sobota, 31 grudnia 2022

Kasper Bajon: Gambit orangutana. Opowieść o polskich szachach

Czarne, Wołowiec 2022.

Rozgrywki

Chociaż podtytuł tomu "Gambit orangutana" głosi "Opowieść o polskich szachach", Kasper Bajon sprawia wrażenie, jakby nie zamierzał zamykać się w jednej narodowości, a chciał przedstawić wartką i wielowymiarową opowieść o ludziach powiązanych z szachami. Jest tu duży przekrój kultur i społeczeństw, a autor całkiem dobrze orientuje się w codzienności swoich bohaterów. Pojawią się tutaj i Ksawery Tartakower, i Akiwa Rubinstein, Teodor Regedziński, są teksty Karola Irzykowskiego, są i tropy kobiet w szachach. Kasper Bajon nie odtwarza życiorysów, życiowe doświadczenia bohaterów książki są dla niego punktem wyjścia do snucia erudycyjnych i rozłożystych esejów. Zajmuje się autor pokazywaniem całego kontekstu dla środowiska szachistów, wplata w niego jeszcze tematy wojenne - interesuje go, jak codzienność mogła wpływać na kształt rozgrywek i czemu wówczas służyły szachy. Jednocześnie sięga do charakterystycznych zagrań, do zachowań, które wpisały się w historię, ale też do opowieści bardziej anegdotycznych. Czasami nawiązuje do rozgrywek, jednak znacznie częściej zaprząta jego uwagę wizja tego, co poza szachownicą. Można zatem przyjąć, że nie będzie tutaj analizowania szachowych ruchów ani opisywania pomysłów graczy, nie o to Bajonowi chodzi. Zresztą same szachy często schodzą na drugi plan, zupełnie jakby Kasper Bajon potrzebował pretekstu, żeby przedstawić odbiorcom mniej znane sylwetki ludzi, których losy splątały się z wielką historią.

"Gambit orangutana" to książka popularnonaukowa, ale niekoniecznie popularyzatorska. Jest tu dość hermetyczny język, styl, który wymusza od czytelników skupienie i podążanie za autorem. Nie trzeba znać się na szachach (chociaż to akurat pozwoli na budowanie wspólnoty z bohaterami tomu: niektóre wyzwania lub przeżycia będą bardziej zrozumiałe w odniesieniu do partii szachów, autor jednak tak prezentuje rzeczywistość, żeby stało się jasne, że pasja nie zawsze zamienia się w pasmo sukcesów i szczęśliwe, spełnione życie). Szachy zapewniają spójność w opowieści - dość poszatkowanej, wolnej od schematów gatunkowych. Kasper Bajon ucieka od wypełniania treścią określonych szablonów. Wykorzystuje społeczne zainteresowanie szachami (między innymi płynące z "Gambitu królowej"), żeby podzielić się własnymi refleksjami i zgromadzonymi materiałami. A tych zbiera imponująco dużo - dzięki czemu łatwiej mu będzie przekonać do narracji poszukujących ambitnej literatury czytelników.

"Gambit orangutana. Opowieść o polskich szachach" to książka, której zawartości nie da się w żaden sposób przewidzieć. Tylko autor jest w stanie nadawać rytm i przenosić wyobraźnię odbiorców w różne rejony okołoszachowych tematów (i prezentować przy okazji trudne życiowe doświadczenia bohaterów opowieści). Szachy stają się impulsem do poszukiwań ciekawostek, ale nie w tonie sensacji - bardziej chodzi tu o przezwyciężanie nieoczekiwanych uciążliwości i komplikacji. W ten sposób "Gambit orangutana" zamienia się w opowieść o trudnej historii i o rzeczywistości, która uniemożliwia realizowanie marzeń. Jest to książka poruszająca. Naszpikowana faktami i aurą tajemniczości staje się lekturą obowiązkową dla fanów szachów - ale i dla tych wszystkich odbiorców, którzy chcieliby się przyjrzeć mniej znanym portretom.

piątek, 30 grudnia 2022

Katarzyna Jasiołek: Hanna Lachert. Wygoda ważniejsza niż piękno

Marginesy, Warszawa 2022.

Krzesła

Katarzyna Jasiołek wpisuje się w serię Marginesów dotyczącą designu i wystroju wnętrz z przeszłości - a także w cykl biografii. "Hanna Lachert. Wygoda ważniejsza niż piękno" to publikacja ocalająca nazwisko projektantki i uświadamiająca odbiorcom, jak ważne jest przyjrzenie się potrzebom zwykłych ludzi. Meble, które proponowała Hanna Lachert, do dzisiaj mogą być przez czytelników książki kojarzone - z reguły wiązane ze stylem retro i z pozostałościami po PRL-u, ale też wracają do łask za sprawą mód. Zanim jednak Katarzyna Jasiołek przejdzie do pokazywania konkretnych prac, zajmie się przedstawianiem życiorysu, a raczej żmudnym odtwarzaniem go z fragmentów i rozmów z bohaterką tomu - bo udało jej się przeprowadzić wywiady z samą zainteresowaną. We wstępie autorka uprzedza, że książka będzie subiektywna i tworzona z detali, nie uda się odtworzyć encyklopedycznego życiorysu - i też Jasiołek do tego nie zmierza. Woli postawić na narrację potoczystą i ciekawą z perspektywy zwyczajnych odbiorców, wypełnianą opowieściami z epoki. "Hanna Lachert. Wygoda ważniejsza niż piękno" to książka udana. Stopniowo wprowadza czytelników w dokonania bohaterki książki - uwzględnia komplikacje związane z zawodem, zwłaszcza problemy lokalowe i konieczność pokonywania rynkowych trudności. Hanna Lachert należy do osób energicznych i twórczych, nie poddaje się w wyniku przeciwności losu, zawsze znajduje wyjścia z każdej skomplikowanej sytuacji - dzięki temu w opowieści sporo się będzie działo. Katarzyna Jasiołek umiejętnie wykorzystuje fragmenty wywiadów, wypowiedzi bezpośrednie, dzięki którym odbiorcom łatwiej będzie zrozumieć podejmowane decyzje. Sporo tu sięgania do prywatności bohaterki - Katarzyna Jasiołek bardzo lubi młodą Hannę, odnotowuje jej życiowe doświadczenia i drobiazgi składające się na codzienność - dzięki temu portret wypada bardziej barwnie i łatwiej będzie zaprzyjaźnić się z prezentowaną postacią jeszcze zanim autorka przejdzie do oceniania jej pracy. Sympatię do bohaterki tomu budzi między innymi fakt, że należy ona do niespokojnych duchów, często robi coś wbrew zdrowemu rozsądkowi, spełnia poszczególne zachcianki, działa impulsywnie i nie zastanawia się nad konsekwencjami - nawet w czasach drugiej wojny światowej może realizować śmiałe marzenia. Takie epizody w egzystencji Hanny Lachert sprawiają, że tom "Wygoda ważniejsza niż piękno" będzie przyciągał i nastrajał pozytywnie do lektury.

Połowa książki zostaje na opracowanie dokonań zawodowych. Hanna Lachert wpisuje się w nurt działań powiązanych ze wzornictwem użytkowym, ale zastanawia się, dlaczego propozycje wprowadzane na konkursy i przeglądy nie trafiają później do masowej produkcji. Opowiada Katarzyna Jasiołek między innymi o wyzwaniach i o niedoborach na rynku. O tym, jak dostępne materiały wpływały na kształt przedmiotów codziennego użytku. Jest to nie tylko opowieść życiorysowa, ale też książka o meblach i wnętrzach z czasów PRL-u. Dzięki ogromnej liczbie zdjęć odbiorcy będą mogli się przekonać, o jakich projektach mowa - i docenić ich ponadczasowe kształty. "Hanna Lachert. Wygoda ważniejsza niż piękno" to ciekawy tom nie tylko dla zainteresowanych wzornictwem użytkowym i projektowaniem wnętrz - autorce udało się uchwycić specyfikę czasów PRL-u.

czwartek, 29 grudnia 2022

Magdalena Kordel: Zagubiony anioł

Znak, Kraków 2022.

Pomoc

Magdalena Kordel to autorka, która bardzo dobrze sprawdza się w bożonarodzeniowych historiach - tu najlepiej wypadają jej inspiracje, między innymi książki Małgorzaty Musierowicz: autorka nie rezygnuje z ciepła, serdeczności i naiwności - w klimatach okołoświątecznych ma to rację bytu i nikogo nie zmęczy. "Zagubiony anioł" to powieść, która jest kontynuacją "Anioła do wynajęcia". W poprzedniej książce to właścicielka kwiaciarni, Gabrysia, uratowała od tragicznego losu Michalinę, osiemnastolatkę, która przestawała właśnie wierzyć w magię świąt. Teraz sytuacja się powtarza, nie w odbiciu lustrzanym, ale kontekst okazuje się podobny. Oto Michalina, która jest szczęśliwą mamą i ma wszystko, o czym do niedawna nawet nie marzyła, prosi, by siła wyższa pozwoliła jej się odwdzięczyć za całe dobro, jakie ją spotkało. Chce być czyimś aniołem do wynajęcia - a okazja nadarza się błyskawicznie, pojawia się pod postacią Haśki. Haśka to dziewczyna na skraju wyczerpania. Ciężko chora i mieszkająca na lodowatym strychu z malutkim dzieckiem. Haśka jest dzika i dumna: nie zamierza przyjmować od nikogo pomocy, uważa, że da sobie radę. Odpycha każdego, kto mógłby stanowić zagrożenie (i, na przykład, odebrać jej dziecko), ponadto swoją złość kanalizuje, kieruje w stronę malowanych lal, które mają wszystko. Jak Michalina, której szczęście wyraźnie kontrastuje z sytuacją Haśki. Michalina wybitnie działa Haśce na nerwy, ale nie daje się przepłoszyć. Idzie za dziewczyną do jej marnego mieszkania i zostawia swoją wizytówkę, licząc na to, że Haśka nie pozwoli, by jej dziecku stała się krzywda i w odpowiednim momencie się odezwie. Tylko że Haśka jest chora i nawet napędzana złością i strachem nie wszystko da radę zrobić. Tak zaczyna się "Zagubiony anioł", powrót do miejsc ukojenia i pomocy dla wszystkich potrzebujących.

Przeciwwagę dla sentymentalnych scenek stanowi Nela, staruszka o ciętym języku i złośliwym usposobieniu. Nela zawsze mówi to, co myśli, bez względu na konsekwencje i na opinie innych. Nie waha się przedstawiać własnego zdania, a może to robić bezkarnie - i tak wiadomo, że ma złote serce i nie pozostawi nikogo w potrzebie bez wsparcia. Zresztą to dzięki niej uda się zrealizować śmiały plan. Michalina ma oparcie także w Kotuli, ukochanym, który zawsze wie, co zrobić, żeby zapewnić swojej rodzinie to, co najważniejsze. Przy takiej ekipie nawet obecność wyjątkowo toksycznego mężczyzny - ojczyma Haśki - nie będzie straszna. Znajdzie się sposób i na cwaniaka, który terroryzuje najbliższych. Jest tu Kochanieńki, mężczyzna, który nie ma gustu, za to ma ambicje tworzenia bukietów-potworków - pojawia się po to, żeby rozbawić odbiorczynie, a do tego też po to, żeby w odpowiednim momencie rozwiązać problemy finansowe. Żeby czytelniczki odnalazły się bez trudu w tym świecie, Magdalena Kordel co pewien czas przywołuje charakterystyczne cytaty, zwłaszcza piosenek, które towarzyszą bohaterom na każdym kroku. "Zagubiony anioł" to powieść gęsta i ładna - mimo że realizowana według przewidywalnego schematu. Napowietrza ją odliczanie do Wigilii, kolejne grudniowe dni muszą przynieść zapowiedź poprawy sytuacji. Jest tu przyjemnie, kojąco i spokojnie, pojawia się obietnica, że z każdego kryzysu da się wyjść. Magdalena Kordel buduje świat, w jakim odbiorczynie chciałyby funkcjonować.

środa, 28 grudnia 2022

Cezary Harasimowicz: Tygrys

Agora, Warszawa 2022.

Wyprawa do raju

Nie ma w tej opowieści zbyt optymistycznych tonów, chociaż przecież wszystko wiąże się z ratunkiem dla dzikich zwierząt. Relacja prowadzona przez pewnego tygrysa zaczyna się w cyrku. Tygrys - zwany Tigre - ma już dość robienia sztuczek. Nie chce być posłuszny, nie chce, żeby treser wymagał od niego wykonywania czynności budzących strach. W końcu każdy wzdrygnąłby się na myśl o przeskakiwaniu przez płonącą obręcz. Z kolei kładzenie się na grzbiecie i pokazywanie brzucha jest nawet dla dużych kotów oznaką maksymalnego zaufania - a tego Tigre nie ma. Ludzie bardzo go rozczarowują, z różnych powodów. Co wieczór Tigre wykonuje swoje sztuczki na arenie cyrkowej, rzadko kiedy ktoś go rozumie - zwykle to najmłodsze dzieci, które prezentują empatyczne postawy. Tigre umila sobie czas wyobrażaniem sobie słodkiej zemsty: gdyby to on miał bat i rządził, a treser skakał przez przeszkody i wykonywał sztuczki, może udałoby się uzmysłowić ludziom, że dzikie zwierzęta to nie zabawki i nie powinny być tak traktowane. Jednak role się nie odwrócą, a Tigre nie zna w końcu życia na wolności - być może nawet sobie by tam nie poradził, chociaż ma dosyć swojej egzystencji. Pewnego dnia Tigre zostaje sprzedany. Zapakowany na wóz do przewożenia koni odkrywa, że podróżują razem z nim inne tygrysy. Wszystkie w złym stanie zdrowia, niektóre ledwo żywe. Wszystkie zwierzęta potrzebują pomocy, i to jak najszybciej. Na szczęście trafiają na Panią od Zwierząt. Pani od Zwierząt prowadzi ogród zoologiczny, ale marzy o tym, żeby zwierzęta nie przebywały w ciasnych klatkach, a miały do dyspozycji ogromne przestrzenie. Pani od Zwierząt jest wyczulona na los stworzeń, które trafiają pod jej opiekę. Potrafi stwierdzić, które dzikie koty nie przeżyłyby dalekiego transportu - robi wszystko, żeby ocalić podopiecznych i uwrażliwić ludzi na krzywdę zwierząt. "Tygrys" Cezarego Harasimowicza to opowieść inspirowana prawdziwymi wydarzeniami - odwołuje się do zatrzymania nielegalnego transportu tygrysów. Dwuczęściowa i opowiadana z perspektywy Tigre - który w pierwszej części żyje, a w drugiej obserwuje rzeczywistość jako wszystkowiedzący narrator już po własnej śmierci - ma wzruszać i poruszać. Przypadnie do gustu dorosłym, którzy chcą zwracać uwagę na los zwierząt w cyrkach - i dzieciom, które potrzebują wstrząsających przygód w lekturach, żeby sięgać po książki. "Tygrys" zapewni jednym i drugim moc wrażeń - jest to jednak lektura niełatwa i wypełniona urozmaiconymi uczuciami i emocjami. Losy tygrysów budzą niezgodę i bunt, krzywda wyciska łzy z oczu. Jest tu mnóstwo ważnych przesłań i informacji, które najmłodsi powinni sobie przyswoić. Marta Kurczewska proponuje piękne ilustracje oddające klimat opowieści. Jednak nie tylko o ratunku dla zwierząt jest ta książka. Tygrys poucza odbiorców, że każdy przebywa w jakiejś klatce - to przesłanie, które dzieci będą odczytywać po swojemu i przekonają się, jak ważna jest wolność (także od przymusów i powinności). "Tygrys" to książka ważna i wartościowa, trafi do klasyki literatury czwartej.

wtorek, 27 grudnia 2022

Andrew Morton: Elżbieta i Małgorzata. Prywatny świat sióstr Windsor

Marginesy, Warszawa 2022.

Życie w koronie

Jest to bardzo przyjemna opowieść dla tych czytelniczek, które lubią ciekawostki z królewskiego dworu i podglądanie sławnych ludzi w ich codzienności. "Elżbieta i Małgorzata" to publikacja popularnonaukowa i obyczajowa jednocześnie, pokazująca losy dwóch sióstr, z których jedna została królową. Co ważne, Elżbiety w tym tomie trochę mniej - jej poświęcono już mnóstwo książek i relacji, Andrew Morton zajmować się może dzięki temu bardziej Małgorzatą - bardziej problematyczną siostrą, kobietą, która nie bała się żyć po swojemu i tylko czasami podporządkowywała się protokołowi. Dla królowej oraz dla królowej matki Małgorzata była krnąbrną osóbką, na której kaprysy nie warto było zwracać uwagi. Tymczasem Małgorzata uczyła się korzystać z niezależności i wypracowywać przestrzeń dla siebie - mimo że doskonale znała oczekiwania wobec niej i wiedziała, że pewnych rzeczy robić jej nie wypada.

"Elżbieta i Małgorzata. Prywatny świat sióstr Windsor" to opowieść dla wszystkich, którzy lubią ciekawostki i plotki z niedostępnego świata. Andrew Morton zajmuje się między innymi wyborami miłosnymi Małgorzaty, przygląda się też imprezom, na których chciała ona bywać. Przedstawia czytelnikom losy Małgorzaty, która nie chciała działać pod dyktando innych. Odnotowuje jej feministyczne i wyzwolone gesty, prezentuje odwagę w byciu sobą - i konfrontuje to z reakcjami Elżbiety oraz królowej matki. Jest w tym wszystkim swoista czułość, kibicowanie Małgorzacie, która znajduje się na z góry przegranej pozycji - Andrew Morton nie ukrywa sympatii do tej bohaterki. Chciałby, żeby mogła ona realizować swoje marzenia, nawet te najbardziej śmiałe i nieprzystające do dworskiej etykiety. Pokazuje, jak niespokojny duch odnajdował się w pałacowym życiu - i co działo się, gdy drogi sióstr coraz bardziej się rozchodziły. Andrew Morton stawia na rzetelną biografię z plotkarskim zacięciem. Skraca czasy dzieciństwa Małgorzaty, bo to, co najciekawsze, rozgrywa się już po koronacji Elżbiety. Wybiera autor te wydarzenia, które mogą rzucić nowe światło na charakter przedstawianej postaci i na jej przeznaczenie, tłumaczy, dlaczego na niektóre gesty nawet odważna Małgorzata zdecydować się nie mogła. Elżbieta schodzi tu na drugi plan i trudno się dziwić - Małgorzata wypada znacznie barwniej i bardziej przyciągnie czytelników do siebie za sprawą wolności mimo wszystko.

Ta książka jest napisana z dużą wprawą w prowadzeniu narracji. Andrew Morton wie, co zrobić, żeby przekonać do siebie odbiorców, nie ukrywa swoich sympatii i pozwala polubić główną bohaterkę historii. Zna się na szczegółach dotyczących królewskiego dworu, włącza je bez problemu do opowieści, zaprasza wręcz czytelników do zwiedzenia nietypowego miejsca. Wykorzystuje zainteresowanie medialne i może jednocześnie wprowadzać odpowiednie wyjaśnienia, niezbędne w lekturze. "Elżbieta i Małgorzata" to książka, która przyciągnie przede wszystkim poszukiwaczy ciekawostek i prywatnych opowieści - nie ma tu dystansu i czołobitności, jest opowieść o zwyczajnych pragnieniach niezwykłej osoby. Niezwykłej nie ze względu na urodzenie, a na podejście do życia. Ta książka może się podobać.

poniedziałek, 26 grudnia 2022

Mathilda Masters: 321 fascynujących faktów historycznych

Nasza Księgarnia, Warszawa 2022.

Ciekawostki z przeszłości

Kolejną publikację dla ciekawych świata dzieci proponuje Mathilda Masters. "321 fascynujących faktów historycznych" to przede wszystkim okazja do przejścia w zamierzchłą przeszłość, aż do początków Ziemi. Autorka zajmuje się w pierwszej kolejności przybliżaniem tego, co najdawniejsze - od Wielkiego Wybuchu po dokonania starożytnych cywilizacji. Widać wyraźnie, że zamysł polegał na stworzeniu kompendium wiedzy o historii ludzkości (z dodatkiem wcześniejszych czasów) i z podziałem na epoki - przy czym sprawia Masters wrażenie, jakby chciała poświęcić jedną książkę jednej epoce i w ostatniej chwili zmieniła zdanie i kompozycję. Więcej niż połowa opowiastek dotyczy czasów do końca starożytności - co pokazuje, jak rozłożyła autorka priorytety i co uważa za najciekawsze dla małych czytelników. "321 fascynujących faktów historycznych" to książka dla młodych odkrywców. Mniej interesują Masters konkretne wydarzenia z przeszłości, znacznie bardziej - tematy kulturowe i ogólne. Zdarza się, że dłuższy temat jest podzielony na dwie części (tak stało się między innymi z rządami Kleopatry), innym razem kolejne opowieści układają się w krótką serię - tak, żeby porządkować wiedzę, ale niekoniecznie przytłaczać nią odbiorców. Mathilda Masters wie, co zrobić, żeby porcje informacji były strawne dla dzieci. Nie kieruje się objętością stron, czasami potrzebuje więcej miejsca, czasami mniej - liczy się jakość wyjaśnień. Nie skupia się autorka na datach, stara się nie nudzić wydarzeniami, zajmuje się za to zjawiskami. W tomie mnóstwo jest ciekawostek pokazujących specyfikę kulturową, wprowadzających dzieci do odkryć ważnych w kontekście całej ludzkości - autorka pokazuje między innymi początki pisma czy liczenia, zajmuje się cennymi wynalazkami. Wydaje się, że bardziej interesuje ją to, co nieuchwytne, a co składa się na ogólną charakterystykę czasów i narodów. Zdarza się jednak, że musi pochylić się nad konkretnymi sytuacjami, decyzjami władców i momentami historycznymi. Wtedy dba o to, żeby przyciągnąć odbiorców intrygującymi danymi, ciekawostkami czy anegdotami. Udaje jej się to - o czym świadczy sukces całej serii. "321 fascynujących faktów historycznych" to publikacja, która ucieszy rozmiarami wszystkich lubiących czytać. Mathilda Masters skupia się na przekazywaniu wiedzy, ale w przystępny sposób, nikogo nie odstraszy hermetycznym językiem czy poziomem trudności. Louize Perdieus dokłada tu humorystyczne ilustracje - niektóre na prawach komiksów czy rysunków satyrycznych. To sposób na przyciągnięcie dzieci do tomu. Warto pamiętać o tym, że jest to książka-kompendium, nie trzeba jej czytać po kolei, można wybierać sobie numer ciekawostki i przechodzić bezpośrednio do niej, można też bawić się w odkrywanie kolejnych opowieści. "321 fascynujących faktów historycznych" to okazja do zaproszenia dzieci w przeszłość - pokazania im, jak kształtowały się różne wynalazki i cenne odkrycia. To także próba wytłumaczenia, skąd wzięły się znane dzisiaj rozwiązania z różnych dziedzin.

niedziela, 25 grudnia 2022

Małgorzata Czyńska: Kobiety z obrazów. Polki

Marginesy, Warszawa 2022.

Życiorysy

Małgorzata Czyńska przybliża czytelnikom kolejne panie z portretów - tym razem sięga po historie Polek znanych z obrazów, ale i z życia towarzyskiego i obecności wśród przedstawicieli bohemy. "Kobiety z obrazów. Polki" to opowieść dla odbiorców, którzy niekoniecznie chcą pogłębiać wiedzę z historii sztuki, ale chętnie poznaliby garść ciekawostek i plotek dotyczących kulis powstawania sławnych prac różnych artystów. W przypadku "Polek" autorka ma trochę ułatwione zadanie, bo sięga po sylwetki pań doskonale już odbiorcom znanych. Są tu między innymi siostry Pareńskie, Olga Boznańska, Helena Modrzejewska, Helena Rubinstein czy Zofia Stryjeńska - panie wielokrotnie przedstawiane i w różnych kontekstach opisywane. Małgorzata Czyńska za klucz przyjmuje ich obecność na obrazach, ale w zestawieniu z poprzednimi tomami wydaje się, że tu istnienie konkretnych portretów stało się sprawą wtórną. Autorka skupia się na tym, co kolejne bohaterki tomu robiły i jak wprowadzały się do codzienności artystów, by dopiero w tle zasygnalizować ich malarskie odpowiedniki. Panie, które stawały się inspiracją malarzy (ale nie tylko, bo pojawia się tu też i rzeźba), miały bogate życiorysy i słynęły z przełamywania konwenansów. Udawało im się zaistnieć ze względu na silne charaktery i pomysły na siebie - nie funkcjonowały wyłącznie jako muzy, raczej fascynowały artystów do tego stopnia, że ci postanawiali poświęcić swój czas i energię, żeby uwiecznić je na portretach. Małgorzata Czyńska rezygnuje zatem z przedstawiania swoich bohaterek: wie, że czytelnicy są świadomi tego, z kim akurat mają do czynienia i nie potrzebują encyklopedycznych wyjaśnień - może dzięki temu zająć się wytyczaniem anegdotycznych dróg w swoich esejach. Za każdym razem zajmuje się rolą wybranej kobiety i jej znaczeniem w społeczeństwie, pokazuje, na czym polegała jej wyjątkowość i jakie emocje budziła. "Kobiety z obrazów. Polki" to zatem odrobinę zmieniony rozkład sił - zupełnie jakby Małgorzata Czyńska uznała, że dotychczas stosowany rytm opowieści nie jest już do końca wystarczający. Przy ogromie silnych charakterów trudno się temu dziwić: bohaterki książki same w sobie były interesujące (i są interesujące dla dzisiejszych odbiorców jako te, które przecierały szlaki lub nie bały się żyć po swojemu) - nie udałoby się Czyńskiej przerzucić uwagi odbiorców na sztukę bez komentarza dotyczącego egzystencji pań.

Czyńska tym razem mniej zajmuje się samymi artystami. Pozwala za to dowiedzieć się, kto i dlaczego był portretowany (oraz - przez kogo), przynosi sporo reprodukcji, tak, by odbiorcy łatwiej zorientowali się, o jakich dziełach mowa i żeby mogli wypracowywać samodzielne opinie na temat kobiet z obrazów. Jest to książka, która może i nie pozwala zanurzyć się głęboko w historii sztuki - nie o to zresztą chodzi. Autorka popularyzuje wiedzę i chce, żeby czytelnicy sami z siebie zaczęli się interesować historiami oglądanych dzieł - tak, żeby płótna w muzeach nie były dla nich jedynie prezentacją umiejętności artysty, a żeby zaczęły opowiadać swoje historie.

sobota, 24 grudnia 2022

Ziemowit Szczerek: Wymyślone miasto Lwów

Czarne, Wołowiec 2022.

Za ścianą

Krótka to książka, ale zrobi duże wrażenie na odbiorcach i przede wszystkim - trafi w potrzeby rynku. Ziemowit Szczerek zabiera bowiem czytelników do Lwowa, co w kontekście historii i teraźniejszości staje się pewnego rodzaju manifestem. "Wymyślone miasto Lwów" to opowieść świeża: nawet jeśli bohaterowie nie wiedzą, że za chwilę wojna wybuchnie z większą siłą i wstrząśnie społeczeństwami (oraz dostarczy pożywki mediom), to autor i czytelnicy taką świadomość mają. Pojawia się motyw wojny w narracji, pojawia się i w prezentacjach kolejnych bohaterów, a relacja z Ukrainy w wersji codziennej zamienia się w opowieść o tym, czego nie docenia się w zwyczajnej egzystencji. Ziemowit Szczerek chce dostrzegać to, co umyka zwykłym turystom i przypadkowym przechodniom. Chłopak przebrany za lwa nie musi tryskać szczęściem, chociaż na jego widok ludzie przeważnie się uśmiechają. Historyk sztuki i malarz oprowadzi po okolicy i opowie historię rodziny (lub akcji artystycznych w regionie. Znajdzie się miejsce dla baciarów - jako lokalnej atrakcji - i dla Stanisława Lema. Będzie podróż po restauracjach i knajpach i odnotowywanie tego, co we Lwowie europejskie i tego, co na wskroś ukraińskie. Ziemowit Szczerek poznaje miasto wciąż na nowo, zwykle za sprawą interesujących rozmówców, ludzi, którzy stają się na chwilę jego przewodnikami i dzielą się własnymi przemyśleniami na temat miejsca. Rejestruje też autor doświadczenia z przeszłości Lwowa - historia przeważnie staje się tu punktem wyjścia do rozważań o polityce i o możliwych kierunkach rozwoju. Co ciekawe, w przypadku analizowania charakterystycznych dla wielu narodów działań - tendencji nacjonalistycznych czy rewolucji - autor podkreśla brak ich wyjątkowości, żeby nie wpaść w tony gloryfikujące Ukraińców. Zatrzymuje się też nad polsko-ukraińskimi kartami historii. Oddaje przy tym głos ludziom, którzy uzupełnią wiedzę o wspomnienia członków rodziny - nie chodzi tu już o odkrywanie faktów, skupia się Szczerek na opowieści jako takiej. A jest w tym naprawdę dobry, więc "Wymyślone miasto Lwów" czytelników będzie wciągało.

Jest to książka drobna rozmiarami, ale wygrywa uwagę czytelników z pewnością w dwóch aspektach: pierwszy to aktualność - Szczerek nie wyciąga z szuflad notatek, relacjonuje wydarzenia niemal na bieżąco, znajduje się blisko wojny i chociaż wojna jako taka nie jest przedmiotem jego refleksji, to może dzięki temu uchwycić zmieniające się losy ludzi. Drugi aspekt to właśnie pochylenie się nad mieszkańcami albo oddawanie im głosu. Lwów oczami zwykłych ludzi to możliwość podglądania stylu życia i uczenia się innej kultury. To sposób na ocalenie podstawowych wartości, a także na odejście od patetycznych tonów w związku z charakterystycznymi sentymentalnymi narracjami. Ziemowit Szczerek wybiera reportaż. Podróżuje, obserwuje i rozmawia - to staje się bazą w jego książce. "Wymyślone miasto Lwów" to propozycja bardzo udana, w sam raz dla czytelników, którzy cenią sobie literaturę faktu a nie podręcznikowe suche dane. Tu narracja pozwala pozostać w świecie prezentowanym przez Szczerka - daje możliwość przeżywania i kibicowania bohaterom.

piątek, 23 grudnia 2022

Sarah Crosby: Pięć minut terapii

Czarna Owca, Warszawa 2022.

Uspokajacz

Chociaż książka nosi tytuł "Pięć minut terapii", Sarah Crosby wcale nie chce prezentować skrótowych wersji działania dla samorozwoju. Zachęca czytelniczki o zadbanie o siebie i własną psychikę, ale "pięć minut" odnosić się będzie jedynie do brykowych podsumowań - żeby z nich korzystać i tak trzeba będzie przejść przez całe teoretyczno-autobiograficzne rozdziały. Dopiero wtedy podpowiedzi autorki wybrzmią w pełni i dopiero wtedy będzie można sprawdzić, czy prezentowane wskazówki pasują do potrzeb. Sarah Crosby raczej nie buduje własnego programu naprawy odbiorczyń. Zwraca się do kobiet, które potrzebują uspokojenia, zbudowania większej pewności siebie czy wzmacniania ufności. Im podsuwa rozwiązania praktyczne i sprawdzone, nieodkrywcze, za to skuteczne - pod warunkiem, że zainwestuje się czas i energię w to, by je wdrożyć. Autorka zresztą przypomina, że bez pracy nad sobą nie ma co liczyć na efekty - nie znajdzie się w "Pięciu minutach terapii" cudowna strategia oddalająca natychmiast wszystkie problemy. Wydaje się zresztą, że Sarah Crosby nie do końca może się zdecydować na konkretne zachowania i porady - dlatego też stawia na ogólne i ogólnikowe komentarze zapożyczane z różnych źródeł. A ponieważ nie sili się na oryginalność i eksperymenty, nie zaszkodzi czytelniczkom. Może im za to przypomnieć najważniejsze prawdy dotyczące zachowań w relacjach międzyludzkich i wobec siebie samych.

Konstrukcja tomu pozwala na nakreślenie mód w temacie samorozwoju. Są tu między innymi kwestie związane z życzliwością wobec samego siebie, wytyczaniem granic dla innych ludzi (znów - zdrowy egoizm, chociaż to sformułowanie raczej się nie pojawia), jest droga do uzdrawiania siebie i własnej psychiki, jest ćwiczenie oceniania reakcji (pierwszy krok do panowania nad nimi), jest i zestaw wskazówek dotyczących zachowania wobec innych (informacje o tym, jak budować trwałe i wartościowe relacje). Za każdym razem autorka zadaje sporo pytań retorycznych, wprowadzając odbiorczynie w temat: chce, żeby każda z czytelniczek przyjrzała się sobie i zastanowiła nad zasadnością podjęcia wysiłku pracy nad sobą. Żeby ułatwić zadanie, co pewien czas pojawiają się krótkie wyliczenia oraz osobne notatki-przypominacze (graficznie wyodrębnione określone złote myśli). Do tego w ramkach oznaczonych hasłem "twoje pięć minut" autorka wskazuje kilka ćwiczeń dla odbiorczyń, pytań, które należy sobie zadać, żeby ruszyć z miejsca. Każdy rozdział zaknięty jest "mentalnymi zapiskami": kolejnym zestawem ćwiczeń, tyle że na dłuższą perspektywę. Jest tu też drobne podsumowanie i zbiór przypominajek - tak, żeby czytelniczki poradziły sobie na pewno z zapamiętaniem nowych informacji i z uporządkowaniem ich. Sarah Crosby nie chce zmuszać do ciężkiej pracy nad lekturą - wystarczy już, że trzeba będzie szukać konkretnych zaznaczonych graficznie miejsc w książce, jeśli chce się na szybko poznać zadania domowe. Sarah Crosby dąży do tego, żeby odbiorczynie zgodziły się z nią w temacie samodoskonalenia - i pokazuje, jak osiągnąć wyższy poziom samoakceptacji. Daje czytelniczkom prawo do słabości, ale tłumaczy też, dlaczego ważna jest praca nad zmianą niechcianych przyzwyczajeń. Nie odkrywa Ameryki - ale też nikt tego od niej nie oczekuje, książka ma dostarczyć podpowiedzi dla pań, które potrzebują przewodnika podczas dokonywania upragnionych metamorfoz.

czwartek, 22 grudnia 2022

Claas Buschmann: Gdy umarli mówią

Czarna Owca, Warszawa 2022.

O zwłokach

Claas Buschmann świetnie zdaje sobie sprawę z tego, jak specjaliści medycyny sądowej są postrzegani za sprawą obrazów w popkulturze (zwłaszcza seriali kryminalnych). Przekonuje, że to nie patolog odczytuje ślady pozostawione na ciele ofiary: na bazie swoich doświadczeń zawodowych prezentuje co bardziej wstrząsające lub co ciekawsze przypadki z pracy. "Gdy umarli mówią" to nie książka, która nadaje się do czytania przy jedzeniu i ukoi - zapewni rozrywkę, ale w zupełnie innym gatunku. Autor bardzo dużo uwagi poświęca szczegółom anatomicznym i łączy rodzaje zbrodniczych działań ze śladami na zwłokach. Przygląda się popełnianym przestępstwom i ich przyczynom (tłumaczy, dlaczego często ludzie zabijają się nawzajem podczas libacji alkoholowych, chociaż więcej pracy zapewnia mu strach po wytrzeźwieniu - to właśnie wtedy część przestępców z przypadku wpada na pomysł, żeby pozbyć się zwłok bez śladu).

Każdy rozdział to osobny temat, zagadnienie, które nadaje się na scenariusz filmowy. Rozwiązania, które nie przyszłyby do głowy zwyczajnym odbiorcom, tu stają się normą. Autor przychodzi z pomocą organom śledczym, kiedy trzeba rozwiać wątpliwości albo dokonać znaczących rozstrzygnięć. Nie zawsze musi prezentować prawdopodobne wydarzenia, czasem wystarczy odpowiedź na pytanie, czy znalezisko może skrywać zwłoki człowieka. Z jednej strony proponuje zatem Buschmann opowieść o tym, na ile sposobów można próbować uszkodzić i zmasakrować ciało, z drugiej - na czym polega praca medyka sądowego. Dodaje do tego odrobinę psychologii w wymiarze charakterystycznych zachowań przypadkowych katów. Nie usprawiedliwia działań ludzi, którzy popełniają zbrodnie - ale jest w stanie wyjaśnić, dlaczego to zrobili. Stawia na szybkie rozdziały, chociaż w materiałach przygotowywanych dla śledczych musi być precyzyjny i drobiazgowy: kiedy przytacza fragmenty swoich analiz, uderza w nich wyczulenie na detale. Nic dziwnego, że ze zgromadzonych notatek chciał stworzyć książkę. Ghostwriterem była tu Astrid Herbold i to prawdopodobnie jej zawdzięczają czytelnicy wartką narrację i nastawienie na rzeczowe komentarze objaśniające rodzaj i specyfikę pracy.

Claas Buschmann nie może się nudzić. Życie dostarcza mu kolejnych zagadek bez przerwy, czasami oznacza to konieczność rezygnacji z czasu wolnego, czasami - większe niż w zwykłych zawodach poświęcenie. Czytelników przyciągnie egzotyką tematu: niecodziennie ma się okazję podejrzenia tego typu zajęcia, którego zresztą większość społeczeństwa nie wyobraża sobie jako zawodu dla siebie. Jeśli ktoś lubi oglądać filmy sensacyjne i kryminały, zwłaszcza te mroczne i skupiające się na wyjaśnianiu zbrodni - Claas Buschmann uzbroi go w dodatkową wiedzę, pozwoli na prowadzenie własnych detektywistycznych obserwacji w ramach rozrywki. Części odbiorców uświadomi natomiast, że rzadko kiedy zdarza się zbrodnia, w której nie da się wskazać sprawcy.

środa, 21 grudnia 2022

Słodki domek

Harperkids, Warszawa 2022.

Praca

To książka dla dzieci - i największą w niej atrakcją jest otwór w kolejnych kartonowych kartkach. Otwór zmniejsza się z każdą stroną, tworząc wrażenie trójwymiarowości - prowadzi dzieci przez opowieść o pracy pszczół, które zakładają sobie domek na drzewie. Bohaterki - bezimienne - zajęte są pracą, nikomu nie będą niczego tłumaczyć. Wiadomość o ich działaniu przynosi narrator, który obserwuje inne zwierzęta - relacjonuje, kogo zaintrygował domek pszczół na drzewie. Dzięki temu dzieci dowiedzą się, jakie stworzenia pojawiają się wśród gałęzi: są tu ptaki, wiewiórka, a nawet niedźwiedź zwabiony nadzieją na poczęstunek. Są też pająk, gąsienica czy... mysz oraz zając, bo nie trzeba wchodzić na gałęzie, żeby obserwować pszczoły. Pszczoły większość zwierząt intrygują - chociaż sowa wolałaby się wyspać niż słuchać brzęczenia. Niezadowolonych jest niewielu. Pszczoły przecież są bardzo pożyteczne i z pewnością ich sąsiedztwo będzie miłe dla wielu stworzeń. Zajęte zbieraniem pyłku, nie mają zresztą czasu na wybryki - "Słodki domek" to okazja do poopowiadania najmłodszym, dlaczego należy szanować i cenić pszczoły i ich pracę.

Zbigniew Dmitroca proponuje tu rymowankę - i, jak to przeważnie u tego autora bywa, nie zachwyca formą. Rymy gramatyczne (rymowanie czasowników to plaga, a w dodatku ani nie posuwa akcji do przodu, ani nie cieszy pomysłami, banalizuje całość i pokazuje, że autor nie panuje nad tekstem) pojawiają się zbyt często, by można było mówić o przypadku. Poza tym autor nie zwraca uwagi na szczegóły: pszczoły zbierają u niego pyłek na czułki (tylko po to, żeby się rymowało z "pszczółki", co natychmiast pokazuje nieudolność w pisaniu tekstów ze współbrzmieniami). Naprawdę: lepiej byłoby nie rymować, a postawić na zwykłą narrację, nawet w formie wiersza, niż częstować dzieci czymś takim. Najlepiej byłoby pominąć po prostu w lekturze wierszyk i postawić na rozmowę z dzieckiem i opowiadanie o tym, co dzieje się na obrazkach. Bo ilustracje są tu bardzo ładne i kuszą dzieci - nie tylko za sprawą zmniejszającego się otworu w kolejnych stronach. Bohaterowie mają sympatyczne pyszczki i budzą ciekawość dzieci - widać wyraźnie, że mają różne plany i mogą przystąpić do brykania. Łatwo też odczytywać emocje postaci - Nicoletta Bertelle zadbała o to, by były one zrozumiałe dla odbiorców, nawet tych najmłodszych. Kartonowy picture book pozwala zatem poznawać świat, dowiadywać się czegoś o przyrodzie i - zachęca do rozglądania się podczas spacerów. Dzieci będą mogły się przekonać, jak potrzebne są pszczoły (i jak cenione przez różne stworzenia). Nie ma tu zbyt wiele akcji, wszystko sprowadza się do obserwowania owadów podczas pracy - ale to wystarczy, żeby zachęcić maluchy do śledzenia bajki.

wtorek, 20 grudnia 2022

Michael Ian Black, Debbie Ridpath Ohi: Martwię się

Nasza Księgarnia, Warszawa 2022.

Prognozy

Trójka bohaterów - Flaming, Ziemniaczek i Dziewczynka - powołani do istnienia przez Michaela Iana Blacka oraz Debbie Ridpath Ohi - tłumaczą dzieciom skomplikowany świat emocji i uczuć ludzi. Przeżywają to, co dzieci i dorośli, żeby na ich przykładach można było wytłumaczyć, czy warto skupiać się na przykrych sprawach, rozpamiętywać albo męczyć się czymś, co się nie wydarza. Dzieci dowiedzą się tu sporo - odkryją w doświadczeniach Ziemniaczka i jego kompanów własne spostrzeżenia, tyle tylko, że tu opatrzone będą one wyjaśnieniami. Bardzo potrzebnymi: i maluchom, i ich rodzicom, bo książka, chociaż jest picture bookiem, nadaje się do wspólnego czytania i prowokuje do późniejszych rozmów. "Martwię się" to kolejny tomik w genialnej serii. Czysta okładka z Ziemniaczkiem ze zmartwioną miną jednoznacznie pokazuje, na czym skoncentruje się uwaga autorów i odbiorców. To pozycja dla dzieci, które boją się niedalekiej przyszłości (a przy okazji też dla dorosłych, którzy snują pesymistyczne rozważania i męczą tym swoje otoczenie - być może zabawna przygoda Ziemniaczka i jego przyjaciół zapewni im wskazówki postępowania).

Wszystko zaczyna się od tego, że Ziemniaczek się zamartwia. Zastanawia się nad wszystkimi złymi rzeczami, które mogą go spotkać w niedalekiej przyszłości. To sprawia, że Ziemniaczek nie ma ochoty na żadne zabawy. Chce też zarazić brakiem entuzjazmu swoich przyjaciół: dziwi się, że oni nie drżą ze strachu przed kolejnymi nieprzyjemnościami. A przecież wypadki zdarzają się bez przerwy: sam Ziemniaczek kiedyś przeżył bolesne sturlanie się ze stołu. Flamingowi dziób utknął w słoiku z masłem orzechowym, a Dziewczynka miała rękę w gipsie. Jak zatem zachować pozytywne myślenie? Bohaterka tomiku ma na to pomysł, bo zauważa coś, czego Ziemniaczek w swoim strachu nie dostrzega: że we wspomnieniach nawet te złe wydarzenia zamieniają się w coś ciekawego i już nie męczą tak bardzo, wiążą się za to z nieoczekiwanymi przyjemnościami. Każdy wiąże ze swoim doświadczeniem coś, co umiliło mu przykre chwile - a to oznacza, że zamartwianie się nie ma sensu: nie dość, że przykrości trwają krótko, to jeszcze okraszone są miłymi zachowaniami bliskich. Nie da się uniknąć tych przykrości - ale nie ma też racji bytu rozmyślanie o tym, co może się wydarzyć. Udaje się autorom przekonać do tego Ziemniaczka i samych odbiorców - i to wniosek płynący z tej krótkiej lektury.

Jak zwykle w serii jest w tym tomiku sporo humoru. "Martwię się" to książka przesycona uśmiechami, sporo się dzieje i sporo jest elementów, które rozśmieszą małych odbiorców i przekonają ich, że nie warto poddawać się czarnym myślom. Dla dorosłych to wskazówka, że należy rozmawiać z pociechami o ich zmartwieniach, troskach i lękach - dzięki temu wszystkim będzie łatwiej w życiu. A do Ziemniaczka i spółki zawsze warto zaglądać - to bohaterowie, którzy nigdy nie pozwalają na nudę i zawsze mają w swoich relacjach coś interesującego dla wszystkich odbiorców.

poniedziałek, 19 grudnia 2022

Srebrna łyżka dla dzieci. Ulubione przepisy kuchni włoskiej

Kropka, Warszawa 2022.

Kulinarnie

Jest to książka idealna dla dzieci, które zainteresowane są gotowaniem - ale też dla dorosłych, którzy z gotowaniem do tej pory nie mieli nic wspólnego, a chcieliby stawiać pierwsze kroki w kuchni mimo faktu, że rynek kulinariów w Polsce nie jest przystosowany do uczenia od podstaw sztuki tworzenia potraw. "Srebrna łyżka dla dzieci. Ulubione przepisy kuchni włoskiej" to oczywiście tom tematyzowany, ale jego podstawowa zaleta to bardzo szczegółowe wyjaśnienia - Amanda Grant nie ucieka od przedstawiania oczywistości. Wie, że dzieciom trzeba powiedzieć nawet to, co dorośli skwitowaliby wzruszeniem ramion. Najmłodszym potrzebne są podpowiedzi - zanim nabiorą pewności w działaniu. I takich podpowiedzi w "Srebrnej łyżce dla dzieci" jest mnóstwo. Nie chodzi tu tylko o wstępne wskazówki (dotyczące wyboru składników albo... higieny podczas przygotowywania potraw - dzieci dowiedzą się między innymi, dlaczego muszą upiąć długie włosy, używać rękawic kuchennych czy myć ręce). W ramach samych przepisów pojawią się charakterystyczne komentarze i uwagi.

Co ciekawe, żeby przystąpić do działania, nie trzeba dysponować skomplikowanym wyposażeniem: wystarczy kilka przedmiotów, które i tak znajdują się w każdej kuchni. Autorka wprowadza nawet zestaw "technik krojenia" - znów coś, co dorośli pominęliby jako zbyt infantylne czy nieciekawe, a dla dzieci może mieć wymiar odkrycia. Jak każda książka kucharska, tak i ta dzieli się ze względu na dania: są tu lunche i przekąski, są makarony i pizze, są dania główne, są też ciasta i desery. W tym wszystkim - tylko jedna zupa, minestrone. Ale chodzi przecież o to, żeby dzieci uczyły się, jak przyrządzać posiłki, a nie jak zamienić się w domowego kucharza. Motyw przewodni to kuchnia włoska, więc odbiorcy dowiedzą się między innymi, czym są crostini, bruschetta, ravioli albo focaccia. Znajdą coś dla siebie w dość bogatej ofercie potraw. Są tu różne sałatki (ich przygotowanie może być sprytnym sposobem na przekonanie najmłodszych do jedzenia warzyw), są pizze - we włoskiej wersji - ale i potrawy znacznie bardziej "dorosłe": kotlety jagnięce z ziemniakami i rozmarynem, pieczony dorsz z warzywami albo gulasze. To rzeczywiście propozycja dla tych dzieci, które pasjonują się gotowaniem i chciałyby wyjść poza schematy kierowane do kilkulatków (robienie kanapek albo najprostszych sałatek).

Każde danie zostało rozpisane na kroki. Najpierw wprowadzenie: informacja, dlaczego robi się daną potrawę (na przykład, żeby wykorzystać resztki), jak ją urozmaicać (dzięki różnym dodatkom), ile czasu trzeba na nią poświęcić, ile porcji wyjdzie z podanych składników. Co do samych zasad działania - autorka mocno akcentuje kwestię bezpieczeństwa dziecka (odwołuje się przy tym do wskazówek podanych na początku książki, między innymi do technik krojenia i do używania rękawic kuchennych), opisuje też wygląd potrawy na poszczególnych etapach przygotowania, żeby odbiorcy nie mieli wątpliwości, kiedy można przejść do kolejnej wskazówki. Przez to trochę wydłuża się sam tekst, ale dzieci nie będą musiały z każdym problemem przybiegać do rodziców - poczują się w kuchni bardziej samodzielne. Do tego - już w wersji ozdoby - przepis rysunkowy, to znaczy - podpowiedzi w wersji obrazkowej. Mniej liczy się pokazywanie artystycznych fotografii: tu potrawy są najbardziej zbliżone do tego, co wyjdzie dziecku. Celowo niezbyt idealne, bez upiększania i przesady charakterystycznej dla "dorosłych" tomów kulinarnych. Kto zatem chce zacząć przygodę z gotowaniem, może postawić na taki poradnik.

niedziela, 18 grudnia 2022

Rafał Kosik: Felix, Net i Nika oraz Zero Szans

Powergraph, Warszawa 2022.

Poszukiwania

Długo trzeba było czekać na kolejny tom przygód Felixa, Neta i Niki, ale fani tego cyklu tworzonego przez Rafała Kosika wiedzą, że nie ma ograniczeń wiekowych dla odbiorców: kto pokochał superpaczkę, ten pozostanie z nią nawet wtedy, gdy bohaterowie przestaną być jego rówieśnikami. Z tą świadomością Rafał Kosik mógł spokojnie podróżować po Azji i zbierać materiały do książki - którą trzeba było podzielić na dwie części. "Felix, Net i Nika oraz Zero Szans" to powieść nietypowa w porównaniu z poprzednimi częściami cyklu. Narracja toczy się tu dwutorowo: jedna opowieść dotyczy burzliwych i sensacyjnych przeżyć superpaczki w Bangkoku (i nie tylko). Nastolatki trafiają do Azji, przeżywają katastrofę lotniczą, atak małp w dżungli i cały szereg zagrożeń różnego rodzaju. W drugiej relacji Felix, Net i Nika działają już prawie osobno. Superpaczka niemal się rozpada, brakuje chęci wspólnego działania, zwłaszcza że nikt nie wie, jak pocieszać Felixa. Samolot, którym leciała Laura, zaginął. Szukają go od tygodni służby specjalne i nikt nie jest w stanie wskazać miejsca jego pobytu ani losów załogi czy pasażerów. Felix nie może tego zostawić: zbiera informacje, śledzi doniesienia prasowe, ale próbuje też działać na własną rękę, wypytując nauczycieli, co robić, żeby nie popełniać prostych błędów (co ważne: potrzebne wyjaśnienia uzyskuje, bo nie zwraca się do nauczycieli z przypadku, a do zafascynowanych wykładanymi przedmiotami). Felix staje się zaślepiony na głos rozsądku: można mu powtarzać, że misja jest straceńcza i nie ma szans na powodzenie - wie swoje i postanawia, że nie spocznie, dopóki nie odnajdzie Laury. Ma w tym nieoczekiwanego sojusznika. Net wolałby siedzieć w domu i walczyć z wyrzutami sumienia, że znowu stchórzył. Wygląda na to, że ma dość przygód i nie chce już adrenaliny. Powinien opiekować się bratosiostrą, albo zadbać o swój związek, bo Nika już nie czuje się zbyt doceniana i kochana. Sama Nika z dystansu obserwuje rozkład superpaczki i nie ma pojęcia, co zrobić, żeby na nowo zjednoczyć przyjaciół, do których nic nie dociera. Może znowu stać się bardzo samotna, ale nie jest w stanie wymyślić skomplikowanego planu działania.

Retrospekcje pokazują zatem, jak bardzo źle było w superpaczce (co odrobinę tłumaczy długi czas oczekiwania na nowy tom w serii), za to sceny z Azji w części przypominają stare "Felixy". W części, bo tym razem Rafał Kosik skupia się bardziej na przybliżaniu specyfiki klimatu uliczek Bangkoku. Opisuje to, co zaobserwował, często zamienia się wręcz w przewodnika oprowadzającego chętnych po egzotycznych miejscach, ale czasem je ubarwia (dlatego między innymi potrzebne jest posłowie, żeby nikomu nie przyszło do głowy sprawdzanie tras autora). Wprowadza sporo ciekawostek naukowych i wyjaśnień, które być może nie byłyby odbiorcom potrzebne do szczęścia, ale mogą zaintrygować i zachęcić do zdobywania wiedzy. Mniej tu akcji, ale ta, która się pojawia, ma posmak prawdziwej sensacji. Znowu jest dynamicznie i zabawnie (zwłaszcza kiedy autor się rozkręci i przypomni sobie o charakterze Neta), fantastyka wkracza tu w wymiar duchowy - pojawiają się trudne do wyjaśnienia na drodze rozumowej zjawiska i sceny odważne, chociaż urągające logice. Dzięki temu Rafał Kosik znowu przyciągnie czytelników i pokaże im, że superpaczka jeszcze się trzyma.

sobota, 17 grudnia 2022

Jarek Szubrycht: Skóra i ćwieki na wieki

Czarne, Wołowiec 2022.

Wspomnienia kombatanckie

Po tym, jak przepłakałam ze śmiechu nad tą książką trzy godziny w autobusie w korku, nie wiem, czy bardziej jest ona dla fanów metalu i dla tych, którzy chcieliby się dowiedzieć, jak to drzewiej z podziałami muzycznymi bywało, czy bardziej dla tych, którzy o metalu nie mają zielonego pojęcia i poprzestają na osądzie, że wyznawcy tej muzyki to sataniści, którzy jedzą koty (chociaż żarty o kotach nie śmieszą, twierdzi Jarek Szubrycht, ale nieprawda, śmieszą jeszcze bardziej po tej lekturze). "Skóra i ćwieki na wieki" to książka wspaniała. Okładka stylizowana na pudełko z kasetą magnetofonową z ręcznymi rysunkami, w środku - przegląd najważniejszych zjawisk, z którymi spotykał się nastoletni fan metalu u schyłku lat 80. XX wieku. Jarek Szbrycht z jednej strony proponuje kulturoznawczy i rzetelny komentarz do sytuacji na rynku muzycznym, z drugiej jednak dzieli się z czytelnikami swoimi przeżyciami, odkryciami i doświadczeniami podlanymi naprawdę dużą dawką absurdu i wyczucia komizmu. Problem w tym, że chociaż ogromną część czytelników rozśmieszy, innym zafunduje dozę nostalgii i refleksji nad pomysłami, które już nie wrócą.

Metal to dla Jarka Szubrychta nie subkultura, a sposób na życie. Szansa na wykrzyczenie ze sceny niezgody na otaczający świat i na danie upustu nastoletnim buntom. Chłopak z niewielkiej miejscowości na krańcu Polski w metalu odnajduje coś dla siebie. Zafascynowany środowiskiem, stopniowo odkrywa, jakie są korzyści z dołączenia się do grupy podobnie myślących nastolatków - i wbrew obiegowym opiniom udowadnia, że metalowcy nie zasługiwali na całkowite potępienie (chyba że akurat chcieli). Młody Szubrycht nie tylko jeździ na koncerty i przegrywa kasety znanych i nieznanych zespołów. Nie tylko zakłada z kolegami kapelę metalową, nie tylko prowadzi ziny z wywiadami (które sam przeprowadza, także w obcych językach). Uczy się rysować logówki ulubionych zespołów, zbiera materiały, które kiedyś w przyszłości pomogą mu w stworzeniu tomu "Skóra i ćwieki na wieki". Prowadzi ożywioną korespondencję z fanami - rzeczywiście dużo na takich działaniach zyskuje, czego początkowo nie widzą zmartwieni rodzice (za to dostrzega nauczyciel). Metal to jego życie: Szubrycht wnika w subkulturę i staje się jej częścią. A teraz przybliża specyfikę całego środowiska odbiorcom. Tym, którzy znają zjawisko z autopsji i tym, którzy nie mają o nim pojęcia: przy lekturze nie można się nudzić. Autor szuka charakterystycznych tematów, przygląda się peerelowskiej codzienności i komplikacjom, które wymuszały wyjątkową kreatywność na młodycyh ludziach. Tłumaczy cierpliwie, dlaczego niełatwo było kserować ziny - i dlaczego metale z anarchistów stali się tymi, którzy bardzo przestrzegali choćby kwestii praw autorskich i stawiali na oryginalne wydawnictwa muzyczne (kiedy, oczywiście, były one już dostępne). Jednocześnie wyjaśnia, o co w metalu chodzi: zajmuje się przytaczaniem co smaczniejszych nazw i fragmentów tekstów, analizuje ubiór czy zachowania na koncertach, wygląd metalowca, ideały, jakie wyznawał. Zabiera odbiorców na koncerty i pozwala odkrywać klimat takich rozrywek. Tworzy niemal monografię sytuacji na metalowej scenie - a wszystko to dowcipnie i błyskotliwie. Przeplata te opowieści własnymi wspomnieniami. Idealnie dopasowuje puenty, sprawiając, że trudno będzie o powagę podczas lektury. Zdarzają się i bardziej mroczne fragmenty - wtedy, gdy fascynacja śmiercią doprowadza do tragedii - zwykle jednak przesada w gloryfikowaniu mroku zamienia się w czysty śmiech. Jarek Szubrycht pisze z nutą sentymentu, chociaż stara się też podbijać dowcip: sprawia, że książka zachwyca w każdym rozdziale. Tom wciąga i uzależnia, a przy okazji daje szansę na narzekanie, że dzisiejsza młodzież nie jest już taka jak ta dawniej. Jarek Szubrycht - gratulacje, nigdy nie interesował mnie metal, a nie mogę wyjść z podziwu nad tą publikacją.

piątek, 16 grudnia 2022

Emilia Dziubak: Rok w lesie. Puzzle progresywne

Nasza Księgarnia, Warszawa 2022.

Mieszkańcy

Dwadzieścia kawałków - tyle wystarczy, żeby zapewnić najmłodszym zestaw zabaw i ćwiczeń manualnych. "Rok w lesie. Puzzle progresywne" to zabawka, która nawiązuje do obrazkowej wyszukiwanki "Rok w lesie" Emilii Dziubak - i do całej serii gadżetów powstających po sukcesie publikacji. Puzzle bardzo dobrze się sprawdzają, bo pozwalają na spotkanie z sympatycznymi komiksowymi bohaterami o bajkowych pyszczkach, a przy okazji zapewniają walor edukacyjny: pokazują dzieciom, kogo można spotkać w polskim lesie. W "Puzzlach progresywnych" maluchy mają do wyboru trzy niezależne od siebie układanki (nie został wymyślony sposób na powiązanie ich w jedną całość, zapewne dlatego, by mogły funkcjonować samodzielnie. Najmniejszy jest gawron - ptak o zawadiackim spojrzeniu, który budzi radość odbiorców. To najniższy poziom trudności. Następny do ułożenia jest lis, za to najtrudniejszy okazuje się łoś. Puzzle mają w przybliżeniu kształt konturów kolejnych zwierząt, nie są to typowe kwadratowe i nudne ramki, więc dzieci tym chętniej mogą układać te elementy. Jednocześnie nietypowe krawędzie to w pewnym sensie utrudnienie dla maluchów: nie da się układać tych puzzli odruchowo, przez kształt obramowania - trzeba wykazać się zdolnością logicznego myślenia, żeby wiedzieć, gdzie muszą znaleźć się łopaty łosia albo ogon lisa.

Emilia Dziubak stawia na stworzenia, które przyciągają wzrok odbiorców z różnych grup wiekowych. Chociaż puzzle zdecydowanie przeznaczone są dla najmłodszych - już dwulatki mogą się nimi bawić, bo elementy są spore i pozbawione niebezpiecznych ostrych krawędzi - to jednak trudno nie ulec urokowi tych ilustracji. To, co urzekło czytelników w wyszukiwance, teraz powraca w kolejnych odsłonach - by dostarczać estetycznych przyjemności. Puzzlami można się bawić na różne sposoby: podsuwać dzieciom posegregowane elementy, wymieszać puzzle razem albo zorganizować losowanie i postawić na rywalizację - każdy znajdzie tu swój pomysł na wykorzystanie wizerunków mieszkańców lasu i na rozrywkę w dobrym towarzystwie. Nie będzie tu żmudnych poszukiwań brakujących kawałków obrazka ani zmęczenia dzieci zabawką. Obrazki miłe dla oka to powrót do lubianych postaci i jednocześnie podpowiedź edukacyjna. To przede wszystkim reklama "Roku w lesie" (a przy tym i całej serii, która nie zainspirowała twórców zabawek), ale też gratka dla fanów Emilii Dziubak. Oczywiście temat wpisuje się w kwestię ochrony środowiska i zainteresowania najbliższym otoczeniem - bohaterów z tych puzzli trzeba chronić i zadbać o to, by cały czas mieli gdzie mieszkać. Dzięki puzzlom można rozbudzić wrażliwość dzieci na przyrodę - i zaprosić je do świata lektur (także tych ilustrowanych przez Emilię Dziubak: charakterystyczny styl sprawia, że maluchy same będą wypatrywać jej publikacji w księgarniach i bibliotekach).

czwartek, 15 grudnia 2022

Stuart Gibbs: Szkoła szpiegów na nartach

Agora, Warszawa 2022.

Sposób na podryw

Dziecięcy detektywi cieszą się ogromną popularnością, dlatego też Stuart Gibbs postanowił uruchomić kolejną szkołę szpiegów i przedstawić odbiorcom Bena Ripleya, nastolatka, który talentu do nauki nie ma, jednak ze wszystkich tarapatów wychodzi cało, chociaż nie unika przy tym ośmieszenia. "Szkoła szpiegów na nartach" to kolejny tom z bestsellerowej serii dla tych wszystkich młodych czytelników, którzy lubią opowieści w starym stylu, ale z nutą dowcipu. To dowcip z gatunku raczej mocno oczywistych, przy czym sprawdza się on w literaturze czwartej i nie tworzy dodatkowych kulturowych podziałów: wszystkie dzieci, które zechcą sięgnąć po przygody Bena Ripleya, znajdą coś dla siebie w jego dokonaniach i ekstremalnych przeżyciach. Ben nie może się pochwalić wybitnymi osiągnięciami w szkole. Co więcej: parę razy cudem uniknął relegowania, wszyscy nauczyciele widzą, że źle radzi sobie z zadaniami praktycznymi i nie pali się do zdobywania wiedzy. Do tego Ben - gdyby oceniać go z zewnątrz - byłby najgorszym szpiegiem w historii, ma talent wyłącznie do wpadania w kolejne kłopoty. A jednak to ten chłopiec jest wybierany do najtrudniejszych misji i może rywalizować ze znacznie silniejszymi od siebie przeciwnikami. Wspierany jest przez rzeczywiste talenty, między innymi Erikę, dziewczynę, która zachowuje się jak robot i stanowi materiał na szpiega idealnego. Stuart Gibbs stawia na dość wyraziste charaktery, nie przejmuje się budowaniem komplikacji w warstwie psychologicznej: dzieciom to obojętne, a liczy się dynamiczna akcja. Tej "Szkoła szpiegów na nartach" dostarcza.

Rozmach widać także w kontekście najnowszej przygody Bena Ripleya: oto chłopiec ma udać się z misją do ośrodka narciarskiego. Tu przebywa na feriach Jessica, ukochana córka Leo Shanga, chińskiego grożnego przestępcy, który wywiódł w pole CIA. Skoro dorośli zawiedli, dzieci muszą sobie poradzić - nie pierwszy to raz w powieściach detektywistycznych, kryminalnych i szpiegowskich, więc nikogo taki rozwój wydarzeń nie zdziwi. Problem w tym, że Ben nie należy do uwodzicieli i podrywaczy, nie potrafi zagadać do dziewczyny, która mu się podoba, a już na pewno nie wie, jak przekonać do siebie rówieśniczkę z Chin. Fakt, że z wybranych młodych agentów to on myśli nieszablonowo i może zdać się na własną wyobraźnię w chwilach zagrożenia, działa na jego korzyść. Erica nie słynie przecież z wrodzonej dobroci i łagodności, a ta sprawa okazuje się wyjątkowo delikatna. Oczywiście Ben popełni w swoich działaniach mnóstwo gaf, jednak na tym polega komizm powieści.

Stuart Gibbs wybiera sensacyjny ton i zestaw przygód, jakie nie mają szansy przytrafić się zwykłym odbiorcom - żeby uzmysłowić im, jak wielkiej rangi to sprawa, wyjaśnia, że Leo Shang dla swoich bliskich wynajął cały hotel, tak, żeby nikt ich nie niepokoił. W takiej sytuacji zbliżenie się do strzeżonej dobrze nastolatki wydaje się niemożliwe - tyle tylko, że Ben zaprogramowany na cel w zasadzie nie zna tego typu porażek. A przy okazji może też poćwiczyć kontakty interpersonalne i nabrać odrobinę pewności siebie w relacjach z płcią przeciwną. "Szkoła szpiegów na nartach" to zatem rozrywka i drobna podpowiedź dla czytelników, którzy - tak jak Ben - niekoniecznie postrzegani są jako geniusze. Lekka i ciekawa, dynamiczna powieść spodoba się nastolatkom, którzy kibicują Benowi w jego codziennych wyzwaniach.

środa, 14 grudnia 2022

Gary W. Lewandowski Jr: Miłość to za mało

Czarna Owca, Warszawa 2022.

Idealnie

Nie ma związków idealnych - to informacja, którą Gary W. Lewandowski Jr. powtarza i próbuje wbić do głów czytelnikom. Nawet jeśli komuś wydaje się, że może spotkać partnera, przy którym nie będzie się musiał wysilać - autor przekona go, że jest inaczej. "Miłość to za mało" to książka psychologiczna o rysach poradnika, w której znaleźć można przepisy na udany i satysfakcjonujący związek - chociaż daleki od ideału. Autor zajmuje się między innymi wyjaśnianiem, dlaczego ludzie nie potrafią właściwie ocenić sytuacji, w której się znaleźli (to, że współlokatorzy trafniej przewidują rozwój sytuacji niż sami zaangażowani, może być szokiem dla części odbiorców). Rozbija też mity dotyczące różnic psychologicznych między płciami (i automatycznie wpada w nowe, bo jeśli stwierdza, że mężczyźni są romantykami, to znaczy, że sam sobie w pewnym momencie zaprzecza). Podpowiada, co zrobić ze zbyt wysokimi wymaganiami i odpowiada na pytanie, czy atrakcyjny partner to szczęście i dobry prognostyk dla związku, czy wręcz przeciwnie. Pisze o tym, dlaczego nie ma czegoś takiego jak odpowiednia ilość seksu w związku i uczy odróżniania namiętności od przywiązania. Pochyla się nad kwestią niewdzięczności: żeby wytłumaczyć, kiedy egoizm i stawianie siebie na pierwszym miejscu przysłuży się związkowi. Łagodzi strach przed rozstaniem i przygotowuje na różne scenariusze. Przede wszystkim jednak objaśnia najbardziej typowe pułapki w relacjach - te, które mogą doprowadzić do rozrastających się konfliktów. Zresztą motyw kłótni w związku też tu funkcjonuje - bo część par dążących do doskonałości chce unikać burzliwych dyskusji - a tak nie da się układać sobie życia z drugą osobą.

Za każdym razem przytacza Lewandowski jakieś powszechnie przyjęte twierdzenie, które wyznacza odbiorcom niewłaściwy kierunek działań i wpływa destrukcyjnie na związek. Obala mit - ogólne przekonanie, które może zrobić więcej krzywdy w relacji z drugim człowiekiem, a jest społecznie akceptowane i wręcz przyjmowane za pewnik. Następnie pozwala spojrzeć na zagadnienie trzeźwo - czyli zastanowić się nad zasadnością określonych zachowań, ewentualnie wprowadzić alternatywy. Dla odbiorców będzie to zestaw wskazówek, które należy wyłuskać z tekstu - chociaż w książce istnieją też po każdym rozdziale podsumowania w formie wyliczeń. Autor wie, jak funkcjonuje rynek poradników i dostosowuje się do niego, ale nie zapomina też o szukających bardziej ambitnych lektur odbiorcach - im proponuje całe analizy sytuacji międzyludzkich.

"Miłość to za mało" to książka dla wszystkich, którzy muszą zrozumieć, że praca nad związkiem jest ważna i potrzebna. Lewandowski przypomina, że nic nie przychodzi samo i bez wysiłku, podpowiada, co i ile zainwestować w relację z drugim człowiekiem, żeby nie czuć się poszkodowanym i jak najlepiej funkcjonować we wspólnym domu. Zachęca do przyjrzenia się własnym zachowaniom i postawom partnera - żeby na tej podstawie móc ocenić, jakich zmian należałoby dokonać. Ta publikacja wymaga oczywiście sporego wkładu i wysiłku związanego z dążeniem do lepszej wersji siebie - ale autor próbuje wytłumaczyć, jak tego dokonać. Staje się przewodnikiem po związkach i skupia się na wizji udanej, wartościowej relacji a nie na ogromie poświęceń.

wtorek, 13 grudnia 2022

Laura A. Vocelle: Miau. Kompletna historia kota

Marginesy, Warszawa 2022.

Kotkultura

"Miau. Kompletna historia kota" to nie tom, który czyta się lekko i łatwo, jako publikację popularnonaukową spod znaku rozrywki. To potężny esej, bogaty w ciekawostki, dane i fakty z przeszłości - z różnych dziedzin - a spojony za sprawą obecności kotów w życiu człowieka i w sztuce. Laura A. Vocelle zajmuje się szczegółowym opisywaniem czworonogów: zaczyna od odkryć archeologicznych i tłumaczy, skąd czerpano wiedzę na temat pierwszych kocich towarzyszy człowieka, stopniowo przechodzi do tematu kota w kulturze - przede wszystkim w malarstwie. Bardzo dużo tu reprodukcji, dzieł, którym można się z przyjemnością przyglądać. Autorka nie ogranicza się do jednej kultury, poszukuje inspiracji w różnych miejscach świata, żeby udowodnić czytelnikom, że koty zawsze były obecne w świadomości twórców - zachwycały, cieszyły i prowokowały do refleksji. "Miau" jest przewodnikiem po różnych dziełach (w przypadku literatury ma się wrażenie, że to zbiór trochę przypadkowy, autorka sięga po prostu po to, co wpadło jej w ręce i część stworzeń zwyczajnie pomija, nawet jeśli są bardzo znane): opowiada o kotach na płótnach i to wychodzi jej najlepiej. Koty w kolejnych epokach funkcjonują różnie, towarzyszą władcom i bogom, raz są obecne w przesądach i ludowych wierzeniach, raz - w codzienności i w biografiach artystów. Koty pojawiają się jako niezbędne elementy dzieła albo jako subtelne dodatki. Skupiają na sobie uwagę, przejmują ją i rodzą pytania o pomysły autorów. Można się im bliżej przyjrzeć dzięki uwypuklaniu detali na obrazach.

Są tu studia i szkice, są koty u najbardziej popularnych twórców, koty, które niosą ze sobą ważne znaczenia i koty, które pojawiły się dla rozrywki odbiorców. Wszystko łączy się w jednym: ogromnej miłości do tych zwierząt. Vocelle wcale nie zamierza udawać, że temat jest jej obojętny, chociaż w narracji zachowuje naprawdę spory obiektywizm. Owszem, ocenia kolejne prace, ale nie narzuca się z efektami tej oceny czytelnikom - proponuje przegląd, pozwala na wyrobienie sobie własnego zdania. I tak zdaje sobie sprawę, że w walce o uwagę z kotami nie wygra - nawet te najdziwniej zaprezentowane natychmiast trafią do czytelników. Podróż przez wieki i przez miejsca czasami wzbogacana jest urozmaiceniami interdyscyplinarnymi, koty w muzyce też mogą funkcjonować - i Laura A. Vocelle o tym wie. Przynosi zatem odbiorcom rodzaj kompendium, przegląd tego, co dzieje się z kotami, które zostały uwiecznione przez artystów.

Chociaż ma ta autorka chwytliwy temat, nie wie za bardzo, jak go wykorzystać - albo książka powstała na bazie pracy naukowej. Jest tu beznamiętny styl i brak chęci do nawiązywania kontaktu z czytelnikami, jest troska o daty i fakty, a niekoniecznie o komfort lektury. Takie podejście sprawia, że do tomu zajrzą albo bardzo zainteresowani tematem, albo ci, których interesuje kulturoznawczy wpływ kotów. "Miau. Kompletna historia kota" to opowieść bogata w ciekawostki - jednak co do kompletności, można się zastanowić. Nie jest to przeszkodą w czytaniu, bo autorce udało się zgromadzić potężny zbiór przedstawień kotów - a to coś, co ucieszy każdego kociarza. W tej opowieści mruczące czworonogi wysuwają się na pierwszy plan i dają się podziwiać.

poniedziałek, 12 grudnia 2022

Marco Marzano: Kasta nieskazitelnych. Księża, seks, miłość

Czarna Owca, Warszawa 2022.

Skłonności

"Kasta nieskazitelnych. Księża, seks, miłość" to książka, która wpisuje się w skandale związane z kościołem i jego hierarchami - jednak okazuje się bardzo wyważona i oparta na statystykach oraz bezpośrednich rozmowach z osobami zaangażowanymi w temat od strony oskarżanych. Marco Marzano, który o strukturach kościoła katolickiego jest w stanie pisać w sposób zrozumiały i naukowy jednocześnie nie szuka bowiem sensacji ani tonu agresywnego: raczej chce zrozumieć, co się dzieje w seminariach i dlaczego to właśnie wśród księży temat zakazanych czynów seksualnych pojawia się ostatnio bardzo często. Marzano spotyka się z osobami, które pomogą mu rzucić nowe światło na to, co opinia publiczna otrzymuje już w wersji przetrawionej - a ponieważ nikt nie chce słuchać oskarżanych - zwłaszcza jeśli ci nie mają wiele na swoją obronę i nie starają się nawet uzasadniać własnych postępków - oddaje im głos, przynajmniej w części opowieści. "Kasta nieskazitelnych" to przede wszystkim sprawdzanie, dlaczego to seminaria mają być wylęgarnią pedofili - ale też pytanie o to, jakiej miłości fizycznej szukają księża oraz adepci. Marzano nie zajmuje się wysoko postawionymi hierarchami, raczej skupia się na przypadkach wśród księży anonimowych, celowo też myli tropy: nie chodzi o piętnowanie konkretnych osób, a o zrozumienie całego zjawiska, a także uzyskanie odpowiedzi na ważne pytania. Pojawia się tu zatem mnóstwo scenek indywidualizowanych, przypadków przeżytych przez jednostki - i z nich da się budować pełniejszy obraz wydarzeń.

Marzano wie jedno: celibat to mit. Bardzo niewielu księży jest w stanie zapanować nad popędem seksualnym, a kiedy fizjologia upomina się o swoje prawa, z pomocą mogą przyjść na przykład koledzy z seminarium. Dla nich to w pełni zrozumiałe i nie oznacza - na przykład - ostatecznego potwierdzenia homoseksualizmu. Męsko-męskie relacje są chwilowe i sprowadzają się do zaspokojenia żądz cielesnych, rzadko kiedy przeradzają się w większe uczucia, chociaż młodzi klerycy na początku mogą być w szoku, że takie zachowania są powszechnie znane i akceptowane. Każdy z rozmówców autora przeżył swoją inicjację z reguły ze starszym kolegą albo duchownym, który nie przejmował się zbytnio psychiką swojego wybranka. Marzano pokazuje, jak dochodzi do realizowania łóżkowych ekscesów: zaznacza, czego w takich postawach brakuje, żeby można było je uznać za choćby namiastkę związku. Przypomina też, jak wygląda poszukiwanie partnerów i partnerek na zewnątrz. Mniej zajmuje się tematem-rzeką, czyli krzywdzeniem dzieci - to zagadnienie na osobną książkę, tu chodzi o naświetlenie tego, co dzieje się w obrębie samej instytucji i przynajmniej częściową odpowiedź na pytanie, dlaczego tak wielu księży nie przestrzega głoszonych przez siebie zasad. Marco Marzano nie oskarża i nie krytykuje: próbuje za to zrozumieć ludzi, którym stwarza się warunki do postępowania społecznie nieakceptowanego - a następnie tę relację przekazuje czytelnikom w formie dość przystępnego eseju. Odwołuje się do badań i do statystyk, ale znacznie ważniejsze stają się tu świadectwa samych zainteresowanych, przykłady postaw, które społeczeństwo bulwersują. Nie jest to jeszcze nawoływanie do zmian u podstaw - ale być może pierwszy krok w tym kierunku. Bo skoro tajemnice seminariów i parafii przestają być tajemnicami, można dotrzeć do źródła problemu i skutecznie go wyeliminować. Wymaga to jednak zmiany skostniałych systemów - a to raczej nie przyjdzie łatwo.

niedziela, 11 grudnia 2022

Christopher Berry-Dee: Rozmowy z seryjnymi mordercami. Żony i kochanki

Czarna Owca, Warszawa 2022.

Wybory serc

Christopher Berry-Dee mógł stworzyć kilka bestsellerowych książek dotyczących seryjnych morderców widzianych od kulis - ale postanowił na bazie zgromadzonych materiałów produkować kolejne publikacje, które za sprawą sensacyjności mogą się dobrze sprzedawać, ale nie zachwycają pomysłem. "Rozmowy z seryjnymi mordercami. Żony i kochanki" to książka dla masowych odbiorców, na pewno nie dla tych, którzy oczekują skomplikowanych portretów charakterologicznych i precyzyjnych analiz osobowości kochanek i żon morderców. Christopher Berry-Dee tym razem po prostu przedstawia kolejne partnerki tych, którzy z zimną krwią pozbawiali życia innych ludzi. Nie zatrzymuje się na dłużej przy żadnej z nich: liczy się jedynie odnotowanie ich istnienia i fakt, na jaki rodzaj relacji się zgadzały. Przeważnie autor zatrzymuje się na pokazaniu, czy dla jakiejś kobiety zbrodnicza działalność małżonka lub kochanka miała znaczenie, czy była tajemnicą. Reakcje, sposoby budowania związku, wzajemne kontakty - to wszystko schodzi na dalszy plan, ważne jest tylko zaznaczenie, że psychopaci zjednywali sobie kolejne panie. Cenne jest za to podsumowanie w tomie, zestaw skrótowych informacji na temat tego, co wydarzało się między kolejnymi postaciami.

Autor przemierza doskonale już sobie znane szlaki i nawet w części przypadków po prostu odwołuje się do swoich poprzednich tomów, żeby czytelnikom dać podgląd sytuacji, a nie powtarzać danych. Jednak pośpiech w tym wypadku oznacza też ograniczanie warstwy narracyjnej: trudno się oprzeć wrażeniu, że po prostu relacjonuje wydarzenia (a i to nie wszystkie), a nie przepracowuje ich. Temat to rzeczywiście samograj, jednak dla czytelników, którzy nie są zbyt utalentowani w dziedzinie komentowania psychiki określonej grupy społecznej przydałoby się jakieś poprowadzenie, przynajmniej szczątkowa analiza wydarzeń. Berry-Dee woli pozostawiać pole do wyobraźni i zatrzymywać się tylko na powierzchownych portretach. Sięga po wypowiedzi kobiet sypiających z mordercami - po to, żeby wyłuskać z nich informacje na temat stanu ich wiedzy. Nie zastanawia się za to, z czym wiąże się tworzenie pary z kimś, kto dla innych kobiet stanowi poważne zagrożenie. Być może jest to strategia, która pozwala uniknąć opisywania niewątpliwych dramatów i grania na emocjach odbiorców - zupełnie jakby Christopher Berry-Dee planował rekompensatę za kolejną propozycję na bazie przetrawionych już źródeł. Owszem, wykonuje imponującą pracę, czasami zresztą nawet droczy się z osadzonymi przestępcami i o tym czytelników informuje - jednak przez cały czas powraca do tego, co już zaistniało w społecznej świadomości. Ten autor często pokazuje, że przestępcy - zwłaszcza ci największego kalibru - potrafią prowadzić pozornie normalne życie i nie wyróżniać się specjalnie z tłumu. Ta książka stanowi potwierdzenie tezy powtarzanej przy każdej możliwej okazji. Kobiety sypiające z mordercami nie mają zbyt wiele ciekawych rzeczy do opowiedzenia: dla jednych wiadomość o podwójnym życiu ukochanego to szok, inne dopiero przy wskazaniu winnego zbrodni chcą nawiązać z nim kontakt i próbują zdobyć jego uwagę. To chyba najbardziej przyciągający motyw w książce. "Żony i kochanki" nie zabiorą czytelników do domów przestępców - a przynajmniej nie na długo. To publikacja, która szybko mija i praktycznie nie zostawia śladów, chociaż temat w niej poruszany może wstrząsnąć.

sobota, 10 grudnia 2022

Robyn Crawford: A song for you. Moje życie z Whitney Houston

Agora, Warszawa 2022.

Przyjaźń

"A song for you. Moje życie z Whitney Houston" to książka bardzo osobista i odbiegająca bardzo od tego, co kojarzy się z biografiami sław. Robyn Crawford zrezygnowała z porządkowania pomysłów i dokonań piosenkarki, nie zajmuje się jej pracą - chociaż czasami potrafi analizować jakiś fragment utworu lub podkreślać, dlaczego dzięki Whitney stał się on wyjątkowy dla słuchaczy. Nie wyrusza w trasy koncertowe, unika plotek, ale już niekoniecznie potencjalnych skandali, broni bohaterki tomu przed każdym, kto mógłby mieć coś przeciwko niej. A jednocześnie odsłania całkiem dużo z własnego życia - to Robyn Crawford najbardziej przyciąga tu uwagę, chociaż najbardziej znana w opowieści staje się za sprawą związku z Whitney.

Autorka prowadzi narrację pewnie i wie, jak budować napięcie. Zachowuje chronologię wydarzeń, ale interesuje ją przede wszystkim relacja dwóch kobiet: nie unika pisania o intymności, zajmuje się również sferą uczuciową i rozwiązaniami wprowadzanymi w życie przez nią i jej partnerkę. Na początku Whitney Houston to nastolatka, która dopiero ma wkroczyć w świat muzyki i showbiznesu, także z powodu utalentowanej śpiewającej matki - Robyn Crawford pokazuje, jak wyglądało pierwsze spotkanie dziewczyn, tłumaczy, jak się poznały i co zrobiło na nich największe wrażenie. Pozwala zajrzeć za kulisy oficjalnego wizerunku Whitney Houston, do codzienności i relacji towarzyskich. Sama jest tą, która przez długi czas przebywa najbliżej piosenkarki i obserwuje rozwój jej kariery. Odnotowuje zachowania Whitney Houston w krytycznych momentach na scenie, jednak znacznie bardziej przyciągają ją tematy z dala od muzyki. Między innymi przedstawia motyw narkotyków - pisze o tym, jak i co zażywała razem z bohaterką swojej opowieści i jak się to kończyło. Akcentuje też podejście samej Whitney do mocno imprezowego stylu życia. Nie robi z tego wielkiej afery, zachowania, które przedstawia, traktuje jako normalny sposób na odnalezienie siebie, postawę młodych ludzi wobec używek i pokus. Drugim ważnym tematem staje się miłość i przyjaźń rodząca się szybko między bohaterkami - Whitney i Robyn są dla siebie nawzajem wsparciem w trudnych chwilach i stają się towarzyszkami w dobrej zabawie. Na początku próbują zbudować poważniejszy związek - są ze sobą blisko, lecz nie jest to temat, który brzmiałby jako sensacja, wypływa zupełnie naturalnie z opowieści. Robyn Crawford dzieli się za to doświadczeniami swojej rodziny - wstrząsającymi i trudnymi, jest z odbiorcami do bólu szczera i nie stroni od ujawniania przykrych tajemnic: bo dotyczą jej samej i jej rodzeństwa, a nie Whitney Houston.

Jest to opowieść ciepła i serdeczna, bazująca na przywiązaniu i pewnym rodzaju tęsknoty. Autorka nie próbuje wykorzystywać faktu, że uczestniczyła w życiu gwiazdy, a przecież na tym opiera się sam pomysł na książkę. Jest tu jednak na tyle intymności i tonu konfesyjnego, że każdy da się z łatwością wciągnąć w lekturę i śledzić perypetie artystki oraz bliskiej jej osoby. Nie chodzi tu o posuzkiwanie sensacji za wszelką cenę: z perpektywy Crawford nawet narkotykowe ekscesy pobrzmiewają zupełnie zwyczajnie i wydają się naturalne, a przynajmniej - nie szokujące. W tej książce dzieje się wiele na płaszczyźnie obyczajowej - i za to czytelnicy ją polubią.

piątek, 9 grudnia 2022

Marta Maruszczak: 166 ciekawostek o mózgu

Nasza Księgarnia, Warszawa 2022.

Zabawa wiedzą

Marta Maruszczak zadaje 166 pytań dotyczących pracy mózgu. Nie zawsze są to kwestie, które przyszłyby do głowy dzieciom - odbiorcom potężnego tomu. Tym lepiej: będzie można odkrywać tę książkę po kawałku i chłonąć wiadomości. "166 ciekawostek o mózgu" to lektura wyjątkowa - podporządkowana celom edukacyjnym, ale również w pewnym wymiarze rozrywkowa. Coś dla ambitnych dzieciaków, które chciałyby jak najwięcej dowiedzieć się o tym, jak funkcjonują ludzie - i dlaczego. Rytm pytań wyznacza tu kierunki poszukiwań badawczych, ale autorka wcale nie kieruje się dziecięcą logiką. Wytycza szlaki, jakich mali odbiorcy sami by nie znaleźli, już w pytaniach podsuwa im dawkę wiedzy, której nie mieli. Dalsza część każdej strony jest popularyzatorskim rozwinięciem sformułowań pojawiających się w pytaniach. Marta Maruszczak stara się jak najpełniej wyjaśniać kolejne zagadnienia - językiem przystępnym i zrozumiałym dla wszystkich. Wplata do tego garść pouczeń czy wskazówek, ale nie męczy czytelników przesadnymi pedagogicznymi zabiegami - raczej szuka możliwości obiektywnego i spokojnego przedstawiania faktów. Korzysta również z pytań retorycznych i chwytów podtrzymujących uwagę dzieci - chociaż założenie lekturowe nie pozwala się tu nudzić. Bo książka została przygotowana nie tak, by czytać ją od deski do deski, a tak, żeby wybierać sobie pojedyncze hasła, najlepiej na chybił trafił, a następnie zapoznawać się z tym, co przyniesie autorka. Pytania są ponumerowane, można zatem wybierać kolejne liczby albo otwierać tom w przypadkowych miejscach - i odhaczać te, które już trafiły dzieciom do przekonania. Mózg ogląda się tutaj z różnych stron i różnych perspektyw, czasami - jako obiekt badań uczonych, innym razem jako efekt działań w historii (są tu odwołania do starożytnych medyków i do zachowań, które dzisiaj budzą ciekawość, a dawniej stanowiły element codzienności). O szmatkach w głowach mumii, o dietach, o odróżnieniu Wojtka od jego laptopa, o prądzie w mózgu, o powtarzaniu, o emocjach i uczuciach, o leworęczności, o wyzwaniach, o nagrodach, o rzekomych różnicach między mózgami kobiet i mężczyzn - autorka sięga po obiegowe opinie i po mity, które należy rozpracować, żeby dzieci nie miały wątpliwości, co jest naleciałością kulturową albo efektem bezpodstawnych wierzeń poprzednich pokoleń. Odpowiedź na zadane w tytule podrozdziału pytanie rozbudowywana jest za każdym razem o zestawy ciekawostek i o nawiązania do odkryć uczonych - mózg pojawia się w różnych odsłonach, a książka zamienia się w zbiór prawd o człowieku jako takim - pomaga zrozumieć funkcjonowanie każdego i rzuca nowe światło na niektóre reakcje. Marta Maruszczak opowiada bardzo zajmująco, jest w stanie przyciągnąć dzieci i zapewnić im rozrywkę, a przy okazji wprowadzić do ich świadomości sporo informacji. Szuka tematów, które przykują uwagę i zamienią się w atrakcyjne hasła - w ten sposób zachęca dzieci do czytania. Książka jest duża i wpisuje się w szereg publikacji edukacyjnych poświęconych człowiekowi. To propozycja dla wszystkich dzieci, które lubią zadawać pytania i gromadzić wiadomości. O mózgu można pisać bez końca, a autorka stopniowo wprowadza odbiorcom nowe pojęcia i hasła, które mogą się przydać choćby w szkole i przy odrabianiu lekcji. Zaprasza też do zainteresowania się ludzkim mózgiem, do wyszukiwania kolejnych informacji i do prowadzenia własnych obserwacji - testowania podawanych tutaj ciekawostek. "166 ciekawostek o mózgu" to książka, która zapewnia dobrą rozrywkę i zaangażowanie czytelników - chociaż nie może być traktowana jako publikacja przygotowana wyłącznie dla przyjemności odbiorców, zasługuje na uznanie.

czwartek, 8 grudnia 2022

Anna H. Niemczynow: Uśpione namiętności

Luna, Warszawa 2022.

Tęsknoty

Powieści obyczajowe dla pań często zaczynają się od utraty: albo bohaterka rozstaje się z ukochanym, albo - jak w przypadku "Uśpionych namiętności" staje się wdową. Bella to postać, która przekona do siebie przedstawicielki różnych pokoleń, dzięki swojej oryginalności i odwadze. Ma właśnie pochować męża, Edwarda, dla którego przez lata była podporą. Jednak nie zachowuje się konwencjonalnie: rezygnuje z ubierania się w czarne stroje, zakłada mini i maluje paznokcie. To jeden z wielu powodów, dla których dorosłe dzieci postanawiają pozbawić ją praw do spadku. Trzech synów z rodzinami oraz córka zwołują rodzinne zebranie, które ma doprowadzić do sprawiedliwego podziału majątku. A ponieważ jest co dzielić, plan musi być doskonały. Zresztą rodzina Belli nie uważa, żeby spacyfikowanie matki należało do skomplikowanych zadań. Bella po prostu musi się zgodzić na to, żeby u każdego z dzieci mieszkać przez ponad dwa miesiące w roku, a przez dwa i pół miesiąca spędzać wakacje w miejscu wybranym przez potomków. Nikt nie spodziewa się protestów: Bella po śmierci męża ma być na tyle oszołomiona, by zgodzić się na wszystko. Tymczasem bohaterka "Uśpionych namiętności" wreszcie zaczyna żyć po swojemu i najdalsza jest od tego, żeby z kimkolwiek ustalać swoje zamiary.

Anna H. Niemczynow stawia na prezentację odwagi w stanie czystym. Pozwala bohaterce działać zgodnie z porywami serca i nie zwracać uwagi na to, co powinno się według postronnych robić. Bella tęskni za mężem i na swój sposób opłakuje stratę, ale przekonuje się też, jak wiele straciła przez całe zachowawcze życie. Teraz może wreszcie być sobą: przygotowuje listę rzeczy, które zaniedbała, a o których kiedyś marzyła. Są na niej proste radości i drobne przyjemności, jakie może sprawić sobie człowiek dbający o siebie, a nie wyłącznie poświęcający się innym. Bella chce spróbować opalać się topless, ale też namalować obraz, odnaleźć przyjaciółkę z dzieciństwa, skakać na skakance i czytać przez cały dzień. Ma zestaw zadań błahych - na które jednak przez całe dorosłe życie nie znalazła czasu, zajęta sprawami dzieci i męża. Teraz przychodzi czas na zaspokajanie własnych potrzeb. Bella jednocześnie odcina się od toksycznej rodziny, nie zamierza pozwalać im na wtrącanie się we własne życie. Jedynie z wnuczką utrzymuje kontakt, zresztą dziewczyna jest wyczulona na krzywdę i nie zachowuje się jak hiena - a pomaga choćby w odnalezieniu dawnej przyjaciółki. Spełnianie dawnych marzeń nie oznacza, że zawsze będzie łatwo i przyjemnie. Bella parę razy będzie musiała zmierzyć się z potężnymi wyzwaniami. Jednak fakt, że nie ma już w pobliżu męża, który blokował wszelkie jej aktywności sprawia, że kobieta odnajduje w sobie siłę. Anna H. Niemczynow próbuje pokazać czytelniczkom, że powinny znaleźć czas na realizowanie własnych pasji i na pielęgnowanie dziecięcej radości z drobiazgów - bo jeśli same o to nie zadbają, nikt im tego nie zapewni. Autorka przypomina, jak ważne jest myślenie o sobie - nie tylko w kontekście rodzinnego buntu. Od Belli nawet synowe mogą nauczyć się, jak kierować swoim życiem.

W warstwie narracyjnej nie jest tu źle, tyle że sama lista - i późniejsze tekstowe wywody Belli - brzmią bardzo naiwnie. Tu autorka niepotrzebnie podbija chęć zaistnienia bohaterki w mediach, bo to, co Bella tworzy, niespecjalnie porywa (chociaż dla części czytelniczek z masowego grona odbiorczyń będzie to wskazówka na życie). Prosta historia z przesłaniem dla kobiet - to "Uśpione namiętności" w pigułce. Funduje autorka sympatyczne czytadło rozrywkowe, w którym liczy się też ocalanie siebie.

środa, 7 grudnia 2022

Marc Hartzman: Wielka księga Marsa

bo.wiem, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2022.

Wyprawa w kosmos

Marc Hartzman wykonuje ciekawą kulturoznawczą pracę, przyglądając się temu, jak Mars pobudzał wyobraźnię przedstawicieli różnych zawodów, jak inspirował i jak pozwalał na snucie dalekosiężnych planów w sprzeczności ze zdrowym rozsądkiem. "Wielka księga Marsa" to lektura mocno złośliwa i ironiczna, a do tego - zabawna i ciekawa. Pokazuje, jak ludzie chcieli dotrzeć na Czerwoną Planetę i co o niej sądzili. Marc Hartzman nie tworzy monografii Marsa - nie zajmuje się zbieraniem tego, co na temat tej planety wiadomo. Interesuje go za to cała historia odkryć i sprawdzanie, jak planeta funkcjonowała w świadomości badaczy oraz opinii publicznej. Oznacza to, że odbiorcy dostaną cały zestaw informacji na temat śmiałych planów wypraw, ale też - rzeczywistych eskapad w kosmos w celu poznawania powierzchni Marsa. Osobny rozdział poświęcony został Marsjanom i komunikowaniu się z nimi - tu Marc Hartzman pokazuje, jak działają mechanizmy sterowania masami - odwołuje się między innymi do popłochu wywołanego przez słuchowiska radiowe i do nieuzasadnionej wiary w istnienie mieszkańców Marsa, którzy chcą skolonizować Ziemię. Autor sięga do wycinków prasowych, przedstawia zgromadzone materiały i opracowuje je w sposób, który budzi radość czytelników: zapewnia zgryźliwe komentarze do co bardziej szalonych pomysłów, a podstaw do żartów ma sporo. Wręcz trzyma z Marsjanami, kiedy wykazuje braki w logice tych, którzy mieli się z nimi skontaktować. Sprawdza, jakie nagrody czekały na ludzi, którym uda się dotrzeć na Marsa albo do Marsjan, jak seanse spirytystyczne miały przybliżać do wizyt międzyplanetarnych i jak Mars funkcjonował w literaturze i kinie. I to ostatnie wydaje się - obok prawdziwych badawczych misji organizowanych przez NASA - najbardziej wartościowym (choć jednocześnie najmniej rozrywkowym) fragmentem tomu. Ale Marc Hartzman ani przez chwilę nie pozwala się nudzić: wyszukuje ciekawostki związane z Marsem i odkryciami z nim związanymi, naigrawa się z nietrafionych rozwiązań, ale też pozwala zrozumieć, jak funkcjonowała zbiorowa wyobraźnia. Zabiera odbiorców w kosmos, zapewniając im też ciekawe przeżycia za sprawą oryginalnych działań wyznawców życia na Marsie.

Przyjął Marc Hartzman rytm opowieści, który najbardziej pasuje do sensacyjnych tonów wyzwalanych przez fantazję. Cierpliwie tłumaczy, jak Mars funkcjonował w historii myśli ludzkiej - na różnych etapach i w różnych momentach dziejów - stawia na rozdziały przerywane dodatkowymi krótkimi artykułami, rodem z prasy kolorowej: krótkimi komentarzami na temat działań w kosmosie. Jest to rozwiązanie sprzyjające budzeniu śmiechu i pokazujące, jak bawić się tematem w popularnonaukowym opracowaniu. Autor nie stroni od osobistych komentarzy, pozwala sobie na uszczypliwe uwagi, doskonale puentuje co smaczniejsze cytaty. Pozwala czytelnikom na dobrą zabawę podczas lektury - nie chodzi tu o przybliżanie wiadomości na temat samego Marsa, a o to, co dzieje się, kiedy narzędzia badawcze są niewystarczające, żeby odkrywać wszechświat. Historia refleksji nad Marsem to propozycja dla każdego, kto chciałby spędzić czas nad ambitno-rozrywkową książką, a przy okazji dowiedzieć się czegoś o planecie, która mocno zaistniała w zbiorowej świadomości. Jest to publikacja dobrze wymyślona, atrakcyjna dla masowej publiczności, a przy tym zaspokajająca potrzeby czytelników, którzy wymagają rozbudowanej i zaawansowanej narracji. Połączenie potoczystego języka i ciekawostek oraz anegdot zaowocowało książką, na którą warto zwrócić uwagę.

wtorek, 6 grudnia 2022

Moja pachnąca książeczka z kolorami. Ogród / Pierwsze zapachy / Mój dzień

Harperkids, Warszawa 2022.

Zmysły

Jest to podseria, która przyda się dzieciom w rozwijaniu umiejętności mówienia i w stymulowaniu zmysłów. W Akademii Mądrego Dziecka pojawia się podcykl Moja pachnąca książeczka z kolorami - zestaw kartonowych picture booków, które dzieciom wydadzą się wręcz magiczne, ponieważ po potarciu odpowiedniego miejsca na stronie wydzielają odpowiedni zapach. Taka lektura zaprzecza tradycyjnym książeczkom, nie kojarzy się ze żmudnym czytaniem i poznawaniem liter - dzięki temu można będzie łatwiej zachęcić dzieci do sięgania po książki.

Każdy tomik zawiera siedem zapachów i dodatkowo kolorów podporządkowanych owym zapachom. Liczy się tu też możliwość zadawania pytań dzieciom - są okienka, które pozwolą na poznawanie odpowiedzi na zagadki. Dzieci będą zatem wysnuwać wnioski na podstawie niewielkiego fragmentu ilustracji, by następnie móc sprawdzić, co kryje się na niewidocznym najpierw obrazku. Wiążą się te zagadki z określonymi zapachami i jednocześnie z kolorami. "Ogród" to tomik już tu omawiany, są w nim kolory (fioletowy, biały, żółty, zielony, różowy i pomarańczowy. Kolory mają bezpośredni związek z zapachami przedstawianymi w książce - jest tu róża, jaśmin, bez, lawenda i mięta - bo w końcu chodzi o nawiązania do ogrodu. Pojawią się też cytryna i pomarańcza, dla uzupełnienia charakterystycznych zapachów.

W tomiku "Pierwsze zapachy" znów mamy do czynienia z prostymi kolorami i trochę urozmaica się sam zestaw skojarzeń kolorowo-obrazkowych: są tu wanilia, kiwi, maliny, róża, winogrona, czekolada i morze. Co charakterystyczne, na każdej z rozkładówek we wszystkich książeczkach pojawia się też zestaw zagadek związanych z kolorem (a nie z zapachem): drobne obrazki to podpowiedzi, co w określonym kolorze można znaleźć. To kolejny rodzaj zagadek dla najmłodszych - i szansa na dobrą zabawę. Chodzi o to, żeby nauczyć dzieci nazw kolorów, utrwalić je, a także zaprosić do wyszukiwanek w najbliższym otoczeniu - można kontynuować zabawę i wskazywać rzeczy w konkretnym kolorze wokół siebie. To świetny pomysł na ćwiczenie zdobytych umiejętności i jednocześnie szansa na utrwalenie informacji. Tutaj też nie zabraknie zmysłowych bodźców: zapachy to oczywiście najbardziej eksponowana część cyklu, ale liczą się też soczyste, mocno nasycone kolory.

W tomiku "Mój dzień" znów zestaw kolorów nie zaskakuje: są tu zielony, czerwony, brązowy, żółty, biały i fioletowy, ale inne są zestawy zapachowe oraz zgadywanki. Trochę tu jedzenia (truskawki, lody waniliowe, pieczony kurczak), trochę artykułów higienicznych (mydło i perfumy), jest też świerk z ogródka, żeby zaakcentować różnorodność codzienności. Mali odbiorcy będą mogli szukać zapachów i kolorów wokół siebie, a na pewno zaczną wykorzystywać zdobyte podczas lektury umiejętności w codziennych zabawach. Książeczki stawiające na uruchamianie zmysłów spodobają się najmłodszym, bo przełamują klasyczne tomiki, oferują coś więcej niż tylko czytanie, nawet połączone z zabawą.

poniedziałek, 5 grudnia 2022

Anna Knakkergaard, Julie Dam: Dżungla snów. Bajki na dobranoc oparte na technikach relaksacyjnych

To tamto, Czarna Owca, Warszawa 2022.

Przed snem

To spore wyzwanie lekturowe dla rodziców, którzy czytają swoim dzieciom przed snem - a książka jest tak przygotowana, żeby dorośli prezentowali ją swoim pociechom. "Dżungla snów" to sposób na wyciszenie najmłodszych i na ułożenie ich do snu - Anna Knakkergaard i Julie Dam skupiają się na tym, żeby zaradzić różnym problemom związanym z dziecięcymi wieczornymi aktywnościami i z przeszkodami przed dobrą nocą. Nie ma w tym tomiku klasycznych bajek, są za to techniki relaksacyjne i odrobina ćwiczeń z hipnozy, żeby wprowadzać wieczorne rytuały. Sześciu bohaterów - mieszkańców dżungli - ma problemy z zaśnięciem. Odbiorcy książeczki mają im pomóc. Oczywiście problemy zwierząt z dżungli to przeniesienie najczęstszych problemów kilkulatków: jeden bohater ciągle się martwi, inny odczuwa strach, jeszcze inny najadł się przed snem i boli go brzuch, ktoś inny za dużo myśli, kogoś rozpiera energia, a ktoś rośnie i cierpi na ból kości w związku z tym procesem. Każde zwierzę potrzebuje ratunku - i tu sprawdzają się mali odbiorcy odpowiednio poprowadzeni przez dorosłych.

Na początku pojawiają się wskazówki dla rodziców, one zresztą będą powtarzać się w każdym opowiadaniu i zapewniać monotonny rytm lekturowy. Podpowiedzi co do zachowań podczas lektury powracają też w samych opowiadaniach, zaznaczone kursywą i znaczkiem motyla na marginesie (to przypomina, by fragmentu nie czytać na głos). Dodatkowo część słów ma wydłużone samogłoski, tak, by specjalnie w głośnym czytaniu je przeciągać (i w ten sposób działać nasennie na dziecko). Mnóstwo tu też wielokropków, które służą zawieszaniu głosu. Jeśli dojdzie do tego brak fabuły oraz drobne czynności pomagające w odprężeniu się przed zaśnięciem - można zrozumieć, że nie chodzi tu w ogóle o literaturę, a o sen. Czasami autorki dołączają do opowieści zadania związane z delikatnym masażem, głaskaniem lub dotykiem, stawiają też na siłę sugestii: trzeba skupić się na doznaniach zmysłowych, pomyśleć, jak przenosi się bohatera, albo otacza go ochronną magiczną tarczą. Uruchomienie wyobraźni uspokoi i wyciszy, przyda się zatem maluchom i pozwoli na oderwanie myśli od tego, co zbędne. Mali odbiorcy zyskują tutaj zatem przyjemne skojarzenia i umiejętność zrelaksowania się przed zaśnięciem. Dzieci w dżunglowych bohaterach odkryją siebie - można wybrać odpowiednią postać, żeby przybliżyć maluchowi jego własne zachowania i rozwiązania problemów, można też zająć się przedstawianiem kolejnych historyjek.

Największy problem z lekturą będą mieli zmęczeni rodzice. Jeśli tylko spróbują się podczas lektury położyć, zasną. Jeśli tylko będą podczas lektury wyczerpani ciężkim dniem - zasną. Najzwyklejsze bajki, tworzone tak, żeby przyciągały uwagę całych pokoleń, potrafią uśpić dorosłych - jednak tutaj znacznie łatwiej o taki efekt. Nie da się ukryć, że tekstowo bajki przygotowane zostały tak, żeby nic (pod kątem akcji) się w nich nie działo. Monotonny rytm i zachęcanie do ściszania głosu sprawiają, że książka zamieni się w kołysankę dla wszystkich.

niedziela, 4 grudnia 2022

Zimowy zeszyt zadań z naklejkami / Świąteczny zeszyt zadań z naklejkami

Harperkid, Warszawa 2022.

Zabawy na grudzień

Zeszyty zadań z bohaterami z kreskówek to ulubione niby lektury najmłodszych. Zapewniają rozrywkę i przynoszą mnóstwo ciekawych ćwiczeń rozwijających umiejętności manualne, a do tego - pozwalających przedłużyć spotkanie z ulubioną postacią. Trudno o lepszą zachętę do wytężonej pracy. Rodzicom tego typu książeczki zapewniają trochę spokoju: kilkulatki poradzą sobie z ozdabianiem kolejnych stron i z towarzyszeniem bohaterom - to kwintesencja zabawy. Ponieważ te zeszyty pełnią też funkcję publikacji gadżetowych, co oznacza, że stanowią po prostu reklamę wybranej kreskówki - mogą być podporządkowywane rytmowi kalendarza. I tak w grudniu pojawiają się na rynku specjalne, okołoświąteczne wersje, co nikogo nie zdziwi - bożonarodzeniowy klimat skusi nie tylko maluchy. Za każdym razem środkowa rozkładówka zawiera liczne naklejki - żeby ozdabiać kolejne strony albo żeby urozmaicać przygody bohaterów i wypełniać polecenia. Część stron jest kolorowa (chociaż i tak można na nich wykorzystywać kredki i flamastry), ale pojawia się też miejsce na dziecięce kolorowanki, żeby nikt nie czuł się pokrzywdzony i odstawiony od tworzenia. "Świąteczny zeszyt zadań z naklejkami" to przygody Binga i Flopa - jego maskotki i opiekuna w jednym. Bohaterowie przekonują się, że zbliża się zima. Z dachów mają zwisać sople lodu, a do ogródka przychodzić wiewiórki. Zaczyna się dokarmianie zwierząt i ozdabianie świątecznych wieńców (ale nie tylko: da się nawet upiększyć blender, bo i dlaczego nie). Dzieci w bajce dekorują pierniczki i przygotowują płatki śniegu z papierowych wycinanek (to zadanie, które dzieci może na dłużej przyciągnąć). Na papierze lepi się bałwany i robi ślady na śniegu - po to, żeby podpowiedzieć odbiorcom, czym można się zająć na świeżym powietrzu. Ubieranie choinki i czekanie na wymarzone prezenty to niezbędne elementy świątecznych przygotowań, które z pewnością ucieszą dzieci.

Dla tych, którzy wolą zaakcentować zimę a nie święta pojawia się wersja "Bing. Zimowy zeszyt zadań z naklejkami". Tutaj znów dzieci mają do dyspozycji szereg zadań do wypełniania, czasami sprawdza się ich umiejętności czy zdolność logcznego myślenia, ale zadania nie należą do trudnych - żeby nikogo nie zniechęcić. Zasada jest identyczna jak w całym cyklu: można wykorzystywać naklejki według uznania, ale czasami trzeba je zużyć do wskazania odpowiedzi na zadane pytanie. W tym tomiku można między innymi poćwiczyć pisanie (po śladach z kropek, co jest bardzo dobrą zachętą dla maluchów do spróbowania swoich umiejętności w tej dziedzinie i stanowi wstęp do lekcji pisania czy poznawania liter). Jest tu również ćwiczenie rysowania okręgów. Są tu gry w przeciwieństwa, sporo ćwiczeń na rysowanie po śladach i wskazywanie konkretnych przedmiotów. Nie zabraknie - chociaż to tomik zimowy a nie świąteczny - motywu choinki i prezentów, bo i dlaczego pozbawiać maluchy takich radości. Ten tomik przekonuje, że zima należy do ciekawych pór roku. A w zimowe wieczory można rozwiązywać zadania z książeczki - razem z Bingiem i jego przyjaciółmi.

Jest jeszcze "CoComelon. Zimowy zeszyt zadań z naklejkami". Wraz z JJ odbiorcy mogą spróbować swoich sił w logicznym myśleniu (wyszukiwanie brakujących pyszczków zwierząt to zadanie na inteligencję). Ozdabia się pierniczki, lepi bałwany i ozdabia choinkę. Są tu kolorowanki i rysowanie płatków śniegu, porównywanki i łamigłówki. Takie ćwiczenia nie mogą się znudzić, a obecność lubianego bohatera z kreskówki jeszcze uprzyjemniać będzie pracę. Dzieci mogą wybrać zeszyt z ulubioną postacią, co stanowić będzie motywację do ćwiczeń, które przydadzą się później w przygotowaniach do szkolnych obowiązków. Zeszyty są bajecznie kolorowe i ciekawe dla najmłodszych - a naklejki to automatycznie zwiększenie atrakcyjności serii.

sobota, 3 grudnia 2022

Michael Ian Black, Debbie Ridpath Ohi: Przykro mi

Nasza Księgarnia, Warszawa 2022.

I co dalej

Stało się. Zabawa trwała w najlepsze, ale w pewnym momencie Ziemniaczek powiedział coś bardzo przykrego. Flaming czuje się z tym źle i wszystko wskazuje na to, że piękna przyjaźń właśnie się rozpada. Dziewczynka, która towarzyszy tym bohaterom, próbuje zapobiec katastrofie: wie, że trzeba będzie zrobić coś bardzo trudnego: Ziemniaczek powinien przeprosić. Na razie toczy się wewnętrzna walka: Ziemniaczek rozważa, czy nie łatwiej byłoby uciec do pingwinów albo przebrać się tak, żeby nikt go nie poznał. Zrobiłby wszystko, żeby nie musieć rozmawiać z Flamingiem, zwłaszcza że nie wie, do czego ta rozmowa doprowadzi.

"Przykro mi" to kolejny tomik w bardzo dobrej serii picture booków pokazujących dzieciom uczucia i relacje międzyludzkie w zabawny sposób. Bohaterowie pochodzą z różnych środowisk i tylko w bajce i wyobraźni mogą się spotkać i stworzyć płaszczyznę porozumienia: ich pochodzenie podkreśla komizm całych scenek. A jednocześnie wszyscy przejmują tu ludzkie postawy, a zjawiska, które stają się udziałem postaci, to przeniesienie problemów z grupy rówieśniczej (i nie tylko). Bohaterowie na własnej skórze przekonują się, co oznacza złość lub smutek, co na to pomaga i dlaczego warto otworzyć się na innych, żeby uzyskać pomoc. Przeżywają najbardziej skomplikowane dla dzieci emocje, dowiadują się, jak się z nimi uporać i co dzieje się z ich zachowaniami w chwilach zmiany. "Przykro mi" to książeczka, która pozwala przeanalizować efekty konfliktu: tu poszkodowany jest nie tylko obrażony, ale również ten, który mimowolnie obraził. I on ma prawo do strachu i do smutku, i on może czuć się przygnębiony, a jeśli nie poradzi sobie z uczuciami kłębiącymi się w nim po całym wydarzeniu, wybierze wymierzoną w innych (lub siebie) agresję jako sposób zwalczenia tego stanu. Dziewczynka to rozumie i współczuje: wie, że przed Ziemniaczkiem teraz wyzwanie. Może go tylko wspierać i zachęcać do zrobienia tego, co zrobić należy. Podawanie przez Ziemniaczka alternatywnych - i absurdalnych sposobów na rozwiązanie konfliktu to przeniesienie dziecięcych pomysłów i wrażeń. Każdy chciałby móc w magiczny sposób uniknąć przeprosin, każdy będzie czuł się niepewnie - tu Ziemniaczek przydaje się odbiorcom bardzo: tłumaczy, co się z nimi dzieje i do jakich uczuć mają pełne prawo. Jednak chodzi przecież o uratowanie przyjaźni. Bilans strat i zysków wskazuje jednoznacznie, że dziewczynka ma rację i chociaż najbardziej chciałoby się uciec - trzeba przeprosić. Michael Ian Black i Debbie Ridpath Ohi przypominają, że tego typu zachowanie wymaga odwagi i wewnętrznej siły, wiąże się ze sporymi kosztami emocjonalnymi - i wyjaśniają dzieciom, co będą przeżywać. Dzięki temu wszystko wydaje się łatwiejsze: fabuła pokazuje, do jakiego punktu takie zachowanie doprowadzi. Będzie dzięki temu można szybciej wytłumaczyć kilkulatkom, dlaczego przepraszanie jest jednocześnie trudne i konieczne. "Przykro mi" to ważna książka o ogromnym znaczeniu dla małych czytelników. Jednocześnie - mimo trudnego tematu - jest to książka pełna humoru, jak wszystkie w serii. Drobne żarty pojawiające się w kolejnych frazach wynagrodzą dzieciom konieczność zmierzenia się z niechcianym zadaniem i ułatwią przyswajanie treści. Jest to naprawdę udana historia - cenna nie tylko ze względu na podpowiadane rozwiązania, ale i z uwagi na samo zilustrowanie problemu - przekonująco od strony psychologicznej.

piątek, 2 grudnia 2022

Joanne Ruelos Diaz: Książeczka pełna radości. 365 sposobów na miły dzień

Kropka, Warszawa 2022.

Pomysły

Książki dotyczące rozwijania kreatywności zawsze świetnie się sprawdzają - dzieciom przypominają o sile wyobraźni, dorosłych uczą, jak odzyskać radość istnienia i cieszyć się z drobiazgów. "Książeczka pełna radości. 365 sposobów na miły dzień" to propozycja urocza i starannie dopracowana - zawierająca szereg podpowiedzi na cały rok, by odbiorcy mogli odkrywać nowe talenty i umiejętności, zdobywać ciekawe informacje albo sprawiać sobie przyjemność. To lista wskazówek niezawodnych i rzadko się powtarzających (na początku jest tak z tematem przytulania, później między innymi z różnymi rodzajami jedzenia albo językami obcymi). Chodzi o to, żeby przypomnieć czytelnikom, jak wiele sympatycznych niespodzianek czeka na każdym kroku i jak umilić sobie dzień niewielkim kosztem. Joanne Ruelos Diaz zapewnia miłe skojarzenia z różnych sfer aktywnego wypoczynku, ale udowadnia też, że nawet zdobywanie wiedzy zamienić się może w przygodę (co prawda nie uda się, jak to sugeruje autorka, nauczyć się w jeden dzień chińskiego, ale już poznanie kilku słów czy zwrotów może stać się trampoliną do egzotycznej pasji). Od czasu do czasu sięga autorka do kalendarza, żeby wyczytać z niego informacje o co ciekawszych świętach - przeważnie jednak skupia się na tym, co dostępne na wyciągnięcie ręki i bez specjalnego wysiłku. Zachęca do spacerów (wyznacza dzień oglądania chmur i dzień, w którym można korzystać ze słońca, żeby przekonać czytelników do aktywności na świeżym powietrzu). Przypomina o radości, jaką daje samodzielne tworzenie - wszystko jedno, czy będzie to budowanie fortu, czy układanie piosenki. Wprowadza różne rodzaje czynności, które wyciszają i uspokajają, ale też takich, które pozwalają dać upust energii. Zadania, które dzieci znają ze swojego otoczenia albo całkiem nowe, warte przetestowania zapełniają kolejne strony książki. Autorka nie rozpisuje się tu przesadnie, podsuwa dzieciom jednoakapitowe komentarze z podpowiedziami. Sporo miejsca zajmuje także ilustracja: Annelies Draws proponuje kolorowe i dziecięce w duchu obrazki, dzięki którym łatwiej będzie zaangażować się w lekturę. Nie chodzi tu o to, żeby dokładnie opisywać kolejne czynności i podawać przepisy na działanie - autorka jedynie sygnalizuje, czym można się zająć w danym dniu. To znakomity tomik do losowania wyzwania albo do urozmaicania codziennej rutyny, dzieci będą tutaj mogły decydować, na jakie zajęcia mają największą ochotę - być może też książka zainspiruje je do działania i sprawi, że będą bardziej twórcze w wymyślaniu sobie rozrywek. Rzadko kiedy trzeba tu sięgać po konkretne materiały, liczy się najbardziej to, co można znaleźć we własnym otoczeniu. Dzięki temu bez większych przygotowań da się wcielać w czyn propozycje z tego tomiku. Książka jest ładnie wydana - będzie ozdobą dziecięcej biblioteczki. Ale jej prawdziwa wartość polega właśnie na rejestrowaniu ulotnych spraw dających poczucie szczęścia i radości. Odbiorcy szybko przekonają się, jak można cieszyć się z drobiazgów - i zaczną doceniać chwile, które z pozoru niczym się nie wyróżniają. "Książeczka pełna radości" przygotowana została dla małych odbiorców, jednak można dzielić się nią z każdym, kto potrzebuje pokrzepienia i serdeczności - przydaje się przy przypominaniu, jak dużo zależy od pozytywnego nastawienia. Najmłodsi pod wpływem tej lektury będą mogli wcielać w życie własne pomysły - wystarczy sprawdzić, jakie rodzaje aktywności przyniesie książka - a natychmiast uruchomi się cały szereg kolejnych propozycji. I to w całej zabawie najlepsze.