Czarne, Wołowiec 2023.
Ograniczenia
Leslie Kern uważa, że dzisiejsze miasta nie są przyjazne kobietom. Nawołuje do tego, by w przestrzeni publicznej mogły rządzić panie - by to kobiety decydowały o kształcie miast i o rozwiązaniach urbanistycznych. Podkreśla oczywiście nadreprezentację mężczyzn w tej sferze, ale brakuje tu sprawdzenia, czy rzeczywiście kobiety tak bardzo garną się do projektowania miast. "Miasto dla kobiet" to książka, która ma pokazywać komplikacje i utrudnienia dla płci pięknej - rozwiązania nieprzydatne dla połowy społeczeństwa. Jednak Leslie Kern wcale nie znajduje tak wielu przeszkód: powtarza wciąż te same zarzuty, bo nie może swojego tomu oprzeć na wyliczaniu kolejnych. I tak w ramach uprzykrzania kobietom życia w miastach znajdują się tereny, na które lepiej się samotnie i po zmroku nie zapuszczać - bo można narazić się na zaczepki albo poważne niebezpieczeństwa. Kobiety potrzebują dostępu do czystych łazienek. Muszą wiedzieć, że w ciąży lub z wózkiem będą mogły liczyć na wsparcie społeczeństwa, dadzą radę samotnie podróżować komunikacją publiczną i nie spotkają się z ostracyzmem, kiedy będą chciały nakarmić dziecko piersią. Ale w całym manifeście dotyczącym miasta dla kobiet Leslie Kern nie potrafi osiągnąć jednego: nie jest w stanie przekonać czytelników, że miasta są nieprzystosowane do potrzeb kobiet, że jest w nich rzeczywiście tak źle, że trzeba radykalnych zmian. Leslie Kern domaga się feministycznego miasta przyjaznego wszystkim - ale w swoich poszukiwaniach odwołuje się do skrajności i spraw marginalnych w kontekście codziennego życia (bez względu na płeć), bo wyrazistych barier nie jest w stanie pokazać. W związku z tym bez przerwy odwołuje się do stereotypowych lub wyostrzanych sytuacji, do scenek zapożyczanych z filmów i seriali z popkultury. Ubarwia to wszystko własnymi wspomnieniami, tak, żeby budować kolejne warstwy historii i odwrócić uwagę odbiorców od codzienności - w której można sobie poradzić. W "Mieście dla kobiet" zabrakło spójności w dążeniu do zmian i w udowadnianiu konieczności wprowadzania tych zmian. Wiele razy wydaje się, że autorka przesadza, że wykorzystuje retorykę, żeby przeciągnąć odbiorców na swoją stronę, chociaż niedużo ma im do zaoferowania. Żeby wstrząsnąć czytelnikami i w ten sposób zmusić ich do działania, trzeba rzeczywistego i przekonującego uzasadnienia - a tego w książce nie da się odnaleźć. "Miasto dla kobiet" to tom, który pokazuje część spraw irytujących dla płci pięknej, ale nie wyzwala chęci natychmiastowej reakcji. Wprost przeciwnie: autorka raczej daje do zrozumienia, że nie ma się czego obawiać i czym przejmować - skoro nawet w największej determinacji nie jest w stanie zracjonalizować swoich lęków i zamienić ich w rejestr rzeczy do przeobrażenia, miasto przestaje być straszne. W efekcie "Miasto dla kobiet" to książka, którą czyta się bardziej w oczekiwaniu na wstrząs - nie do osiągnięcia - niż lektura wprowadzająca gotowość do zmian w społeczeństwie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz