowy społeczeństwa. Jednak Leslie Kern wcale nie znajduje tak wielu przeszkód: powtarza wciąż te same zarzuty, bo nie może swojego tomu oprzeć na wyliczaniu kolejnych. I tak w ramach uprzykrzania kobietom życia w miastach znajdują się tereny, na które lepiej się samotnie i po zmroku nie zapuszczać - bo można narazić się na zaczepki albo poważne niebezpieczeństwa. Kobiety potrzebują dostępu do czystych łazienek. Muszą wiedzieć, że w ciąży lub z wózkiem będą mogły liczyć na wsparcie społeczeństwa, dadzą radę samotnie podróżować komunikacją publiczną i nie spotkają się z ostracyzmem, kiedy będą chciały nakarmić dziecko piersią. Ale w całym manifeście dotyczącym miasta dla kobiet Leslie Kern nie potrafi osiągnąć jednego: nie jest w stanie przekonać czytelników, że miasta są nieprzystosowane do potrzeb kobiet, że jest w nich rzeczywiście tak źle, że trzeba radykalnych zmian. Leslie Kern domaga się feministycznego miasta przyjaznego wszystkim - ale w swoich poszukiwaniach odwołuje się do skrajności i spraw marginalnych w kontekście codziennego życia (bez względu na płeć), bo wyrazistych barier nie jest w stanie pokazać. W związku z tym bez przerwy odwołuje się do stereotypowych lub wyostrzanych sytuacji, do scenek zapożyczanych z filmów i seriali z popkultury. Ubarwia to wszystko własnymi wspomnieniami, tak, żeby budować kolejne warstwy historii i odwrócić uwagę odbiorców od codzienności - w której można sobie poradzić. W "Mieście dla kobiet" zabrakło spójności w dążeniu do zmian i w udowadnianiu konieczności wprowadzania tych zmian. Wiele razy wydaje się, że autorka przesadza, że wykorzystuje retorykę, żeby przeciągnąć odbiorców na swoją stronę, chociaż niedużo ma im do zaoferowania. Żeby wstrząsnąć czytelnikami i w ten sposób zmusić ich do działania, trzeba rzeczywistego i przekonującego uzasadnienia - a tego w książce nie da się odnaleźć. "Miasto dla kobiet" to tom, który pokazuje część spraw irytujących dla płci pięknej, ale nie wyzwala chęci natychmiastowej reakcji. Wprost przeciwnie: autorka raczej daje do zrozumienia, że nie ma się czego obawiać i czym przejmować - skoro nawet w największej determinacji nie jest w stanie zracjonalizować swoich lęków i zamienić ich w rejestr rzeczy do przeobrażenia, miasto przestaje być straszne. W efekcie "Miasto dla kobiet" to książka, którą czyta się bardziej w oczekiwaniu na wstrząs - nie do osiągnięcia - niż lektura wprowadzająca gotowość do zmian w społeczeństwie.
piątek, 28 kwietnia 2023
Marta Matyszczak: Cieszyn prowadzi śledztwo
Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2023.
Miasto podwójne
Mieszkańcy mają dość tego, że wszystko ma się dziać na granicy. Imprezy kulturalne pod hasłem na granicy mogą się przejeść - tymczasem Marta Matyszczak na granicę dorzuca jeszcze zwłoki. Dorzuca je perfidnie, tak, żeby nie dało się nieboszczyka przerzucić jednoznacznie do jednego z krajów: ani Czesi, ani Polacy nie mogą pozbyć się problemu bez śledztwa. Na szczęście na miejscu znajduje się Róża Solańska (z domu Kwiatkowska), dziennikarka zaangażowana do lokalnej gazety. Do Róży już wkrótce dołączy Szymon wraz z Guciem - a wtedy już poszukiwania sprawcy będą mogły ruszyć pełną parą. W dodatku miasto też prowadzi swoje śledztwo: Cieszyn jest tu jednym z bohaterów, którzy zyskują prawo do własnej perspektywy w narracji i uzupełnia wywody trzynogiego kundelka Gucia. Sam Cieszyn ma dość ważną rolę do odegrania, ale sprawdza się także jako tło wydarzeń. Po pierwsze - ze względu na ciekawostki i możliwość przywołania oryginalnych lektur. Po drugie - z uwagi na zabawy językowe. Marta Matyszczak wprowadza tu dwie Grażyny, kobiety zgodnie rządzące miastem, lokalne specjały kulinarne, którym nie może się oprzeć zwłaszcza Solański (mądry Gucio wie, co psom szkodzi i czego ruszać nie powinien - nawet fabryka szymonków, czyli przepysznych czekoladek, nie wzbudzi jego uznania, chociaż bardzo przyciągnie Różę). Autorka bawi się nieporozumieniami słownymi, ale na tym nie poprzestaje, sięga po cieszyńskie specjały i pozwala czytelnikom odbyć podróż bez ruszania się z miejsca.
"Cieszyn prowadzi śledztwo" to kolejny tom przygód bardzo lubianej - i bardzo niedoskonałej - pary detektywistycznej. Marta Matyszczak rozwija nie tylko intrygę kryminalną, ale też wątki obyczajowe. Tym razem wystawia uczucie Róży i Szymona na poważną próbę: wprowadza do orbity obojga bohaterów ludzi, którzy mogliby zawrócić im w głowach. Wszystko po to, żeby wzmocnić tę parę. Róża zawsze musi wpakować się w sytuacje krępujące albo trudne, Szymon w obliczu jej wyczynów blednie - ale jest niezwykle potrzebny dla samej akcji. Gucio przygląda się państwu z politowaniem: wiadomo, że to pies najlepiej rozwiązuje zagadki kryminalne, a do tego ma największe zdolności dedukcji. Gucio zbiera informacje, uważnie nasłuchując. Relacjonuje wiadomości w zwierzeniach, dokładając do nich własne, ironiczne często uwagi na temat słabości ludziny. A ponieważ Gucio, chociaż poczciwy, ma spore pokłady złośliwości, czytelnicy będą mieli się z czego pośmiać. Jak zwykle Marta Matyszczak nie zawodzi - zabiera odbiorców do Cieszyna nie tylko po to, żeby przemierzać z nimi nowe trasy. Ma pomysł i na zbrodnię, i na oryginalne rozwiązanie tajemnicy. Przedstawia odbiorcom kolejną przygodę bardzo lubianej detektywistycznej pary (przy okazji może zaprosić do czytania innych tomów cyklu oraz do swojej drugiej serii). Tworzy cały świat wokół Solańskich, dzięki temu sprawia, że do tej pary odbiorcy chcą wracać. Umiejętnie buduje charaktery i konsekwentnie prowadzi detektywistyczną parę. Ubarwia doświadczenia Solańskich: nie tylko sprawia, że chce się ruszyć ich śladem, ale coraz bardziej do nich przywiązuje.
Miasto podwójne
Mieszkańcy mają dość tego, że wszystko ma się dziać na granicy. Imprezy kulturalne pod hasłem na granicy mogą się przejeść - tymczasem Marta Matyszczak na granicę dorzuca jeszcze zwłoki. Dorzuca je perfidnie, tak, żeby nie dało się nieboszczyka przerzucić jednoznacznie do jednego z krajów: ani Czesi, ani Polacy nie mogą pozbyć się problemu bez śledztwa. Na szczęście na miejscu znajduje się Róża Solańska (z domu Kwiatkowska), dziennikarka zaangażowana do lokalnej gazety. Do Róży już wkrótce dołączy Szymon wraz z Guciem - a wtedy już poszukiwania sprawcy będą mogły ruszyć pełną parą. W dodatku miasto też prowadzi swoje śledztwo: Cieszyn jest tu jednym z bohaterów, którzy zyskują prawo do własnej perspektywy w narracji i uzupełnia wywody trzynogiego kundelka Gucia. Sam Cieszyn ma dość ważną rolę do odegrania, ale sprawdza się także jako tło wydarzeń. Po pierwsze - ze względu na ciekawostki i możliwość przywołania oryginalnych lektur. Po drugie - z uwagi na zabawy językowe. Marta Matyszczak wprowadza tu dwie Grażyny, kobiety zgodnie rządzące miastem, lokalne specjały kulinarne, którym nie może się oprzeć zwłaszcza Solański (mądry Gucio wie, co psom szkodzi i czego ruszać nie powinien - nawet fabryka szymonków, czyli przepysznych czekoladek, nie wzbudzi jego uznania, chociaż bardzo przyciągnie Różę). Autorka bawi się nieporozumieniami słownymi, ale na tym nie poprzestaje, sięga po cieszyńskie specjały i pozwala czytelnikom odbyć podróż bez ruszania się z miejsca.
"Cieszyn prowadzi śledztwo" to kolejny tom przygód bardzo lubianej - i bardzo niedoskonałej - pary detektywistycznej. Marta Matyszczak rozwija nie tylko intrygę kryminalną, ale też wątki obyczajowe. Tym razem wystawia uczucie Róży i Szymona na poważną próbę: wprowadza do orbity obojga bohaterów ludzi, którzy mogliby zawrócić im w głowach. Wszystko po to, żeby wzmocnić tę parę. Róża zawsze musi wpakować się w sytuacje krępujące albo trudne, Szymon w obliczu jej wyczynów blednie - ale jest niezwykle potrzebny dla samej akcji. Gucio przygląda się państwu z politowaniem: wiadomo, że to pies najlepiej rozwiązuje zagadki kryminalne, a do tego ma największe zdolności dedukcji. Gucio zbiera informacje, uważnie nasłuchując. Relacjonuje wiadomości w zwierzeniach, dokładając do nich własne, ironiczne często uwagi na temat słabości ludziny. A ponieważ Gucio, chociaż poczciwy, ma spore pokłady złośliwości, czytelnicy będą mieli się z czego pośmiać. Jak zwykle Marta Matyszczak nie zawodzi - zabiera odbiorców do Cieszyna nie tylko po to, żeby przemierzać z nimi nowe trasy. Ma pomysł i na zbrodnię, i na oryginalne rozwiązanie tajemnicy. Przedstawia odbiorcom kolejną przygodę bardzo lubianej detektywistycznej pary (przy okazji może zaprosić do czytania innych tomów cyklu oraz do swojej drugiej serii). Tworzy cały świat wokół Solańskich, dzięki temu sprawia, że do tej pary odbiorcy chcą wracać. Umiejętnie buduje charaktery i konsekwentnie prowadzi detektywistyczną parę. Ubarwia doświadczenia Solańskich: nie tylko sprawia, że chce się ruszyć ich śladem, ale coraz bardziej do nich przywiązuje.
czwartek, 27 kwietnia 2023
Pamela Anderson: Love, Pamela
Luna, Warszawa 2023.
Szczerość
Dopiero w posłowiu do książki "Love, Pamela" Pamela Anderson przyznaje, że postanowiła napisać autobiografię bez pomocy ghostwriterów. Być może gdyby zdecydowała się na wsparcie fachowców, książka wyglądałaby inaczej - na pewno mniej byłoby w niej "poezji", czyli refleksji autorki w formie poszatkowanych na wersy zdań. Być może też tom - dość niewielki pod względem objętości - miałby inny rytm. A jednak "Love, Pamela" cieszy w lekturze i to nie tylko fanów "Słonecznego Patrolu" oraz "Playboya". Autorka funduje bowiem odświeżające spojrzenie na sprawy, które kiedyś rozpalały opinię publiczną. Rozkłada akcenty w sposób, jaki prawdopodobnie odbiorców zaskoczy. Z niektórymi tematami rozprawia się w jednym akapicie - chociaż wydawałoby się, że stanowiły ważny życiowy moment czy przełom. I to właśnie interpretacja przeszłości jest tu najciekawsza i najbardziej przyciąga do książki.
"Love, Pamela" to nie jest próba przypomnienia o sobie albo zwrócenia na siebie uwagi, nie jest to też chęć podsumowania życia. Pamela Anderson może na rynku wydawniczym zaistnieć - i kto wie, czy skończy się na jednej publikacji. "Love, Pamela" cieszy bezpretensjonalnością i odwagą w poruszaniu niektórych zagadnień. Autorka prowadzi hollywoodzką opowieść - od prostej dziewczyny z sąsiedztwa do wielkiej kariery w popkulturze, ale nigdy nie wiadomo, co zajmie ją na dłuższą chwilę. Czasami to lektury i odkrywanie zdobyczy kulturowych, innym razem synowie. Między wierszami rozgrywa się to, czego czytelnicy się spodziewają: skandale i pikantne relacje. W "Playboyu" Pamela Anderson błyskawicznie przebija się do sławy - ale podaje tylko kilka wiadomości na temat relacji między playmates. Wybory filmowe również przedstawia czytelnikom skrótowo i oględnie, nie będzie tu niekończących się anegdot z planów. Za to wzmianki o partnerach, mężach i przyjaciołach pobrzmiewają ciekawie - autorka nie ukrywa bowiem charakteru niektórych relacji, zaznacza, jeśli pojawiały się tam dodatkowe niespodzianki. Szybko rozpracowuje temat kolejnych małżeństw oraz drogę do poszukiwania siebie samej, nie rozwodzi się nad działaniami, które wiązały się z życiowymi rozczarowaniami. W ogóle cechą charakterystyczną tomu "Love, Pamela" jest brak ochoty do analizowania przeszłości - jeśli już coś się pojawia, to raczej jako informacja, ciekawostka albo przykład, element biografii, bagatelizowany i niespecjalnie dla całości istotny. Autorka rezygnuje z zatrzymywania się nad kolejnymi wspomnieniami, dzięki czemu całość nabiera charakteru anegdotycznego i może się podobać jako szczera i prosta lektura prowadzona w dodatku z lekkim humorem, a przynajmniej z dystansem do wydarzeń. Pameli nic nie jest w stanie zniszczyć i przytłoczyć, wyzwania prowokują ją tylko do działania i utwierdzają w słuszności obranych ścieżek. A autorka dzięki książce może między innymi zaprezentować siebie nie tylko jako seksbombę (na tym wizerunku w wersji autobiograficznej kompletnie jej nie zależy), ale jako aktywistkę walczącą między innymi o dobro zwierząt - i wspierającą lokalne kultury. Nie ma tu nachalnego promowania siebie ani prób wybielania się, jest zwierzenie, które może nawet wzruszyć, a na pewno dostarczy rozrywki. Rozczarowani będą ci, którzy poszukują pełnego wykazu dokonań, ról i pomysłów, rejestru wydarzeń o encyklopedycznej dokładności. Pamela Anderson wpisuje się jednak tą książką w mody rynkowe, nakazujące aktorom i celebrytom zaistnienie w przestrzeni księgarskiej - i całkiem nieźle sobie radzi z takim zadaniem.
Szczerość
Dopiero w posłowiu do książki "Love, Pamela" Pamela Anderson przyznaje, że postanowiła napisać autobiografię bez pomocy ghostwriterów. Być może gdyby zdecydowała się na wsparcie fachowców, książka wyglądałaby inaczej - na pewno mniej byłoby w niej "poezji", czyli refleksji autorki w formie poszatkowanych na wersy zdań. Być może też tom - dość niewielki pod względem objętości - miałby inny rytm. A jednak "Love, Pamela" cieszy w lekturze i to nie tylko fanów "Słonecznego Patrolu" oraz "Playboya". Autorka funduje bowiem odświeżające spojrzenie na sprawy, które kiedyś rozpalały opinię publiczną. Rozkłada akcenty w sposób, jaki prawdopodobnie odbiorców zaskoczy. Z niektórymi tematami rozprawia się w jednym akapicie - chociaż wydawałoby się, że stanowiły ważny życiowy moment czy przełom. I to właśnie interpretacja przeszłości jest tu najciekawsza i najbardziej przyciąga do książki.
"Love, Pamela" to nie jest próba przypomnienia o sobie albo zwrócenia na siebie uwagi, nie jest to też chęć podsumowania życia. Pamela Anderson może na rynku wydawniczym zaistnieć - i kto wie, czy skończy się na jednej publikacji. "Love, Pamela" cieszy bezpretensjonalnością i odwagą w poruszaniu niektórych zagadnień. Autorka prowadzi hollywoodzką opowieść - od prostej dziewczyny z sąsiedztwa do wielkiej kariery w popkulturze, ale nigdy nie wiadomo, co zajmie ją na dłuższą chwilę. Czasami to lektury i odkrywanie zdobyczy kulturowych, innym razem synowie. Między wierszami rozgrywa się to, czego czytelnicy się spodziewają: skandale i pikantne relacje. W "Playboyu" Pamela Anderson błyskawicznie przebija się do sławy - ale podaje tylko kilka wiadomości na temat relacji między playmates. Wybory filmowe również przedstawia czytelnikom skrótowo i oględnie, nie będzie tu niekończących się anegdot z planów. Za to wzmianki o partnerach, mężach i przyjaciołach pobrzmiewają ciekawie - autorka nie ukrywa bowiem charakteru niektórych relacji, zaznacza, jeśli pojawiały się tam dodatkowe niespodzianki. Szybko rozpracowuje temat kolejnych małżeństw oraz drogę do poszukiwania siebie samej, nie rozwodzi się nad działaniami, które wiązały się z życiowymi rozczarowaniami. W ogóle cechą charakterystyczną tomu "Love, Pamela" jest brak ochoty do analizowania przeszłości - jeśli już coś się pojawia, to raczej jako informacja, ciekawostka albo przykład, element biografii, bagatelizowany i niespecjalnie dla całości istotny. Autorka rezygnuje z zatrzymywania się nad kolejnymi wspomnieniami, dzięki czemu całość nabiera charakteru anegdotycznego i może się podobać jako szczera i prosta lektura prowadzona w dodatku z lekkim humorem, a przynajmniej z dystansem do wydarzeń. Pameli nic nie jest w stanie zniszczyć i przytłoczyć, wyzwania prowokują ją tylko do działania i utwierdzają w słuszności obranych ścieżek. A autorka dzięki książce może między innymi zaprezentować siebie nie tylko jako seksbombę (na tym wizerunku w wersji autobiograficznej kompletnie jej nie zależy), ale jako aktywistkę walczącą między innymi o dobro zwierząt - i wspierającą lokalne kultury. Nie ma tu nachalnego promowania siebie ani prób wybielania się, jest zwierzenie, które może nawet wzruszyć, a na pewno dostarczy rozrywki. Rozczarowani będą ci, którzy poszukują pełnego wykazu dokonań, ról i pomysłów, rejestru wydarzeń o encyklopedycznej dokładności. Pamela Anderson wpisuje się jednak tą książką w mody rynkowe, nakazujące aktorom i celebrytom zaistnienie w przestrzeni księgarskiej - i całkiem nieźle sobie radzi z takim zadaniem.
środa, 26 kwietnia 2023
Karolina Lewestam: Silla
Agora, Warszawa 2023.
Wędrówka
Na bazie przestrzeni, która i tak jest egzotyczna, zimnej krainy za kołem podbiegunowym, Karolina Lewestam buduje zupełnie nowy świat zrodzony z fantazji. Stopniowo oddala arktyczne skojarzenia przez dopowiadanie szczegółów, które nijak się mają do realności i do typowych rozwiązań fabularnych z powieści dla młodych odbiorców. Autorka sięga po mocno zmysłową narrację, wypełnioną migotliwymi krajobrazami i detalami, które składają się na niezwykły świat. Tu ludzie mogą żyć w pełnym porozumieniu ze zwierzętami, a na niebie widać dwa księżyce. Tu nikogo nie dziwi wołanie Zorzy. Zew słyszy Ari, dzielny chłopiec, który zdaje sobie sprawę ze znaczenia wyprawy, na jaką się udaje: jeśli nie podejmie żadnego działania, świat przestanie istnieć. Chociaż wyprawa należy do niebezpiecznych, a matka zdecydowanie sprzeciwia się pomysłowi - Ari wie, że nie ma wyjścia. Tylko tak może ocalić normalność, a nawet naprawić to, co już się zepsuło. Przynajmniej taką ma nadzieję - bo bez tego nie mógłby podjąć odważnej decyzji. "Silla" to książka, która od pierwszych stron wciąga czytelników i kusi groźnym pięknem. Karolina Lewestam wybiera tu klasyczny model narracji, korzysta ze wskazówek dotyczących tworzenia dobrych scenariuszy. Układa akcję tak, żeby było wiadomo, że bohater ma do pokonania długą i najeżoną pułapkami drogę, że będzie musiał dojrzewać do określonych zachowań i zaufać towarzyszom, żeby przetrwać. Wszystko to staje się jasne już na wstępie, kiedy Zorza zmienia rytm działań wszelkich żywych istot. A jednak Karolina Lewestam opowieść tworzy tak, że hipnotyzuje nią czytelników. Rezygnuje przy tym z dosłowności, woli oniryczne pejzaże i zachowania nie do końca wyjaśniane w pierwszych opisach. Bardzo mocno koncentruje się na magii słów: to warstwa tekstowa i brzmieniowa najbardziej ją zajmuje. "Silla" to powieść nieoczywista i gęsta od emocji, ale to wszystko znajduje dobre uzasadnienie w odpowiednim sposobie prezentowania świata. Autorka wykorzystuje rozwiązania, które w złej realizacji raziłyby naiwnością - jednak użyte z wprawą zachwycają. Tu najsilniej działa malowniczość ascetycznego w gruncie rzeczy świata - autorka powraca do przestrzeni prostej i pozbawionej udogodnień, stawia na pierwotność relacji i na przejrzystość w działaniu. Bohaterów wtrąca w warunki wyjątkowo niekorzystne, zmusza ich do ciągłego przekraczania własnych granic - ciekawość podsyca dzięki kolejnym komplikacjom i kierowaniu się podstawowym kodeksem wartości - ponadczasowym i zrozumiałym nawet po przejściu za granicę fantazji.
"Silla" to powieść, która rozbrzmiewa - zwraca się tu często uwagę na melodyjność samej opowieści, która jako ozdoba nie ma nic wspólnego z kreowaną akcją, ale też jej nie zaburza. Wszystko harmonizuje ze sobą, idealnie pasuje. Mariusz Andryszczyk dokłada do tego jeszcze odpowiednio dobrane ilustracje - sprawia, że książka wcale nie staje się przez to bardziej lekturą "dziecięcą", a może fascynować proponowanymi światami, niezwykłością bohaterów i miejsc. "Silla" to powieść dla tych, którym przejadła się fantastyka masowa - i którzy chcą powiewu świeżości mimo czerpania pełnymi garściami z klasyki.
Wędrówka
Na bazie przestrzeni, która i tak jest egzotyczna, zimnej krainy za kołem podbiegunowym, Karolina Lewestam buduje zupełnie nowy świat zrodzony z fantazji. Stopniowo oddala arktyczne skojarzenia przez dopowiadanie szczegółów, które nijak się mają do realności i do typowych rozwiązań fabularnych z powieści dla młodych odbiorców. Autorka sięga po mocno zmysłową narrację, wypełnioną migotliwymi krajobrazami i detalami, które składają się na niezwykły świat. Tu ludzie mogą żyć w pełnym porozumieniu ze zwierzętami, a na niebie widać dwa księżyce. Tu nikogo nie dziwi wołanie Zorzy. Zew słyszy Ari, dzielny chłopiec, który zdaje sobie sprawę ze znaczenia wyprawy, na jaką się udaje: jeśli nie podejmie żadnego działania, świat przestanie istnieć. Chociaż wyprawa należy do niebezpiecznych, a matka zdecydowanie sprzeciwia się pomysłowi - Ari wie, że nie ma wyjścia. Tylko tak może ocalić normalność, a nawet naprawić to, co już się zepsuło. Przynajmniej taką ma nadzieję - bo bez tego nie mógłby podjąć odważnej decyzji. "Silla" to książka, która od pierwszych stron wciąga czytelników i kusi groźnym pięknem. Karolina Lewestam wybiera tu klasyczny model narracji, korzysta ze wskazówek dotyczących tworzenia dobrych scenariuszy. Układa akcję tak, żeby było wiadomo, że bohater ma do pokonania długą i najeżoną pułapkami drogę, że będzie musiał dojrzewać do określonych zachowań i zaufać towarzyszom, żeby przetrwać. Wszystko to staje się jasne już na wstępie, kiedy Zorza zmienia rytm działań wszelkich żywych istot. A jednak Karolina Lewestam opowieść tworzy tak, że hipnotyzuje nią czytelników. Rezygnuje przy tym z dosłowności, woli oniryczne pejzaże i zachowania nie do końca wyjaśniane w pierwszych opisach. Bardzo mocno koncentruje się na magii słów: to warstwa tekstowa i brzmieniowa najbardziej ją zajmuje. "Silla" to powieść nieoczywista i gęsta od emocji, ale to wszystko znajduje dobre uzasadnienie w odpowiednim sposobie prezentowania świata. Autorka wykorzystuje rozwiązania, które w złej realizacji raziłyby naiwnością - jednak użyte z wprawą zachwycają. Tu najsilniej działa malowniczość ascetycznego w gruncie rzeczy świata - autorka powraca do przestrzeni prostej i pozbawionej udogodnień, stawia na pierwotność relacji i na przejrzystość w działaniu. Bohaterów wtrąca w warunki wyjątkowo niekorzystne, zmusza ich do ciągłego przekraczania własnych granic - ciekawość podsyca dzięki kolejnym komplikacjom i kierowaniu się podstawowym kodeksem wartości - ponadczasowym i zrozumiałym nawet po przejściu za granicę fantazji.
"Silla" to powieść, która rozbrzmiewa - zwraca się tu często uwagę na melodyjność samej opowieści, która jako ozdoba nie ma nic wspólnego z kreowaną akcją, ale też jej nie zaburza. Wszystko harmonizuje ze sobą, idealnie pasuje. Mariusz Andryszczyk dokłada do tego jeszcze odpowiednio dobrane ilustracje - sprawia, że książka wcale nie staje się przez to bardziej lekturą "dziecięcą", a może fascynować proponowanymi światami, niezwykłością bohaterów i miejsc. "Silla" to powieść dla tych, którym przejadła się fantastyka masowa - i którzy chcą powiewu świeżości mimo czerpania pełnymi garściami z klasyki.
wtorek, 25 kwietnia 2023
Diane Domo: Uczucia. Ćwiczenia dla dzieci
To tamto, Warszawa 2023.
Ćwiczenia z czucia
To książka, która kierowana jest przede wszystkim do dzieci (w różnym wieku), ale przyda się też rodzicom, opiekunom i animatorom do wspólnych zabaw pokazujących potęgę emocji i pozwalających zrozumieć, co w danej chwili czuje dziecko. "Uczucia. Ćwiczenia dla dzieci" to tomik nastawiony na praktykę: na zabawę, która pomoże w definiowaniu i rejestrowaniu konkretnych emocji. Diane Romo sięga po drobne - maksymalnie kilkuzdaniowe - przykłady, żeby odbiorcy mogli postawić się w sytuacji bohaterów i ocenić ich stan w jasno określonych sytuacjach. Czerpać przy tym mogą z własnych doświadczeń i analizować własne reakcje. Autorka zajmuje się uczuciami jako takimi, ale analizuje też, co robi ciało w obliczu uczuć, tak, żeby nawet dzieci, które nie dadzą rady odczytywać stanów ducha, dostrzegały pewne prawidłowości w tym, co wyczyniają ich organizmy. Tomik "Uczucia" pozwala też w świadomy sposób budować relacje międzyludzkie, daje szansę na porozumienie i wspólną zabawę bez trosk. Przynajmniej w teorii - bo oczywiście sporo tu uproszczeń, które zwłaszcza dzieciom trudno będzie przełożyć na codzienność. Raczej nie można się spodziewać chłodnego podejścia do tematu i uniknięcia kłótni, gdy w grę wchodzić będzie naruszanie czyjejś przestrzeni - ale o tym Diane Romo nie pisze. Wspomina za to o spokoju w sytuacjach, w których dzieciom niespecjalnie na czymś zależy. Sporo podpowiedzi dotyczących zachowań byłoby znacznie bardziej przekonujących, gdyby stosowały się do nich obie strony - trzeba będzie jednak uczulić małego odbiorcę, że nie wszyscy kierują się w życiu podobnymi zasadami.
Z pewnością przyda się ta publikacja dzieciom choćby po to, żeby uporządkować im rodzaje emocji. Wiadomości, któe przytacza autorka, utrwalą się dzięki rozmaitym ćwiczeniom - często trzeba wpisywać swoje komentarze, uwagi albo po prostu odpowiedzi. Do tego proponuje się tutaj najmłodszym sporo rysowania - zwłaszcza uzupełnianie min bohaterów pokaże dorosłym, czy dziecko dobrze zrozumiało temat i czy potrafi już łączyć fakty - odnajdować się w gąszczu uczuć. Nie ma tu miejsca na teoretyzowanie, zwłaszcza że odbiorcami tomiku mają być najmłodsi - oni potrzebują konkretów i przekazu, który dość łatwo przenosi się na zwyczajne życie i o to Diane Romo się stara. Uzyskuje dość ciekawy efekt - chociaż samo akcentowanie uczuć nie kojarzy się z atrakcyjną lekturą, tutaj nie ma mowy o nudzie. Przede wszystkim za sprawą urozmaicania opowieści - każda strona to nowe wyzwanie związane z emocjami i nowy zestaw zadań, które umożliwią dziecku lepszą orientację wśród emocji. Po takich ćwiczeniach nawet najmłodsi zyskają pewność co do własnych reakcji. Nawet jeśli dorośli nie zawsze zgadzaliby się z autorką co do "łatwości" zastosowania konkretnych porad, warto się im przyjrzeć i choćby rozważyć, żeby wiedzieć, jaki ma się wybór w najbardziej stresujących sytuacjach. "Uczucia" to książka stworzona tak, żeby zachęcić odbiorców również do działań artystycznych - dużo tu rysowania i prób przenoszenia uczuć na wizerunki bohaterów. Dzięki temu tomik bardziej spodoba się dzieciom i pozwoli im na ćwiczenie zyskiwanych właśnie umiejętności społecznych.
Ćwiczenia z czucia
To książka, która kierowana jest przede wszystkim do dzieci (w różnym wieku), ale przyda się też rodzicom, opiekunom i animatorom do wspólnych zabaw pokazujących potęgę emocji i pozwalających zrozumieć, co w danej chwili czuje dziecko. "Uczucia. Ćwiczenia dla dzieci" to tomik nastawiony na praktykę: na zabawę, która pomoże w definiowaniu i rejestrowaniu konkretnych emocji. Diane Romo sięga po drobne - maksymalnie kilkuzdaniowe - przykłady, żeby odbiorcy mogli postawić się w sytuacji bohaterów i ocenić ich stan w jasno określonych sytuacjach. Czerpać przy tym mogą z własnych doświadczeń i analizować własne reakcje. Autorka zajmuje się uczuciami jako takimi, ale analizuje też, co robi ciało w obliczu uczuć, tak, żeby nawet dzieci, które nie dadzą rady odczytywać stanów ducha, dostrzegały pewne prawidłowości w tym, co wyczyniają ich organizmy. Tomik "Uczucia" pozwala też w świadomy sposób budować relacje międzyludzkie, daje szansę na porozumienie i wspólną zabawę bez trosk. Przynajmniej w teorii - bo oczywiście sporo tu uproszczeń, które zwłaszcza dzieciom trudno będzie przełożyć na codzienność. Raczej nie można się spodziewać chłodnego podejścia do tematu i uniknięcia kłótni, gdy w grę wchodzić będzie naruszanie czyjejś przestrzeni - ale o tym Diane Romo nie pisze. Wspomina za to o spokoju w sytuacjach, w których dzieciom niespecjalnie na czymś zależy. Sporo podpowiedzi dotyczących zachowań byłoby znacznie bardziej przekonujących, gdyby stosowały się do nich obie strony - trzeba będzie jednak uczulić małego odbiorcę, że nie wszyscy kierują się w życiu podobnymi zasadami.
Z pewnością przyda się ta publikacja dzieciom choćby po to, żeby uporządkować im rodzaje emocji. Wiadomości, któe przytacza autorka, utrwalą się dzięki rozmaitym ćwiczeniom - często trzeba wpisywać swoje komentarze, uwagi albo po prostu odpowiedzi. Do tego proponuje się tutaj najmłodszym sporo rysowania - zwłaszcza uzupełnianie min bohaterów pokaże dorosłym, czy dziecko dobrze zrozumiało temat i czy potrafi już łączyć fakty - odnajdować się w gąszczu uczuć. Nie ma tu miejsca na teoretyzowanie, zwłaszcza że odbiorcami tomiku mają być najmłodsi - oni potrzebują konkretów i przekazu, który dość łatwo przenosi się na zwyczajne życie i o to Diane Romo się stara. Uzyskuje dość ciekawy efekt - chociaż samo akcentowanie uczuć nie kojarzy się z atrakcyjną lekturą, tutaj nie ma mowy o nudzie. Przede wszystkim za sprawą urozmaicania opowieści - każda strona to nowe wyzwanie związane z emocjami i nowy zestaw zadań, które umożliwią dziecku lepszą orientację wśród emocji. Po takich ćwiczeniach nawet najmłodsi zyskają pewność co do własnych reakcji. Nawet jeśli dorośli nie zawsze zgadzaliby się z autorką co do "łatwości" zastosowania konkretnych porad, warto się im przyjrzeć i choćby rozważyć, żeby wiedzieć, jaki ma się wybór w najbardziej stresujących sytuacjach. "Uczucia" to książka stworzona tak, żeby zachęcić odbiorców również do działań artystycznych - dużo tu rysowania i prób przenoszenia uczuć na wizerunki bohaterów. Dzięki temu tomik bardziej spodoba się dzieciom i pozwoli im na ćwiczenie zyskiwanych właśnie umiejętności społecznych.
poniedziałek, 24 kwietnia 2023
Tavi Hawn: Tożsamość płciowa. Poradnik dla rodziców
Czarna Owca, Warszawa 2023.
Zmiany
To zjawisko, którego część przedstawicieli starszych pokoleń nie jest w stanie zrozumieć. Dla wielu ludzi ciągle jeszcze istnienie większej liczby płci wydaje się fanaberią, wymysłem małolatów, które - znudzone brakiem wyzwań w życiu - próbują zwrócić na siebie uwagę. Nie wszyscy dorośli są w stanie przyjąć do wiadomości fakt, że nawet kilkuletnie dzieci mogą już zdawać sobie sprawę, że niekoniecznie "pasują" do ciała, w którym się urodziły. Innych niepokoi fakt, że te dzieci, które określiły swoją płeć jako inna niż biologiczna, po pewnym czasie zmieniają zdanie, bezustannie poszukują i nie mogą się zdecydować na jedno rozwiązanie. Zdarza się, że to zjawisko tłumaczone jest modą i nagłaśnianiem przez media, jednak kolejni autorzy starają się wyjaśnić, że rozgłos pozwala wyłącznie uświadomić odbiorcom ich tożsamość płciową, pokazać, że nie są sami w swoich dylematach i niepewności. Tavi Hawn definiuje się jako osoba two-spirit, co zaznaczane jest również w zaimkach i w czasownikach w książce i automatycznie wywołuje problem w przekładzie - wymaga bowiem ekwilibrystyki słownej, żeby dostosować się do rozwiązań, które nie będą pobrzmiewać jako krzywdzące i które mieszczą się w kanonie, jaki akceptuje Tavi Hawn. To dla odbiorców jasny sygnał: sprawa wciąż nie została w pełni opracowana, wciąż pojawiają się kolejne punkty zapalne czy kwestie do rozstrzygnięcia. Na razie można jednak zapoznać się z podstawami. Nie wszystkie rozwiązania pasować będą do każdej przestrzeni, jeśli Tavi Hawn proponuje, żeby przy przedstawianiu się podawać od razu preferowane przez siebie zaimki, można się zastanowić, ile osób z takiej podpowiedzi może skorzystać choćby w Polsce.
"Tożsamość płciowa. Poradnik dla rodziców" to przejrzysta i dosyć krótka książka stworzona po to, żeby przedstawić dorosłym punkt widzenia ich pociech i pozwolić ludziom, którzy chcą znaleźć porozumienie, lepiej pojmować zachodzące w świecie i dyskursie publicznym zmiany. Znalazło się w tej książce miejsce na scharakteryzowanie różnych tożsamości płciowych (to przydatna ściąga dla ludzi, którzy do tej pory dzielili innych na mężczyzn i kobiety), zresztą wiele pojęć ulegnie tu zdefiniowaniu albo zaprezentowaniu. Tavi Hawn przedstawia też rozwój płciowy dziecka (w zależności od wieku), co powinno zatrzymać głosy sprzeciwu wobec pociech, które chcą od najmłodszych lat zaakcentować swoje wybory. Jest w książce także zestaw strategii dla rodziców: każdy może dowiedzieć się, jakiego zachowania się od niego oczekuje i w razie potrzeby umieć przepracować własne lęki - to dobro dziecka liczy się najbardziej, nie ma znaczenia za to opinia publiczna czy presja ze strony rodziny. Tavi Hawn uprzedza, że nie zawsze komunikacja będzie bezproblemowa i prosta, przygotowuje na wyzwania i sugeruje, że czasami dorośli będą musieli ustąpić, żeby nie stracić kontaktu ze swoim poszukującym dzieckiem, innym razem wymagać się będzie od nich mnóstwa cierpliwości - gdy dziecko będzie zmieniać zdanie. Jest tu zestaw pytań i odpowiedzi, jest praktyczne wprowadzenie do tranzycji (także społecznej). Książka składa się z krótkich i prostych rozdziałów ukierunkowanych na niesienie informacji - część wiadomości została tu przekształcona w wyliczenia i podpowiedzi, tak, żeby dawało się od razu wprowadzać w życie zawarte w niej wiadomości. Z pewnością taka lektura trafi do rodzin, w których dzieci mogą być tym, kim chcą - pomoże też świadomym rodzicom w rozmowach z pociechami. Sięgnąć po nią powinni też ci, którzy chcą zrozumieć nadciągające wielkie zmiany i wiedzieć, jak się w nich odnaleźć.
Zmiany
To zjawisko, którego część przedstawicieli starszych pokoleń nie jest w stanie zrozumieć. Dla wielu ludzi ciągle jeszcze istnienie większej liczby płci wydaje się fanaberią, wymysłem małolatów, które - znudzone brakiem wyzwań w życiu - próbują zwrócić na siebie uwagę. Nie wszyscy dorośli są w stanie przyjąć do wiadomości fakt, że nawet kilkuletnie dzieci mogą już zdawać sobie sprawę, że niekoniecznie "pasują" do ciała, w którym się urodziły. Innych niepokoi fakt, że te dzieci, które określiły swoją płeć jako inna niż biologiczna, po pewnym czasie zmieniają zdanie, bezustannie poszukują i nie mogą się zdecydować na jedno rozwiązanie. Zdarza się, że to zjawisko tłumaczone jest modą i nagłaśnianiem przez media, jednak kolejni autorzy starają się wyjaśnić, że rozgłos pozwala wyłącznie uświadomić odbiorcom ich tożsamość płciową, pokazać, że nie są sami w swoich dylematach i niepewności. Tavi Hawn definiuje się jako osoba two-spirit, co zaznaczane jest również w zaimkach i w czasownikach w książce i automatycznie wywołuje problem w przekładzie - wymaga bowiem ekwilibrystyki słownej, żeby dostosować się do rozwiązań, które nie będą pobrzmiewać jako krzywdzące i które mieszczą się w kanonie, jaki akceptuje Tavi Hawn. To dla odbiorców jasny sygnał: sprawa wciąż nie została w pełni opracowana, wciąż pojawiają się kolejne punkty zapalne czy kwestie do rozstrzygnięcia. Na razie można jednak zapoznać się z podstawami. Nie wszystkie rozwiązania pasować będą do każdej przestrzeni, jeśli Tavi Hawn proponuje, żeby przy przedstawianiu się podawać od razu preferowane przez siebie zaimki, można się zastanowić, ile osób z takiej podpowiedzi może skorzystać choćby w Polsce.
"Tożsamość płciowa. Poradnik dla rodziców" to przejrzysta i dosyć krótka książka stworzona po to, żeby przedstawić dorosłym punkt widzenia ich pociech i pozwolić ludziom, którzy chcą znaleźć porozumienie, lepiej pojmować zachodzące w świecie i dyskursie publicznym zmiany. Znalazło się w tej książce miejsce na scharakteryzowanie różnych tożsamości płciowych (to przydatna ściąga dla ludzi, którzy do tej pory dzielili innych na mężczyzn i kobiety), zresztą wiele pojęć ulegnie tu zdefiniowaniu albo zaprezentowaniu. Tavi Hawn przedstawia też rozwój płciowy dziecka (w zależności od wieku), co powinno zatrzymać głosy sprzeciwu wobec pociech, które chcą od najmłodszych lat zaakcentować swoje wybory. Jest w książce także zestaw strategii dla rodziców: każdy może dowiedzieć się, jakiego zachowania się od niego oczekuje i w razie potrzeby umieć przepracować własne lęki - to dobro dziecka liczy się najbardziej, nie ma znaczenia za to opinia publiczna czy presja ze strony rodziny. Tavi Hawn uprzedza, że nie zawsze komunikacja będzie bezproblemowa i prosta, przygotowuje na wyzwania i sugeruje, że czasami dorośli będą musieli ustąpić, żeby nie stracić kontaktu ze swoim poszukującym dzieckiem, innym razem wymagać się będzie od nich mnóstwa cierpliwości - gdy dziecko będzie zmieniać zdanie. Jest tu zestaw pytań i odpowiedzi, jest praktyczne wprowadzenie do tranzycji (także społecznej). Książka składa się z krótkich i prostych rozdziałów ukierunkowanych na niesienie informacji - część wiadomości została tu przekształcona w wyliczenia i podpowiedzi, tak, żeby dawało się od razu wprowadzać w życie zawarte w niej wiadomości. Z pewnością taka lektura trafi do rodzin, w których dzieci mogą być tym, kim chcą - pomoże też świadomym rodzicom w rozmowach z pociechami. Sięgnąć po nią powinni też ci, którzy chcą zrozumieć nadciągające wielkie zmiany i wiedzieć, jak się w nich odnaleźć.
niedziela, 23 kwietnia 2023
Clive Gifford: Wynalazki roślin
Harperkids, Warszawa 2023.
Odkrycia
Niektóre pomysły inżynierów i wynalazców już wcześniej istniały, wystarczyło tylko je odkryć - funkcjonowały w świecie przyrody i pozwalały na przezwyciężenie rozmaitych komplikacji. Clive Gifford postanawia zebrać w jedno inspiracje dla uczonych - wywodzące się bezpośrednio od roślin. "Wynalazki roślin" to rozpisana na wiele głosów prosta i edukacyjna opowieść nie tylko dla ciekawych świata najmłodszych. Każda rozkładówka to opowieść o innej roślinie - rozbita na pojedyncze akapity w formie podpisów pod obrazkami (czyli wybrany został styl picture booka, który doskonale sprawdza się do przemycania naukowych ciekawostek i jednocześnie nie odstrasza dzieci komplikacjami lekturowymi). Każda roślina ma jakieś interesujące - także z perspektywy dzieci, ale przede wszystkim - wynalazców - cechy charakterystyczne, dziwne, albo kompletnie niezwyczajne. Pojawiają się tu w jakiś sposób rozsławione rośliny, ale też takie, o których niewielu ludzi słyszało. Nagle okazuje się, że przyroda ma całkiem sporo rozwiązań, które warte są uwagi i przeniesienia do świata ludzkich konstrukcji - a na pewno może podpowiadać sposoby działania i projektowania.
Niektóre rośliny podsuwają pomysły na budynki i mosty, umożliwiają pokonanie pułapek, dzięki konstrukcjom na poziomie komórkowym dają szansę na poprawianie projektów inżynierskich albo tworzenie ich od początku już z ominięciem możliwych przykrych niespodzianek. Kiedy da się bezpośrednio przełożyć zaobserwowane u roślin struktury na budowle - inspiracje przemawiają do wyobraźni. Ale znacznie częściej pojawiają się podpowiedzi wymagające opracowania. Rośliny, które przemieszczają się dzięki energii pochodzącej z wiatru, mogą stać się podstawą projektu łazików marsjańskich. Inne pozwalają na wypracowanie alternatywnych, ekologicznych materiałów potrzebnych do budowania. Rośliny mogą zastępować lekarstwa (albo pomagają w ich wynalezieniu), pokazują, jak oszczędzać energię... mnóstwo różnych pomysłów pojawia się w tej książce. Clive Gifford wybiera bardzo atrakcyjne podpowiedzi i wskazówki, sugerując dzieciom, że warto uważnie obserwować otoczenie podczas spacerów - i być może wyszukiwać kolejne roślinne dzieła ważne dla ludzkości. W ten sposób działa na wyobraźnię, ale też pogłębia wiedzę dzieci. Uczy szacunku do przyrody i wypracowuje postawy proekologiczne - w końcu nie można dłużej ignorować roślin, jeśli są one mądrzejsze niż wielu ludzi.
Każda opowieść została rozbita na kilka akapitów: krótkie przedstawienie rośliny łączy się z wymienianiem obszarów, w których jest ona pomocna dla ludzi. To szansa nie tylko na zapoznawanie się z co bardziej wyrazistymi okazami przyrody, ale też z oryginalnymi i ciekawymi miejscami na świecie. Nieoczekiwane powiązania spowodują, że łatwiej będzie zapamiętać ciekawostki. Bardzo udana jest ta publikacja, a ilustracje, które proponuje Gosia Herba, przyciągną najmłodszych fanów lektur. Tej książki nie trzeba czytać strona po stronie, można odkrywać w niej przypadkowe tematy i wracać w wolnych chwilach - "Wynalazki roślin" to coś, co będzie inspirować dzieci i pokaże im bogactwo świata przyrody.
Odkrycia
Niektóre pomysły inżynierów i wynalazców już wcześniej istniały, wystarczyło tylko je odkryć - funkcjonowały w świecie przyrody i pozwalały na przezwyciężenie rozmaitych komplikacji. Clive Gifford postanawia zebrać w jedno inspiracje dla uczonych - wywodzące się bezpośrednio od roślin. "Wynalazki roślin" to rozpisana na wiele głosów prosta i edukacyjna opowieść nie tylko dla ciekawych świata najmłodszych. Każda rozkładówka to opowieść o innej roślinie - rozbita na pojedyncze akapity w formie podpisów pod obrazkami (czyli wybrany został styl picture booka, który doskonale sprawdza się do przemycania naukowych ciekawostek i jednocześnie nie odstrasza dzieci komplikacjami lekturowymi). Każda roślina ma jakieś interesujące - także z perspektywy dzieci, ale przede wszystkim - wynalazców - cechy charakterystyczne, dziwne, albo kompletnie niezwyczajne. Pojawiają się tu w jakiś sposób rozsławione rośliny, ale też takie, o których niewielu ludzi słyszało. Nagle okazuje się, że przyroda ma całkiem sporo rozwiązań, które warte są uwagi i przeniesienia do świata ludzkich konstrukcji - a na pewno może podpowiadać sposoby działania i projektowania.
Niektóre rośliny podsuwają pomysły na budynki i mosty, umożliwiają pokonanie pułapek, dzięki konstrukcjom na poziomie komórkowym dają szansę na poprawianie projektów inżynierskich albo tworzenie ich od początku już z ominięciem możliwych przykrych niespodzianek. Kiedy da się bezpośrednio przełożyć zaobserwowane u roślin struktury na budowle - inspiracje przemawiają do wyobraźni. Ale znacznie częściej pojawiają się podpowiedzi wymagające opracowania. Rośliny, które przemieszczają się dzięki energii pochodzącej z wiatru, mogą stać się podstawą projektu łazików marsjańskich. Inne pozwalają na wypracowanie alternatywnych, ekologicznych materiałów potrzebnych do budowania. Rośliny mogą zastępować lekarstwa (albo pomagają w ich wynalezieniu), pokazują, jak oszczędzać energię... mnóstwo różnych pomysłów pojawia się w tej książce. Clive Gifford wybiera bardzo atrakcyjne podpowiedzi i wskazówki, sugerując dzieciom, że warto uważnie obserwować otoczenie podczas spacerów - i być może wyszukiwać kolejne roślinne dzieła ważne dla ludzkości. W ten sposób działa na wyobraźnię, ale też pogłębia wiedzę dzieci. Uczy szacunku do przyrody i wypracowuje postawy proekologiczne - w końcu nie można dłużej ignorować roślin, jeśli są one mądrzejsze niż wielu ludzi.
Każda opowieść została rozbita na kilka akapitów: krótkie przedstawienie rośliny łączy się z wymienianiem obszarów, w których jest ona pomocna dla ludzi. To szansa nie tylko na zapoznawanie się z co bardziej wyrazistymi okazami przyrody, ale też z oryginalnymi i ciekawymi miejscami na świecie. Nieoczekiwane powiązania spowodują, że łatwiej będzie zapamiętać ciekawostki. Bardzo udana jest ta publikacja, a ilustracje, które proponuje Gosia Herba, przyciągną najmłodszych fanów lektur. Tej książki nie trzeba czytać strona po stronie, można odkrywać w niej przypadkowe tematy i wracać w wolnych chwilach - "Wynalazki roślin" to coś, co będzie inspirować dzieci i pokaże im bogactwo świata przyrody.
sobota, 22 kwietnia 2023
Jesse Q. Sutanto: Cztery ciotki i trup
Luna, Warszawa 2023.
Współudział
Mocno się tłumaczy Jesse Q. Sutanto we wstępie do książki "Cztery ciotki i trup", chociaż wiele wskazuje na to, że próbuje wejść w sferę chick-litów. Jednak przede wszystkim zależy jej na tym, żeby kaleczony przez przedstawicielki pokolenia jej matki język nie funkcjonował dla odbiorczyń jako próba ośmieszania niewykształconych grup społecznych i imigrantów. Bo pod pewnymi względami jest to powieść wypełniona celnymi obserwacjami socjologicznymi z perspektywy "obcego". Jesse Q. Sutanto pokazuje, jak emigracja wpływa na relacje rodzinne, jak potęguje przepaść pokoleniową przez bariery językowe. Ale to wszystko rozgrywa się na dalszym planie. Kultura i tradycja wymaga posłuszeństwa wobec rodziców, Meddy wie, że nie uda jej się uwolnić. Wszyscy wyjechali w daleki świat, ona ma zostać i opiekować się matką oraz ciotkami, które bez przerwy i o każdy drobiazg potrafią się kłócić. Meddy wydaje się być pogodzona z losem, chociaż cena, jaką już zapłaciła: rezygnacja z miłości swojego życia - jest bardzo wysoka. Od rozstania z ukochanym Meddy nie potrafiła stworzyć satysfakcjonującego związku, każdy kolejny wybranek okazywał się niewart uwagi.
I stąd podstawowy problem, który staje się jednocześnie osią fabuły książki "Cztery ciotki i trup". Meddy idzie na randkę z przypadkowym facetem, znalezionym przez jej matkę na jednym z portali. Idzie - żeby nie zrobić przykrości rodzicielce, która w jej imieniu prowadziła korespondencję. Idzie, nie wiedząc, że potencjalny chłopak liczy wyłącznie na namiętny seks. A kiedy randka kończy się znienacka - i mocno fatalnie - Meddy musi zawołać mamę na pomoc. Trzeba w końcu jakoś ukryć ciało mężczyzny. A przecież nie można zaniedbać codziennych obowiązków: rodzinna firma organizująca wesela otrzymała bardzo intratne zlecenie i przygotowuje na pewnej wyspie ślub marzeń. Matka Meddy, Meddy w roli fotografa ślubnego - oraz nieodłączne ciotki - trafiają do miejsca pełnego weselnych gości z trupem w bagażniku samochodu i próbują niepostrzeżenie gdzieś go ukryć. Tyle że każdy plan pozbycia się zwłok szybko ulega dezaktualizacji.
Mało czasu ma Meddy na zastanawianie się nad obciążeniami płynącymi z relacji rodzinnych i nad siłą uczuć do bliskich. Chociaż wprowadza ten motyw do własnych refleksji, mocno podkreśla znaczenie zdania mamy i starszych krewnych w każdym aspekcie życia, to jednak zaczyna pracować nad sobą. Próbuje pokonać ograniczenia i zawalczyć o własne szczęście. Jeśli uda jej się pozbyć zwłok - i odpowiedzialności za zbrodnię - będzie mogła już poradzić sobie z każdą przeszkodą. Jesse Q. Sutanto próbuje zatem dołożyć do standardowego romansu z nutą kryminału jeszcze elementy wychowawczo-społeczne. Dzięki temu może realizować hollywoodzki scenariusz dla pary, która odbudowuje swój związek po latach. Prawdopodobieństwo uczucia schodzi na dalszy plan w momencie, gdy bardziej liczy się maskowanie skutków nieudanej randki. Autorka wie, że w kwestiach miłosnych nie zaskoczy czytelniczek - próbuje zatem nadrabiać niedostatki w tej kwestii pomysłami na kryminał - co ma aspekty humorystyczne - oraz pomysłami na informowanie o kulturze i relacjach społecznych - to z kolei ma przenieść chick-lit na wyższy poziom. W efekcie proponuje autorka całkiem ciekawe czytadło o specyficznej narracji. Najważniejsze staje się to, że nie rezygnuje z odważnych czasem rozwiązań fabularnych.
Współudział
Mocno się tłumaczy Jesse Q. Sutanto we wstępie do książki "Cztery ciotki i trup", chociaż wiele wskazuje na to, że próbuje wejść w sferę chick-litów. Jednak przede wszystkim zależy jej na tym, żeby kaleczony przez przedstawicielki pokolenia jej matki język nie funkcjonował dla odbiorczyń jako próba ośmieszania niewykształconych grup społecznych i imigrantów. Bo pod pewnymi względami jest to powieść wypełniona celnymi obserwacjami socjologicznymi z perspektywy "obcego". Jesse Q. Sutanto pokazuje, jak emigracja wpływa na relacje rodzinne, jak potęguje przepaść pokoleniową przez bariery językowe. Ale to wszystko rozgrywa się na dalszym planie. Kultura i tradycja wymaga posłuszeństwa wobec rodziców, Meddy wie, że nie uda jej się uwolnić. Wszyscy wyjechali w daleki świat, ona ma zostać i opiekować się matką oraz ciotkami, które bez przerwy i o każdy drobiazg potrafią się kłócić. Meddy wydaje się być pogodzona z losem, chociaż cena, jaką już zapłaciła: rezygnacja z miłości swojego życia - jest bardzo wysoka. Od rozstania z ukochanym Meddy nie potrafiła stworzyć satysfakcjonującego związku, każdy kolejny wybranek okazywał się niewart uwagi.
I stąd podstawowy problem, który staje się jednocześnie osią fabuły książki "Cztery ciotki i trup". Meddy idzie na randkę z przypadkowym facetem, znalezionym przez jej matkę na jednym z portali. Idzie - żeby nie zrobić przykrości rodzicielce, która w jej imieniu prowadziła korespondencję. Idzie, nie wiedząc, że potencjalny chłopak liczy wyłącznie na namiętny seks. A kiedy randka kończy się znienacka - i mocno fatalnie - Meddy musi zawołać mamę na pomoc. Trzeba w końcu jakoś ukryć ciało mężczyzny. A przecież nie można zaniedbać codziennych obowiązków: rodzinna firma organizująca wesela otrzymała bardzo intratne zlecenie i przygotowuje na pewnej wyspie ślub marzeń. Matka Meddy, Meddy w roli fotografa ślubnego - oraz nieodłączne ciotki - trafiają do miejsca pełnego weselnych gości z trupem w bagażniku samochodu i próbują niepostrzeżenie gdzieś go ukryć. Tyle że każdy plan pozbycia się zwłok szybko ulega dezaktualizacji.
Mało czasu ma Meddy na zastanawianie się nad obciążeniami płynącymi z relacji rodzinnych i nad siłą uczuć do bliskich. Chociaż wprowadza ten motyw do własnych refleksji, mocno podkreśla znaczenie zdania mamy i starszych krewnych w każdym aspekcie życia, to jednak zaczyna pracować nad sobą. Próbuje pokonać ograniczenia i zawalczyć o własne szczęście. Jeśli uda jej się pozbyć zwłok - i odpowiedzialności za zbrodnię - będzie mogła już poradzić sobie z każdą przeszkodą. Jesse Q. Sutanto próbuje zatem dołożyć do standardowego romansu z nutą kryminału jeszcze elementy wychowawczo-społeczne. Dzięki temu może realizować hollywoodzki scenariusz dla pary, która odbudowuje swój związek po latach. Prawdopodobieństwo uczucia schodzi na dalszy plan w momencie, gdy bardziej liczy się maskowanie skutków nieudanej randki. Autorka wie, że w kwestiach miłosnych nie zaskoczy czytelniczek - próbuje zatem nadrabiać niedostatki w tej kwestii pomysłami na kryminał - co ma aspekty humorystyczne - oraz pomysłami na informowanie o kulturze i relacjach społecznych - to z kolei ma przenieść chick-lit na wyższy poziom. W efekcie proponuje autorka całkiem ciekawe czytadło o specyficznej narracji. Najważniejsze staje się to, że nie rezygnuje z odważnych czasem rozwiązań fabularnych.
piątek, 21 kwietnia 2023
To nadal pestka! Czyli ogrodnictwo dla dzieci
Kropka, Warszawa 2023.
Zabawy z przyrodą
"To nadal pestka! Czyli ogrodnictwo dla dzieci" to drugi tomik edukacyjny przedstawiający możliwości twórcze, jakie płyną z uprawiania roślin i z pochylenia się nad otoczeniem. Dzieci otrzymują tu szereg wyzwań, które mogą przekuć na dobrą zabawę, ale też i na cenną lekcję - bo znajdą się tu również podpowiedzi pozwalające na samodzielne uprawy w skali mikro. I tak najmłodsi przekonają się, że można uprawiać sadzonki w wytłoczkach po jajkach albo ziemniaki w worku, można też zająć się uprawianiem truskawek i wcale nie trzeba do tego ogrodu, wystarczy balkon albo miejsce na parapecie. Mało tego: znalazły się w książce te najbardziej charakterystyczne zadania dla najmłodszych, jak uprawa fasoli (tutaj zamieniona w dziennik rozwoju tej fasoli i to dziennik rysunkowy - mali badacze będą przeprowadzać konkretne pomiary i produkować kolejne obrazki przedstawiające zmiany, jakie zachodzą w procesie rozwoju pędu). Jeśli ktoś ma ochotę być kreatywny, znajdzie tu sporo dla siebie. Na początek: trawiaste głowy, czyli nasiona trawy w ziemi i kompoście, zamknięte w kuli z rajstop - można ozdobić je i przyczepić oczy oraz miny, żeby po krótkim czasie cieszyć się zieloną fryzurką stwora. Istnieje podpowiedź dotycząca dzwonków - to znów sposób na danie upustu własnej kreatywności i na wykorzystanie rozmaitych ozdób i koralików. Dziwić może podpowiedź dotycząca wianka - zamiast sztuki wyplatania - kiedyś niezbędnika każdego malucha - Claire Philip proponuje przyklejanie kwiatków i roślin na taśmie dwustronnej i w ten sposób przygotowywanie ozdoby na głowę - jest to z pewnością rozwiązanie mniej wymagające, więc młodsze dzieci na tym skorzystają - jednak brakuje alternatywy, przedstawienia sztuki prawdziwego wyplatania wianków z kwiatów i liści. Aspekt edukacyjny może mieć przygotowywanie "przezroczy" - ramek z kwiatami i liśćmi, które następnie odpowiednio podświetlone będą pozwalały na podziwianie bajecznych wzorów. Dla tych, którzy lubią malować i rysować będzie ozdabianie znalezionych na spacerze kamieni (tak, żeby stworzyć malutkie ogrodowe miasteczko, to lepsze niż zabawa klockami, bo miasta mogą rozrastać się bez końca), ozdabianie domków dla ptaków (które to domki trzeba wcześniej samodzielnie zbudować) albo przygotowywanie ogrodowych znaczników ze starych łyżek. Starszym spodoba się propozycja stworzenia mandali - dzieci niekoniecznie będą miały ochotę i cierpliwość na tworzenie kręgów ze znalezionych przyrodniczych skarbów. Takich podpowiedzi i wskazówek jest w tej książce naprawdę sporo, nie można się nudzić ani przy lekturze, ani przy wprowadzaniu zaleceń w czyn - to propozycja dla dzieci, które lubią tworzenie i chcą obserwować przyrodę. Łączy umiejętności, jakie posiada każdy maluch, z wiadomościami na temat natury. Wskazówki są przedstawiane atrakcyjnie, w formie podpisów pod kolorowymi obrazkami - na rozkładówkach dzieje się naprawdę dużo. Cały ten tomik został przygotowany tak, żeby wzbudzić w najmłodszych zainteresowanie przyrodą z najbliższego otoczenia - i żeby wymusić artystyczne podejście do codziennych zadań. To rozwijanie wyobraźni w najczystszej postaci, może zapewnić dzieciom ciekawe rozwiązania i zadania warte wypróbowania. Tomik uczy szacunku do przyrody, ale też daje szansę na niekończącą się zabawę - i urozmaica typowe zajęcia najmłodszych na świeżym powietrzu.
Zabawy z przyrodą
"To nadal pestka! Czyli ogrodnictwo dla dzieci" to drugi tomik edukacyjny przedstawiający możliwości twórcze, jakie płyną z uprawiania roślin i z pochylenia się nad otoczeniem. Dzieci otrzymują tu szereg wyzwań, które mogą przekuć na dobrą zabawę, ale też i na cenną lekcję - bo znajdą się tu również podpowiedzi pozwalające na samodzielne uprawy w skali mikro. I tak najmłodsi przekonają się, że można uprawiać sadzonki w wytłoczkach po jajkach albo ziemniaki w worku, można też zająć się uprawianiem truskawek i wcale nie trzeba do tego ogrodu, wystarczy balkon albo miejsce na parapecie. Mało tego: znalazły się w książce te najbardziej charakterystyczne zadania dla najmłodszych, jak uprawa fasoli (tutaj zamieniona w dziennik rozwoju tej fasoli i to dziennik rysunkowy - mali badacze będą przeprowadzać konkretne pomiary i produkować kolejne obrazki przedstawiające zmiany, jakie zachodzą w procesie rozwoju pędu). Jeśli ktoś ma ochotę być kreatywny, znajdzie tu sporo dla siebie. Na początek: trawiaste głowy, czyli nasiona trawy w ziemi i kompoście, zamknięte w kuli z rajstop - można ozdobić je i przyczepić oczy oraz miny, żeby po krótkim czasie cieszyć się zieloną fryzurką stwora. Istnieje podpowiedź dotycząca dzwonków - to znów sposób na danie upustu własnej kreatywności i na wykorzystanie rozmaitych ozdób i koralików. Dziwić może podpowiedź dotycząca wianka - zamiast sztuki wyplatania - kiedyś niezbędnika każdego malucha - Claire Philip proponuje przyklejanie kwiatków i roślin na taśmie dwustronnej i w ten sposób przygotowywanie ozdoby na głowę - jest to z pewnością rozwiązanie mniej wymagające, więc młodsze dzieci na tym skorzystają - jednak brakuje alternatywy, przedstawienia sztuki prawdziwego wyplatania wianków z kwiatów i liści. Aspekt edukacyjny może mieć przygotowywanie "przezroczy" - ramek z kwiatami i liśćmi, które następnie odpowiednio podświetlone będą pozwalały na podziwianie bajecznych wzorów. Dla tych, którzy lubią malować i rysować będzie ozdabianie znalezionych na spacerze kamieni (tak, żeby stworzyć malutkie ogrodowe miasteczko, to lepsze niż zabawa klockami, bo miasta mogą rozrastać się bez końca), ozdabianie domków dla ptaków (które to domki trzeba wcześniej samodzielnie zbudować) albo przygotowywanie ogrodowych znaczników ze starych łyżek. Starszym spodoba się propozycja stworzenia mandali - dzieci niekoniecznie będą miały ochotę i cierpliwość na tworzenie kręgów ze znalezionych przyrodniczych skarbów. Takich podpowiedzi i wskazówek jest w tej książce naprawdę sporo, nie można się nudzić ani przy lekturze, ani przy wprowadzaniu zaleceń w czyn - to propozycja dla dzieci, które lubią tworzenie i chcą obserwować przyrodę. Łączy umiejętności, jakie posiada każdy maluch, z wiadomościami na temat natury. Wskazówki są przedstawiane atrakcyjnie, w formie podpisów pod kolorowymi obrazkami - na rozkładówkach dzieje się naprawdę dużo. Cały ten tomik został przygotowany tak, żeby wzbudzić w najmłodszych zainteresowanie przyrodą z najbliższego otoczenia - i żeby wymusić artystyczne podejście do codziennych zadań. To rozwijanie wyobraźni w najczystszej postaci, może zapewnić dzieciom ciekawe rozwiązania i zadania warte wypróbowania. Tomik uczy szacunku do przyrody, ale też daje szansę na niekończącą się zabawę - i urozmaica typowe zajęcia najmłodszych na świeżym powietrzu.
czwartek, 20 kwietnia 2023
Andrew Ridker: Altruiści
Marginesy, Warszawa 2023.
Pomoc
Wypad w przeszłość - i sprawdzanie osiągnięć kolejnych członków rodziny - bierze się bezpośrednio z potrzeby. Oto Arthur Alter, profesor i wykładowca, ma problemy finansowe. Liczy na to, że uda się je rozwiązać dzięki spadkowi. Małżonka Arthura pozostawiła - co zaskoczyło wszystkich - niemałą kwotę. Zapisała ją tylko swojemu potomstwu, licząc na to, że uchroni w ten sposób Ethana i Maggie przed życiowymi troskami, przynajmniej w kwestii materialnej. Bo nie do końca da się uwolnić dzieci od zmartwień. Maggie wydaje się, że powinna ratować świat i być wszędzie tam, gdzie ktoś potrzebuje pomocy. Sama nie potrafi czerpać radości z życia, bo ciągle myśli o ofiarach. A ponieważ nie da się uwolnić świata od katastrof i małych dramatów, Maggie nigdy nie uzna, że może zająć się własnym szczęściem. Ethan zachowuje się zupełnie inaczej - to utracjusz, mężczyzna, który wie, jak korzystać z życia. Cieszy się każdą chwilą i szuka ukojenia w przypadkowych relacjach. Nie może znaleźć sobie partnera, bo też i nie wie, jak o swojej orientacji seksualnej rozmawiać z najbliższymi. Nawet jeśli znajdzie wyrozumiałość, sam nie do końca potrafi przedstawiać swoją sytuację. Początkowo zresztą nieporadne próby wspierania ze strony ojca Ethan przyjmuje z lekką irytacją, dopiero z czasem zaczyna rozumieć, kiedy objawiały się przejawy troski i pomocy. Sam Arthur też nie prowadzi najbardziej satysfakcjonującego życia, w jego związku nie dzieje się najlepiej. Altruiści - członkowie rodziny Alterów - zdecydowanie nie radzą sobie z wyzwaniami, jakie stawia przed nimi zwyczajne życie.
Andrew Ridker właśnie na zwyczajnym życiu próbuje się koncentrować. Opowiada o codzienności bohaterów, towarzyszy im też w momentach przełomowych, żeby odkrywać ich drobne marzenia i oczekiwania. Tu nie ma mowy o fajerwerkach i o realizowaniu najskrytszych pragnień, całe życie jest wypadkową między marzeniami i możliwościami, nic więc dziwnego, że momentami pobrzmiewa dość płasko. Autor koncentruje się na psychologii postaci, interesują go zwyczajne scenki, które definiują bohaterów, ale same w sobie nie brzmią olśniewająco. Dopiero złożone w całość zamieniają się w potężną prezentację. Odbiorcy będą mogli kibicować każdej z postaci z osobna, ale też rejestrować ich relacje. "Altruiści" to powieść obszerna i sycąca dla tych, którzy pragną opracowania nieoczywistych motywacji. Tu raczej trudno o schematy działania, rzecz polega na podglądaniu zwyczajnych ludzi. Z czasem ujawniać się będzie coraz więcej drobnych dylematów budujących charaktery. Jest tu raczej gorzko, a jeśli pojawiają się żarty, to raczej z gatunku tych nasyconych melancholią i smutkiem. Andrew Ridker nie zamierza błaznować ani porywać tłumów, pisze rzetelnie i niespiesznie, żeby wszystko w pełni mogło wybrzmieć. "Altruiści" to powieść raczej dla smakoszy niż dla tych, którzy chcieliby szybko przebrnąć przez losy rodziny. To rozpisana na głosy opowieść o samotności, której nie da się przezwyciężyć w żaden znany sposób. A ponieważ bohaterowie nie wychodzą poza własne możliwości i nie mogą liczyć na szczęśliwe zrządzenia losu, trzeba się spodziewać rozwiązań dość przyziemnych i niekoniecznie satysfakcjonujących dla postaci - bo dla fabuły i owszem. "Altruiści" to książka niezwyczajna.
Pomoc
Wypad w przeszłość - i sprawdzanie osiągnięć kolejnych członków rodziny - bierze się bezpośrednio z potrzeby. Oto Arthur Alter, profesor i wykładowca, ma problemy finansowe. Liczy na to, że uda się je rozwiązać dzięki spadkowi. Małżonka Arthura pozostawiła - co zaskoczyło wszystkich - niemałą kwotę. Zapisała ją tylko swojemu potomstwu, licząc na to, że uchroni w ten sposób Ethana i Maggie przed życiowymi troskami, przynajmniej w kwestii materialnej. Bo nie do końca da się uwolnić dzieci od zmartwień. Maggie wydaje się, że powinna ratować świat i być wszędzie tam, gdzie ktoś potrzebuje pomocy. Sama nie potrafi czerpać radości z życia, bo ciągle myśli o ofiarach. A ponieważ nie da się uwolnić świata od katastrof i małych dramatów, Maggie nigdy nie uzna, że może zająć się własnym szczęściem. Ethan zachowuje się zupełnie inaczej - to utracjusz, mężczyzna, który wie, jak korzystać z życia. Cieszy się każdą chwilą i szuka ukojenia w przypadkowych relacjach. Nie może znaleźć sobie partnera, bo też i nie wie, jak o swojej orientacji seksualnej rozmawiać z najbliższymi. Nawet jeśli znajdzie wyrozumiałość, sam nie do końca potrafi przedstawiać swoją sytuację. Początkowo zresztą nieporadne próby wspierania ze strony ojca Ethan przyjmuje z lekką irytacją, dopiero z czasem zaczyna rozumieć, kiedy objawiały się przejawy troski i pomocy. Sam Arthur też nie prowadzi najbardziej satysfakcjonującego życia, w jego związku nie dzieje się najlepiej. Altruiści - członkowie rodziny Alterów - zdecydowanie nie radzą sobie z wyzwaniami, jakie stawia przed nimi zwyczajne życie.
Andrew Ridker właśnie na zwyczajnym życiu próbuje się koncentrować. Opowiada o codzienności bohaterów, towarzyszy im też w momentach przełomowych, żeby odkrywać ich drobne marzenia i oczekiwania. Tu nie ma mowy o fajerwerkach i o realizowaniu najskrytszych pragnień, całe życie jest wypadkową między marzeniami i możliwościami, nic więc dziwnego, że momentami pobrzmiewa dość płasko. Autor koncentruje się na psychologii postaci, interesują go zwyczajne scenki, które definiują bohaterów, ale same w sobie nie brzmią olśniewająco. Dopiero złożone w całość zamieniają się w potężną prezentację. Odbiorcy będą mogli kibicować każdej z postaci z osobna, ale też rejestrować ich relacje. "Altruiści" to powieść obszerna i sycąca dla tych, którzy pragną opracowania nieoczywistych motywacji. Tu raczej trudno o schematy działania, rzecz polega na podglądaniu zwyczajnych ludzi. Z czasem ujawniać się będzie coraz więcej drobnych dylematów budujących charaktery. Jest tu raczej gorzko, a jeśli pojawiają się żarty, to raczej z gatunku tych nasyconych melancholią i smutkiem. Andrew Ridker nie zamierza błaznować ani porywać tłumów, pisze rzetelnie i niespiesznie, żeby wszystko w pełni mogło wybrzmieć. "Altruiści" to powieść raczej dla smakoszy niż dla tych, którzy chcieliby szybko przebrnąć przez losy rodziny. To rozpisana na głosy opowieść o samotności, której nie da się przezwyciężyć w żaden znany sposób. A ponieważ bohaterowie nie wychodzą poza własne możliwości i nie mogą liczyć na szczęśliwe zrządzenia losu, trzeba się spodziewać rozwiązań dość przyziemnych i niekoniecznie satysfakcjonujących dla postaci - bo dla fabuły i owszem. "Altruiści" to książka niezwyczajna.
środa, 19 kwietnia 2023
Gabby Dawnay: Opowieści 5 minut przed snem. Cuda w lesie
Harperkids, Warszawa 2023.
Natura
Nietypowa jest to książka jak na cykl Opowieści 5 minut przed snem, przede wszystkim dlatego, że jest rymowana. Rzadko się zdarzają przekłady rymowane w stylu, który może się podobać czytelnikom, ale w publikacji "Cuda w lesie" nie ma się do czego przyczepić: rymowanki są zgrabne i rytmiczne, pozbawione grafomańskich zapędów i rozwiązań, które rozczarowują. Dobrze się ten tomik będzie czytało rodzicom, a rytm sprawi, że kolejne opowiastki staną się dobrymi usypiankami dla najmłodszych, nawet mimo dynamizowania ich przez rymy męskie co pewien czas urozmaicające współbrzmienia. "Cuda w lesie" to poza tym publikacja edukacyjna, tu liczy się przekazywanie wiadomości - co bardziej niezwykłych z perspektywy dzieci. Bo niewiele maluchów zdawało sobie sprawę z leśnego internetu - systemu przekazywania wiadomości korzeniami drzew. To wprawdzie informacje tylko i wyłącznie dla roślin, ludzie nie mają do niej dostępu, ale system "sieci" podziemnej oddziałuje na wyobraźnię i przekonuje małych odbiorców, że sporo mają do odkrycia w świecie przyrody. Najmłodsi dowiedzą się też, jak powstają grzyby (na czym polega tajemnica ich rozwijania się pod ziemią: znów ukrytych przed wzrokiem ciekawskich). Osobno dzieci zajmować będą jelenie i szpaki, jelonek rogacz, który przeistacza się z poczwarki i imponuje swoim wyglądem oraz rozmiarami. Dzieci przekonają się też, jak wygląda cykl życia żaby. Jest tu mowa o fotosyntezie i o ćmach, jest też wiadomość o tańcu pszczół. Dzięki tej książce można zatem przyjrzeć się różnorodnym zjawiskom przyrodniczym, przede wszystkim tym dotyczącym świata zwierząt - i sprawdzić, jak wiele sekretów czeka jeszcze na poznanie. Odbiorcy mogą zostać wciągnięci w świat przyrody i cieszyć się zgrabnymi rymowankami, dzięki którym wszystko staje się bardziej przejrzyste. Gabby Dawnay chce zachęcić najmłodszych do odbywania długich spacerów po lasach i łąkach i do przyglądania się otoczeniu. To zapewni kontakt z naturą i sprawi, że dzieci nie trzeba będzie uczyć proekologicznych postaw - wszystko stanie się dla nich oczywiste i konieczne w codziennym życiu. Zwłaszcza że las jest pełen niespodzianek, a każdą z nich, nawet jeśli odwieczną i naturalną, można traktować w kategoriach małego cudu. Człowiek przy potędze przyrody staje się mały i bezradny - i tylko dzięki podobnym lekturom może zdobywać wiedzę i chłonąć to, co w przyrodzie najbardziej niezwykłe.
"Cuda w lesie" to książka złożona z prostych rymowanek dobrze poprowadzonych. Wszystko zapewne czytałoby się jeszcze łatwiej, gdyby autorka zdecydowała się na formę prozy - ale wtedy zabrakłoby spoiwa, które prowadziłoby dzieci przez kolejne informacje. Gabby Dawnay chce, żeby informacje zamieniły się w bajkę i żeby dzieci czerpały przyjemność ze śledzenia tekstu. Po każdej historii pojawia się jeszcze krótkie wyjaśnienie, uzupełnienie tego, czego nie udało się uściślić w rymowance, a co może zaintrygować odbiorców. Mona K proponuje ilustracje wyraziste i duże, w starym stylu, malowane i lekko infantylizowane - tak, żeby przykuć uwagę najmłodszych. Dzieci w "Cudach w lesie" znajdą sporo dla siebie, nie muszą nawet być fanami opowieści edukacyjnych czy przyrodniczych, i tak może im przypaść do gustu sposób komentowania zjawisk.
Natura
Nietypowa jest to książka jak na cykl Opowieści 5 minut przed snem, przede wszystkim dlatego, że jest rymowana. Rzadko się zdarzają przekłady rymowane w stylu, który może się podobać czytelnikom, ale w publikacji "Cuda w lesie" nie ma się do czego przyczepić: rymowanki są zgrabne i rytmiczne, pozbawione grafomańskich zapędów i rozwiązań, które rozczarowują. Dobrze się ten tomik będzie czytało rodzicom, a rytm sprawi, że kolejne opowiastki staną się dobrymi usypiankami dla najmłodszych, nawet mimo dynamizowania ich przez rymy męskie co pewien czas urozmaicające współbrzmienia. "Cuda w lesie" to poza tym publikacja edukacyjna, tu liczy się przekazywanie wiadomości - co bardziej niezwykłych z perspektywy dzieci. Bo niewiele maluchów zdawało sobie sprawę z leśnego internetu - systemu przekazywania wiadomości korzeniami drzew. To wprawdzie informacje tylko i wyłącznie dla roślin, ludzie nie mają do niej dostępu, ale system "sieci" podziemnej oddziałuje na wyobraźnię i przekonuje małych odbiorców, że sporo mają do odkrycia w świecie przyrody. Najmłodsi dowiedzą się też, jak powstają grzyby (na czym polega tajemnica ich rozwijania się pod ziemią: znów ukrytych przed wzrokiem ciekawskich). Osobno dzieci zajmować będą jelenie i szpaki, jelonek rogacz, który przeistacza się z poczwarki i imponuje swoim wyglądem oraz rozmiarami. Dzieci przekonają się też, jak wygląda cykl życia żaby. Jest tu mowa o fotosyntezie i o ćmach, jest też wiadomość o tańcu pszczół. Dzięki tej książce można zatem przyjrzeć się różnorodnym zjawiskom przyrodniczym, przede wszystkim tym dotyczącym świata zwierząt - i sprawdzić, jak wiele sekretów czeka jeszcze na poznanie. Odbiorcy mogą zostać wciągnięci w świat przyrody i cieszyć się zgrabnymi rymowankami, dzięki którym wszystko staje się bardziej przejrzyste. Gabby Dawnay chce zachęcić najmłodszych do odbywania długich spacerów po lasach i łąkach i do przyglądania się otoczeniu. To zapewni kontakt z naturą i sprawi, że dzieci nie trzeba będzie uczyć proekologicznych postaw - wszystko stanie się dla nich oczywiste i konieczne w codziennym życiu. Zwłaszcza że las jest pełen niespodzianek, a każdą z nich, nawet jeśli odwieczną i naturalną, można traktować w kategoriach małego cudu. Człowiek przy potędze przyrody staje się mały i bezradny - i tylko dzięki podobnym lekturom może zdobywać wiedzę i chłonąć to, co w przyrodzie najbardziej niezwykłe.
"Cuda w lesie" to książka złożona z prostych rymowanek dobrze poprowadzonych. Wszystko zapewne czytałoby się jeszcze łatwiej, gdyby autorka zdecydowała się na formę prozy - ale wtedy zabrakłoby spoiwa, które prowadziłoby dzieci przez kolejne informacje. Gabby Dawnay chce, żeby informacje zamieniły się w bajkę i żeby dzieci czerpały przyjemność ze śledzenia tekstu. Po każdej historii pojawia się jeszcze krótkie wyjaśnienie, uzupełnienie tego, czego nie udało się uściślić w rymowance, a co może zaintrygować odbiorców. Mona K proponuje ilustracje wyraziste i duże, w starym stylu, malowane i lekko infantylizowane - tak, żeby przykuć uwagę najmłodszych. Dzieci w "Cudach w lesie" znajdą sporo dla siebie, nie muszą nawet być fanami opowieści edukacyjnych czy przyrodniczych, i tak może im przypaść do gustu sposób komentowania zjawisk.
wtorek, 18 kwietnia 2023
Joanna Guszta: Nie tylko place zabaw. Przez 23 place zabaw dookoła świata
Kropka, Warszawa 2023.
Rozrywki
Jeszcze do niedawna place zabaw były miejscami rozrywki - teraz trafiają też do książki, picture booka dla młodszych i starszych. "Nie tylko place zabaw" Joanny Guszty z ilustracjami Przemka Liputa to próba przyjrzenia się najciekawszym pomysłom i rozwiązaniom, które można spotkać w miejscach relaksu dla najmłodszych. To z jednej strony obietnica atrakcji dla najmłodszych, a z drugiej - podpowiedź, co zrobić, żeby dzieci mogły znaleźć swoje miejsca do zabawy na coraz bardziej nieprzyjaznych im terenach. Joanna Guszta zajmuje się przedstawianiem historii placów zabaw (między innymi odbiorcy dowiedzą się, kiedy powstała pierwsza piaskownica i czym jest ogródek jordanowski), ale sięga też po opowieści mniej typowe. Przygląda się na przykład zielonym placom zabaw - tym naturalnym, stworzonym dzięki ukształtowaniu terenu i roślinności - czyli temu, co część miastowych odstraszy. Są w ramach tego tematu NER-y i ogródki warzywne, a także tereny zaadaptowane przez maluchy - tu pojawiają się rozmaite górki i pagórki między budynkami, miejsca, które zostają przez dzieci przemianowane na place zabaw, chociaż standardowych huśtawek i zjeżdżalni tam nie ma. Kolejny rozdział przynosi place zabaw będące efektami działań artystycznych. Tu pojawiają się rzeźby, na których można się bawić, instalacje artystyczne integrujące mieszkańców, fantazyjne projekty, których w ogóle nie kojarzyłoby się z przestrzeniami do zabawy dla dzieci. Są fragmenty ulic przerabiane na place zabaw, wodne place zabaw, place łączące rozrywki dla ludzi w każdym wieku, a nawet... place zabaw, jakie zorganizować można w domu w deszczowy dzień czy podczas przeziębienia. Można będzie się zastanawiać nad placem zabaw przyszłości i projektować własne przestrzenie albo rodzaje rozrywek, które powinny się w takim miejscu znaleźć. Autorka przypomina też rodzicom o jednej ważnej prawdzie: trzeba pozwolić dzieciom na trochę ryzyka i szaleństwa, nie można pilnować ich na każdym kroku. Ciekawostką są też place zabaw, na których dzieci same (z drobną pomocą opiekuna takiego miejsca) mogą tworzyć własne atrakcje. W tym wszystkim chodzi między innymi o przywrócenie świadomości, że dzieci potrafią się bawić w każdych okolicznościach i za pomocą każdych dostępnych narzędzi. Autorka przypomina zwłaszcza dzisiejszym dorosłym, jaką frajdę dawało im w dzieciństwie wymyślanie własnych rozrywek - to coś, co dzisiejsze place zabaw zdają się odsuwać. Trzeba zatem przypomnieć czytelnikom, jak wyglądały codzienne rozrywki kiedyś i co z dawnych czasów można by przeszczepić na obecne zwyczaje. "Nie tylko place zabaw" to książka pokazująca szereg ciekawostek związanych z rozrywkami na świeżym powietrzu - i cały proces ewolucji placów zabaw. To książka, która zachęca do wyjścia z domu i do testowania osiedlowych atrakcji. Można wykorzystać ją jako pretekst do rozmowy z maluchem o tym, jaki rodzaj rozrywek najbardziej mu odpowiada. Dorosłych taka lektura może zainspirować, zachęcić do urozmaicania dzieciom codzienności i do snucia wspomnień związanych z ich własnymi placami zabaw. Jest to picture book ciekawy i przygotowany z pomysłem.
Rozrywki
Jeszcze do niedawna place zabaw były miejscami rozrywki - teraz trafiają też do książki, picture booka dla młodszych i starszych. "Nie tylko place zabaw" Joanny Guszty z ilustracjami Przemka Liputa to próba przyjrzenia się najciekawszym pomysłom i rozwiązaniom, które można spotkać w miejscach relaksu dla najmłodszych. To z jednej strony obietnica atrakcji dla najmłodszych, a z drugiej - podpowiedź, co zrobić, żeby dzieci mogły znaleźć swoje miejsca do zabawy na coraz bardziej nieprzyjaznych im terenach. Joanna Guszta zajmuje się przedstawianiem historii placów zabaw (między innymi odbiorcy dowiedzą się, kiedy powstała pierwsza piaskownica i czym jest ogródek jordanowski), ale sięga też po opowieści mniej typowe. Przygląda się na przykład zielonym placom zabaw - tym naturalnym, stworzonym dzięki ukształtowaniu terenu i roślinności - czyli temu, co część miastowych odstraszy. Są w ramach tego tematu NER-y i ogródki warzywne, a także tereny zaadaptowane przez maluchy - tu pojawiają się rozmaite górki i pagórki między budynkami, miejsca, które zostają przez dzieci przemianowane na place zabaw, chociaż standardowych huśtawek i zjeżdżalni tam nie ma. Kolejny rozdział przynosi place zabaw będące efektami działań artystycznych. Tu pojawiają się rzeźby, na których można się bawić, instalacje artystyczne integrujące mieszkańców, fantazyjne projekty, których w ogóle nie kojarzyłoby się z przestrzeniami do zabawy dla dzieci. Są fragmenty ulic przerabiane na place zabaw, wodne place zabaw, place łączące rozrywki dla ludzi w każdym wieku, a nawet... place zabaw, jakie zorganizować można w domu w deszczowy dzień czy podczas przeziębienia. Można będzie się zastanawiać nad placem zabaw przyszłości i projektować własne przestrzenie albo rodzaje rozrywek, które powinny się w takim miejscu znaleźć. Autorka przypomina też rodzicom o jednej ważnej prawdzie: trzeba pozwolić dzieciom na trochę ryzyka i szaleństwa, nie można pilnować ich na każdym kroku. Ciekawostką są też place zabaw, na których dzieci same (z drobną pomocą opiekuna takiego miejsca) mogą tworzyć własne atrakcje. W tym wszystkim chodzi między innymi o przywrócenie świadomości, że dzieci potrafią się bawić w każdych okolicznościach i za pomocą każdych dostępnych narzędzi. Autorka przypomina zwłaszcza dzisiejszym dorosłym, jaką frajdę dawało im w dzieciństwie wymyślanie własnych rozrywek - to coś, co dzisiejsze place zabaw zdają się odsuwać. Trzeba zatem przypomnieć czytelnikom, jak wyglądały codzienne rozrywki kiedyś i co z dawnych czasów można by przeszczepić na obecne zwyczaje. "Nie tylko place zabaw" to książka pokazująca szereg ciekawostek związanych z rozrywkami na świeżym powietrzu - i cały proces ewolucji placów zabaw. To książka, która zachęca do wyjścia z domu i do testowania osiedlowych atrakcji. Można wykorzystać ją jako pretekst do rozmowy z maluchem o tym, jaki rodzaj rozrywek najbardziej mu odpowiada. Dorosłych taka lektura może zainspirować, zachęcić do urozmaicania dzieciom codzienności i do snucia wspomnień związanych z ich własnymi placami zabaw. Jest to picture book ciekawy i przygotowany z pomysłem.
poniedziałek, 17 kwietnia 2023
Mój świat. Co czujesz? Książka o emocjach
Harperkids, Warszawa 2023.
Układanki
W książeczkach z serii Akademia Mądrego Dziecka dzieje się już coraz więcej i nie chodzi o tekst i o obrazki, a o sposób wykorzystywania tomików jako zabawek czy gadżetów wymuszających interaktywny odbiór. W tomiku "Co czujesz?", który jest wprowadzony jako lektura spod szyldu Mój świat, zaczyna się zestaw zagadek do samodzielnego rozwiązywania i przy okazji odkrywania zasad rządzących strukturami społecznymi. Pierwsza gruba strona kartonowego tomiku to jednocześnie schowek na miny. Po wyjęciu blokady uzyskuje się dostęp do kilku tekturowych dużych krążków. Z jednej strony pojawiają się określenia stanów emocjonalnych, z drugiej - narysowane miny, buzie dla bohaterów, o których będzie mowa w książce. Każda kolejna rozkładówka to szybka prezentacja jednej z postaci (Myszy Maćka, Suczki Sary, Misia Michała i Zajęczycy Zosi), a każda z postaci staje się uczestnikiem czegoś, co stanie się też doświadczeniem dzieci. Rzecz polega na tym, by uzupełnić wielkoformatową ilustrację o odpowiednią minę - wpasować w wycięcie na stronie (we wgłębienie) krążek z wybraną buzią i dzięki temu utrwalić sobie nowo zdobyte informacje na temat emocji. Warto tu sięgać do doświadczeń i skojarzeń dzieci, mogą one decydować się na różne rodzaje odpowiedzi - i prowokować w ten sposób dyskusje z rodzicami. Twórcy tomiku przedstawiają kilka sytuacji, w których znaleźli się bohaterowie, a dziecięcy odbiorcy mają odpowiedzieć na pytanie, co czują postacie. Do tego celu mogą czerpać z własnych doświadczeń, przemyśleń i odczuć, albo porównywać reakcje do tego, co czują inni bohaterowie. Zosia czeka na wejście do gabinetu lekarskiego. Tu ktoś jest smutny, bo zdarł sobie skórę na kolanie, a ktoś inny jest dumny (bo dostał naklejkę dzielnego pacjenta). Trzeba zastanowić się nad tym, co może czuć Zosia, która zaraz znajdzie się u lekarza. Na placu zabaw też bohaterowie prezentować mogą różne uczucia - ktoś zastanawia się, czy poradzi sobie z jazdą na hulajnodze, ktoś inny nie wie, jak przyłączyć się do zabawy, może boi się odrzucenia. Ktoś inny czuje podekscytowanie, bo lubi zabawy na zjeżdżalni - i tu warto wcielić się w Mysz Maćka, żeby dowiedzieć się, co on w takiej sytuacji będzie czuł. Znowu dzieci mogą tu uruchomić wyobraźnię i zastanowić się nad własnymi wyborami w podobnej sytuacji. Jest jeszcze basen i przedszkole - za każdym razem jeden z bohaterów czeka na coś i trzeba określić jego postawę, a następnie uzupełnić ją za pomocą wybranego krążka z miną. Na jednej ze stron pojawia się przekrojowa sytuacja, nakreślenie kontekstu dla dzieci. Na drugiej - tylko zbliżenie na twarz bohatera, ale bez miny. Na pierwszej - drobny opis dotyczący uczuć postaci, na drugiej - sugestia, co może kierować zwierzęciem, które już za chwilę trafi do kolegów. "Co czujesz" to tomik, który zmusza odbiorców do wytężonej pracy i do zastanawiania się nad uczuciami. Pozwala lepiej poznać własne reakcje i wyczula dzieci na emocje innych. Pozwoli utrwalić zdobyte wiadomości dzięki zabawie z minami - a ta zabawa poza edukacją zapewnia też rozrywkę, bo przecież można specjalnie podawać złe odpowiedzi, dla kilkulatków będzie to czynnik komizmotwórczy. Ponadto można wykorzystać książkę do ćwiczenia sztuki narracji: jeśli rodzice będą chcieli, żeby dzieci wytłumaczyły im swoje decyzje.
Układanki
W książeczkach z serii Akademia Mądrego Dziecka dzieje się już coraz więcej i nie chodzi o tekst i o obrazki, a o sposób wykorzystywania tomików jako zabawek czy gadżetów wymuszających interaktywny odbiór. W tomiku "Co czujesz?", który jest wprowadzony jako lektura spod szyldu Mój świat, zaczyna się zestaw zagadek do samodzielnego rozwiązywania i przy okazji odkrywania zasad rządzących strukturami społecznymi. Pierwsza gruba strona kartonowego tomiku to jednocześnie schowek na miny. Po wyjęciu blokady uzyskuje się dostęp do kilku tekturowych dużych krążków. Z jednej strony pojawiają się określenia stanów emocjonalnych, z drugiej - narysowane miny, buzie dla bohaterów, o których będzie mowa w książce. Każda kolejna rozkładówka to szybka prezentacja jednej z postaci (Myszy Maćka, Suczki Sary, Misia Michała i Zajęczycy Zosi), a każda z postaci staje się uczestnikiem czegoś, co stanie się też doświadczeniem dzieci. Rzecz polega na tym, by uzupełnić wielkoformatową ilustrację o odpowiednią minę - wpasować w wycięcie na stronie (we wgłębienie) krążek z wybraną buzią i dzięki temu utrwalić sobie nowo zdobyte informacje na temat emocji. Warto tu sięgać do doświadczeń i skojarzeń dzieci, mogą one decydować się na różne rodzaje odpowiedzi - i prowokować w ten sposób dyskusje z rodzicami. Twórcy tomiku przedstawiają kilka sytuacji, w których znaleźli się bohaterowie, a dziecięcy odbiorcy mają odpowiedzieć na pytanie, co czują postacie. Do tego celu mogą czerpać z własnych doświadczeń, przemyśleń i odczuć, albo porównywać reakcje do tego, co czują inni bohaterowie. Zosia czeka na wejście do gabinetu lekarskiego. Tu ktoś jest smutny, bo zdarł sobie skórę na kolanie, a ktoś inny jest dumny (bo dostał naklejkę dzielnego pacjenta). Trzeba zastanowić się nad tym, co może czuć Zosia, która zaraz znajdzie się u lekarza. Na placu zabaw też bohaterowie prezentować mogą różne uczucia - ktoś zastanawia się, czy poradzi sobie z jazdą na hulajnodze, ktoś inny nie wie, jak przyłączyć się do zabawy, może boi się odrzucenia. Ktoś inny czuje podekscytowanie, bo lubi zabawy na zjeżdżalni - i tu warto wcielić się w Mysz Maćka, żeby dowiedzieć się, co on w takiej sytuacji będzie czuł. Znowu dzieci mogą tu uruchomić wyobraźnię i zastanowić się nad własnymi wyborami w podobnej sytuacji. Jest jeszcze basen i przedszkole - za każdym razem jeden z bohaterów czeka na coś i trzeba określić jego postawę, a następnie uzupełnić ją za pomocą wybranego krążka z miną. Na jednej ze stron pojawia się przekrojowa sytuacja, nakreślenie kontekstu dla dzieci. Na drugiej - tylko zbliżenie na twarz bohatera, ale bez miny. Na pierwszej - drobny opis dotyczący uczuć postaci, na drugiej - sugestia, co może kierować zwierzęciem, które już za chwilę trafi do kolegów. "Co czujesz" to tomik, który zmusza odbiorców do wytężonej pracy i do zastanawiania się nad uczuciami. Pozwala lepiej poznać własne reakcje i wyczula dzieci na emocje innych. Pozwoli utrwalić zdobyte wiadomości dzięki zabawie z minami - a ta zabawa poza edukacją zapewnia też rozrywkę, bo przecież można specjalnie podawać złe odpowiedzi, dla kilkulatków będzie to czynnik komizmotwórczy. Ponadto można wykorzystać książkę do ćwiczenia sztuki narracji: jeśli rodzice będą chcieli, żeby dzieci wytłumaczyły im swoje decyzje.
niedziela, 16 kwietnia 2023
Ewa Nowak: Jagna i biały wilk
To tamto, Warszawa 2023.
Samodzielność
Ewa Nowak potrafi prowadzić opowieści zajmujące i atrakcyjne dla młodych odbiorców i w tomie "Jagna i biały wilk" nie jest inaczej, chociaż fabuła, którą autorka przedstawia, część dorosłych przerazi. Jagna - dziewczynka, która zyskała właśnie brata Tymka, adoptowanego z domu dziecka wrażliwego i wycofanego - jedzie na wakacje do babci Basi. Babcia zajmuje się lasem i czasu na niańczenie miastowych nie ma. Jagna jest do tego przyzwyczajona, razem z kolegą, Adrianem, może sama przemierzać leśne dróżki i odkrywać kolejne niespodzianki, których tu przecież nie brakuje. Ale Tymek nie umie jeszcze rozpoznawać niebezpieczeństw i radzić sobie w trudnych sytuacjach. Trzeba się nim opiekować, jednak w grę wchodzi zazdrość o "nowego": Adrian nie może pogodzić się z myślą, że nie jest już dla Jagny najważniejszy. Na razie jednak dzieci znajdują w lesie białego wilka, a właściwie wilczaka, psa asystującego, który wymaga pomocy. Wiktor - wilczak grenlandzki - to pies bardzo inteligentny i potrafi nawet doprowadzić do sytuacji, w której tonąca w bagnie samica łosia zbierze resztki sił, by ocalić swoje młode i pomoże ludziom pragnącym ją uratować. Przygód nie zabraknie, także tych pouczających dla odbiorców: Ewa Nowak przypomina o tym, żeby nie zabierać znalezionych zwierzątek, małe sarny z reguły czekają na mamy i przeniesienie ich do domu - nawet z najlepszymi intencjami - sprawi, że zwierzęta już nigdy nie będą mogły zaznać wolności. Chyba że akurat znajdzie się sprytny sposób na oszukanie natury.
Ale Ewa Nowak szykuje swoim odbiorcom faktycznie groźną przygodę: las, zwłaszcza nieznany, kryje w sobie mnóstwo pułapek. A kiedy dojdą do tego niszczycielskie zapędy człowieka, wszystko może skończyć się bardzo źle. Dość wspomnieć, że wszyscy mieszkańcy zostaną postawieni na równe nogi, by odnaleźć jednego z bohaterów. W tomie dzieje się bardzo dużo, przeważnie - w okolicach tematów powrotu do natury i umiejętności prowadzenia "dzikiego" życia z dala od cywilizacji. Las weryfikuje umiejętności, tu nie zawsze jest zasięg i najlepszym remedium na nudę jest wyjście z domu. Ale w lesie też przez cały czas jest coś do zrobienia i do przeżycia, o czym przekonuje się zwłaszcza Tymek. To moment, w którym dzieci zostają pozostawione same sobie, bo dorośli nie mają dla nich czasu - można zatem faktycznie chłonąć otoczenie i nabywać umiejętności, które może nie przydadzą się w wyścigu cywilizacyjnym, ale pozwolą na lepsze samopoznanie.
"Jagna i biały wilk" to powieść przygodowa w starym stylu, chociaż autorka co pewien czas chce skręcać w stronę opowieści psychologicznej. Nakreśla nie tylko akcję sensacyjną, sporo miejsca przeznacza również na opisywanie tego, co rozgrywa się między bohaterami. Ta książka przynosi celne obserwacje i pozwala dzieciom zastanowić się nad swoimi relacjami z innymi. Pomaga w ocenianiu, co w życiu jest najważniejsze i uczy szacunku do przyrody. Pełna dramatyzmu narracja przypadnie do gustu młodym odbiorcom, a Ewa Nowak zawsze wie, czym przyciągać młodzież do lektury.
Samodzielność
Ewa Nowak potrafi prowadzić opowieści zajmujące i atrakcyjne dla młodych odbiorców i w tomie "Jagna i biały wilk" nie jest inaczej, chociaż fabuła, którą autorka przedstawia, część dorosłych przerazi. Jagna - dziewczynka, która zyskała właśnie brata Tymka, adoptowanego z domu dziecka wrażliwego i wycofanego - jedzie na wakacje do babci Basi. Babcia zajmuje się lasem i czasu na niańczenie miastowych nie ma. Jagna jest do tego przyzwyczajona, razem z kolegą, Adrianem, może sama przemierzać leśne dróżki i odkrywać kolejne niespodzianki, których tu przecież nie brakuje. Ale Tymek nie umie jeszcze rozpoznawać niebezpieczeństw i radzić sobie w trudnych sytuacjach. Trzeba się nim opiekować, jednak w grę wchodzi zazdrość o "nowego": Adrian nie może pogodzić się z myślą, że nie jest już dla Jagny najważniejszy. Na razie jednak dzieci znajdują w lesie białego wilka, a właściwie wilczaka, psa asystującego, który wymaga pomocy. Wiktor - wilczak grenlandzki - to pies bardzo inteligentny i potrafi nawet doprowadzić do sytuacji, w której tonąca w bagnie samica łosia zbierze resztki sił, by ocalić swoje młode i pomoże ludziom pragnącym ją uratować. Przygód nie zabraknie, także tych pouczających dla odbiorców: Ewa Nowak przypomina o tym, żeby nie zabierać znalezionych zwierzątek, małe sarny z reguły czekają na mamy i przeniesienie ich do domu - nawet z najlepszymi intencjami - sprawi, że zwierzęta już nigdy nie będą mogły zaznać wolności. Chyba że akurat znajdzie się sprytny sposób na oszukanie natury.
Ale Ewa Nowak szykuje swoim odbiorcom faktycznie groźną przygodę: las, zwłaszcza nieznany, kryje w sobie mnóstwo pułapek. A kiedy dojdą do tego niszczycielskie zapędy człowieka, wszystko może skończyć się bardzo źle. Dość wspomnieć, że wszyscy mieszkańcy zostaną postawieni na równe nogi, by odnaleźć jednego z bohaterów. W tomie dzieje się bardzo dużo, przeważnie - w okolicach tematów powrotu do natury i umiejętności prowadzenia "dzikiego" życia z dala od cywilizacji. Las weryfikuje umiejętności, tu nie zawsze jest zasięg i najlepszym remedium na nudę jest wyjście z domu. Ale w lesie też przez cały czas jest coś do zrobienia i do przeżycia, o czym przekonuje się zwłaszcza Tymek. To moment, w którym dzieci zostają pozostawione same sobie, bo dorośli nie mają dla nich czasu - można zatem faktycznie chłonąć otoczenie i nabywać umiejętności, które może nie przydadzą się w wyścigu cywilizacyjnym, ale pozwolą na lepsze samopoznanie.
"Jagna i biały wilk" to powieść przygodowa w starym stylu, chociaż autorka co pewien czas chce skręcać w stronę opowieści psychologicznej. Nakreśla nie tylko akcję sensacyjną, sporo miejsca przeznacza również na opisywanie tego, co rozgrywa się między bohaterami. Ta książka przynosi celne obserwacje i pozwala dzieciom zastanowić się nad swoimi relacjami z innymi. Pomaga w ocenianiu, co w życiu jest najważniejsze i uczy szacunku do przyrody. Pełna dramatyzmu narracja przypadnie do gustu młodym odbiorcom, a Ewa Nowak zawsze wie, czym przyciągać młodzież do lektury.
sobota, 15 kwietnia 2023
Marta Guzowska: Detektywi z Tajemniczej 5 kontra duchy. Zagadka zwierciadła Twardowskiego
Nasza Księgarnia, Warszawa 2023.
Lustro
Anka, Piotrek i Jaga lubią rozwiązywać różne zagadki kryminalne i mają w tym już sporą wprawę, nic więc dziwnego, że kiedy nadarza się okazja na podróż do Węgrowa, żeby wyjaśnić kolejną tajemnicę, dzieci ochoczo na to przystają. W końcu liczy się przygoda, a taką zwierciadło Twardowskiego może zapewnić. Wprawdzie bohaterowie sądzą raczej, że zajmą się tłumaczeniem "magicznych" sztuczek z możliwością dostrzeżenia ducha w lustrze - jednak traf chce, że dzieje się inaczej. W kościele znajdują się dwa lustra: jedno to oryginał, drugie - niemal idealna kopia, dzięki której turyści nie będą niszczyli drogocennego zwierciadła. Problem na miarę detektywów z Tajemniczej 5 zaczyna się wtedy, gdy jedno z luster znika. Oczywiście pojawia się kilkoro podejrzanych, w tym studentka, która przebiera się za Barbarę Radziwiłłównę i pokazuje się turystom w odbiciu lustrzanym, ale też ksiądz proboszcz czy przewodnik oprowadzający wycieczki po ciekawym miejscu. Anka, Piotrek i Jaga muszą wykazać się zdolnościami dedukcyjnymi i odpowiedzieć na pytanie, co stało się z lustrem - i dlaczego zniknęło. Nie będzie to proste. Wprawdzie wszyscy starają się pomóc (w końcu nie mogą pozwolić na to, by lokalna atrakcja rozpłynęła się w powietrzu, w dodatku przynajmniej część podejrzanych chce jak najszybciej oczyścić się z zarzutów), jednak trzeba rozważyć kilka informacji i przesłanek, żeby odkryć, co naprawdę zaszło w kościele.
Anka i Piotrek mają już cały rytm działania, ale dzięki temu, że Marta Guzowska przenosi się ciągle do nowych miejsc, zapewnia im możliwość odejścia od rutyny. Nawet jeśli bohaterowie zapisują zdobywane wiadomości w notesie, żadnemu z odbiorców nie wyda się to czynnością nudną, bo najważniejsze jest wywołanie konkretnego efektu. Jaga - która bez przerwy powtarza, by nie nazywać jej Jagodą - jest jeszcze trochę za mała, żeby uczestniczyć w rozważaniach. Za to przysłuchuje się im chętnie i protestuje, gdy ktoś używa zbyt trudnych słów i sformułowań. Ponieważ dziewczynka zawsze żąda wyjaśnień, a autorka ich udziela, odbiorcy poszerzą swój zasób słownictwa i będą mogli angażować się w lekturę bez konieczności prowadzenia własnych poszukiwań na temat konkretnych terminów. Takie rozwiązanie to dyskretne edukowanie najmłodszych przy zapewnieniu im rozrywki przez detektywistyczną opowieść.
W tej książce autorka sięga po rozwiązania charakterystyczne dla serii: kiedy pojawia się jakaś informacja na temat sprawy, bohaterowie mogą wyciągnąć wnioski w procesie dedukcji. Żeby młodzi czytelnicy nadążali za Piotrkiem i Anką, autorka zadaje im w odpowiednim momencie pytanie i podaje trzy możliwe odpowiedzi, z których trzeba wybrać najbardziej pasującą (odwołującą się do wiadomości, która zaistniała w rozdziale). Dzięki temu odbiorcy mogą prowadzić własne śledztwo i nie martwić się, że coś im się nie uda i że błędnie wskażą sprawcę - taka zabawa prowadzi do wyeliminowania kolejnych podejrzanych. Gdyby mimo wszystko nie udało się dzieciom odgadnąć, czym kierowali się bohaterowie przy ocenie sytuacji, nowy rozdział zaczyna się od właściwego rozwiązania - można udawać, że nigdy się nie pomyliło i kontynuować czytanie. Marta Guzowska zapewnia dzieciom sporo rozrywki i angażuje je w cykl, który realizuje modę w literaturze czwartej, pokazuje uroki powieści detektywistycznych w wymiarze mini.
Lustro
Anka, Piotrek i Jaga lubią rozwiązywać różne zagadki kryminalne i mają w tym już sporą wprawę, nic więc dziwnego, że kiedy nadarza się okazja na podróż do Węgrowa, żeby wyjaśnić kolejną tajemnicę, dzieci ochoczo na to przystają. W końcu liczy się przygoda, a taką zwierciadło Twardowskiego może zapewnić. Wprawdzie bohaterowie sądzą raczej, że zajmą się tłumaczeniem "magicznych" sztuczek z możliwością dostrzeżenia ducha w lustrze - jednak traf chce, że dzieje się inaczej. W kościele znajdują się dwa lustra: jedno to oryginał, drugie - niemal idealna kopia, dzięki której turyści nie będą niszczyli drogocennego zwierciadła. Problem na miarę detektywów z Tajemniczej 5 zaczyna się wtedy, gdy jedno z luster znika. Oczywiście pojawia się kilkoro podejrzanych, w tym studentka, która przebiera się za Barbarę Radziwiłłównę i pokazuje się turystom w odbiciu lustrzanym, ale też ksiądz proboszcz czy przewodnik oprowadzający wycieczki po ciekawym miejscu. Anka, Piotrek i Jaga muszą wykazać się zdolnościami dedukcyjnymi i odpowiedzieć na pytanie, co stało się z lustrem - i dlaczego zniknęło. Nie będzie to proste. Wprawdzie wszyscy starają się pomóc (w końcu nie mogą pozwolić na to, by lokalna atrakcja rozpłynęła się w powietrzu, w dodatku przynajmniej część podejrzanych chce jak najszybciej oczyścić się z zarzutów), jednak trzeba rozważyć kilka informacji i przesłanek, żeby odkryć, co naprawdę zaszło w kościele.
Anka i Piotrek mają już cały rytm działania, ale dzięki temu, że Marta Guzowska przenosi się ciągle do nowych miejsc, zapewnia im możliwość odejścia od rutyny. Nawet jeśli bohaterowie zapisują zdobywane wiadomości w notesie, żadnemu z odbiorców nie wyda się to czynnością nudną, bo najważniejsze jest wywołanie konkretnego efektu. Jaga - która bez przerwy powtarza, by nie nazywać jej Jagodą - jest jeszcze trochę za mała, żeby uczestniczyć w rozważaniach. Za to przysłuchuje się im chętnie i protestuje, gdy ktoś używa zbyt trudnych słów i sformułowań. Ponieważ dziewczynka zawsze żąda wyjaśnień, a autorka ich udziela, odbiorcy poszerzą swój zasób słownictwa i będą mogli angażować się w lekturę bez konieczności prowadzenia własnych poszukiwań na temat konkretnych terminów. Takie rozwiązanie to dyskretne edukowanie najmłodszych przy zapewnieniu im rozrywki przez detektywistyczną opowieść.
W tej książce autorka sięga po rozwiązania charakterystyczne dla serii: kiedy pojawia się jakaś informacja na temat sprawy, bohaterowie mogą wyciągnąć wnioski w procesie dedukcji. Żeby młodzi czytelnicy nadążali za Piotrkiem i Anką, autorka zadaje im w odpowiednim momencie pytanie i podaje trzy możliwe odpowiedzi, z których trzeba wybrać najbardziej pasującą (odwołującą się do wiadomości, która zaistniała w rozdziale). Dzięki temu odbiorcy mogą prowadzić własne śledztwo i nie martwić się, że coś im się nie uda i że błędnie wskażą sprawcę - taka zabawa prowadzi do wyeliminowania kolejnych podejrzanych. Gdyby mimo wszystko nie udało się dzieciom odgadnąć, czym kierowali się bohaterowie przy ocenie sytuacji, nowy rozdział zaczyna się od właściwego rozwiązania - można udawać, że nigdy się nie pomyliło i kontynuować czytanie. Marta Guzowska zapewnia dzieciom sporo rozrywki i angażuje je w cykl, który realizuje modę w literaturze czwartej, pokazuje uroki powieści detektywistycznych w wymiarze mini.
piątek, 14 kwietnia 2023
Zofia Stanecka: Basia i przegrywanie
Harperkids, Warszawa 2023.
Porażki
Taka lekcja przyda się każdemu dziecku, a ponieważ Basia, sześciolatka, która objaśnia maluchom świat, słynie z różnych humorów w zależności od sytuacji i okoliczności, świetnie nadaje się do tego celu. Teraz Basia z kuzynką Lulą, Babcią i Dziadkiem jedzie do domku nad jeziorem. Tydzień z dziadkami to obietnica wspaniałej zabawy, Basia uwielbia takie wakacyjne chwile i nie zepsuje tego nawet ciągle narzekająca Lula. Luli nic się nie podoba, a to potrafi zepsuć nastrój każdemu, zwłaszcza kiedy trzeba zostać pod jednym dachem ze względu na brzydką pogodę. A ponieważ Zofia Stanecka unika przedstawiania dzieciom elektronicznych rozrywek jako remedium na wszelkie przykrości, tydzień wakacji ma upłynąć pod znakiem klasycznych zabaw. Kości, karty i planszówki dają sporo możliwości, zresztą istnieją także gry, które nie wymagają żadnych rekwizytów - na przykład zgadywanie wyrazów. Zofia Stanecka świetnie zdaje sobie sprawę z tego, że można - i dorośli często to robią - manipulować nastrojami dzieci przez drobne oszustwa podczas gry, podkładanie innych kart czy zmienianie zasad w zależności od sytuacji. Chodzi przecież o to, żeby poprawić humor i uniknąć awantur czy rozdrażnienia maluchów. Jednak kiedy dzieci jest dwoje i każde oczekuje czegoś innego, a dodatkowo rozjeżdżają się w swoich nastrojach, trudno zapanować nad sytuacją. Basia i Lula muszą przekonać się, że nie zawsze da się wygrywać - ale przegrana nie powinna przygnębiać czy wywoływać złości. To zupełnie normalne, że nie wszystko się udaje, nawet jeśli bardzo by się chciało udowodnić innym, że jest się najlepszym. I takie właśnie przesłanie Zofia Stanecka przemyca w tej książce. "Basia i przegrywanie" to okazja do porozmawiania z najmłodszymi o zachowaniach społecznych, sposób na przygotowanie dzieci do tego, że nie wszystko zawsze będzie szło po ich myśli. Dziadkowie mają mnóstwo cierpliwości i dystans, dzięki któremu są w stanie odpowiednio zareagować i czegoś swoje wnuczki nauczyć. Kiedy trzeba, są pobłażliwi i dostosowują się do niepisanych reguł. Jednak znajdą też czas na to, by pokazać dziewczynkom, dlaczego nie warto przywiązywać wagi do przegranych w grach prowadzonych dla czystej rozrywki i zabicia czasu. Jak zwykle w całej serii (która, jak przypomina okładkowy znaczek, jest na rynku już od piętnastu lat, co daje imponujący wynik) jest tu mnóstwo kolorowych ilustracji Marianny Oklejak, która znakomicie wyczuwa nastroje historii i jest w stanie przekazać jednocześnie naiwność kilkuletniego dziecka i uproszczony sposób rysowania oraz trafność spostrzeżeń, zwłaszcza w przedstawianiu emocji. "Basia i przegrywanie" to książeczka, która nie dotyczy najbardziej popularnych tematów w tomikach dla dzieci, ale która sprawdza się przy komentowaniu przebiegu dnia albo konfliktogennych postaw dzieci. Zofia Stanecka wie, jak podejść do tematu, żeby dzieci nie odczuły moralizowania, a dobrze bawiły się podczas śledzenia przygód małej Basi. Tym razem nie jest inaczej, Basia przemyca wiadomości cenne dla kilkuletnich odbiorców - a wspólna z rodzicami lektura prowadzić może do ważnych rozmów i wyjaśnień.
Porażki
Taka lekcja przyda się każdemu dziecku, a ponieważ Basia, sześciolatka, która objaśnia maluchom świat, słynie z różnych humorów w zależności od sytuacji i okoliczności, świetnie nadaje się do tego celu. Teraz Basia z kuzynką Lulą, Babcią i Dziadkiem jedzie do domku nad jeziorem. Tydzień z dziadkami to obietnica wspaniałej zabawy, Basia uwielbia takie wakacyjne chwile i nie zepsuje tego nawet ciągle narzekająca Lula. Luli nic się nie podoba, a to potrafi zepsuć nastrój każdemu, zwłaszcza kiedy trzeba zostać pod jednym dachem ze względu na brzydką pogodę. A ponieważ Zofia Stanecka unika przedstawiania dzieciom elektronicznych rozrywek jako remedium na wszelkie przykrości, tydzień wakacji ma upłynąć pod znakiem klasycznych zabaw. Kości, karty i planszówki dają sporo możliwości, zresztą istnieją także gry, które nie wymagają żadnych rekwizytów - na przykład zgadywanie wyrazów. Zofia Stanecka świetnie zdaje sobie sprawę z tego, że można - i dorośli często to robią - manipulować nastrojami dzieci przez drobne oszustwa podczas gry, podkładanie innych kart czy zmienianie zasad w zależności od sytuacji. Chodzi przecież o to, żeby poprawić humor i uniknąć awantur czy rozdrażnienia maluchów. Jednak kiedy dzieci jest dwoje i każde oczekuje czegoś innego, a dodatkowo rozjeżdżają się w swoich nastrojach, trudno zapanować nad sytuacją. Basia i Lula muszą przekonać się, że nie zawsze da się wygrywać - ale przegrana nie powinna przygnębiać czy wywoływać złości. To zupełnie normalne, że nie wszystko się udaje, nawet jeśli bardzo by się chciało udowodnić innym, że jest się najlepszym. I takie właśnie przesłanie Zofia Stanecka przemyca w tej książce. "Basia i przegrywanie" to okazja do porozmawiania z najmłodszymi o zachowaniach społecznych, sposób na przygotowanie dzieci do tego, że nie wszystko zawsze będzie szło po ich myśli. Dziadkowie mają mnóstwo cierpliwości i dystans, dzięki któremu są w stanie odpowiednio zareagować i czegoś swoje wnuczki nauczyć. Kiedy trzeba, są pobłażliwi i dostosowują się do niepisanych reguł. Jednak znajdą też czas na to, by pokazać dziewczynkom, dlaczego nie warto przywiązywać wagi do przegranych w grach prowadzonych dla czystej rozrywki i zabicia czasu. Jak zwykle w całej serii (która, jak przypomina okładkowy znaczek, jest na rynku już od piętnastu lat, co daje imponujący wynik) jest tu mnóstwo kolorowych ilustracji Marianny Oklejak, która znakomicie wyczuwa nastroje historii i jest w stanie przekazać jednocześnie naiwność kilkuletniego dziecka i uproszczony sposób rysowania oraz trafność spostrzeżeń, zwłaszcza w przedstawianiu emocji. "Basia i przegrywanie" to książeczka, która nie dotyczy najbardziej popularnych tematów w tomikach dla dzieci, ale która sprawdza się przy komentowaniu przebiegu dnia albo konfliktogennych postaw dzieci. Zofia Stanecka wie, jak podejść do tematu, żeby dzieci nie odczuły moralizowania, a dobrze bawiły się podczas śledzenia przygód małej Basi. Tym razem nie jest inaczej, Basia przemyca wiadomości cenne dla kilkuletnich odbiorców - a wspólna z rodzicami lektura prowadzić może do ważnych rozmów i wyjaśnień.
czwartek, 13 kwietnia 2023
Dr John Bradshaw: Psy. Zrozumieć najlepszego przyjaciela
To tamto, Warszawa 2023.
Merdanie
W książce o psach John Bradshaw nie stara się wyjaśnić absolutnie wszystkiego, co wiąże się z posiadaniem czworonoga. Skupia się na kilku podstawowych zagadnieniach, a część wplata jako ciekawostki dalszoplanowe, tak, żeby zasugerować odbiorcom, że w tym temacie jest jeszcze całkiem sporo do odkrycia. "Psy. Zrozumieć najlepszego przyjaciela" to książka kierowana do dzieci (ale przyda się też dorosłym, warto zatem czytać ją razem na przykład przed snem) i pokazująca najważniejsze zachowania psów. Analizy komunikatów wysyłanych przez czworonogi oraz informacje na temat psich zwyczajów to motywy, które mogą zachwycić dzieci i przekonać je do traktowania swoich pupili (lub znajomych psów) z większą uwagą. John Bradshaw zajmuje się między innymi omawianiem tematu komunikowania się psów. Dlaczego zwierzę musi obsikać niemal każdą napotkaną latarnię i dlaczego każdą wącha w olbrzymim skupieniu - to coś, co przyciągnie dzieci i pozwoli im poznać lepiej świat czworonożnych przyjaciół, w dodatku ma też dodatkowy czynnik humorystyczny. Odwołania do brzydkich zapachów jako czegoś, co psy nieodmiennie zachwyca, powinno rozśmieszyć dzieci. Autor znajduje całkiem sporo sytuacji, które warto skomentować, a które obracają się wokół tematu odbierania i poznawania świata węchem. Dzieci przekonają się, że dla psów to narzędzie zupełnie inne niż dla ludzi i nawet jeśli ktoś wykona ćwiczenie, jakie proponuje przewrotnie autor - nie zrozumie do końca zasad rządzących psim światem. Sporo miejsca poświęca John Bradshaw tematowi przyzwyczajania do nowego miejsca psów ze schroniska. Omawia charakterystyczne zachowania i tłumaczy, co robią przestraszone psy. Podsuwa pomysły, jak doprowadzić do oduczenia psiaka złych lub niepożądanych nawyków i wyjaśnia też, jakie zachowania człowieka nie doprowadzą do międzygatunkowego porozumienia: pokazuje scenki, które mogą co najwyżej zdezorientować pupila. To oczywiście wskazówki kierowane raczej do dorosłych odbiorców, dlatego dobrze, żeby towarzyszyli oni swoim pociechom podczas lektury - będą mogli też się czegoś dowiedzieć i uniknąć rozmaitych problemów. John Bradshaw odwołuje się też między innymi do motywu psów rasowych (i do kwestii ich chorób), tłumaczy, jaka postawa świadczy o tym, że pies jest wystraszony, a jaka pokazuje, że chce się bawić. Znajdzie się w książce miejsce na skrótowe zaznaczenie pochodzenia psów (od wilków) i na zasygnalizowanie, dlaczego psy nie przepadają za psimi hotelami. Przypomni autor o istnieniu schronisk dla zwierząt i o tym, jak zachowywać się podczas spacerów (nie wszyscy lubią psy, niektórzy się ich boją). Wybiera John Bradshaw tylko kilka zagadnień, ale omawia je atrakcyjnie dla odbiorców, tak, żeby łatwiej było je sobie przyswoić: to lektura, która zostaje z odbiorcami, uświadamia im, jak postępować z psami. "Psy. Zrozumieć najlepszego przyjaciela" to książka drobna, ale wypełniona ciekawymi wiadomościami i przygotowana tak, by dobrze się ją czytało nie tylko jako źródło informacji, ale również jako źródło rozrywki. To coś w sam raz dla odbiorców, którzy chcą się lepiej przygotować do posiadania psa, albo dla tych, którzy o psie marzą i chcieliby się zastanowić, czy mogą jakiegoś przygarnąć.
Merdanie
W książce o psach John Bradshaw nie stara się wyjaśnić absolutnie wszystkiego, co wiąże się z posiadaniem czworonoga. Skupia się na kilku podstawowych zagadnieniach, a część wplata jako ciekawostki dalszoplanowe, tak, żeby zasugerować odbiorcom, że w tym temacie jest jeszcze całkiem sporo do odkrycia. "Psy. Zrozumieć najlepszego przyjaciela" to książka kierowana do dzieci (ale przyda się też dorosłym, warto zatem czytać ją razem na przykład przed snem) i pokazująca najważniejsze zachowania psów. Analizy komunikatów wysyłanych przez czworonogi oraz informacje na temat psich zwyczajów to motywy, które mogą zachwycić dzieci i przekonać je do traktowania swoich pupili (lub znajomych psów) z większą uwagą. John Bradshaw zajmuje się między innymi omawianiem tematu komunikowania się psów. Dlaczego zwierzę musi obsikać niemal każdą napotkaną latarnię i dlaczego każdą wącha w olbrzymim skupieniu - to coś, co przyciągnie dzieci i pozwoli im poznać lepiej świat czworonożnych przyjaciół, w dodatku ma też dodatkowy czynnik humorystyczny. Odwołania do brzydkich zapachów jako czegoś, co psy nieodmiennie zachwyca, powinno rozśmieszyć dzieci. Autor znajduje całkiem sporo sytuacji, które warto skomentować, a które obracają się wokół tematu odbierania i poznawania świata węchem. Dzieci przekonają się, że dla psów to narzędzie zupełnie inne niż dla ludzi i nawet jeśli ktoś wykona ćwiczenie, jakie proponuje przewrotnie autor - nie zrozumie do końca zasad rządzących psim światem. Sporo miejsca poświęca John Bradshaw tematowi przyzwyczajania do nowego miejsca psów ze schroniska. Omawia charakterystyczne zachowania i tłumaczy, co robią przestraszone psy. Podsuwa pomysły, jak doprowadzić do oduczenia psiaka złych lub niepożądanych nawyków i wyjaśnia też, jakie zachowania człowieka nie doprowadzą do międzygatunkowego porozumienia: pokazuje scenki, które mogą co najwyżej zdezorientować pupila. To oczywiście wskazówki kierowane raczej do dorosłych odbiorców, dlatego dobrze, żeby towarzyszyli oni swoim pociechom podczas lektury - będą mogli też się czegoś dowiedzieć i uniknąć rozmaitych problemów. John Bradshaw odwołuje się też między innymi do motywu psów rasowych (i do kwestii ich chorób), tłumaczy, jaka postawa świadczy o tym, że pies jest wystraszony, a jaka pokazuje, że chce się bawić. Znajdzie się w książce miejsce na skrótowe zaznaczenie pochodzenia psów (od wilków) i na zasygnalizowanie, dlaczego psy nie przepadają za psimi hotelami. Przypomni autor o istnieniu schronisk dla zwierząt i o tym, jak zachowywać się podczas spacerów (nie wszyscy lubią psy, niektórzy się ich boją). Wybiera John Bradshaw tylko kilka zagadnień, ale omawia je atrakcyjnie dla odbiorców, tak, żeby łatwiej było je sobie przyswoić: to lektura, która zostaje z odbiorcami, uświadamia im, jak postępować z psami. "Psy. Zrozumieć najlepszego przyjaciela" to książka drobna, ale wypełniona ciekawymi wiadomościami i przygotowana tak, by dobrze się ją czytało nie tylko jako źródło informacji, ale również jako źródło rozrywki. To coś w sam raz dla odbiorców, którzy chcą się lepiej przygotować do posiadania psa, albo dla tych, którzy o psie marzą i chcieliby się zastanowić, czy mogą jakiegoś przygarnąć.
środa, 12 kwietnia 2023
Julia Cameron: Ścieżka słuchania. 6-tygodniowy kurs pogłębiania uważności
Szafa, Katowice 2023.
Trening
Ta książka znacznie różni się od rozmaitych poradników przedstawiających treningi uważności. Julia Cameron przede wszystkim rezygnuje z rozbudowywania poleceń i uwag kierowanych bezpośrednio do odbiorców. Wie, że każdy będzie mógł skorzystać z lektury mocno autobiograficznej i pokazującej zasady zachowania się w przypadku ćwiczenia uważnego słuchania. "Ścieżka słuchania. 6-tygodniowy kurs pogłębiania uważności" nie jest zatem typowym kursem, raczej - pamiętnikiem czy zwierzeniem autorki, która dąży do tego, żeby ludzie potrafili lepiej się ze sobą komunikować. Sześć tygodni to w tym wypadku sześć dużych tematów, z których nie wszystkie zyskają akceptację i aprobatę odbiorców. Julia Cameron na początku uczy wyczulenia na dźwięki z zewnątrz, później informuje czytelników, jak należy prowadzić rozmowy, żeby były one jak najbardziej efektywne - podpowiada, jak słuchać innych, żeby zjednywać sobie ludzi i wypracować opinię dobrego słuchacza. Następnie jednak przechodzi do rozdziałów, które w najlepszym razie mogą budzić wątpliwości co bardziej sceptycznie nastawionych czytelników, a takich przecież nie zabraknie: autorka uczy, jak słuchać "wyższego ja" (czyli - jak uzyskiwać wskazówki od swojej podświadomości lub niezidentyfikowanej boskiej istoty, która ma przemawiać przez człowieka), ale też, jak słuchać tych, którzy już odeszli. Nawet rozdział powiązany z słuchaniem autorytetów wiąże się z odwoływaniem się do tych, których nie ma już na ziemskim padole, a którzy prawdopodobnie by się rozgadali, poproszeni o pomoc. Jest jeszcze rozdział mniej kontrowersyjny, poświęcony słuchaniu ciszy - czyli medytacji w szeroko rozumianym zakresie, bez powiązania z jakimikolwiek wyznaniami czy religiami.
W przypadku kontaktu z siłami wyższymi albo z ludźmi, którzy odeszli, Julia Cameron zachęca do spisywania wyobrażonych odpowiedzi (twierdzi, że można je usłyszeć i zapisać), raczej nie zrobi w ten sposób krzywdy czytelnikom, raczej nauczy ich, jak zastanowić się nad własnymi potrzebami i jak je wyartykułować: raczej trudno spodziewać się spieszących z pomocą zmarłych, ale odniesienia do ich poglądów i wspomnień doprowadzą do określenia własnych potrzeb i dążeń. "Ścieżka słuchania" przydaje się jednak w innej perspektywie: autorka podpowiada, co zrobić, żeby wywoływać wrażenie uważnego słuchacza (owszem, po wyćwiczeniu tej postawy można rzeczywiście odnosić korzyści z uważnego słuchania), jak udowodnić innym, że są ważni i że ich problemy mają znaczenie. "Ścieżka słuchania" pozwala też na zwolnienie tempa, zmusza wręcz do zatrzymania się i kontemplowania świata. Otoczenie można chłonąć na różne sposoby, a Julia Cameron chce przypomnieć, jak to zrobić, żeby w codziennym zabieganiu znaleźć chwilę na rozwój. "Ścieżka słuchania" nie jest typowym kursem, co pewien czas pojawiają się tutaj ćwiczenia i zadania dla odbiorców - wyodrębnione graficznie - ale nie należą one do specjalnie wymyślnych, nawet część odbiorców zdziwić może, że trzeba uważnie posłuchać przyjaciela i dowiedzieć się, jaka jest jego pasja: wydawałoby się, że taki temat to coś, co wśród przyjaciół nie jest sekretem. "Ścieżka słuchania" wypełniona jest też opowieściami autorki o spotkaniach z ciekawymi ludźmi - rozmówcy Julii Cameron dzielą się własnymi przepisami na słuchanie i to się dobrze w lekturze sprawdza.
Trening
Ta książka znacznie różni się od rozmaitych poradników przedstawiających treningi uważności. Julia Cameron przede wszystkim rezygnuje z rozbudowywania poleceń i uwag kierowanych bezpośrednio do odbiorców. Wie, że każdy będzie mógł skorzystać z lektury mocno autobiograficznej i pokazującej zasady zachowania się w przypadku ćwiczenia uważnego słuchania. "Ścieżka słuchania. 6-tygodniowy kurs pogłębiania uważności" nie jest zatem typowym kursem, raczej - pamiętnikiem czy zwierzeniem autorki, która dąży do tego, żeby ludzie potrafili lepiej się ze sobą komunikować. Sześć tygodni to w tym wypadku sześć dużych tematów, z których nie wszystkie zyskają akceptację i aprobatę odbiorców. Julia Cameron na początku uczy wyczulenia na dźwięki z zewnątrz, później informuje czytelników, jak należy prowadzić rozmowy, żeby były one jak najbardziej efektywne - podpowiada, jak słuchać innych, żeby zjednywać sobie ludzi i wypracować opinię dobrego słuchacza. Następnie jednak przechodzi do rozdziałów, które w najlepszym razie mogą budzić wątpliwości co bardziej sceptycznie nastawionych czytelników, a takich przecież nie zabraknie: autorka uczy, jak słuchać "wyższego ja" (czyli - jak uzyskiwać wskazówki od swojej podświadomości lub niezidentyfikowanej boskiej istoty, która ma przemawiać przez człowieka), ale też, jak słuchać tych, którzy już odeszli. Nawet rozdział powiązany z słuchaniem autorytetów wiąże się z odwoływaniem się do tych, których nie ma już na ziemskim padole, a którzy prawdopodobnie by się rozgadali, poproszeni o pomoc. Jest jeszcze rozdział mniej kontrowersyjny, poświęcony słuchaniu ciszy - czyli medytacji w szeroko rozumianym zakresie, bez powiązania z jakimikolwiek wyznaniami czy religiami.
W przypadku kontaktu z siłami wyższymi albo z ludźmi, którzy odeszli, Julia Cameron zachęca do spisywania wyobrażonych odpowiedzi (twierdzi, że można je usłyszeć i zapisać), raczej nie zrobi w ten sposób krzywdy czytelnikom, raczej nauczy ich, jak zastanowić się nad własnymi potrzebami i jak je wyartykułować: raczej trudno spodziewać się spieszących z pomocą zmarłych, ale odniesienia do ich poglądów i wspomnień doprowadzą do określenia własnych potrzeb i dążeń. "Ścieżka słuchania" przydaje się jednak w innej perspektywie: autorka podpowiada, co zrobić, żeby wywoływać wrażenie uważnego słuchacza (owszem, po wyćwiczeniu tej postawy można rzeczywiście odnosić korzyści z uważnego słuchania), jak udowodnić innym, że są ważni i że ich problemy mają znaczenie. "Ścieżka słuchania" pozwala też na zwolnienie tempa, zmusza wręcz do zatrzymania się i kontemplowania świata. Otoczenie można chłonąć na różne sposoby, a Julia Cameron chce przypomnieć, jak to zrobić, żeby w codziennym zabieganiu znaleźć chwilę na rozwój. "Ścieżka słuchania" nie jest typowym kursem, co pewien czas pojawiają się tutaj ćwiczenia i zadania dla odbiorców - wyodrębnione graficznie - ale nie należą one do specjalnie wymyślnych, nawet część odbiorców zdziwić może, że trzeba uważnie posłuchać przyjaciela i dowiedzieć się, jaka jest jego pasja: wydawałoby się, że taki temat to coś, co wśród przyjaciół nie jest sekretem. "Ścieżka słuchania" wypełniona jest też opowieściami autorki o spotkaniach z ciekawymi ludźmi - rozmówcy Julii Cameron dzielą się własnymi przepisami na słuchanie i to się dobrze w lekturze sprawdza.
wtorek, 11 kwietnia 2023
Minecraft. Język angielski. Megazadania (wiek 7+ / 8+ / 9+)
Harperkids, Warszawa 2023.
Ćwiczenia
Jeśli najmłodsi nie mają oporów przed grami, za to nie chce im się zajmować odrabianiem lekcji, można połączyć łamigłówki i zadania logiczne z ulubionymi elektronicznymi rozrywkami i w ten sposób oszukać, ukryć proces nabywania wiedzy. "Język angielski. Megazadania" to trzy tomiki - dla dzieci 7+, 8+ i 9+ z ćwiczeniami z języka angielskiego, bazujące na Minecrafcie. Od początku trzeba będzie się trochę wysilić, bo chociaż pojedyncze akapity lub tytuły są po polsku, to większość komentarzy, między innymi tych dotyczących bohaterów, jest po angielsku - jeśli odbiorcy chcą się dowiedzieć czegoś o ulubionych postaciach albo o świecie, który wciąga - muszą podjąć wyzwanie i przeczytać tekst. Pomocny będzie w tym słowniczek - na każdej stronie pojawia się wyjaśnienie części słówek, tak, żeby nikt nie zniechęcił się koniecznością szukania ich w wielkich słownikach i żeby przyspieszyć proces korzystania z książek. Poza akapitowym komentarzem na stronach pojawiają się zadania z określonego w nagłówkach zakresu, można poznawać wymowę różnych głosek, albo poćwiczyć tworzenie słów. Reguły wyjaśnione są przejrzyście i ozdobione szeregiem ćwiczeń do wykonania - często są to uzupełnianki literowe. Nie różnią się tomiki od standardowych zadań z podręczników do angielskiego, chyba że rozmiarem czcionki - tu są znacznie większe, co przypadnie do gustu małym dzieciom. Poznawanie języka bazujące na powtarzalnych ćwiczeniach to prosta droga do zwiększania kompetencji. Często odpowiednie słówka (w podstawowej formie) pojawiają się na marginesach albo w ramkach, tak, żeby nie trzeba było zbyt długo zastanawiać się nad intencjami twórców - dzieci nie mogą poczuć się znudzone ćwiczeniami szkolnymi, książki mają oddalać je od wrażenia odrabiania zadań domowych. Minecraft staje się tu stałym tłem ćwiczeń - to konkretnych bohaterów z gry dotyczą kolejne wyzwania i zdania, co pewien czas zresztą postacie powracają przy okazji wyizolowanych z opowieści komentarzy (oczywiście po angielsku). Żeby dowiedzieć się, czego dotyczy ilustracja (przypominająca o "kwadratowym" świecie z Minecrafta), warto zagłębić się w podpis - i przy okazji ćwiczyć angielski. Dzieciom taka forma przyswajania wiedzy powinna się spodobać, zresztą chwyt z ukrywaniem wysiłku intelektualnego pod pozorami zabawy sprawdził się już w cyklu przy okazji innych przedmiotów - w angielskim nie trzeba nawet wysilać się specjalnie przy wymyślaniu różnych rodzajów zadań, wystarczą podręcznikowe rozwiązania, zdania do uzupełnienia i wskazówki dla najmłodszych - resztę zapewnią nawiązania do gry. Minecraft zmusza do pracy umysłowej jako gra - na etapie książkowych gadżetów nie rozczaruje, jeśli dorośli zastanawiają się, jak powiązać pasję pociech z procesem edukacji, mogą śmiało skorzystać z tego typu podejścia - zamaskować proces uczenia się przez opowiadanie o grze. Minecraft świetnie odciąga uwagę od szkolnych wyzwań, zapewnia dzieciom rozrywkę.
Ćwiczenia
Jeśli najmłodsi nie mają oporów przed grami, za to nie chce im się zajmować odrabianiem lekcji, można połączyć łamigłówki i zadania logiczne z ulubionymi elektronicznymi rozrywkami i w ten sposób oszukać, ukryć proces nabywania wiedzy. "Język angielski. Megazadania" to trzy tomiki - dla dzieci 7+, 8+ i 9+ z ćwiczeniami z języka angielskiego, bazujące na Minecrafcie. Od początku trzeba będzie się trochę wysilić, bo chociaż pojedyncze akapity lub tytuły są po polsku, to większość komentarzy, między innymi tych dotyczących bohaterów, jest po angielsku - jeśli odbiorcy chcą się dowiedzieć czegoś o ulubionych postaciach albo o świecie, który wciąga - muszą podjąć wyzwanie i przeczytać tekst. Pomocny będzie w tym słowniczek - na każdej stronie pojawia się wyjaśnienie części słówek, tak, żeby nikt nie zniechęcił się koniecznością szukania ich w wielkich słownikach i żeby przyspieszyć proces korzystania z książek. Poza akapitowym komentarzem na stronach pojawiają się zadania z określonego w nagłówkach zakresu, można poznawać wymowę różnych głosek, albo poćwiczyć tworzenie słów. Reguły wyjaśnione są przejrzyście i ozdobione szeregiem ćwiczeń do wykonania - często są to uzupełnianki literowe. Nie różnią się tomiki od standardowych zadań z podręczników do angielskiego, chyba że rozmiarem czcionki - tu są znacznie większe, co przypadnie do gustu małym dzieciom. Poznawanie języka bazujące na powtarzalnych ćwiczeniach to prosta droga do zwiększania kompetencji. Często odpowiednie słówka (w podstawowej formie) pojawiają się na marginesach albo w ramkach, tak, żeby nie trzeba było zbyt długo zastanawiać się nad intencjami twórców - dzieci nie mogą poczuć się znudzone ćwiczeniami szkolnymi, książki mają oddalać je od wrażenia odrabiania zadań domowych. Minecraft staje się tu stałym tłem ćwiczeń - to konkretnych bohaterów z gry dotyczą kolejne wyzwania i zdania, co pewien czas zresztą postacie powracają przy okazji wyizolowanych z opowieści komentarzy (oczywiście po angielsku). Żeby dowiedzieć się, czego dotyczy ilustracja (przypominająca o "kwadratowym" świecie z Minecrafta), warto zagłębić się w podpis - i przy okazji ćwiczyć angielski. Dzieciom taka forma przyswajania wiedzy powinna się spodobać, zresztą chwyt z ukrywaniem wysiłku intelektualnego pod pozorami zabawy sprawdził się już w cyklu przy okazji innych przedmiotów - w angielskim nie trzeba nawet wysilać się specjalnie przy wymyślaniu różnych rodzajów zadań, wystarczą podręcznikowe rozwiązania, zdania do uzupełnienia i wskazówki dla najmłodszych - resztę zapewnią nawiązania do gry. Minecraft zmusza do pracy umysłowej jako gra - na etapie książkowych gadżetów nie rozczaruje, jeśli dorośli zastanawiają się, jak powiązać pasję pociech z procesem edukacji, mogą śmiało skorzystać z tego typu podejścia - zamaskować proces uczenia się przez opowiadanie o grze. Minecraft świetnie odciąga uwagę od szkolnych wyzwań, zapewnia dzieciom rozrywkę.
poniedziałek, 10 kwietnia 2023
Natasha Farrant: Dziewczynka, która rozmawiała z drzewami
Nasza Księgarnia, Warszawa 2023.
Ochrona przyrody
Oliwia to bohaterka, którą świetnie zrozumieją introwertycy. Oliwia boi się ludzi i unika ich, nie znosi towarzystwa rówieśników ani przedstawicieli pokolenia rodziców, nie ma o czym rozmawiać. Zupełnie inaczej jest z drzewami: drzewa nigdy nie odezwą się niespodziewanie, nie zażądają działań, które przyprawiłyby dziewczynkę o stres. Drzewa rozumieją i są, wspierają i pomagają uporać się z najtrudniejszymi myślami. Oliwia kocha zwłaszcza pewien stary dąb - olbrzymie drzewo daje jej schronienie i jest towarzyszem codziennych spotkań. Tyle że dębowi grozi ścięcie: ojciec Oliwii, sir Sydney, planuje wybudować letni dom dokładnie w miejscu, w którym rośnie przyjaciel jedenastolatki. Oliwia nie może do tego dopuścić - wie, że to ona musi ocalić drzewo i przekonać dorosłych do tego, by pozwolili mu bezpiecznie rosnąć.
"Dziewczynka, która rozmawiała z drzewami" to nietypowa baśń. Oliwia przenosi się do świata, w którym rzeczywiście jest w stanie porozumiewać się z drzewami - odwiedza kilka wyjątkowych okazów i od każdego z nich musi usłyszeć pewną historię, żeby mogła lepiej zrozumieć przyrodę. Zresztą Oliwia ma do wypełnienia pewną misje, obiecuje coś, co jest wyjątkowo trudne dla dziecka, ale co da się przy odrobinie wyobraźni uzyskać. Drzewa mają tylko ją jako łącznika między światem ludzi i roślin - mogą tylko na Oliwię liczyć. Wyobcowana dziewczynka za sprawą swoich nietypowych przyjaźni nie staje się jeszcze większym odludkiem, wręcz przeciwnie: konieczność wstawienia się za drzewami sprawia, że bohaterka nabiera odwagi i próbuje walczyć o dobro swoich przyjaciół - i o ich życie, bo przecież o to głównie chodzi, nawet jeśli dorośli nie zdają sobie z tego już sprawy. Kolejne drzewa, jakie odwiedza Oliwia, przedstawiają jej swoje historie lub przygody - każde doświadcza czegoś niezwykłego i każde używa odrobiny magii, żeby wspomóc ludzi. Drzewa ratują wtedy, kiedy sytuacja wydaje się beznadziejna - drzewa rozumieją i drzewa nie znają niegodziwości. To przekona do nich każdego odbiorcę, bo Oliwia przekonywać się nie musi -ona doskonale wie, że drzewa są najlepsze i zasługują na szacunek. Tylko od czasu do czasu pojawia się tu motyw wieku największych i najbardziej rozłożystych okazów, drzewa, które znają odległą przeszłość to przypomnienie ulotności człowieka w zestawieniu z przyrodą - wątek dalszoplanowy. Drzewa mają teraz szansę przekonać do siebie, udowodnić, że są ważne i potrzebne, a także - że trwają mimo wszelkich przeciwności losu. "Dziewczynka, która rozmawiała z drzewami" to szereg opowieści baśniowych, wzruszających i dających do myślenia - nie chodzi tu wyłącznie o zastanawianie się nad rolą natury w życiu człowieka. Natasha Farrant wie, jak zaangażować odbiorców w opowieść - podsuwa im klimaty niepowtarzalne, buduje nastrój niezwykłości po to, żeby uwrażliwiać na los roślin. Tutaj dużą rolę odgrywają również malownicze ilustracje: Lydia Corry przygotowuje obrazki, które przypominają o znaczeniu i pięknie drzew, pomagają uruchamiać wyobraźnię i czasami wręcz ją zastępują, żeby łatwiej było czytelnikom zrozumieć bohaterów. Jest to powieść dobrze przemyślana i przygotowana z wielką dbałością o detale.
Ochrona przyrody
Oliwia to bohaterka, którą świetnie zrozumieją introwertycy. Oliwia boi się ludzi i unika ich, nie znosi towarzystwa rówieśników ani przedstawicieli pokolenia rodziców, nie ma o czym rozmawiać. Zupełnie inaczej jest z drzewami: drzewa nigdy nie odezwą się niespodziewanie, nie zażądają działań, które przyprawiłyby dziewczynkę o stres. Drzewa rozumieją i są, wspierają i pomagają uporać się z najtrudniejszymi myślami. Oliwia kocha zwłaszcza pewien stary dąb - olbrzymie drzewo daje jej schronienie i jest towarzyszem codziennych spotkań. Tyle że dębowi grozi ścięcie: ojciec Oliwii, sir Sydney, planuje wybudować letni dom dokładnie w miejscu, w którym rośnie przyjaciel jedenastolatki. Oliwia nie może do tego dopuścić - wie, że to ona musi ocalić drzewo i przekonać dorosłych do tego, by pozwolili mu bezpiecznie rosnąć.
"Dziewczynka, która rozmawiała z drzewami" to nietypowa baśń. Oliwia przenosi się do świata, w którym rzeczywiście jest w stanie porozumiewać się z drzewami - odwiedza kilka wyjątkowych okazów i od każdego z nich musi usłyszeć pewną historię, żeby mogła lepiej zrozumieć przyrodę. Zresztą Oliwia ma do wypełnienia pewną misje, obiecuje coś, co jest wyjątkowo trudne dla dziecka, ale co da się przy odrobinie wyobraźni uzyskać. Drzewa mają tylko ją jako łącznika między światem ludzi i roślin - mogą tylko na Oliwię liczyć. Wyobcowana dziewczynka za sprawą swoich nietypowych przyjaźni nie staje się jeszcze większym odludkiem, wręcz przeciwnie: konieczność wstawienia się za drzewami sprawia, że bohaterka nabiera odwagi i próbuje walczyć o dobro swoich przyjaciół - i o ich życie, bo przecież o to głównie chodzi, nawet jeśli dorośli nie zdają sobie z tego już sprawy. Kolejne drzewa, jakie odwiedza Oliwia, przedstawiają jej swoje historie lub przygody - każde doświadcza czegoś niezwykłego i każde używa odrobiny magii, żeby wspomóc ludzi. Drzewa ratują wtedy, kiedy sytuacja wydaje się beznadziejna - drzewa rozumieją i drzewa nie znają niegodziwości. To przekona do nich każdego odbiorcę, bo Oliwia przekonywać się nie musi -ona doskonale wie, że drzewa są najlepsze i zasługują na szacunek. Tylko od czasu do czasu pojawia się tu motyw wieku największych i najbardziej rozłożystych okazów, drzewa, które znają odległą przeszłość to przypomnienie ulotności człowieka w zestawieniu z przyrodą - wątek dalszoplanowy. Drzewa mają teraz szansę przekonać do siebie, udowodnić, że są ważne i potrzebne, a także - że trwają mimo wszelkich przeciwności losu. "Dziewczynka, która rozmawiała z drzewami" to szereg opowieści baśniowych, wzruszających i dających do myślenia - nie chodzi tu wyłącznie o zastanawianie się nad rolą natury w życiu człowieka. Natasha Farrant wie, jak zaangażować odbiorców w opowieść - podsuwa im klimaty niepowtarzalne, buduje nastrój niezwykłości po to, żeby uwrażliwiać na los roślin. Tutaj dużą rolę odgrywają również malownicze ilustracje: Lydia Corry przygotowuje obrazki, które przypominają o znaczeniu i pięknie drzew, pomagają uruchamiać wyobraźnię i czasami wręcz ją zastępują, żeby łatwiej było czytelnikom zrozumieć bohaterów. Jest to powieść dobrze przemyślana i przygotowana z wielką dbałością o detale.
niedziela, 9 kwietnia 2023
Dr John Bradshaw: Koty. Zrozumieć wąsatego przyjaciela
To tamto, Warszawa 2023.
Instrukcja obsługi kota
Jest to tomik kierowany do dzieci i objaśniający charakterystyczne zachowania domowych pupili. Co ciekawe, skorzystać z niego mogą również rodzice czytający swoim pociechom - ci, którzy pod wpływem namów najmłodszych zdecydowali się na poszerzenie rodziny o czworonożnego towarzysza. "Koty. Zrozumieć wąsatego przyjaciela" to książka bardzo dobrze przemyślana i przygotowana tak, by wszyscy mieli z niej pożytek - ci, którzy potrzebują porad i wskazówek oraz ci, którzy szukają przyjemniej lektury związanej z zachowaniami kotów. Dr John Bradshaw przedstawia tutaj obserwacje związane z codziennością kotki Libby. Towarzyszy jej i omawia kolejne sytuacje, jakich jest świadkiem (albo jakie stają się udziałem Libby, niekoniecznie w towarzystwie człowieka). Pokazuje młodym czytelnikom, dlaczego koty coś robią, co to oznacza albo - w jaki sposób przekonać je, żeby zrobiły coś innego. Prezentacja Libby oraz kobiet, z którymi mieszka, to przyjemna i rozrywkowa lektura, ale nasycona ciekawymi informacjami. Dzięki tej książce rzeczywiście można zrozumieć kota. Autor zachęca do obserwowania zwierząt i do interpretowania ich zachowań w oparciu o zdobyte wiadomości. Dzieci dowiedzą się, kiedy Libby jest zadowolona, jakie rodzaje głaskania polubi, a jakich niekoniecznie, co ją relaksuje i co przeraża, jak przyzwyczaić ją do nowego miejsca albo do nowego elementu wyposażenia. Poznają zabawki, które Libby ceni, nauczą się też, co trzeba zapewnić zwierzęciu, żeby nie niszczyło mebli albo żeby nie zgubiło się po przeprowadzce. John Bradshaw przygląda się na przykład kotu, który zawiera nową znajomość - analizuje detale w jego zachowaniu i objaśnia je odbiorcom. Przekazuje wiadomości na temat zapachów pozostawianych przez koty i lekcji korzystania z kuwety, przygląda się też rodzajom porozumienia z człowiekiem: opowiada o miauczeniu i mruczeniu. Dlaczego wibrysy pomagają przy ocenianiu rozmiaru przejścia albo co z tą kocimiętką - autor wykorzystuje mnóstwo wiadomości. Odpowiada na niezadawane pytania, próbuje wypełnić książkę informacjami tak, żeby nikt nie był zaskoczony tym, co chciałby zakomunikować mu jego kot. A jednocześnie jest tom "Koty" lekturą bardzo ciekawą i atrakcyjną z uwagi na rodzaj narracji. Libby przeprowadza czytelników przez tajemnice kotów, dzieli się swoją codziennością i zapewnia rozrywkę. To atrakcyjna do zwyczajnego czytania lektura - nie trzeba zachwycać się kotami, żeby czerpać przyjemność ze śledzenia opowieści. John Bradshaw wie, jak przekuć informacje na wartką opowieść, udaje się ta sztuka, bo książka ani przez chwilę nie będzie nudzić. Fakt, że z największym zaangażowaniem będą ją czytać świeżo upieczeni właściciele kotów nie zmienia rozrywki dla szerokiego grona odbiorców. To tomik, który może również przygotowywać najmłodszych na pojawienie się zwierzęcia w domu - można wyłuskać z lektury wiele wskazówek dotyczących zachowań wobec kota. Libby nie wszystko lubi i nie na wszystko będzie reagować z cierpliwością. Trzeba pamiętać o tym, kiedy podchodzi się do zwierzęcia, zwłaszcza takiego mniej znanego. Libby jest świetnym przewodnikiem po świecie kotów - tutaj znalazło się mnóstwo podpowiedzi i wskazówek dotyczących traktowania kotów. To naprawdę dobrze przygotowana publikacja, po którą sięgnąć powinni wszyscy spędzający czas z kotami.
Instrukcja obsługi kota
Jest to tomik kierowany do dzieci i objaśniający charakterystyczne zachowania domowych pupili. Co ciekawe, skorzystać z niego mogą również rodzice czytający swoim pociechom - ci, którzy pod wpływem namów najmłodszych zdecydowali się na poszerzenie rodziny o czworonożnego towarzysza. "Koty. Zrozumieć wąsatego przyjaciela" to książka bardzo dobrze przemyślana i przygotowana tak, by wszyscy mieli z niej pożytek - ci, którzy potrzebują porad i wskazówek oraz ci, którzy szukają przyjemniej lektury związanej z zachowaniami kotów. Dr John Bradshaw przedstawia tutaj obserwacje związane z codziennością kotki Libby. Towarzyszy jej i omawia kolejne sytuacje, jakich jest świadkiem (albo jakie stają się udziałem Libby, niekoniecznie w towarzystwie człowieka). Pokazuje młodym czytelnikom, dlaczego koty coś robią, co to oznacza albo - w jaki sposób przekonać je, żeby zrobiły coś innego. Prezentacja Libby oraz kobiet, z którymi mieszka, to przyjemna i rozrywkowa lektura, ale nasycona ciekawymi informacjami. Dzięki tej książce rzeczywiście można zrozumieć kota. Autor zachęca do obserwowania zwierząt i do interpretowania ich zachowań w oparciu o zdobyte wiadomości. Dzieci dowiedzą się, kiedy Libby jest zadowolona, jakie rodzaje głaskania polubi, a jakich niekoniecznie, co ją relaksuje i co przeraża, jak przyzwyczaić ją do nowego miejsca albo do nowego elementu wyposażenia. Poznają zabawki, które Libby ceni, nauczą się też, co trzeba zapewnić zwierzęciu, żeby nie niszczyło mebli albo żeby nie zgubiło się po przeprowadzce. John Bradshaw przygląda się na przykład kotu, który zawiera nową znajomość - analizuje detale w jego zachowaniu i objaśnia je odbiorcom. Przekazuje wiadomości na temat zapachów pozostawianych przez koty i lekcji korzystania z kuwety, przygląda się też rodzajom porozumienia z człowiekiem: opowiada o miauczeniu i mruczeniu. Dlaczego wibrysy pomagają przy ocenianiu rozmiaru przejścia albo co z tą kocimiętką - autor wykorzystuje mnóstwo wiadomości. Odpowiada na niezadawane pytania, próbuje wypełnić książkę informacjami tak, żeby nikt nie był zaskoczony tym, co chciałby zakomunikować mu jego kot. A jednocześnie jest tom "Koty" lekturą bardzo ciekawą i atrakcyjną z uwagi na rodzaj narracji. Libby przeprowadza czytelników przez tajemnice kotów, dzieli się swoją codziennością i zapewnia rozrywkę. To atrakcyjna do zwyczajnego czytania lektura - nie trzeba zachwycać się kotami, żeby czerpać przyjemność ze śledzenia opowieści. John Bradshaw wie, jak przekuć informacje na wartką opowieść, udaje się ta sztuka, bo książka ani przez chwilę nie będzie nudzić. Fakt, że z największym zaangażowaniem będą ją czytać świeżo upieczeni właściciele kotów nie zmienia rozrywki dla szerokiego grona odbiorców. To tomik, który może również przygotowywać najmłodszych na pojawienie się zwierzęcia w domu - można wyłuskać z lektury wiele wskazówek dotyczących zachowań wobec kota. Libby nie wszystko lubi i nie na wszystko będzie reagować z cierpliwością. Trzeba pamiętać o tym, kiedy podchodzi się do zwierzęcia, zwłaszcza takiego mniej znanego. Libby jest świetnym przewodnikiem po świecie kotów - tutaj znalazło się mnóstwo podpowiedzi i wskazówek dotyczących traktowania kotów. To naprawdę dobrze przygotowana publikacja, po którą sięgnąć powinni wszyscy spędzający czas z kotami.
sobota, 8 kwietnia 2023
Rafał Witek: Sara, Kuba i rozróba
Harperkids, Warszawa 2023.
Stwór
Czytam, bo lubię to seria powieści dla dzieci, które już samodzielnie czytają (i mogły do lekcji czytania wykorzystywać cykl Czytam sobie). Pojawiają się w nim ciekawe i oryginalne książki o walorach edukacyjnych i rozrywkowych. "Sara, Kuba i rozróba" to przypomnienie powieści "Dzieciaki kontra FOBIA" sprzed ponad dekady, jednak Rafał Witek sprawia, że ta historia się nie starzeje - za to i tak może być smutnym świadectwem czasów, zwłaszcza gdy weźmie się pod uwagę opisywaną przez autora ilość śmieci na trawnikach i w osiedlowych parkach. Wszystko zaczyna się od wiadomości, że po osiedlu może grasować Bybołów. Bybołowy należą do wyjątkowo rzadkich stworzeń, a przez to, że nie zostały dokładnie zbadane, budzą niepokój okolicznych mieszkańców. Dorośli organizują działania, które mają na celu schwytanie zwierzęcia, a Sara razem z tatą i najlepszym przyjacielem Kubą zastanawia się nad tym, jak uratować bybołowa i jak ułatwić mu funkcjonowanie. Wabik z kuli dyskotekowej zawieszony na zagraconym balkonie to tylko wstęp do wielkiej przygody. Trzeba będzie jednak przechytrzyć nie tylko samozwańczych łowców bybołowa. Sara z ojcem sprowadzają nawet panią profesor z egzotycznej wyspy - chcą skorzystać z fachowej wiedzy, żeby pomagać. A bybołowa można próbować złapać z pojazdów latających, albo za pomocą pułapek. Rafał Witek korzysta z wyobraźni, żeby urozmaicać akcję. Faktycznie zmienia perspektywy i bez przerwy szuka nowych motywów, tak, żeby opowieść dzieciom nie mogła się znudzić. Dzięki temu bybołów raz po raz znika z zasięgu wzroku bohaterów i czytelników - bo znacznie lepsze okazują się relacje między postaciami i pomysły na urozmaicanie narracji. Rafał Witek wykorzystuje między innymi różne gatunki użytkowe, zwłaszcza prasowe - modyfikuje w ten sposób rodzaj prowadzonej opowieści i przyciąga dzieci dynamiką relacji. Sam bybołów wydaje się postacią na tyle atrakcyjną, by zapewnić zainteresowanie czytelników fabułą. Nie bez znaczenia pozostaje też stopień przygodowości - Rafał Witek komplikuje akcję i zmusza Sarę do zdecydowanych działań w obronie zwierzęcia. To droga do pokonania własnych słabości i nieśmiałości, ale też do dobrej zabawy. Zwłaszcza kiedy nic nie jest takie, jakie wydaje się w pierwszej chwili. "Sara, Kuba i rozróba" to powieść dynamiczna i wypełniona dowcipami z drugiego planu, warto więc uważnie wczytywać się w tę książkę, żeby poznawać kolejne pomysły autora na rozśmieszanie. Co ciekawe, Rafał Witek rezygnuje z rozwiązań typowych dla książek dla najmłodszych - traktuje swoich czytelników dość poważnie, przynajmniej - przez zmuszanie ich do wysiłku podczas lektury. Ta książka to kwintesencja wyobraźni w połączeniu z możliwością pokazywania dzieciom znaczenia sensacji w opowieściach. Żeby jeszcze bardziej podkreślić humor w powieści, Daniel de Latour przygotowuje młodzieżowe i dowcipne ilustracje, które pasują do klimatu książki. "Sara, Kuba i rozróba" to festiwal żartów w zestawieniu z fantazyjnymi rozwiązaniami - nie ma zbyt prawdopodobnej akcji, ale autor tak angażuje w przebieg wydarzeń, że nikomu to nie będzie przeszkadzało. Grunt to dobry pomysł i to się sprawdza. Rafał Witek stworzył powieść, która się nie zestarzeje.
Stwór
Czytam, bo lubię to seria powieści dla dzieci, które już samodzielnie czytają (i mogły do lekcji czytania wykorzystywać cykl Czytam sobie). Pojawiają się w nim ciekawe i oryginalne książki o walorach edukacyjnych i rozrywkowych. "Sara, Kuba i rozróba" to przypomnienie powieści "Dzieciaki kontra FOBIA" sprzed ponad dekady, jednak Rafał Witek sprawia, że ta historia się nie starzeje - za to i tak może być smutnym świadectwem czasów, zwłaszcza gdy weźmie się pod uwagę opisywaną przez autora ilość śmieci na trawnikach i w osiedlowych parkach. Wszystko zaczyna się od wiadomości, że po osiedlu może grasować Bybołów. Bybołowy należą do wyjątkowo rzadkich stworzeń, a przez to, że nie zostały dokładnie zbadane, budzą niepokój okolicznych mieszkańców. Dorośli organizują działania, które mają na celu schwytanie zwierzęcia, a Sara razem z tatą i najlepszym przyjacielem Kubą zastanawia się nad tym, jak uratować bybołowa i jak ułatwić mu funkcjonowanie. Wabik z kuli dyskotekowej zawieszony na zagraconym balkonie to tylko wstęp do wielkiej przygody. Trzeba będzie jednak przechytrzyć nie tylko samozwańczych łowców bybołowa. Sara z ojcem sprowadzają nawet panią profesor z egzotycznej wyspy - chcą skorzystać z fachowej wiedzy, żeby pomagać. A bybołowa można próbować złapać z pojazdów latających, albo za pomocą pułapek. Rafał Witek korzysta z wyobraźni, żeby urozmaicać akcję. Faktycznie zmienia perspektywy i bez przerwy szuka nowych motywów, tak, żeby opowieść dzieciom nie mogła się znudzić. Dzięki temu bybołów raz po raz znika z zasięgu wzroku bohaterów i czytelników - bo znacznie lepsze okazują się relacje między postaciami i pomysły na urozmaicanie narracji. Rafał Witek wykorzystuje między innymi różne gatunki użytkowe, zwłaszcza prasowe - modyfikuje w ten sposób rodzaj prowadzonej opowieści i przyciąga dzieci dynamiką relacji. Sam bybołów wydaje się postacią na tyle atrakcyjną, by zapewnić zainteresowanie czytelników fabułą. Nie bez znaczenia pozostaje też stopień przygodowości - Rafał Witek komplikuje akcję i zmusza Sarę do zdecydowanych działań w obronie zwierzęcia. To droga do pokonania własnych słabości i nieśmiałości, ale też do dobrej zabawy. Zwłaszcza kiedy nic nie jest takie, jakie wydaje się w pierwszej chwili. "Sara, Kuba i rozróba" to powieść dynamiczna i wypełniona dowcipami z drugiego planu, warto więc uważnie wczytywać się w tę książkę, żeby poznawać kolejne pomysły autora na rozśmieszanie. Co ciekawe, Rafał Witek rezygnuje z rozwiązań typowych dla książek dla najmłodszych - traktuje swoich czytelników dość poważnie, przynajmniej - przez zmuszanie ich do wysiłku podczas lektury. Ta książka to kwintesencja wyobraźni w połączeniu z możliwością pokazywania dzieciom znaczenia sensacji w opowieściach. Żeby jeszcze bardziej podkreślić humor w powieści, Daniel de Latour przygotowuje młodzieżowe i dowcipne ilustracje, które pasują do klimatu książki. "Sara, Kuba i rozróba" to festiwal żartów w zestawieniu z fantazyjnymi rozwiązaniami - nie ma zbyt prawdopodobnej akcji, ale autor tak angażuje w przebieg wydarzeń, że nikomu to nie będzie przeszkadzało. Grunt to dobry pomysł i to się sprawdza. Rafał Witek stworzył powieść, która się nie zestarzeje.
piątek, 7 kwietnia 2023
"Świerszczyk" nr 4/2023 (2981), "Świerszczyk Reporter" nr 2/2023, "Świerszczyk Labirynty" nr 3/2023.
"Świerszczyk" nr 4/2023 (2981), "Świerszczyk Reporter" nr 2/2023, "Świerszczyk Labirynty" nr 3/2023.
Zabawy
Tematyczny numer "Świerszczyka" tym razem pozwala wybrać się w kosmos. Opowiadania, rymowanki i zagadki powiązane są z tym, co dzieje się we wszechświecie i oswajają dzieci z tematami międzyplanetarnymi i galaktycznymi. Oczywiście nie będzie tutaj podawania skomplikowanych informacji, raczej czysta zabawa na bazie kosmicznych przygód. Ale pojawi się też kilka przydatnych wiadomości - między innymi skrótowe przygotowania do tego, co znajduje się w Układzie Słonecznym, albo podpowiedź, jak zapamiętać kolejność planet. Jest ściąga z lektur poświęconych kosmosowi - nowości wydawniczych odnoszących się do tego zagadnienia. Jest też gra planszowa i sporo łamigłówek. Kosmiczny numer "Świerszczyka" przynosi dzieciom dobrą zabawę i zachęca do rozwijania pasji, uruchamia wyobraźnię i przedstawia kilka zaledwie ciekawostek dotyczących kosmosu - zawsze wydaje się, że mogłoby być ich więcej, jednak należy pamiętać, że pismo ma przede wszystkim wartość rozrywkową i jako takie trafia do szerokiego grona odbiorców. Uwagę dzieci przykuwać będą zwłaszcza gry i zabawy, łamigłówki, które zostały dostosowane do tematu wiodącego - tak, że miłośnicy kosmosu będą wiedzieli, na czym ćwiczyć umiejętności. "Świerszczyk" dostarcza odbiorcom sporo radości - przygotowany został tak, żeby dzieci w różnym wieku znalazły tu coś dla siebie - na chwilę, jednak chwilę bardzo twórczą i wypełnioną sporą dozą przyjemności.
W "Świerszczyku Reporterze" Bajetan wybiera się na Madagaskar, żeby przeprowadzić wywiad z kameleonem - jednak to zwierzę nie jest zbyt łatwe do znalezienia, więc Bajetan będzie musiał trochę się wysilić. To automatycznie nakreśla wiodący temat numeru: pojawi się tu zagadnienie związane z kamuflażem. Dzieci dowiedzą się, jakie zwierzęta upodabniają się do otoczenia, dlaczego kameleon zmienia kolory, a nawet - jakie rośliny imitują zwierzęta. Dzieci dowiedzą się także, co robią stworzenia, które nie mogą się zamaskować - w jaki sposób ostrzegają drapieżniki przed sobą. Z tematem kamuflażu doskonale koresponduje część rodzajów łamigłówek, zwłaszcza te związane z wyszukiwaniem motywów albo porównywaniem ich. Znajdzie się też miejsce na przedstawianie konkretnych zwierząt albo historii przyrodników, którzy dzielą się swoimi przeżyciami w krótkich historiach. Sporo tu stron z ciekawostkami - oczywiście wypełnionych bardzo kolorowymi zdjęciami, bo trudno sobie wyobrazić, że można opowiadać o sztuce kamuflażu w świecie zwierząt bez pokazywania tego na konkretnych przykładach.
Wydawać by się mogło, że "Świerszczyk. Labirynty" niczym dzieci nie zaskoczy - jednak tym razem temat wiodący to film. Każdy labirynt powiązany jakoś z głównym zagadnieniem poprzedzony jest jednoakapitowym - dość szczegółowym - komentarzem na temat historii kina i wynalazków pozwalających na stworzenie filmu. Lektura nie jest naiwna i sporo z niej się dzieci dowiedzą - te maluchy, które wolą tylko przechodzić labirynty, będą mogły się pobawić. Jednak warto tu też podjąć czytanie i przekonać się, jak wiele pomysłów trzeba było, żeby powstawały filmy. Odbiorcy poznają sekrety filmowców, między innymi - jak tworzy się dźwięki albo o czym opowiadają poszczególne gatunki filmów. Może to stać się wstępem do ciekawej przygody z kinem albo początkiem wielkiej pasji.
Zabawy
Tematyczny numer "Świerszczyka" tym razem pozwala wybrać się w kosmos. Opowiadania, rymowanki i zagadki powiązane są z tym, co dzieje się we wszechświecie i oswajają dzieci z tematami międzyplanetarnymi i galaktycznymi. Oczywiście nie będzie tutaj podawania skomplikowanych informacji, raczej czysta zabawa na bazie kosmicznych przygód. Ale pojawi się też kilka przydatnych wiadomości - między innymi skrótowe przygotowania do tego, co znajduje się w Układzie Słonecznym, albo podpowiedź, jak zapamiętać kolejność planet. Jest ściąga z lektur poświęconych kosmosowi - nowości wydawniczych odnoszących się do tego zagadnienia. Jest też gra planszowa i sporo łamigłówek. Kosmiczny numer "Świerszczyka" przynosi dzieciom dobrą zabawę i zachęca do rozwijania pasji, uruchamia wyobraźnię i przedstawia kilka zaledwie ciekawostek dotyczących kosmosu - zawsze wydaje się, że mogłoby być ich więcej, jednak należy pamiętać, że pismo ma przede wszystkim wartość rozrywkową i jako takie trafia do szerokiego grona odbiorców. Uwagę dzieci przykuwać będą zwłaszcza gry i zabawy, łamigłówki, które zostały dostosowane do tematu wiodącego - tak, że miłośnicy kosmosu będą wiedzieli, na czym ćwiczyć umiejętności. "Świerszczyk" dostarcza odbiorcom sporo radości - przygotowany został tak, żeby dzieci w różnym wieku znalazły tu coś dla siebie - na chwilę, jednak chwilę bardzo twórczą i wypełnioną sporą dozą przyjemności.
W "Świerszczyku Reporterze" Bajetan wybiera się na Madagaskar, żeby przeprowadzić wywiad z kameleonem - jednak to zwierzę nie jest zbyt łatwe do znalezienia, więc Bajetan będzie musiał trochę się wysilić. To automatycznie nakreśla wiodący temat numeru: pojawi się tu zagadnienie związane z kamuflażem. Dzieci dowiedzą się, jakie zwierzęta upodabniają się do otoczenia, dlaczego kameleon zmienia kolory, a nawet - jakie rośliny imitują zwierzęta. Dzieci dowiedzą się także, co robią stworzenia, które nie mogą się zamaskować - w jaki sposób ostrzegają drapieżniki przed sobą. Z tematem kamuflażu doskonale koresponduje część rodzajów łamigłówek, zwłaszcza te związane z wyszukiwaniem motywów albo porównywaniem ich. Znajdzie się też miejsce na przedstawianie konkretnych zwierząt albo historii przyrodników, którzy dzielą się swoimi przeżyciami w krótkich historiach. Sporo tu stron z ciekawostkami - oczywiście wypełnionych bardzo kolorowymi zdjęciami, bo trudno sobie wyobrazić, że można opowiadać o sztuce kamuflażu w świecie zwierząt bez pokazywania tego na konkretnych przykładach.
Wydawać by się mogło, że "Świerszczyk. Labirynty" niczym dzieci nie zaskoczy - jednak tym razem temat wiodący to film. Każdy labirynt powiązany jakoś z głównym zagadnieniem poprzedzony jest jednoakapitowym - dość szczegółowym - komentarzem na temat historii kina i wynalazków pozwalających na stworzenie filmu. Lektura nie jest naiwna i sporo z niej się dzieci dowiedzą - te maluchy, które wolą tylko przechodzić labirynty, będą mogły się pobawić. Jednak warto tu też podjąć czytanie i przekonać się, jak wiele pomysłów trzeba było, żeby powstawały filmy. Odbiorcy poznają sekrety filmowców, między innymi - jak tworzy się dźwięki albo o czym opowiadają poszczególne gatunki filmów. Może to stać się wstępem do ciekawej przygody z kinem albo początkiem wielkiej pasji.
czwartek, 6 kwietnia 2023
Felicita Sala: Przepisy z balkonu i ogródka
Kropka, Warszawa 2023.
Za oknem
Jest to książka, która ma zachęcić dzieci do ekologicznych postaw i zaprosić je do zabawy w wysiewanie warzyw i przygotowywanie z nich zdrowych i smacznych potraw. Rodzice, którzy będą swoim pociechom czytać, mogą zainspirować się przepisami na różne dania, maluchy mogą spróbować samodzielnie wyhodować jakieś warzywa. "Przepisy z balkonu i ogródka"to bowiem poradnik dla każdego - stworzony jako ładny picture book. Felicita Sala decyduje się na przybliżanie dzieciom zasad zdrowego żywienia, ale bez napięć i konieczności pouczania - chodzi tu przede wszystkim o dobrą zabawę i rozbudzanie ciekawości w zakresie próbowania nowych smaków. Dzieci mogą przekonać się, że warzywa to coś smacznego i w dodatku - dostępnego na wyciągnięcie ręki. Zjedzenie buraka, którego przedtem samodzielnie się wykopało z grządki, a później przerobiło na pastę - to obietnica niekończącej się właściwie zabawy. A ponieważ najmłodsi często grymaszą przy jedzeniu, być może książka ta zachęci ich do sprawdzania, czego warto spróbować.
Rzecz dzieje się w Ogródkowie - przez cały rok trwa tu praca przy pieleniu, sadzeniu, kopaniu i zbieraniu wysianych plonów. Ascetyczna akcja - pojedyncze akapity - sprowadza się do przedstawiania wybranych działań w kolejnych miesiącach. Bohaterowie z ilustracji zyskują swoje imiona i pojawiają się też informacje na temat ich upodobań kulinarnych albo - wybranych warzyw. Strona obok tej z prezentacją bohatera zawiera przepis. W formie obrazkowej przedstawione zostały składniki (żeby uniknąć wątpliwości i pomyłek podpisy pod ilustracjami zawierają dokładne ilości składników), a następnie pojawia się przepis. Przepis dość prosty, taki, żeby poradzili sobie z tym odbiorcy średnio radzący sobie w kuchni - niekoniecznie dzieci, ze względu na stopień skomplikowania części potraw. Jest tu między innymi tarta ze szparagami, placek wiśniowy, tzatziki, placki z gruszkami i ricottą czy pasta fasolowo-cytrynowa - łatwo się domyślić, że po większość tego typu potraw dzieci by nie sięgnęły. Jednak samodzielne przygotowanie (albo pomoc przy działaniach w kuchni) i motyw bohaterów, którzy wybranymi składnikami akurat się zajmują to już czynnik zachęcający do próbowania - dorośli mogą zatem zaoferować swoim pociechom potrawę z książki i tym samym przenieść bajkowy świat do realnego. Dla maluchów może mieć to spore znaczenie podczas posiłków - a Felicita Sala odsuwa od najmłodszych pokusy fast foodów, stara się przyzwyczaić (i przekonać) do jedzenia potraw zdrowych i wegetariańskich. "Przepisy z balkonu i ogródka" to publikacja nietypowa - nie ma tu zwyczajnej opowieści i lektury, w jaką dzieci mogłyby się zaangażować, nie ma też podporządkowywania się najmłodszym. Autorka doskonale wie, jaki efekt chce osiągnąć. Wychodzi poza schematy, rezygnuje z rozwiązań, które w literaturze czwartej - tej kulinarnej - najczęściej się pojawiają. Ma swoje pomysły i konsekwentnie je realizuje.
Za oknem
Jest to książka, która ma zachęcić dzieci do ekologicznych postaw i zaprosić je do zabawy w wysiewanie warzyw i przygotowywanie z nich zdrowych i smacznych potraw. Rodzice, którzy będą swoim pociechom czytać, mogą zainspirować się przepisami na różne dania, maluchy mogą spróbować samodzielnie wyhodować jakieś warzywa. "Przepisy z balkonu i ogródka"to bowiem poradnik dla każdego - stworzony jako ładny picture book. Felicita Sala decyduje się na przybliżanie dzieciom zasad zdrowego żywienia, ale bez napięć i konieczności pouczania - chodzi tu przede wszystkim o dobrą zabawę i rozbudzanie ciekawości w zakresie próbowania nowych smaków. Dzieci mogą przekonać się, że warzywa to coś smacznego i w dodatku - dostępnego na wyciągnięcie ręki. Zjedzenie buraka, którego przedtem samodzielnie się wykopało z grządki, a później przerobiło na pastę - to obietnica niekończącej się właściwie zabawy. A ponieważ najmłodsi często grymaszą przy jedzeniu, być może książka ta zachęci ich do sprawdzania, czego warto spróbować.
Rzecz dzieje się w Ogródkowie - przez cały rok trwa tu praca przy pieleniu, sadzeniu, kopaniu i zbieraniu wysianych plonów. Ascetyczna akcja - pojedyncze akapity - sprowadza się do przedstawiania wybranych działań w kolejnych miesiącach. Bohaterowie z ilustracji zyskują swoje imiona i pojawiają się też informacje na temat ich upodobań kulinarnych albo - wybranych warzyw. Strona obok tej z prezentacją bohatera zawiera przepis. W formie obrazkowej przedstawione zostały składniki (żeby uniknąć wątpliwości i pomyłek podpisy pod ilustracjami zawierają dokładne ilości składników), a następnie pojawia się przepis. Przepis dość prosty, taki, żeby poradzili sobie z tym odbiorcy średnio radzący sobie w kuchni - niekoniecznie dzieci, ze względu na stopień skomplikowania części potraw. Jest tu między innymi tarta ze szparagami, placek wiśniowy, tzatziki, placki z gruszkami i ricottą czy pasta fasolowo-cytrynowa - łatwo się domyślić, że po większość tego typu potraw dzieci by nie sięgnęły. Jednak samodzielne przygotowanie (albo pomoc przy działaniach w kuchni) i motyw bohaterów, którzy wybranymi składnikami akurat się zajmują to już czynnik zachęcający do próbowania - dorośli mogą zatem zaoferować swoim pociechom potrawę z książki i tym samym przenieść bajkowy świat do realnego. Dla maluchów może mieć to spore znaczenie podczas posiłków - a Felicita Sala odsuwa od najmłodszych pokusy fast foodów, stara się przyzwyczaić (i przekonać) do jedzenia potraw zdrowych i wegetariańskich. "Przepisy z balkonu i ogródka" to publikacja nietypowa - nie ma tu zwyczajnej opowieści i lektury, w jaką dzieci mogłyby się zaangażować, nie ma też podporządkowywania się najmłodszym. Autorka doskonale wie, jaki efekt chce osiągnąć. Wychodzi poza schematy, rezygnuje z rozwiązań, które w literaturze czwartej - tej kulinarnej - najczęściej się pojawiają. Ma swoje pomysły i konsekwentnie je realizuje.
środa, 5 kwietnia 2023
Olga Rudnicka: Wadliwy klient
Prószyński i S-ka, Warszawa 2023.
Łańcuszek
Matylda Dominiczak otrzymuje kolejne zlecenie i jako dobrze spisująca się pani detektyw zyskuje szansę współpracy z prawnikiem. Przekonuje się też, że ktoś, kto ją zatrudnia, otrzymał zlecenie z góry i w efekcie Matylda znowu spotka się z nielubianym Wujkiem, przedstawicielem szemranego półświatka. Wujek jest wpływowy i potrafi udawać uprzejmego, ale nie można mu ufać. Eksbibliotekarka nudzić się nie będzie. Musi przejść wielką metamorfozę i udawać kogoś zupełnie innego - chociaż noszenie peruk i okularów zerówek to dla Matyldy Dominiczak nie pierwszyzna, to jednak zabiegi, jakim musi się poddać, żeby zostać fikcyjną partnerką Artura Dębskiego odkrywają przed nią nieoczekiwane rejony. Salony piękności to salony tortur, a kobiety, które spotykały się z Dębskim - i których dotyczy śledztwo - wyglądały identycznie. Wręcz chorobliwie chude, idealnie wydepilowane brunetki to standard, jakiemu Matylda nie dorówna, choćby nie wiadomo jak się starała. Postanawia zatem wkraść się w łaski Dębskiego inaczej, bardziej na swoich zasadach. Do tego jak zwykle śledztwo prowadzi niekonwencjonalnie i może dzięki temu zyskać dobre wyniki. Aż za dobre.
"Wadliwy klient" to propozycja,w której Olga Rudnicka wygładza i prostuje wszelkie niedoskonałości dotyczące zabawnej bohaterki. Matylda Dominiczak dalej przeżywa kłótnie głosów w swojej głowie, zwłaszcza gdy rozważa jakiś wyjątkowo trudny temat - ironiczne podszepty podświadomości sprawiają, że kobieta podejmuje dialog sama ze sobą, ale dzięki temu autorka może rozbawiać czytelników. Ten motyw został starannie dopracowany i już nie sprawia wrażenia, jakby autorka za wszelką cenę próbowała przekazać jakieś dane odbiorcom. Życie rodzinne Matyldy modyfikuje non stop obecność przedstawicieli różnych służb: bohaterka nie może działać sama, nawet jeśli to na niej spoczywa cały ciężar zdobywania informacji. Autorka rozkręca tu wątek obyczajowy z wyczuciem, nie chce postępować stereotypowo, pozostawia odbiorców w niepewności co do dalszych losów małżeństwa i co do wyborów Matyldy Dominiczak. Nie brakuje Oldze Rudnickiej ciekawych pomysłów na urozmaicanie życia postaciom: przejażdżki w trumnie do zakładu pogrzebowego nie należą do rzadkości, a intrygi daje się rozpisywać matematycznie, żeby wszystko się zgadzało. Matylda nie boi się wyzwań. Musi działać niekonwencjonalnie, żeby docierać do wiadomości, jakie doprowadzą ją do rozwiązania zagadki. Artur Dębski zachowuje się co najmniej dziwnie i nie jest to wpływ ekspresji Matyldy, która każdego potrafi zaskoczyć tempem przemian i działań - oraz umiejętnością improwizowania w najtrudniejszych sytuacjach. Jest "Wadliwy klient" powieścią zabawną i ciekawą, intryga rozwijana jest atrakcyjnie z perspektywy fanów kryminałów, ale i tych odbiorców, którzy za powieściami kryminalnymi z przymrużeniem oka nie przepadają. Olga Rudnicka nie zawodzi, wciąga czytelników w opowieść i zapewnia sobie publiczność na kolejną książkę. Matylda Dominiczak to postać, która przyciągnie różne grupy czytelników, a Olga Rudnicka przy okazji jej przygód przypomina, że warto walczyć o realizację swoich marzeń. Bohaterka, która nigdy się nie poddaje, nie zatrzymuje się też we własnym życiu: jeśli coś jej się nie podoba, dąży do zmian, dzięki czemu nieustannie może próbować być szczęśliwa. I to ważne przesłanie z rozrywkowej historii.
Łańcuszek
Matylda Dominiczak otrzymuje kolejne zlecenie i jako dobrze spisująca się pani detektyw zyskuje szansę współpracy z prawnikiem. Przekonuje się też, że ktoś, kto ją zatrudnia, otrzymał zlecenie z góry i w efekcie Matylda znowu spotka się z nielubianym Wujkiem, przedstawicielem szemranego półświatka. Wujek jest wpływowy i potrafi udawać uprzejmego, ale nie można mu ufać. Eksbibliotekarka nudzić się nie będzie. Musi przejść wielką metamorfozę i udawać kogoś zupełnie innego - chociaż noszenie peruk i okularów zerówek to dla Matyldy Dominiczak nie pierwszyzna, to jednak zabiegi, jakim musi się poddać, żeby zostać fikcyjną partnerką Artura Dębskiego odkrywają przed nią nieoczekiwane rejony. Salony piękności to salony tortur, a kobiety, które spotykały się z Dębskim - i których dotyczy śledztwo - wyglądały identycznie. Wręcz chorobliwie chude, idealnie wydepilowane brunetki to standard, jakiemu Matylda nie dorówna, choćby nie wiadomo jak się starała. Postanawia zatem wkraść się w łaski Dębskiego inaczej, bardziej na swoich zasadach. Do tego jak zwykle śledztwo prowadzi niekonwencjonalnie i może dzięki temu zyskać dobre wyniki. Aż za dobre.
"Wadliwy klient" to propozycja,w której Olga Rudnicka wygładza i prostuje wszelkie niedoskonałości dotyczące zabawnej bohaterki. Matylda Dominiczak dalej przeżywa kłótnie głosów w swojej głowie, zwłaszcza gdy rozważa jakiś wyjątkowo trudny temat - ironiczne podszepty podświadomości sprawiają, że kobieta podejmuje dialog sama ze sobą, ale dzięki temu autorka może rozbawiać czytelników. Ten motyw został starannie dopracowany i już nie sprawia wrażenia, jakby autorka za wszelką cenę próbowała przekazać jakieś dane odbiorcom. Życie rodzinne Matyldy modyfikuje non stop obecność przedstawicieli różnych służb: bohaterka nie może działać sama, nawet jeśli to na niej spoczywa cały ciężar zdobywania informacji. Autorka rozkręca tu wątek obyczajowy z wyczuciem, nie chce postępować stereotypowo, pozostawia odbiorców w niepewności co do dalszych losów małżeństwa i co do wyborów Matyldy Dominiczak. Nie brakuje Oldze Rudnickiej ciekawych pomysłów na urozmaicanie życia postaciom: przejażdżki w trumnie do zakładu pogrzebowego nie należą do rzadkości, a intrygi daje się rozpisywać matematycznie, żeby wszystko się zgadzało. Matylda nie boi się wyzwań. Musi działać niekonwencjonalnie, żeby docierać do wiadomości, jakie doprowadzą ją do rozwiązania zagadki. Artur Dębski zachowuje się co najmniej dziwnie i nie jest to wpływ ekspresji Matyldy, która każdego potrafi zaskoczyć tempem przemian i działań - oraz umiejętnością improwizowania w najtrudniejszych sytuacjach. Jest "Wadliwy klient" powieścią zabawną i ciekawą, intryga rozwijana jest atrakcyjnie z perspektywy fanów kryminałów, ale i tych odbiorców, którzy za powieściami kryminalnymi z przymrużeniem oka nie przepadają. Olga Rudnicka nie zawodzi, wciąga czytelników w opowieść i zapewnia sobie publiczność na kolejną książkę. Matylda Dominiczak to postać, która przyciągnie różne grupy czytelników, a Olga Rudnicka przy okazji jej przygód przypomina, że warto walczyć o realizację swoich marzeń. Bohaterka, która nigdy się nie poddaje, nie zatrzymuje się też we własnym życiu: jeśli coś jej się nie podoba, dąży do zmian, dzięki czemu nieustannie może próbować być szczęśliwa. I to ważne przesłanie z rozrywkowej historii.
wtorek, 4 kwietnia 2023
Stuart Gibbs: Szkoła Szpiegów. W tajnej służbie
Agora, Warszawa 2023.
Możliwości
Benjamin Ripley to jeden z lepszych nastoletnich agentów. W Szkole Szpiegów zdecydowanie się wyróżnia, chociaż przeważnie tym, że wpada w tarapaty i podpada nauczycielom. Nic dziwnego, że kiedy przychodzą kolejne wskazówki co do misji, wszyscy dziwią się, że akurat Ben trafia na te najtrudniejsze. Tym razem trzeba ochraniać samego prezydenta USA. Benjamin musi trafić do Białego Domu i zaprzyjaźnić się z synem prezydenta - jednak Jason okazuje się nastolatkiem bardzo typowym, odrzuca wszystko, co mogłoby pomóc rodzicom i co zalecają mu dorośli - w związku z tym stara się utrudnić nowemu koledze życie. Ben może niechcący zwiedzić areszt i przekonać się, jak traktowani są potencjalni zamachowcy. Do tego bohater ciągle rozwija relacje interpersonalne w najbliższym gronie: wie już, że Zoe to nie tylko przyjaciółka, dziewczynie zależy na czymś więcej. Ben woli jednak Erikę - najlepszą uczennicę szkoły szpiegów i dziewczynę, która wiele razy pomagała mu rozwiązywać kryminalne zagadki. Erica i teraz się pojawia - żadna misja nie mogłaby się bez niej obejść, zresztą to bohaterka, która bardzo ubarwia akcję w świecie pełnym niedorajd i nieudaczników. Nie ma co ukrywać: Szkoła Szpiegów to mnóstwo dzieciaków niekoniecznie utalentowanych w kierunku rozbrajania bomb albo unikania pułapek. Stuart Gibbs wie doskonale, że takie właśnie rozwiązania przyciągną do serii młodych odbiorców. Zresztą humoru jest tu sporo, na tym autor buduje całą serię. Kolejne komiczne wypadki i przypadki, wyostrzane charaktery i niespecjalnie groźni wrogowie, sam absurd mieszczący się w pomyśle, że dzieciak ma przechytrzyć całą siatkę szpiegowską - organizację Pająk - i to po raz kolejny, a do tego mnóstwo dynamicznej akcji, wydarzeń, które same w sobie są zabawne. "Szkoła Szpiegów. W tajnej służbie" to szereg wyzwań dla młodego Bena. Na szczęście prawie zawsze może on liczyć na kolegów, zwłaszcza że w akademii pojawił się teraz jego najlepszy przyjaciel słynący z niekonwencjonalnego myślenia i nieszablonowych działań. To jego postawa podsuwa pomysł na wyjście cało z przeróżnych opresji, Benjamin więcej czasami uczy się od rówieśników niż od nauczycieli.
Autor wybiera wyraziste fabuły, chociaż schemat działań bohaterów zwykle jest podobny. Im bardziej niebezpiecznie i im większa waga misji, tym lepsza zabawa - a jednak tym, co przyciągnie część czytelników, staje się drugi plan i relacje międzyludzkie. Benjamin Ripley w ich realizowaniu znów rozśmiesza, ale też pozwala się czegoś ważnego nauczyć. Jest to kolejna powieść w cyklu i wcale nie trzeba będzie znać poprzednich tomów, żeby się nią cieszyć - co powinno nastolatki przekonać. Powieści szpiegowsko-sensacyjne na rynku literatury czwartej mają swoje stałe miejsce i trafiają do sporego grona czytelników, tutaj Stuart Gibbs nie zawodzi, dalej rozbawia i udaje mu się zaangażować w świat Bena i jego kolegów.
Możliwości
Benjamin Ripley to jeden z lepszych nastoletnich agentów. W Szkole Szpiegów zdecydowanie się wyróżnia, chociaż przeważnie tym, że wpada w tarapaty i podpada nauczycielom. Nic dziwnego, że kiedy przychodzą kolejne wskazówki co do misji, wszyscy dziwią się, że akurat Ben trafia na te najtrudniejsze. Tym razem trzeba ochraniać samego prezydenta USA. Benjamin musi trafić do Białego Domu i zaprzyjaźnić się z synem prezydenta - jednak Jason okazuje się nastolatkiem bardzo typowym, odrzuca wszystko, co mogłoby pomóc rodzicom i co zalecają mu dorośli - w związku z tym stara się utrudnić nowemu koledze życie. Ben może niechcący zwiedzić areszt i przekonać się, jak traktowani są potencjalni zamachowcy. Do tego bohater ciągle rozwija relacje interpersonalne w najbliższym gronie: wie już, że Zoe to nie tylko przyjaciółka, dziewczynie zależy na czymś więcej. Ben woli jednak Erikę - najlepszą uczennicę szkoły szpiegów i dziewczynę, która wiele razy pomagała mu rozwiązywać kryminalne zagadki. Erica i teraz się pojawia - żadna misja nie mogłaby się bez niej obejść, zresztą to bohaterka, która bardzo ubarwia akcję w świecie pełnym niedorajd i nieudaczników. Nie ma co ukrywać: Szkoła Szpiegów to mnóstwo dzieciaków niekoniecznie utalentowanych w kierunku rozbrajania bomb albo unikania pułapek. Stuart Gibbs wie doskonale, że takie właśnie rozwiązania przyciągną do serii młodych odbiorców. Zresztą humoru jest tu sporo, na tym autor buduje całą serię. Kolejne komiczne wypadki i przypadki, wyostrzane charaktery i niespecjalnie groźni wrogowie, sam absurd mieszczący się w pomyśle, że dzieciak ma przechytrzyć całą siatkę szpiegowską - organizację Pająk - i to po raz kolejny, a do tego mnóstwo dynamicznej akcji, wydarzeń, które same w sobie są zabawne. "Szkoła Szpiegów. W tajnej służbie" to szereg wyzwań dla młodego Bena. Na szczęście prawie zawsze może on liczyć na kolegów, zwłaszcza że w akademii pojawił się teraz jego najlepszy przyjaciel słynący z niekonwencjonalnego myślenia i nieszablonowych działań. To jego postawa podsuwa pomysł na wyjście cało z przeróżnych opresji, Benjamin więcej czasami uczy się od rówieśników niż od nauczycieli.
Autor wybiera wyraziste fabuły, chociaż schemat działań bohaterów zwykle jest podobny. Im bardziej niebezpiecznie i im większa waga misji, tym lepsza zabawa - a jednak tym, co przyciągnie część czytelników, staje się drugi plan i relacje międzyludzkie. Benjamin Ripley w ich realizowaniu znów rozśmiesza, ale też pozwala się czegoś ważnego nauczyć. Jest to kolejna powieść w cyklu i wcale nie trzeba będzie znać poprzednich tomów, żeby się nią cieszyć - co powinno nastolatki przekonać. Powieści szpiegowsko-sensacyjne na rynku literatury czwartej mają swoje stałe miejsce i trafiają do sporego grona czytelników, tutaj Stuart Gibbs nie zawodzi, dalej rozbawia i udaje mu się zaangażować w świat Bena i jego kolegów.
poniedziałek, 3 kwietnia 2023
Jeff Kinney: Dziennik Cwaniaczka. Więcej czadu
Nasza Księgarnia, Warszawa 2023.
Muzyka i sława
Greg już wie: nie chciałby być sławny. Ale dobrze byłoby znać kogoś sławnego, przyjaźnić się z nim (na Rowleya nie można jednak liczyć w tej kwestii, przyjaźń owszem, ale sława mu nie odpowiada), albo wręcz być spokrewnionym. I tu istnieje pewna szansa: Rodrick, brat Grega, ma swoją kapelę, Bródna Pieluha. Bródna Pieluha to typowy zespół dzieciaków, które marzą o sławie i ćwiczą w salce w piwnicy - mają jedną wierną fankę i jest nią mama Grega, której nie odstrasza nawet dziki łomot lub brak zestrojonych głosów i instrumentów. Bródna Pieluha ma raczej marne widoki na karierę, a kiedy Greg zostaje technicznym zespołu dowiaduje się, jak bardzo niewdzięczne to zajęcie. Jednak zbliża się konkurs, w którym bohaterowie mogą wziąć udział - i przeżyć coś, co przed dekadami stało się udziałem ich idoli. Rzecz w tym, że konkurencja czuwa i może nawet podebrać wokalistę, żeby wygrać przegląd. Kolejny tom przygód Grega przedstawianych jako powieść komiksowa - pół na pół z rysunkami satyrycznymi - to nawiązanie do jednego z bardziej popularnych tematów fabuł z popkultury. Motyw konkursu i rywalizacji to zapowiedź finałowych emocji, dla odbiorców liczyć się będzie między innymi droga do ewentualnego zwycięstwa. Bohaterowie muszą zaliczyć wpadkę niemal na każdym etapie przygotowań, narobią sobie problemów, kiedy wchodzą do studia nagraniowego i kiedy chcą znaleźć dla siebie odpowiednie stroje. Jeff Kinney bawi się kolejnymi niespodziankami, proponuje czytelnikom szereg katastrof z udziałem zespołu - tym razem sam Greg schodzi na drugi plan, chociaż to on przeżywa wszystko najmocniej i relacjonuje doświadczenia zespołu. Wiele jest tu rozwiązań stworzonych dla czystego śmiechu - między innymi sesja zdjęciowa w kostiumach niemowląt u profesjonalnego fotografa: nastolatki, które chcą być za wszelką cenę uznawane za gwiazdy estrady, w swoich nadziejach stają się zabawne. Autor nie szczędzi im złośliwości: zmusza do wielkich wysiłków z nieproporcjonalnymi rezultatami, wszystko po to, żeby wyzwolić śmiech odbiorców. Nastolatki już same w sobie są karykaturalnie przedstawione, zwłaszcza na upraszczanych obrazkach. Bo Jeff Kinney część wyjaśnień i narracji przerzuca do rysunków - wprowadza konkretne sytuacje i puenty, których nie trzeba dzięki temu dodatkowo komentować ani tłumaczyć - odbiorcy sami sprawdzą sobie, co jest w danym wydarzeniu najbardziej komiczne - nie będą mieli wątpliwości.
Marzenia nastolatków o karierze muzycznej zamieniają się tutaj w zestaw kłopotów, stereotypowy z powieści młodzieżowych motyw zostaje rozpracowany pod kątem przeszkód i komplikacji - tu nie ma nadziei na wielki sukces i sławę, nawet jeśli uda się zorganizować jakiś koncert. Odbiorcy mogą tu docenić jakość ironii. W tomie dzieje się bardzo dużo, a to wrażenie potęguje jeszcze ascetyczne opisywanie świata: Greg jako narrator nie bawi się w skomplikowane opisy, musi być w swoich zwierzeniach wiarygodny i to Jeff Kinney uzyskuje dzięki prostocie oraz za sprawą operowania tempem akcji. Fani cyklu doskonale wiedzą, czego się spodziewać - ale tym razem przy Gregu jest Rodrick i mama, a niekoniecznie Rowley - to jedyna zmiana w stosunku do poprzednich części. Dowcip jest identyczny.
Muzyka i sława
Greg już wie: nie chciałby być sławny. Ale dobrze byłoby znać kogoś sławnego, przyjaźnić się z nim (na Rowleya nie można jednak liczyć w tej kwestii, przyjaźń owszem, ale sława mu nie odpowiada), albo wręcz być spokrewnionym. I tu istnieje pewna szansa: Rodrick, brat Grega, ma swoją kapelę, Bródna Pieluha. Bródna Pieluha to typowy zespół dzieciaków, które marzą o sławie i ćwiczą w salce w piwnicy - mają jedną wierną fankę i jest nią mama Grega, której nie odstrasza nawet dziki łomot lub brak zestrojonych głosów i instrumentów. Bródna Pieluha ma raczej marne widoki na karierę, a kiedy Greg zostaje technicznym zespołu dowiaduje się, jak bardzo niewdzięczne to zajęcie. Jednak zbliża się konkurs, w którym bohaterowie mogą wziąć udział - i przeżyć coś, co przed dekadami stało się udziałem ich idoli. Rzecz w tym, że konkurencja czuwa i może nawet podebrać wokalistę, żeby wygrać przegląd. Kolejny tom przygód Grega przedstawianych jako powieść komiksowa - pół na pół z rysunkami satyrycznymi - to nawiązanie do jednego z bardziej popularnych tematów fabuł z popkultury. Motyw konkursu i rywalizacji to zapowiedź finałowych emocji, dla odbiorców liczyć się będzie między innymi droga do ewentualnego zwycięstwa. Bohaterowie muszą zaliczyć wpadkę niemal na każdym etapie przygotowań, narobią sobie problemów, kiedy wchodzą do studia nagraniowego i kiedy chcą znaleźć dla siebie odpowiednie stroje. Jeff Kinney bawi się kolejnymi niespodziankami, proponuje czytelnikom szereg katastrof z udziałem zespołu - tym razem sam Greg schodzi na drugi plan, chociaż to on przeżywa wszystko najmocniej i relacjonuje doświadczenia zespołu. Wiele jest tu rozwiązań stworzonych dla czystego śmiechu - między innymi sesja zdjęciowa w kostiumach niemowląt u profesjonalnego fotografa: nastolatki, które chcą być za wszelką cenę uznawane za gwiazdy estrady, w swoich nadziejach stają się zabawne. Autor nie szczędzi im złośliwości: zmusza do wielkich wysiłków z nieproporcjonalnymi rezultatami, wszystko po to, żeby wyzwolić śmiech odbiorców. Nastolatki już same w sobie są karykaturalnie przedstawione, zwłaszcza na upraszczanych obrazkach. Bo Jeff Kinney część wyjaśnień i narracji przerzuca do rysunków - wprowadza konkretne sytuacje i puenty, których nie trzeba dzięki temu dodatkowo komentować ani tłumaczyć - odbiorcy sami sprawdzą sobie, co jest w danym wydarzeniu najbardziej komiczne - nie będą mieli wątpliwości.
Marzenia nastolatków o karierze muzycznej zamieniają się tutaj w zestaw kłopotów, stereotypowy z powieści młodzieżowych motyw zostaje rozpracowany pod kątem przeszkód i komplikacji - tu nie ma nadziei na wielki sukces i sławę, nawet jeśli uda się zorganizować jakiś koncert. Odbiorcy mogą tu docenić jakość ironii. W tomie dzieje się bardzo dużo, a to wrażenie potęguje jeszcze ascetyczne opisywanie świata: Greg jako narrator nie bawi się w skomplikowane opisy, musi być w swoich zwierzeniach wiarygodny i to Jeff Kinney uzyskuje dzięki prostocie oraz za sprawą operowania tempem akcji. Fani cyklu doskonale wiedzą, czego się spodziewać - ale tym razem przy Gregu jest Rodrick i mama, a niekoniecznie Rowley - to jedyna zmiana w stosunku do poprzednich części. Dowcip jest identyczny.
niedziela, 2 kwietnia 2023
Tim Cantopher: Toksyczni. Jak radzić sobie w trudnych relacjach
Rebis, Poznań 2023.
Relacje
Tim Cantopher nie zamierza wprowadzać kolejnych psychologicznych teorii i analiz już powiedzianego. Jego książka "Toksyczni. Jak radzić sobie w trudnych relacjach" to publikacja dla tych wszystkich czytelników, którzy potrzebują doraźnej pomocy i fachowej porady, konkretów a nie tematów do przemyśleń. To pozycja dla ludzi, którzy muszą już działać - albo żeby poprawić swoje zycie prywatne, albo - zawodowe. Przy czym autor na początku zaznacza, że ludzie toksyczni nie odnajdą się w takiej lekturze, nie dostrzegą problemu w sobie: to raczej dla ich ofiar są wskazówki i komentarze. Przygotowane - co warto zaznaczyć - bardzo sprawnie. Tim Cantopher koncentruje się bowiem na skuteczności działań, nie chce, żeby jego czytelnicy błądzili i zastanawiali się nad sensem reakcji. Nie muszą nawet rozumieć w pełni mechanizmów funkcjonowania ludzi toksycznych, wystarczy wiedzieć, że oni się nie zmienią, nie dostrzegą problemów w swoim zachowaniu i nie przyznają się do błędu. Z toksycznymi nie ma sensu dyskutować ani próbować ich nawrócić na właściwą drogę - to działania z góry skazane na porażkę i w dodatku męczące dla bezpośrednio zainteresowanych. A jeśli z jakiegoś powodu nie da się odejść i odciąć radykalnie od przeszłości z człowiekiem toksycznym - należy wypracować sobie formy funkcjonowania, które ułatwią komunikację i nie będą raz po raz wpędzać w poczucie winy.
Autor przytacza najbardziej charakterystyczne postawy ludzi toksycznych, podaje niemal dosłowne cytaty - wypowiedzi, jakie można usłyszeć od nich. W ten sposób wyczula czytelników na konkretne rodzaje zachowań, nawet jeśli ktoś nie zdaje sobie sprawy z tego, z czym się mierzy na co dzień. Wprowadza nawet zestawy krótkich stwierdzeń, z którymi można się zgodzić - by odkryć, czy ma się do czynienia z osobą toksyczną i czy jest się podatnym na jej wpływy. Kiedy już odbiorcy będą w stanie wskazać toksycznych w swoim otoczeniu, przychodzi czas na prezentowanie im mechanizmów obronnych. Bo trzeba wypracować konkretne strategie, żeby móc stawić czoła niebezpieczeństwom płynącym z relacji z toksycznymi. Cantopher nie zamierza udawać, że wszyscy są wspaniali i że każdego da się naprawić - wie doskonale, że część ludzi ma złe zamiary i aby się przed nimi chronić, trzeba nieco wysiłku. Cantopher pisze tak, żeby masowi odbiorcy bez trudu pojęli proponowane przez niego rozwiązania i potrafili szybko wprowadzić je w czyn. To książka, która bezpośrednio przekłada się na relacje z innymi: wyjaśnienia są rzeczowe i nieskomplikowane, a do tego bardzo dobrze przemyślane w konstrukcji tomu. Bez trudu trafi się do potrzebnych informacji, a do tego da się je zastosować w praktyce błyskawicznie. Autor koncentruje się bowiem na tym, jak i dlaczego działać, ignoruje opracowania i poboczne wątki, interesuje go tylko możliwość jak najszybszego uzdrowienia relacji. Przy tym wszystkim bardzo mocno uwzględnia aspekty religijne i jeśli czytać książkę będzie ktoś, dla kogo wiara (niezależnie od wyznania) nie ma większego znaczenia, będzie się dziwić, że można przy zagrożeniu własnego zdrowia psychicznego jeszcze kierować się naukami duchownych. Na szczęście ten motyw nie rozbija książki ani nie odbiera trafności uwagom autora. Tim Cantopher zaprasza odbiorców w podróż po skomplikowanych i niezbyt przyjemnych relacjach międzyludzkich, uczy, jak się zachowywać w towarzystwie kogoś o złych intencjach i daje szansę na ratunek.
Relacje
Tim Cantopher nie zamierza wprowadzać kolejnych psychologicznych teorii i analiz już powiedzianego. Jego książka "Toksyczni. Jak radzić sobie w trudnych relacjach" to publikacja dla tych wszystkich czytelników, którzy potrzebują doraźnej pomocy i fachowej porady, konkretów a nie tematów do przemyśleń. To pozycja dla ludzi, którzy muszą już działać - albo żeby poprawić swoje zycie prywatne, albo - zawodowe. Przy czym autor na początku zaznacza, że ludzie toksyczni nie odnajdą się w takiej lekturze, nie dostrzegą problemu w sobie: to raczej dla ich ofiar są wskazówki i komentarze. Przygotowane - co warto zaznaczyć - bardzo sprawnie. Tim Cantopher koncentruje się bowiem na skuteczności działań, nie chce, żeby jego czytelnicy błądzili i zastanawiali się nad sensem reakcji. Nie muszą nawet rozumieć w pełni mechanizmów funkcjonowania ludzi toksycznych, wystarczy wiedzieć, że oni się nie zmienią, nie dostrzegą problemów w swoim zachowaniu i nie przyznają się do błędu. Z toksycznymi nie ma sensu dyskutować ani próbować ich nawrócić na właściwą drogę - to działania z góry skazane na porażkę i w dodatku męczące dla bezpośrednio zainteresowanych. A jeśli z jakiegoś powodu nie da się odejść i odciąć radykalnie od przeszłości z człowiekiem toksycznym - należy wypracować sobie formy funkcjonowania, które ułatwią komunikację i nie będą raz po raz wpędzać w poczucie winy.
Autor przytacza najbardziej charakterystyczne postawy ludzi toksycznych, podaje niemal dosłowne cytaty - wypowiedzi, jakie można usłyszeć od nich. W ten sposób wyczula czytelników na konkretne rodzaje zachowań, nawet jeśli ktoś nie zdaje sobie sprawy z tego, z czym się mierzy na co dzień. Wprowadza nawet zestawy krótkich stwierdzeń, z którymi można się zgodzić - by odkryć, czy ma się do czynienia z osobą toksyczną i czy jest się podatnym na jej wpływy. Kiedy już odbiorcy będą w stanie wskazać toksycznych w swoim otoczeniu, przychodzi czas na prezentowanie im mechanizmów obronnych. Bo trzeba wypracować konkretne strategie, żeby móc stawić czoła niebezpieczeństwom płynącym z relacji z toksycznymi. Cantopher nie zamierza udawać, że wszyscy są wspaniali i że każdego da się naprawić - wie doskonale, że część ludzi ma złe zamiary i aby się przed nimi chronić, trzeba nieco wysiłku. Cantopher pisze tak, żeby masowi odbiorcy bez trudu pojęli proponowane przez niego rozwiązania i potrafili szybko wprowadzić je w czyn. To książka, która bezpośrednio przekłada się na relacje z innymi: wyjaśnienia są rzeczowe i nieskomplikowane, a do tego bardzo dobrze przemyślane w konstrukcji tomu. Bez trudu trafi się do potrzebnych informacji, a do tego da się je zastosować w praktyce błyskawicznie. Autor koncentruje się bowiem na tym, jak i dlaczego działać, ignoruje opracowania i poboczne wątki, interesuje go tylko możliwość jak najszybszego uzdrowienia relacji. Przy tym wszystkim bardzo mocno uwzględnia aspekty religijne i jeśli czytać książkę będzie ktoś, dla kogo wiara (niezależnie od wyznania) nie ma większego znaczenia, będzie się dziwić, że można przy zagrożeniu własnego zdrowia psychicznego jeszcze kierować się naukami duchownych. Na szczęście ten motyw nie rozbija książki ani nie odbiera trafności uwagom autora. Tim Cantopher zaprasza odbiorców w podróż po skomplikowanych i niezbyt przyjemnych relacjach międzyludzkich, uczy, jak się zachowywać w towarzystwie kogoś o złych intencjach i daje szansę na ratunek.
sobota, 1 kwietnia 2023
Emily Gravett: 10 kotów
Nasza Księgarnia, Warszawa 2023.
Radość oglądania
Ten tomik, chociaż kierowany do najmłodszych odbiorców, spodoba się nawet dorosłym kociarzom, bo Emily Gravett wpadła na genialny pomysł, który przypadnie do gustu wszystkim. "10 kotów" to picture book, podciągnięty dodatkowo pod naukę liczenia i ćwiczenie sztuki narracji - kto będzie potrzebował aspektów edukacyjnych, żeby po taką lekturę sięgnąć, ten bez trudu uzasadnienie dla zakupu znajdzie. A trzeba przyznać, że książka zachwyca i cieszy nie tylko dzieci dzięki ujęciu tematu i fantastycznej obrazkowej realizacji. Przede wszystkim to rzecz o kotce i jej kociętach: zabawne i sympatyczne zwierzaki pojawiają się na kolejnych rozkładówkach podczas najzwyklejszych zajęć i codziennego brykania. Koty psocą i wpadają w tarapaty, a może raczej sprawiają pewien problem swojemu właścicielowi po tym, jak kolejno wchodzą w rozlaną farbę w różnych kolorach i brudzą siebie nawzajem, odciskając wszędzie małe łapki. Jest w tej książce humor bez słów, jest i rozrywka w dobrym gatunku. Oglądanie pierwszych rozkładówek to zwyczajne analizowanie kocich stanów. To czas na poznanie bohaterów (bezimiennych) i na polubienie ich. Z czasem koty stają się coraz bardziej śmiałe w swoich poczynaniach, aż do szeregu drobnych katastrof, które nikomu nie zrobią większej krzywdy, za to wzbudzą śmiech zwłaszcza najmłodszych odbiorców. To książka dla każdego, kto kocha zwierzęta - dzieci przyciągnie możliwością obserwowania zachowań kociąt i samym humorem, dorosłych - jakością obserwacji, bo Emily Gravett nie stawia na uproszczone obrazki, serwuje dokładne rysunki, które podkreślają urok kotów.
Jest tu lektura lekcją liczenia. Z każdą stroną pojawia się kolejny liczebnik i kolejne określenie na koty, które brykają na obrazku. Dzięki temu można ćwiczyć liczenie jako takie - ale też rozwijać słownictwo dziecka. Dodatkowo trzeba w jakiś sposób zastąpić nieistniejącą w warstwie tekstowej narrację - samo liczenie mogłoby być nieco żmudne w czytaniu, więc warto dopowiadać, co dzieje się na stronach i przyglądać się kocim bohaterom, by wysnuć wnioski na temat ich zachowania. Koty nie są tu istotami bajkowymi, bliżej im do prawdziwych domowych pupili, odbiorcy zyskują wgląd w relację wyjątkową i wzruszającą - a jednocześnie komiczną. Zamiast naiwnych bajek, które szybko się znudzą, autorka proponuje przeniesienie fragmentu rzeczywistości na strony książki. Picture book "10 kotów" przyciąga zatem pomysłem i realizacją w równym stopniu. To publikacja, która przypadnie do gustu nawet najbardziej wymagającym czytelnikom, jest w niej wszystko, czego potrzeba do dobrej rozrywki. Dzieci mogą oglądać tomik samodzielnie, mogą też wraz z rodzicami śledzić przygodę kotów i dzielić się wrażeniami - bo Emily Gravett wyzwalać będzie silne reakcje, tutaj nie da się przejść obojętnie obok propozycji ilustratorskich. Na rynku pojawia się zatem książka, która chociaż warstwę tekstową ma mocno ograniczoną - to jednak przyczyni się do odkrywania językowych możliwości. Działa ta książka na wyobraźnię, trafi do wszystkich, którzy chcieliby mieć własne zwierzę domowe. Z oczywistych względów przekona kilkulatki, zmusi je też do wysiłku poznawczego i do ćwiczenia umiejętności - to jedna z takich pozycji, które przydadzą się najmłodszym. Publikacja, która zachwyca warstwą graficzną, bo została idealnie przygotowana na etapie pomysłu, ma fabułę (chociaż ukrytą w obrazkach) i przesłanie, ma dowcip i jest w stanie zaangażować nawet najbardziej niechętne lekturze maluchy. To przepis na sukces.
Radość oglądania
Ten tomik, chociaż kierowany do najmłodszych odbiorców, spodoba się nawet dorosłym kociarzom, bo Emily Gravett wpadła na genialny pomysł, który przypadnie do gustu wszystkim. "10 kotów" to picture book, podciągnięty dodatkowo pod naukę liczenia i ćwiczenie sztuki narracji - kto będzie potrzebował aspektów edukacyjnych, żeby po taką lekturę sięgnąć, ten bez trudu uzasadnienie dla zakupu znajdzie. A trzeba przyznać, że książka zachwyca i cieszy nie tylko dzieci dzięki ujęciu tematu i fantastycznej obrazkowej realizacji. Przede wszystkim to rzecz o kotce i jej kociętach: zabawne i sympatyczne zwierzaki pojawiają się na kolejnych rozkładówkach podczas najzwyklejszych zajęć i codziennego brykania. Koty psocą i wpadają w tarapaty, a może raczej sprawiają pewien problem swojemu właścicielowi po tym, jak kolejno wchodzą w rozlaną farbę w różnych kolorach i brudzą siebie nawzajem, odciskając wszędzie małe łapki. Jest w tej książce humor bez słów, jest i rozrywka w dobrym gatunku. Oglądanie pierwszych rozkładówek to zwyczajne analizowanie kocich stanów. To czas na poznanie bohaterów (bezimiennych) i na polubienie ich. Z czasem koty stają się coraz bardziej śmiałe w swoich poczynaniach, aż do szeregu drobnych katastrof, które nikomu nie zrobią większej krzywdy, za to wzbudzą śmiech zwłaszcza najmłodszych odbiorców. To książka dla każdego, kto kocha zwierzęta - dzieci przyciągnie możliwością obserwowania zachowań kociąt i samym humorem, dorosłych - jakością obserwacji, bo Emily Gravett nie stawia na uproszczone obrazki, serwuje dokładne rysunki, które podkreślają urok kotów.
Jest tu lektura lekcją liczenia. Z każdą stroną pojawia się kolejny liczebnik i kolejne określenie na koty, które brykają na obrazku. Dzięki temu można ćwiczyć liczenie jako takie - ale też rozwijać słownictwo dziecka. Dodatkowo trzeba w jakiś sposób zastąpić nieistniejącą w warstwie tekstowej narrację - samo liczenie mogłoby być nieco żmudne w czytaniu, więc warto dopowiadać, co dzieje się na stronach i przyglądać się kocim bohaterom, by wysnuć wnioski na temat ich zachowania. Koty nie są tu istotami bajkowymi, bliżej im do prawdziwych domowych pupili, odbiorcy zyskują wgląd w relację wyjątkową i wzruszającą - a jednocześnie komiczną. Zamiast naiwnych bajek, które szybko się znudzą, autorka proponuje przeniesienie fragmentu rzeczywistości na strony książki. Picture book "10 kotów" przyciąga zatem pomysłem i realizacją w równym stopniu. To publikacja, która przypadnie do gustu nawet najbardziej wymagającym czytelnikom, jest w niej wszystko, czego potrzeba do dobrej rozrywki. Dzieci mogą oglądać tomik samodzielnie, mogą też wraz z rodzicami śledzić przygodę kotów i dzielić się wrażeniami - bo Emily Gravett wyzwalać będzie silne reakcje, tutaj nie da się przejść obojętnie obok propozycji ilustratorskich. Na rynku pojawia się zatem książka, która chociaż warstwę tekstową ma mocno ograniczoną - to jednak przyczyni się do odkrywania językowych możliwości. Działa ta książka na wyobraźnię, trafi do wszystkich, którzy chcieliby mieć własne zwierzę domowe. Z oczywistych względów przekona kilkulatki, zmusi je też do wysiłku poznawczego i do ćwiczenia umiejętności - to jedna z takich pozycji, które przydadzą się najmłodszym. Publikacja, która zachwyca warstwą graficzną, bo została idealnie przygotowana na etapie pomysłu, ma fabułę (chociaż ukrytą w obrazkach) i przesłanie, ma dowcip i jest w stanie zaangażować nawet najbardziej niechętne lekturze maluchy. To przepis na sukces.